Arthur i Aurore odprawili wspólnymi siłami czary uzdrawiające nad ciężko ranną Laną Sophią. Na całe szczęście elfica i czarownik zdążyli, nim wykrwawiła się na śmierć. Marina wciąż się trzęsła z tego wszystkiego. Nikt nigdy nie uczył jej walczyć, więc nie była gotowa na atak. Nie wiedziała, co w takiej sytuacji robić... Teraz czuła złość na siebie, że tak spanikowała, ale... kto by nie spanikował? Łatwo czytać w książkach o heroicznych postawach niedoświadczonych młodych ludzi, którzy już w pierwszym starciu okazują się walczyć lepiej niż przeciwnicy, którzy przeszli uprzednio wieloletnie szkolenie, ale w prawdziwym życiu ciężko stać się takim bohaterem. Przeważnie w chwili zagrożenia paraliżuje cię strach. Nienawidzisz tego uczucia, kiedy nie jesteś się w stanie poruszyć, ale często nie potrafisz go zwalczyć. Ale może to dlatego, że właściwie się do tego nie zabierasz. No bo przecież na niektórych taki strach działa w sposób determinujący, jak na przykład u Christiana. W oczach wampira na chwilę przed starciem można było dostrzec niepewność i niepokój, lecz zaraz zostały one zastąpione wolą walki i wiarą we własne zwycięstwo. Tak to już jest. Najpierw samemu musisz w siebie uwierzyć, by to co chcesz dokonać miało szansę stać się prawdą.
- Już dobrze. Przez jakiś czas możesz czuć się osłabiona, ale to normalne - powiedziała księżniczka, kiedy proces uzdrawiania dobiegł końca.
- Dziękuję - wyszeptała słabym głosikiem Lana, spoglądając na Aurore i Arthura z wdzięcznością spod przymkniętych powiek. - Uratowaliście mi życie.
- To nic wielkiego. Każdy by to zrobił na naszym miejscu, gdyby tylko potrafił - odparł lekko czarodziej, uśmiechając się delikatnie, ale szczerze do wilkołaczki.
- Uratowanie życia to zawsze coś wielkiego - zaoponowała Lana Sophia, nie mając siły podnieść się z ziemi. Czuła się taka śpiąca, taka ociężała... Ale jednocześnie pogrążona była w pewnego rodzaju błogostanie. Efekt uboczny elfiej, białej magii, najczystszej ze wszystkich, która działała kojąco jak balsam. - No może nie do końca mojego, nie jestem przecież nikim ważnym, ale to nie zmienia faktu, że u nas, w Norendfell, czegoś takiego nie zapomina się do samego końca - dodała po chwili namysłu.
- Nie opowiadaj głupot. Twoje życie jest tak samo ważne, jak innych - zaprotestował stanowczo Christian, wtrącając się nieoczekiwanie do rozmowy. - Nie ma żyć ważniejszych i mniej ważnych. Każde jest darem w takim samym stopniu, a status człowieka, któremu zostało ono dane, w żaden sposób nie wywyższa ani nie umniejsza jego wagi. Każdy z nas jest przeznaczony do życia, bo w przeciwnym wypadku nigdy by się nie narodził. Pod tym względem jesteśmy sobie równi. Z tą różnicą tylko, że niektórzy wybierają życie w światłości, a inni w cieniu własnych wyborów, złych wyborów - powiedział książę, podchodząc bliżej nich. Teraz tylko Marina stała na uboczu. Nie czuła się częścią tej grupy, miała poczucie, że do nich nie pasuje, więc wolała trzymać się na dystans... Często tak robiła. Dziewczyna wychodziła z założenia, że lepiej się nie odezwać, niż otworzyć usta i zostać skrytykowanym.
- Jeny, Christian, to było... głębokie... - Aurore nie kryła zdumienia i... podziwu? Przeważnie z ust księcia padały albo sarkastyczne odpowiedzi, albo coś podchodzącego pod groźby, więc... to bez wątpienia stanowiło miłą odmianę.
- Tak samo głębokie, jak twoje zapalenie płuc, którego niewątpliwie się nabawisz, jeśli zaraz się czymś nie przykryjesz - rzucił z ironicznym uśmieszkiem Christian, okrywając Aurore, która ledwo dostrzegalnie drżała, przyniesionym z namiotu kocem.Drugi dał z kolei Lanie Sophii, która odpowiedziała mu sennym uśmiechem.
- Echm, dzięki... - powiedziała lekko zakłopotana Aurore.
- Coś nie tak? - spytał Christian, marszcząc brwi, gdy spostrzegł zmieszanie elficy.
- Nie, nic. Po prostu od początku naszej wyprawy miałam wrażenie, że pełnię szczęścia przyniosłoby ci dopiero skręcenie mojego karku, więc...
- Nie przesadzajmy, nie wyjeżdżaj mi tu zaraz z karkiem - Christian machnął lekceważąco ręką, po czym dodał z tym samym ironicznym uśmieszkiem - co najwyżej nogi albo ręki...
- Christian!
