Zresztą... ten Tropiciel i tak nic by im nie powiedział, a co za tym idzie, nie pomógłby w rozwiązaniu zagadki kradzieży Berła. Dlatego też Christian nie zrozumiał złości swych towarzyszy. Wampira dręczyła ciągle kwesta tego, czy ów jeniec mówił prawdę... Może Aurore miała rację, twierdząc, iż to ktoś z pałacu chce mu zaszkodzić...? W końcu najciemniej zawsze jest pod latarnią... Och, przecież to niedorzeczne! Czym on, Christian, mógł komuś zalesić za skórę do tego stopnia, by pragnął śmierci swojego księcia? Fakt, bywał irytujący i arogancki, czasem lekceważący w stosunku do... w zasadzie to do wszystkich i wszystkiego, ale czy to od razu powód, by go zabijać? No chyba nie.
Zamęczany pogonią własnych myśli galopujących po jego głowie, stwierdził, że oprócz świeżej krwi, która napełniłaby jego żołądek, potrzebował też czegoś, co odurzyłoby go nieco i pomogłoby się zrelaksować. Po około półgodziny jazdy chłopak wjechał przez drewnianą bramę do niewielkiego grodu, otoczonego dębową palisadą, po którego wieżach chodzili sztywno strażnicy, obserwując, czy aby żadni wrodzy żołnierze nie zbliżają się do osady. Christian bez problemu dostał się do środka. Wygląda na to, że nie sprawiał wrażenia na tyle podejrzanego, by go musiano go zatrzymać i przesłuchać. Wampir mijał drewniane, najczęściej parterowe lub dwupiętrowe domostwa i stodoły, w poszukiwaniu jakiejś gospody, w której mógłby się czegoś, a potem kogoś napić. Ślinka ciekła już księciu na samą myśl o balsamicznej krwi elfów. Zatrzymał się w końcu przez karczmą o nazwie "Jastrzębie gniazdo". Przywiązał konia do niskiego płotku i wszedł do środka. Jastrzębie gniazdo było dużym, zbuntowanym w całości z drewna i gliny, przypominającym z zewnątrz dom, budynkiem. Już od wejścia czuło się zapach swojskich potraw tu serwowanych, a gromkie śmiechy i pijackie piosenki wyśpiewywane przez mieszkańców grodu w środku gospody zdradzały, że alkohol leje tu się litrami. Kiedy Christian przekroczył próg karczmy, nikt nie zwrócił na niego uwagi. Siedzący przy podłużnych ławach, podpici mężczyźni, czerwoni na twarzach i bełkoczący coś do towarzyszy, i niemniej wstawione kobiety, wdzięczące się do potencjalnych klientów przy palenisku, nie stanowili zbyt pożądanego towarzystwa dla księcia, więc Christian postanowił ignorować tą wesołą gawiedź i pomaszerował prosto do bogato zastawionego baru. Swoją drogą wampira niezwykle bawił widok elfów w takim wydaniu. Nacja Aurore miała to do siebie, że zawsze się wywyższała, udawali arystokrację, nawet jeśli dana rodzina nią nie była, mieli się za idealnych, dystyngowanych, pełnych klasy, a przynajmniej na takich pozowali. A tu widać jak na dłoni prawdziwą naturę większości z nich. Żałosne. Po prostu żałosne. Wargi Christiana wykrzywiły się w drwiącym uśmieszku.
- Co podać? - spytała szczupła barmanka o lokowanych rudych włosach, puszczonych luzem na ramiona i bystrych brązowych oczach. Drobny, ale trochę zadarty nos dziewczyny przyprószony był kilkoma złotymi piegami. Elfica miała na sobie prostą, czerwoną sukienkę, bez żadnych ozdobników, ale za to z głębokim dekoltem, przykuwającym wzrok, i przybrudzony fartuszek na wąskich biodrach.
- Proszę Gin - rzucił chłopak, przyglądając się ładnej barmance. Christian usadowił się na wysokim krześle przy blacie baru.
- Już się robi - odparła dziewczyna, przegryzając kokieteryjnie pomalowane na czerwone wargi. W przeciwieństwie do łowiących klientów panienek do towarzystwa, ta wyglądała seksownie, a nie wulgarnie i, w jego opinii, odpychająco.
- Dziękuję - powiedział książę, przesuwając po blacie srebrnego denara. - Mogę wiedzieć, jak cię zwą? - spytał, uwodzicielskim tonem, przyglądając się barmance. W sumie czemu by się nie zabawić trochę, skoro nadarzyła się ku temu okazja? To dobry sposób, żeby odreagować spięcie z... całą resztą.
- Sennseya. A ty, panie? - odrzekła dźwięcznym głosikiem, w którym pobrzmiewała charakterystyczna chrypka.
Christiana nie zdziwił sposób, w jaki dziewczyna się do niego zwracała, chociaż po jej minie nie było widać, by rozpoznała, kim jest, ponieważ w Erithel to była kwestia grzecznościowa. Jeśli nie łączyła cię z kimś wielka zażyłość, często zwracano się na "pan", "pani" lub "panna". Oczywiście niektórzy, na przykład sam książę, nie zawracali sobie głowy takimi błahostkami.
- Jestem Christian. Christian V Saerin, syn Deremina - przedstawił się chłopak, odgarniając z czoła płowe włosy. Gdy tylko Sennseya usłyszała to, stanęła jak wryta. Wpatrywała się tylko w niego szeroko otwartymi oczami i z rozchylonymi ze zdziwienia ustami. Wampir roześmiał się. - Widzę, że moja godność obiła ci się o uczy.
- Wasza Wysokość jest księciem Meridianu? - wykrztusiła z siebie w końcu, po czym skarciła się w duchu za tak oczywiste pytanie. No jasne, że nim jest. Kim innym mógłby być syn Deremina, króla wampirów, jak nie królewskim synem?
- Z tego co mi wiadomo to tak - odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem.
- Och... Ale co Wasza Wysokość robi w takim miejscu?
- Jestem tu przejazdem - Christian machnął lekceważąco dłonią, po czym wziął do ręki szklankę z whisky od Sennseyi i wypił ją na raz.
- Rozumiem. Może mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała niepewnie elfica, zakładając nerwowym ruchem rudy kosmyk za spiczaste ucho. Nigdy nie przebywała z kimś tak ważnym w jedn pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, jak się zachować.
- A wiesz, jest taka jedna rzeczy... - powiedział chłopak, uśmiechając się do Sennseyi. Barmanka była zbita z tropu. Nie wiedziała, o czym on mówi, dopóki książę nie wysunął dyskretnie swoich kłów, po czym momentalnie je schował. Jego rubinowe oczy skrzyły. Elfica wystraszona zrobiła krok do tyłu. Christian spokojnie podniósł się z miejsca i obszedł bar. W miarę jak zbliżał się do dziewczyny, ta cofała się coraz bardziej wystraszona. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi, do tego stopnia każdy był zajęty swoim kieliszkiem. Sennseyi instynkt nakazywał uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale z drugiej strony... Miała do czynienia z księciem, który mógł kazać wtrącić ją do lochu za byle co. Wiedziała, że nie może mu się stawiać dla własnego dobra.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - przemówił do niej uspokajającym głosem, podtrzymując kontakt wzrokowy. Wyjątkowo chłopak postanowił spróbować "po dobroci", a nie od razu hipnotyzować "ofiarę". - Wypiję tylko trochę, nie będzie nic boleć. Obiecuję - Christian uniósł dwa palce jak do ślubowania. Serce dziewczyny waliło jak oszalałe. Dziewczyna rozglądała się nerwowo na boki, szukając potencjalnej pomocy. - Nie krzycz, nie bądź dziecinna, Sennseyo. Przecież obiecałem ci, że to nic takiego.
- Książę kłamie. Ugryzienie zawsze boli. Każdy tak mówi - wyjąkała, łamiącym się głosem.