- No co? Sama zaczęłaś ten temat, królewno, więc nie piekl się, że go kontynuuję - odpowiedział książę, wywracając teatralnie oczami.
Aurore już otwierała usta, by coś mu odpowiedzieć, ale wtedy ozwała się Marina, czym sprowadziła wszystkich na ziemię.
- Nie żeby coś, ale czy my nie mieliśmy go aby przesłuchać? - spytała, wskazując palcem na nieprzytomnego Tropiciela, leżącego kilka metrów od Christiana, Lany Sophii, Arthura i Aurore.
- No faktycznie, wypadałoby zająć się kolegą - rzucił czarownik, marszcząc brwi. Następnie zwrócił się do wilkołaczki - Przeniosę cię do namiotu. Powinnaś odpocząć.
- Ale ja chcę posłuchać... - zaprotestowała cicho.
- Nie. Powinnaś się zdrzemnąć. Sen dobrze ci zrobi - zaprotestował chłopak, po czym jedną rękę wsunął jej pod kolana, a drugą podtrzymał głowę.
- W sumie może masz rację... Oczy same mi się zamykają...
- Bo jesteś osłabiona. Mówiliśmy ci już, że to naturalna reakcja - odpowiedział z troską Arthur, po czym wniósł ją do jednego z dwóch skórzanych namiotów. Kiedy czarownik wrócił do reszty, cała czwórka podeszła do leżącego na ziemi mężczyzny. Gdy Tropiciel upadał sparaliżowany czarem, spadł mu kaptur z głowy, ukazując nastroszone czarne włosy i pociągłą twarz o śniadej cerze. Szeroko otwarte oczy były podkrążone, a usta sine. Wyglądał może na czterdzieści lat...
- No, chłopcze z patykiem, zrób te swoje czary mary, tajemne rytuały i obudź drania - polecił lekceważącym tonem wampir. - No dawaj, dawaj, Arthie! Nie mamy całego dnia.
- Zaraz możesz mieć ten patyk w oku, jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz - odpowiedział "groźnym" tonem Arthur, łypiąc na Christiana spode łba.
- A ty dwie dziurki w szyi. Zagęszczaj ruchy, czarusiu, bo chcę już wiedzieć, czemu ten cwel razem z naczelnym cwelem chcieli mnie wziąć ze sobą, a was wybić jak kaczki - odpowiedział chłodno i z pewnym zniecierpliwieniem wampir. Arthur wyszeptał z irytacją jakieś zaklęcie pod nosem, celując końcem różdżki wykonanej z drzewa wiśni w mężczyznę nieznanej rasy. W powietrze wzbiły się pomarańczowe iskry, a po chwili Tropiciel wybudził się gwałtownie z okrzykiem zaskoczenia na ustach. Christian natychmiast przy nim kucnął i chwycił zabójcę za ramiona, by uniemożliwić mu ewentualną ucieczkę.
- Mów kim jesteś i dlaczego nas zaatakowaliście - głos Aurore brzmiał twardo i stanowczo. - I kto was nasłał.
- Nie mam zamiaru odpowiedzieć na ani jedno z twoich pytań, laluniu - odrzekł ochryple mężczyzna. Jego oczy skrzyły wzgardą i gniewem.
- Tak? A może jednak pokusisz się na odpowiedź? - Christian złapał mocno za włosy mężczyzny i odchylił mu głowę. Tropiciel zawył z bólu. Nikt nie lubi, kiedy ktoś go ciągnie za włosy, a co dopiero jak wyrywa się je razem z cebulkami.
- Zapomnij - warknął mężczyzna. - To wszystko jest częścią większego planu, mającego na celu większe dobro. Wolę umrzeć, niż zaprzepaścić go, wydajać wam mojego pana - syknął przez zaciśnięte zęby.
- "Większy plan, większe dobro" - prychnęła Marina. - Wszyscy wyznawcy każdej z chorych ideologii tego świata uznawali ją za służącą większemu dobru, a tak naprawdę wszystkie one siały tylko śmierć i spustoszenie. Nic poza tym. Wszystkie słowa i każde z osobna wypowiedziane przez twórców takich właśnie ideologii były okupione krwią niewinnych, którzy nie chcieli im ulec i przyjąć racji przywódców za najcenniejsze prawdy. Jesteście tylko kolejnymi zbrodniarzami, ty i twój pan, kimkolwiek on jest, więc nie wciskajcie nam łgarstw, że to, co robicie, ma cokolwiek wspólnego z istotą dobra.
- Co taka prosta dziewczyna jak ty może o tym wiedzieć? - zakpił z Mariny Tropiciel. - Nie wiem, czy jesteś błękitnej krwi, czy może zwykłą chłopką, ale bez względu na wykształcenie, jakie mogli ci dać albo i nie, nie zdołasz pojąć tego wszystkiego. Tylko wybrani rozumieją.
- Yhm, znakomicie - mruknął Arthur. - A teraz, jeśli będziesz tak łaskawy, możesz przestać bredzić jak potłuczony, a zamiast tego zacząć tłumaczyć, kto zyska na naszej śmierci i dlaczego.
- Możecie mnie pocałować w...
Nie zdołał dokończyć, bo Arthur przystawił mu różdżkę do gardła Jej końcówka, jarząca się czerwienią, paliła jego skórę. Mężczyzna syknął, ale nawet ból nie przekonał go do powiedzenia prawdy.
- Grzeczniej proszę, bo zaraz porozmawiamy inaczej - powiedział czarownik z lodowatym opanowaniem, przyglądając się Tropicielowi badawczo. - Spytam ostatni raz. Kto cię tu nasłał?
Twarz mężczyzny wykrzywił okropny, szyderczy uśmieszek, przypominający bardziej grymas niż rzeczywisty uśmiech. Nieznajomy spojrzał na Christiana z pewnym rozbawieniem, tuszującym uczucie palenia w miejscu, w którym Arthur przystawiał mu koniec różdżki. Widocznie mężczyznę śmieszyła cała ta zabawa. Oto Christian - książę wampirów - i jego towarzysze szukają człowieka odpowiedzialnego za to wszystko, za kradzież Berła, za atak i próbę zabójstwa... A nawet przez myśl im nie przejdzie, że są o krok od rozwiazania zagadki... Ale nawet jeśli wpadną w końcu na to, że to Deremin, pan w Meridianie a ojciec Christiana, jest winny temu całemu zamieszaniu, będzie już za późno... Mogą się zorientować, że zdrajca jest z królestwa wampirów, gdyż ta wiedza nic im nie da. Długo im zajmie uwierzenie, że to Deremin jest winny, chociaż wysłał własnego syna na poszukiwania tego artefaktu.
- Zapytajcie tego blondaska - rzucił kpiąco nieznajomy, lustrując chłopaka spojrzeniem. - Jego spytajcie, kto go tak nienawidzi, że postanowił zakończyć jego nędzny żywot... Chociaż czekajcie... każdy go nienawidzi i wszyscy mają za nic. Jesteś nic nie wartym śmieciem, Christianie V Saerinie, skoro nawet ludzie którzy niegdyś ci podlegali, teraz chcą twojej głowy.
- To by było na tyle - mruknął wampirzy książę, po czym jednym, płynnym ruchem skręcił wilkołakowi (bo doszedł w końcu po zapachu kim ów żołnierz jest) kark. Z piersi Aurore wydarł się zduszony okrzyk, Marina pisnęła, Arthur stanął jak wryty. Ciało sługi Deremina opadło bezwładnie u stóp jego syna, a sam Christian podniósł się z ziemi, otrzepując ostentacyjnie ręce.
- Dlaczego to zrobiłeś? Teraz się niczego nie dowiemy! - zawołała oskarżycielsko syrena.
- A co niby miałem go wypuścić i pozwolić, by wrócił tu ze wsparciem?!
- Nie miałeś prawa go zabić, przynajmniej dopóki nie wydusilibyśmy z niego, kto nasłał na nas tych ludzi! - oczy Arthura zdawały się płonąć; głos był ostry i pełen wyrzutu.
- I tak nic by nam nie powiedział. To typ chorego idealisty, który woli umrzeć dla sprawy, niż zdradzić swojego pana. Nie mielibyśmy pożytku - odparł zdawkowo Christian, mocno akcentując każde wypowiedziane przez siebie słowo, jakby chciał zwiększyć jego znacznie.
- Mogłeś go zahipnotyzować, skoro nie chciał powiedzieć nam wszystkiego po dobroci! - wyrzuciła mu Aurore, nie mogąca uwierzyć, że on naprawdę to zrobił i to bez konsultacji z nimi.
- Właśnie o to chodzi, że nie mogłem. Te skurczybyki mają ochronę. Nie są podatni na hipnozę. Ich krew cuchnie eliksirami zabezpieczającymi - odrzekł ze wzgardą wampir, po czym ruszył w stronę drewnianego płotka, do którego były uwiązane ich konie.
- A ty gdzie się wybierasz? Wracaj tu! - zawołał za nim Arthur, cały kipiący wściekłością za akt takiej bezmyślności.
- Na polowanie. Niedaleko stąd powinna być jakaś osada, a ja jestem głodny. Tak więc wybaczcie, ale idę rozgryźć gardło komuś obcemu, zanim rzucę się na was - odrzekł z lekceważącą nutą w głosie Christian, nawet się do nich nie odwracając. Wampir przełożył jedną nogę przez grzbiet czarnego wierzchowca i usadowił się w siodle.
- I co? Ich też zabijesz? - spytała drwiąco Aurore; jej oczy skrzyły gniewem, a dłoni mimowolnie zacisnęły się w pięści.
- Tylko jeśli nie zechcą współpracować - rzucił, po czym odjechał.
- Już dobrze. Przez jakiś czas możesz czuć się osłabiona, ale to normalne - powiedziała księżniczka, kiedy proces uzdrawiania dobiegł końca.
- Dziękuję - wyszeptała słabym głosikiem Lana, spoglądając na Aurore i Arthura z wdzięcznością spod przymkniętych powiek. - Uratowaliście mi życie.