- Nie, to oni kłamią. To wszystko mówią osoby, które nigdy tego nie przeżyły. No to jak, ślicznotko? - spytał aksamitnym głosem Christian, ujmując delikatnie jej dłoń. Dziewczyna czuła się jak sparaliżowana. Nie była w stanie się wyrwać. Wampir przyciągnął ją do siebie. Pisnęła. - Ćśśśś, spokojnie - wyszeptał barmance do ucha, jedną ręką obejmując ją w tali, by się nie wyrwała, a drugą zanurzając jej w rudych lokach i odchylając delikatnie głowę do tyłu, by wyeksponować łabędzią szyję Sennseyi. Dziewczyna oddychała szybko i płytko. Dłonie miała na piersi Christiana. Próbowała go odepchnąć, ale on był silniejszy. Jak to wampir. - Złotko, zaczynasz mnie denerwować - mruknął do szamoczącej się elficy, wywracając przy tym z irytacją rubinowymi oczami. Denerwowało go to, że jeśli elfy, wilkołaki czy czarownicy zabijali zwierzęta dla mięsa, to było dobrze i nikt nie robił afery, a jeśli oni, wampiry, często potrzebowali tylko na chwilę się wgryźć, nikogo nie mordując, to już jest źle! No ludzie, ogarnijcie się trochę! Każdy musi jeść.
Christian postanowił się nie cackać. Obnażył kły i zatopił je w błękitnej żyle na bladej szyi dziewczyny. Sennseya pisnęła, wyrywała się jeszcze parę sekund, a potem ogarnęło ją nagłe odrętwienie, spowodowane wampirzym jadem, rozchodzącym się po jej ciele w błyskawicznym tempie.
Balsamiczna, delikatna i gorąca elfia krew spływająca teraz po podniebieniu chłopaka wprawiała go niemal w stan ekstazy. Krew elfów zawsze smakowała wampirom najlepiej. Syrenia była przeważnie okropnie wodnista, czarodziei bardzo energetyczna, ale czasem niesmaczna, a wampirza potwornie gorzka i kwaśna, miało się wrażenie, jakby piło się kwas (chyba że to symbolicznej wymiany krwią dochodziło między wampirami podczas miłosnego uniesienia, to wtedy smakowała jakoś lepiej, nikt nie wiedział czemu, ale tak było), a wgryzając się w wilkołaka, czasem odnosiło się wrażenie, jakby jadło się własnego psa, więc... Ale elfia.... Oooo, ta zawsze była w cenie.
- Dobra, dosyć - powiedział w końcu Christian, wypuszczając barmankę z objęć i ocierając wierzchem dłoni resztki krwi z ust. Sennseya złapała się ściany, żeby nie upaść. Dziewczynie kręciło się w głowie. Było jej nie dobrze. Dwie ranki pulsowały nieprzyjemnie na szyi. Dłoń elficy powędrowała mimowolnie do nich. - Zaraz przestaną krwawić - uspokoił barmankę, widząc lęk w jej oczach. Książę wyją z kieszeni jedwabną chusteczkę z wyszywanym inicjałem, czyli taką, jaką każdy gentleman i każda dama nosili przy sobie na wypadek, gdyby "pobrudzili sobie rączki", i przycisnął ją do rany Sennseyi.
- Piecze.
- Przestanie. Kiedyś... Idź to sobie obmyj zimną wodą - polecił jej, a dziewczyna chwiejnym krokiem ruszyła na zaplecze, przytrzymując chusteczkę przy krwawiącej ranie i oglądając się nerwowo na Christiana.
Szczerze mówiąc książę miał ochotę na coś więcej z piękną barmanką, ale dziewczyna była tak wystraszona, że nie było nawet mowy o żadnych romansach bez uprzedniego zahipnotyzowania jej. No a z racji tego, że Christian nie należał do tych, którzy "biorą siłą", albo odurzają partnerki, więc na posiłku niestety się zakończyło. A szkoda.
Christian nalał sobie jeszcze jedną szklankę whisky, zostawił zapłatę na blacie i wyszedł, opróżniając szklaneczkę po drodze. Wampir wsiadł na konia i ruszył z powrotem. Aurore i reszta raczej się o niego nie martwili, ale wrócić wypadało. Przecież mieli razem do wykonania zadanie wagi państwowej. Nie mógł się tak po prostu od nich odciąć. Przynajmniej nie teraz.