- To nic wielkiego. Każdy by to zrobił na naszym miejscu, gdyby tylko potrafił - odparł lekko czarodziej, uśmiechając się delikatnie, ale szczerze do wilkołaczki.
- Uratowanie życia to zawsze coś wielkiego - zaoponowała Lana Sophia, nie mając siły podnieść się z ziemi. Czuła się taka śpiąca, taka ociężała... Ale jednocześnie pogrążona była w pewnego rodzaju błogostanie. Efekt uboczny elfiej, białej magii, najczystszej ze wszystkich, która działała kojąco jak balsam. - No może nie do końca mojego, nie jestem przecież nikim ważnym, ale to nie zmienia faktu, że u nas, w Norendfell, czegoś takiego nie zapomina się do samego końca - dodała po chwili namysłu.
- Nie opowiadaj głupot. Twoje życie jest tak samo ważne, jak innych - zaprotestował stanowczo Christian, wtrącając się nieoczekiwanie do rozmowy. - Nie ma żyć ważniejszych i mniej ważnych. Każde jest darem w takim samym stopniu, a status człowieka, któremu zostało ono dane, w żaden sposób nie wywyższa ani nie umniejsza jego wagi. Każdy z nas jest przeznaczony do życia, bo w przeciwnym wypadku nigdy by się nie narodził. Pod tym względem jesteśmy sobie równi. Z tą różnicą tylko, że niektórzy wybierają życie w światłości, a inni w cieniu własnych wyborów, złych wyborów - powiedział książę, podchodząc bliżej nich. Teraz tylko Marina stała na uboczu. Nie czuła się częścią tej grupy, miała poczucie, że do nich nie pasuje, więc wolała trzymać się na dystans... Często tak robiła. Dziewczyna wychodziła z założenia, że lepiej się nie odezwać, niż otworzyć usta i zostać skrytykowanym.
- Jeny, Christian, to było... głębokie... - Aurore nie kryła zdumienia i... podziwu? Przeważnie z ust księcia padały albo sarkastyczne odpowiedzi, albo coś podchodzącego pod groźby, więc... to bez wątpienia stanowiło miłą odmianę.
- Tak samo głębokie, jak twoje zapalenie płuc, którego niewątpliwie się nabawisz, jeśli zaraz się czymś nie przykryjesz - rzucił z ironicznym uśmieszkiem Christian, okrywając Aurore, która ledwo dostrzegalnie drżała, przyniesionym z namiotu kocem.Drugi dał z kolei Lanie Sophii, która odpowiedziała mu sennym uśmiechem.
- Echm, dzięki... - powiedziała lekko zakłopotana Aurore.
- Coś nie tak? - spytał Christian, marszcząc brwi, gdy spostrzegł zmieszanie elficy.
- Nie, nic. Po prostu od początku naszej wyprawy miałam wrażenie, że pełnię szczęścia przyniosłoby ci dopiero skręcenie mojego karku, więc...
- Nie przesadzajmy, nie wyjeżdżaj mi tu zaraz z karkiem - Christian machnął lekceważąco ręką, po czym dodał z tym samym ironicznym uśmieszkiem - co najwyżej nogi albo ręki...
- Christian!
- No co? Sama zaczęłaś ten temat, królewno, więc nie piekl się, że go kontynuuję - odpowiedział książę, wywracając teatralnie oczami.
Aurore już otwierała usta, by coś mu odpowiedzieć, ale wtedy ozwała się Marina, czym sprowadziła wszystkich na ziemię.
- Nie żeby coś, ale czy my nie mieliśmy go aby przesłuchać? - spytała, wskazując palcem na nieprzytomnego Tropiciela, leżącego kilka metrów od Christiana, Lany Sophii, Arthura i Aurore.
- No faktycznie, wypadałoby zająć się kolegą - rzucił czarownik, marszcząc brwi. Następnie zwrócił się do wilkołaczki - Przeniosę cię do namiotu. Powinnaś odpocząć.
- Ale ja chcę posłuchać... - zaprotestowała cicho.
- Nie. Powinnaś się zdrzemnąć. Sen dobrze ci zrobi - zaprotestował chłopak, po czym jedną rękę wsunął jej pod kolana, a drugą podtrzymał głowę.
- W sumie może masz rację... Oczy same mi się zamykają...
- Bo jesteś osłabiona. Mówiliśmy ci już, że to naturalna reakcja - odpowiedział z troską Arthur, po czym wniósł ją do jednego z dwóch skórzanych namiotów. Kiedy czarownik wrócił do reszty, cała czwórka podeszła do leżącego na ziemi mężczyzny. Gdy Tropiciel upadał sparaliżowany czarem, spadł mu kaptur z głowy, ukazując nastroszone czarne włosy i pociągłą twarz o śniadej cerze. Szeroko otwarte oczy były podkrążone, a usta sine. Wyglądał może na czterdzieści lat...
- No, chłopcze z patykiem, zrób te swoje czary mary, tajemne rytuały i obudź drania - polecił lekceważącym tonem wampir. - No dawaj, dawaj, Arthie! Nie mamy całego dnia.
- Zaraz możesz mieć ten patyk w oku, jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz - odpowiedział "groźnym" tonem Arthur, łypiąc na Christiana spode łba.
- A ty dwie dziurki w szyi. Zagęszczaj ruchy, czarusiu, bo chcę już wiedzieć, czemu ten cwel razem z naczelnym cwelem chcieli mnie wziąć ze sobą, a was wybić jak kaczki - odpowiedział chłodno i z pewnym zniecierpliwieniem wampir. Arthur wyszeptał z irytacją jakieś zaklęcie pod nosem, celując końcem różdżki wykonanej z drzewa wiśni w mężczyznę nieznanej rasy. W powietrze wzbiły się pomarańczowe iskry, a po chwili Tropiciel wybudził się gwałtownie z okrzykiem zaskoczenia na ustach. Christian natychmiast przy nim kucnął i chwycił zabójcę za ramiona, by uniemożliwić mu ewentualną ucieczkę.
- Mów kim jesteś i dlaczego nas zaatakowaliście - głos Aurore brzmiał twardo i stanowczo. - I kto was nasłał.
- Nie mam zamiaru odpowiedzieć na ani jedno z twoich pytań, laluniu - odrzekł ochryple mężczyzna. Jego oczy skrzyły wzgardą i gniewem.
- Tak? A może jednak pokusisz się na odpowiedź? - Christian złapał mocno za włosy mężczyzny i odchylił mu głowę. Tropiciel zawył z bólu. Nikt nie lubi, kiedy ktoś go ciągnie za włosy, a co dopiero jak wyrywa się je razem z cebulkami.
- Zapomnij - warknął mężczyzna. - To wszystko jest częścią większego planu, mającego na celu większe dobro. Wolę umrzeć, niż zaprzepaścić go, wydajać wam mojego pana - syknął przez zaciśnięte zęby.
- "Większy plan, większe dobro" - prychnęła Marina. - Wszyscy wyznawcy każdej z chorych ideologii tego świata uznawali ją za służącą większemu dobru, a tak naprawdę wszystkie one siały tylko śmierć i spustoszenie. Nic poza tym. Wszystkie słowa i każde z osobna wypowiedziane przez twórców takich właśnie ideologii były okupione krwią niewinnych, którzy nie chcieli im ulec i przyjąć racji przywódców za najcenniejsze prawdy. Jesteście tylko kolejnymi zbrodniarzami, ty i twój pan, kimkolwiek on jest, więc nie wciskajcie nam łgarstw, że to, co robicie, ma cokolwiek wspólnego z istotą dobra.
- Co taka prosta dziewczyna jak ty może o tym wiedzieć? - zakpił z Mariny Tropiciel. - Nie wiem, czy jesteś błękitnej krwi, czy może zwykłą chłopką, ale bez względu na wykształcenie, jakie mogli ci dać albo i nie, nie zdołasz pojąć tego wszystkiego. Tylko wybrani rozumieją.
- Yhm, znakomicie - mruknął Arthur. - A teraz, jeśli będziesz tak łaskawy, możesz przestać bredzić jak potłuczony, a zamiast tego zacząć tłumaczyć, kto zyska na naszej śmierci i dlaczego.
- Możecie mnie pocałować w...
Nie zdołał dokończyć, bo Arthur przystawił mu różdżkę do gardła Jej końcówka, jarząca się czerwienią, paliła jego skórę. Mężczyzna syknął, ale nawet ból nie przekonał go do powiedzenia prawdy.
- Grzeczniej proszę, bo zaraz porozmawiamy inaczej - powiedział czarownik z lodowatym opanowaniem, przyglądając się Tropicielowi badawczo. - Spytam ostatni raz. Kto cię tu nasłał?
Twarz mężczyzny wykrzywił okropny, szyderczy uśmieszek, przypominający bardziej grymas niż rzeczywisty uśmiech. Nieznajomy spojrzał na Christiana z pewnym rozbawieniem, tuszującym uczucie palenia w miejscu, w którym Arthur przystawiał mu koniec różdżki. Widocznie mężczyznę śmieszyła cała ta zabawa. Oto Christian - książę wampirów - i jego towarzysze szukają człowieka odpowiedzialnego za to wszystko, za kradzież Berła, za atak i próbę zabójstwa... A nawet przez myśl im nie przejdzie, że są o krok od rozwiazania zagadki... Ale nawet jeśli wpadną w końcu na to, że to Deremin, pan w Meridianie a ojciec Christiana, jest winny temu całemu zamieszaniu, będzie już za późno... Mogą się zorientować, że zdrajca jest z królestwa wampirów, gdyż ta wiedza nic im nie da. Długo im zajmie uwierzenie, że to Deremin jest winny, chociaż wysłał własnego syna na poszukiwania tego artefaktu.
- Zapytajcie tego blondaska - rzucił kpiąco nieznajomy, lustrując chłopaka spojrzeniem. - Jego spytajcie, kto go tak nienawidzi, że postanowił zakończyć jego nędzny żywot... Chociaż czekajcie... każdy go nienawidzi i wszyscy mają za nic. Jesteś nic nie wartym śmieciem, Christianie V Saerinie, skoro nawet ludzie którzy niegdyś ci podlegali, teraz chcą twojej głowy.