***
Wysłani przez Deremina Tropiciele przemieszczali się szybciej niż poprzedni. Król Meridianu wyposażył ich w szybsze wierzchowce, specjalną rasę, osiągająca niewyobrażalną prędkość. Poza tym mordercy, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, znali dokładne położenie Christiana i reszty. Tak więc jak tylko wampirzy książę znalazł się kawałek od grodu, oni już na niego czekali. Chłopak ledwo zdążył przekroczyć bramę, gdy ich zobaczył. Zastęp dziesięciu zakapturzonych postaci, wpatrujących się w niego wrogo. Zagradzali mu jedyną drogę przejazdu. Christian zatrzymał gwałtownie konia. To nie możliwe, po prostu nie możliwe... - myślał gorączkowo wampir. Przecież jeszcze dzisiaj rozprawili się z piątką, a tu kolejni? JAKIM CUDEM?!
Nad nimi zawisła pełna napięcia cisza, którą nagle przerwało jedno, krótkie zdanie któregoś z mężczyzn.
- Brać go. I wtedy się zaczęło. Nasłani zabójcy ruszyli w jego kierunku. Chłopak nie miał pojęcia, czy chcą go pojmać, czy od razu zabić, i szczerze mówiąc, jakoś nie specjalnie był czas o to pytać. Musiał myśleć szybko. Potężnym szarpnięciem zawrócił konia i ruszył czym prędzej w stronę grodu. Wierzchowiec zarżał z dezaprobatą, ale pędził ile sił w kopytach. Jechał najszybciej, jak mógł, ale mimo to zbyt wolno. Christian był tylko kawałek przed nimi. Tropiciele już mieli go na wyciągnięcie ręki, gdy znaleźli się kilka metrów przed bramą grodu. I wtedy z nieba posypały się ogniste strzały. To strażnicy, stacjonujący na wieżach grodu, gotowi by chronić osadę przed wrogami, zaczęli strzelać w groźnie wyglądających nieznajomych. Cudem Christiana żadna nie trafiła. A może nie celowano w niego? W sumie poprzednio został wpuszczony do grodu bez problemów. Skoro wtedy nie wydawał się podejrzany, to czemu teraz miałby taki być? Dwoje z pośród dziesięciu stchórzyli i, by ratować życie, zapomnieli o Christianie i po prostu uciekli, zostawiając swoich towarzyszy. Reszta próbowała ugasić trawiące ich płomienie, lecz był to zaczarowany ogień. Ogień elfów. Jego nie można tak po prostu ugasić. Więc płonęli, zawodząc z bólu. Wampirzy książę nie chciał na to patrzeć. Zawrócił konia i czym prędzej, uważając, by samemu nie oberwać, odjechał, zostawiając wrogów w tyle. Jego serce przepełniało coraz więcej wątpliwości. Drugi atak tego samego dnia. Coś musiało być na rzeczy. Komuś z Meridianu bardzo zależy, by nie odnaleźli tego berła. Ale komu... Niestety na rozwiązanie tej zagadki musieli jeszcze trochę poczekać, a on musiał się teraz jak najszybciej dostać z powrotem do ich obozu, by sprawdzić co Aurore. Czy jest cała? Czy jej nie skrzywdzili? Czy żyje? No i oczywiście co z resztą... To też było ważne... Chociaż o nich myślał mniej. Dużo mniej. Najbardziej liczyła się ona, chociaż nawet nie miała o tym pojęcia, a Christian nie miał zamiaru mówić.
MERIDIANE FALORI
klepie <3
OdpowiedzUsuńLike it :3
OdpowiedzUsuńLike it :3
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadania xd.
Christian chciał się zabawić... jak to brzmi, ahahaha.
Czekam na next <33 :* Wenyyy
Czytałam chyba wszystkie twoje blogi, a mimo to nie do szukałam się powtórek. Czekam na nexsta.