- To by było na tyle - mruknął wampirzy książę, po czym jednym, płynnym ruchem skręcił wilkołakowi (bo doszedł w końcu po zapachu kim ów żołnierz jest) kark. Z piersi Aurore wydarł się zduszony okrzyk, Marina pisnęła, Arthur stanął jak wryty. Ciało sługi Deremina opadło bezwładnie u stóp jego syna, a sam Christian podniósł się z ziemi, otrzepując ostentacyjnie ręce.
- Dlaczego to zrobiłeś? Teraz się niczego nie dowiemy! - zawołała oskarżycielsko syrena.
- A co niby miałem go wypuścić i pozwolić, by wrócił tu ze wsparciem?!
- Nie miałeś prawa go zabić, przynajmniej dopóki nie wydusilibyśmy z niego, kto nasłał na nas tych ludzi! - oczy Arthura zdawały się płonąć; głos był ostry i pełen wyrzutu.
- I tak nic by nam nie powiedział. To typ chorego idealisty, który woli umrzeć dla sprawy, niż zdradzić swojego pana. Nie mielibyśmy pożytku - odparł zdawkowo Christian, mocno akcentując każde wypowiedziane przez siebie słowo, jakby chciał zwiększyć jego znacznie.
- Mogłeś go zahipnotyzować, skoro nie chciał powiedzieć nam wszystkiego po dobroci! - wyrzuciła mu Aurore, nie mogąca uwierzyć, że on naprawdę to zrobił i to bez konsultacji z nimi.
- Właśnie o to chodzi, że nie mogłem. Te skurczybyki mają ochronę. Nie są podatni na hipnozę. Ich krew cuchnie eliksirami zabezpieczającymi - odrzekł ze wzgardą wampir, po czym ruszył w stronę drewnianego płotka, do którego były uwiązane ich konie.
- A ty gdzie się wybierasz? Wracaj tu! - zawołał za nim Arthur, cały kipiący wściekłością za akt takiej bezmyślności.
- Na polowanie. Niedaleko stąd powinna być jakaś osada, a ja jestem głodny. Tak więc wybaczcie, ale idę rozgryźć gardło komuś obcemu, zanim rzucę się na was - odrzekł z lekceważącą nutą w głosie Christian, nawet się do nich nie odwracając. Wampir przełożył jedną nogę przez grzbiet czarnego wierzchowca i usadowił się w siodle.
- I co? Ich też zabijesz? - spytała drwiąco Aurore; jej oczy skrzyły gniewem, a dłoni mimowolnie zacisnęły się w pięści.
- Tylko jeśli nie zechcą współpracować - rzucił, po czym odjechał.
***
Król Deremin siedział za biurkiem w swoim gabinecie. Było to przestronne, chociaż dosyć ciemne i ponure pomieszczenie. Ściany wyłożone zostały czarnym marmurem, tym samym co schody prowadzące na drugi poziom owego gabinetu, który miał postać wewnętrznego balkonu. Podłoga natomiast wyłożona została mozaiką, układającą się w krwiste słońce i księżyc na środku pomieszczenia. Cała komnata zbudowana została na planie koła. I to właśnie w jego centrum ustawione zostało potężne biurko z pięcioma szufladami po obu stronach wykonane z mahoniowego drewna. Blat rzeczonego biurka podtrzymywany był przez dwa kamienne posążki przedstawiające ciemiężonych przedstawicieli czterech pozostałych ras zamieszkujących Erithel. Deremin od zawsze uważał, że wampiry są rasą panów, którym cała reszta powinna się podporządkować. Już w chwili zawierania przymierza z Arindell, Nordendfell, Fariss i Seveią wszystkim były znane poglądy króla Meridianu, lecz władcy pozostałych państw wchodzących w skład Zjednoczonego Erithel pierwotnie uznali je za nieszkodliwe, gdyż pan wampirów nigdy nie próbował - przynajmniej wtedy tak myślano, bo obecnie sytuacja się nieco zmieniła - zrealizować swojego ''genialnego'' planu o światowej dominacji. Oczywiście ojciec Christiana prowadził wojny, jak każdy zresztą, i to bardzo krwawe, ale nie podjął żadnych konkretnych kroków w celu zrobienia sobie niewolników z przedstawicieli innych ras. Na blacie biurka stały złota klatka z wielkim czarnym krukiem w środku i góry obitych w skórę książek, w których chwilę temu król szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania, dotyczące właściwości skradzionego na jego rozkaz Berła, albowiem nie wszystkie były jeszcze znane... Deremin chciał się dowiedzieć, jak bardzo może mu ono pomóc w inwazji, którą zamierzał poprowadzić niebawem na pozostałe kraje członkowskie Erithel.