OdpowiedzUsuńCristal Creative
Swietny ;) oj christian martwi sie o aurore :) czekam na next
OdpowiedzUsuńO boże jak słodko <3 Chris się martwi o Aurore :D Uwialbiam to xDD Rozdział boski :) czekan na next ^^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie mam czasu, tak więc będzie krótko :D
UsuńChristian kojarzy mi się z Falenem z PoA przez tą barmankę xD
Fajny rozdział ^^ Czekam na następny ^^
W końcu mam czas skomentować cokolwiek i muszę powiedzieć, że żałuje ze wcześniej tego nie przeczytałam (ale testy referaty i testy przynajmniej na 2 same się nie napiszą). Więc życzę weny i pisz szybko kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńKrótki, ale bardzo piękny <3
OdpowiedzUsuńŚwietna jest ta końcówka, gdzie wyraźnie pisze, że Chris zakochał się w Aurore <3
PIEKNE /Rebekah
No cóż, aż mi wstyd, że przybywam z takim opóźnieniem. Mogłabym kilka powodów wymienić - na przykład dziwnie szwankujący bloger, który utrudniał mi życie przez cały weekend, kiedy to zamierzałam przeczytać rozdział. Ale nieważne. Najważniejsze, że w końcu udało mi się włączyć Twojego bloga i przeczytać i skomentować :D
OdpowiedzUsuńNa początku... Cóż, na początku powiem, że rozdział był zaskakująco krótki. Tak się wciągnęłam, czytam sobie czytam i nagle się kończy! No i będę musiała czekać na dziesiąty rozdział (mam nadzieję, że nie tak długo).
Oczywiście końcówka najlepsza *,* No bo końcówki mają to do siebie, że zwykle są najlepsze z rozdziału :D Takie to... słodkie? Czy można Chrisa nazwać słodkim? :D W tej końcowej scenie był, więc chyba można :D Jestem tak strasznie ciekawa, co planujesz w związku z Aurore i Chrisem!!!!! To jest najlepsza para ever tego opowiadania :D Uwielbiam ich <3
Wszystkie opisy niesamowite, z resztą jak zawsze, więc napiszę tylko, że... Co mogę napisać? :D Och, krew elfów :D Nie żeby coś, ale miałam kiedyś podobny pomysł na takie coś, że jednych krew była taka, innych taka :) Nigdzie się z tym chyba nie spotkałam i nagle ta dam! U Ciebie się to pojawia. Nawet mam gdzieś w zeszyci zapisane, co gdzie i jak, bo zaczęłam we wakacje pisać nowe opowiadanie, ale tylko tak na brudno.
Ogień elfów, którego nie da się ot tak zgasić. Dobry pomysł! No i cieszę się, że elfy pomogły Chrisowi, a raczej go uratowały. Bo sam z taką zgrają? ;)
Mam również nadzieję, że nic poważnego ani ważnego nie zdarzyło się pod jego nieobecność w obozie.
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza <3
Hahaha też się cieszę, że blogger w końcu łaskawie pozwolił ci do mnie zajrzeć ;) świetnie, że ci isę podobało (ps kocham czytać takie rozprawki, ale już chyba wiesz :3), haha chyba kradnę ci pomysły telepatycznie, co do tej krwi xD
UsuńMam nadzieje,że przeczytałaś to co ci napisałem, a rozdział słaby, za mało tego napięcia i za dużo dzisiejszych słów: ,,ogarnijcie się'' i nie mówi się elfica (bo to brzmi idiotycznie) tylko elfka.
OdpowiedzUsuń~Wilk
Sprawdzałam :P Można mówić i tak, i tak :/
UsuńPamiętam pisanie dla sławy? nie wiem, odkąd dwa komentarze więcej są sławą (jak powiedziałam kilku osobom o tym komentarzu, to go wyśmiały w rozmowie na fb).
Słaby? Nie wiem, ile książek wżyciu przeczytałaś, ale w żadnej nie ma tak, że każdy rozdział trzyma w napięciu. Niektóre muszą być spokojniejsze, stanowić przejścia od akcji do akcji :P
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Iiiiiiiiiiiiiiiiii Iiiiiiiiiiiiiiiiii! Super!
OdpowiedzUsuńKocham!
Aurore i Christian <3
4ever!!!!
Czytam dalej
Jeszcze tylko 3 rozdziały!
Coco Evans