Wąskie okna komnaty osadzone były w nawach pod kamiennymi półłukami. W komnacie nie brakowało wysokich pod samo sklepienie regałów ze zwojami i księgami, a także rzeźb i popiersi, przedstawiających Deremina i jego przodków, wcześniejszych władców Meridianiu. W całym gabinecie wisiał natomiast tylko jeden obraz... tak szczególny i na swój sposób cenny, że aż ukryty pod grubą, czarną kotarą. Był to bowiem jedyny zachowany portret obecnej rodziny królewskiej - samego Deremina, malutkiego, około siedmioletniego Christiana i królowej Helii, pierwszej żony króla i matki księcia. To był także ostatni obraz przedstawiający Helię; został ukończony na tydzień przed jej tragiczną śmiercią. Matka Christiana to jedyna kobieta, którą Deremin naprawdę pokochał. Przy niej był innym człowiekiem, a właściwie wampirem. Przed poznaniem jej był okrutny i bezwzględny, ale ona go zmieniła.Król złagodniał przy niej i to bardzo. Królową Helię często nazywano "iskierką", bo w każdej sytuacji potrafiła wykrzesać w sercach poddanych tę iskrę, która rozbudzała w nich nadzieję nawet w najczarniejszych chwilach. Kiedy jej zabrakło, Deremin stał się jeszcze gorszy niż był wcześniej. Przestał zajmować się Christianem. Patrzenie na syna sprawiało mu ból, ponieważ był tak podobny do matki... Po jej śmierci w nieudanym zamachu na całą rodzinę podczas uroczystego pochodu z okazji obchodów jednego ze świat państwowych, mającego miejsce ponad sześciuset lat temu, Deremin zaczął sobie szukać kogoś, kto zapełniłby pustkę po Helii. I znalazł Ariannę. Jednakże nigdy nie była to prawdziwa miłość. Królowa Arianna stanowiła i dalej stanowi dla króla tylko ozdobę. Kogoś z kim może się pokazać, albo z kim może spędzić noc. Sama kobieta również nigdy nie kochała Deremina. Od początku liczyły się tylko pozycja i bogactwo. Nigdy nie ukrywała, że nie lubi Christiana, a on także nie udawał do niej sympatii.
Wąskie okna komnaty osadzone były w nawach pod kamiennymi półłukami. W komnacie nie brakowało wysokich pod samo sklepienie regałów ze zwojami i księgami, a także rzeźb i popiersi, przedstawiających Deremina i jego przodków, wcześniejszych władców Meridianiu. W całym gabinecie wisiał natomiast tylko jeden obraz... tak szczególny i na swój sposób cenny, że aż ukryty pod grubą, czarną kotarą. Był to bowiem jedyny zachowany portret obecnej rodziny królewskiej - samego Deremina, malutkiego, około siedmioletniego Christiana i królowej Helii, pierwszej żony króla i matki księcia. To był także ostatni obraz przedstawiający Helię; został ukończony na tydzień przed jej tragiczną śmiercią. Matka Christiana to jedyna kobieta, którą Deremin naprawdę pokochał. Przy niej był innym człowiekiem, a właściwie wampirem. Przed poznaniem jej był okrutny i bezwzględny, ale ona go zmieniła.Król złagodniał przy niej i to bardzo. Królową Helię często nazywano "iskierką", bo w każdej sytuacji potrafiła wykrzesać w sercach poddanych tę iskrę, która rozbudzała w nich nadzieję nawet w najczarniejszych chwilach. Kiedy jej zabrakło, Deremin stał się jeszcze gorszy niż był wcześniej. Przestał zajmować się Christianem. Patrzenie na syna sprawiało mu ból, ponieważ był tak podobny do matki... Po jej śmierci w nieudanym zamachu na całą rodzinę podczas uroczystego pochodu z okazji obchodów jednego ze świat państwowych, mającego miejsce ponad sześciuset lat temu, Deremin zaczął sobie szukać kogoś, kto zapełniłby pustkę po Helii. I znalazł Ariannę. Jednakże nigdy nie była to prawdziwa miłość. Królowa Arianna stanowiła i dalej stanowi dla króla tylko ozdobę. Kogoś z kim może się pokazać, albo z kim może spędzić noc. Sama kobieta również nigdy nie kochała Deremina. Od początku liczyły się tylko pozycja i bogactwo. Nigdy nie ukrywała, że nie lubi Christiana, a on także nie udawał do niej sympatii.
Król Deremin siedział teraz pogrążony w zadumie, gdy idealną ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołał, niezadowolony, że ktoś mu przeszkadza. Ogółem władca Meridianu był poirytowany ostatnimi czasy, gdyż bał się, iż wyda się, że to on jest winny kradzieży Berła Przeznaczenia. Oczywiście nie chodziło o to, że przejmował się opinią innych. Nie. Po prostu bał się, że jeśli prawda za wcześnie wyjdzie na jaw, cały plan może spalić na panewce.
Do komnaty weszła wysoka i szczupła kobieta odziana w złoto - srebrną suknię. Jej lśniące czarne włosy splecione były na czubku głowy w wymyślny kok przyozdobiony diamentową tiarą. Kolczyki i kolia na szyi również wykonano z diamentów. Kobieta roztaczała wokół siebie różany zapach, trochę zbyt intensywny, jak na gust Deremina.
- Czegóż chcesz, Arianno? Myślałem, że już dawno wyjaśniliśmy sobie kwestię przeszkadzania mi, gdy zajmuję się sprawami królestwa - powiedział monotonnym głosem władca, przeczesując dłonią swe płowe jak u syna włosy. Rubinowe oczy wampira były przekrwione i zmęczone.
- Chciałam cię poinformować, że nie dzieje się dobrze na ulicach Kaveei [stolica Meridianu, najbardziej reprezentacyjne miasto tego państwa] - oświadczyła chłodnym tonem Arianna, podchodząc bliżej męża. - Przechadzałam się dziś po głównych ulicach miasta i czego byłam świadkiem? Poddani są coraz bardziej niezadowoleni.
- Niby z jakiego powodu? - prychnął. - Może jak każę ich pozamykać do lochów, to docenią wolność, którą mieli - mruknął z przekąsem Deremin, spoglądając z pobłażliwym uśmieszkiem na żonę.
- Chciałam cię poinformować, że nie dzieje się dobrze na ulicach Kaveei [stolica Meridianu, najbardziej reprezentacyjne miasto tego państwa] - oświadczyła chłodnym tonem Arianna, podchodząc bliżej męża. - Przechadzałam się dziś po głównych ulicach miasta i czego byłam świadkiem? Poddani są coraz bardziej niezadowoleni.
- Niby z jakiego powodu? - prychnął. - Może jak każę ich pozamykać do lochów, to docenią wolność, którą mieli - mruknął z przekąsem Deremin, spoglądając z pobłażliwym uśmieszkiem na żonę.
- Narzekają na ostatnie rozporządzenie. Podatki są za wysokie. Nie mają z czego utrzymać domostw i gospodarstw. Trzeba coś z tym zrobić.
- Kochanie, spójrz na mnie i zastanów się dobrze, czy to na pewno mnie obchodzi - rzucił w tym samym tonie Deremin.
- Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, poddani wyjdą na ulicę, a to z całą pewnością nam nie pomoże - odrzekła Arianna, spoglądając na niego spod uniesionych brwi.
Deremin już miał coś odpowiedzieć, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
- Kogo znowu licho niesie - mruknął do siebie niezadowolony król, ale udzielił pozwolenia na wstąpienie interesanta do gabinetu. - Eremirze, to ty. O co chodzi? Czyżby Tropicielom udało się pojmać tę hołotę i mojego syna?- zwrócił się do brata.
- Niestety nie - ubrany w srebrną zbroję i purpurową pelerynę blondyn pokręcił głową. - Pamiętasz, drogi bracie, tego jastrzębia, którego wysłaliśmy za zabójcami, by doniósł nam o konieczności wysłania następnych w przypadku gdy pierwsi polegną? - spytał rzeczowym tonem Eremir, dowódca wojsk Meridianu.
- Nie mów mi tylko, że nasi ludzie dali się pokonać bandzie rozwydrzonych dzieciaków z moim synalkiem na czele - mruknął z podenerwowanie Deremin, lustrując brata krwistymi oczami.
- Też nie wiem, jak do tego doszło - przyznał z niezadowoleniem Eremir, zerkając ukradkowo w stronę Arianny. Kobieta zawsze podobała się bratu króla. Eremir nawet wielokrotnie próbował ją uwieźć, ale królowa widocznie bała się, że jej ewentualna zdrada mogłaby wyjść na jaw, a wtedy straciła by to wszystko, czego zaznała u boku Deremina. Pieniądze. Bogactwo. Koronę. - Ale nie martw się. Niebawem każę wysłać nowych ludzi. Te dzieciaki nie zdołają nas przechytrzyć i pokrzyżować nam planów.
- No ja myślę.
- Tyle co wcześniej?
- Nie... - odrzekł Deremin, po czym zamyślił się na chwilę. - Wyślij podwojoną ilość. Dzieciarnia raz mogła mieć szczęście i wyjść z opresji cało, ale w obliczu spotkania z dwa razy liczniejszym przeciwnikiem, nie uda im się to już tak łatwo.
- A co z Christianem? Skoro Tropiciele zginęli, znaczy że doszło do walki, a to z kolei oznacza, że Christian nie chciał pójść z naszymi po dobroci - spytał Eremir, z trudem odrywając wzrok od przysłuchującej się całej rozmowie Arianny.
- Damy mu jeszcze jedną szansę. Może nasi wysłannicy nie powiedzieli mu, że ojciec go w wzywa... Jeśli tym razem będzie stawiał opór, pozbędziemy się nieposłusznego elementu - oznajmił beznamiętnie Deremin, podnosząc się z miejsca i wyglądając na opustoszały dziedziniec przez okno.
- Chyba nie rozważasz na poważnie zabójstwa Christiana - Arianna zmarszczyła brwi. Nie miała zadowolonej mini. - Przecież to twój syn.
- No i co z tego? - roześmiał się lodowato król. - Przypominam ci kochanie, że po drodze na tron razem z Eremirem usieliśmy się pozbyć jeszcze trzech starszych braci.
- Co takiego? - spytała zszokowana tym wyznaniem królowa.
- Chyba nie myślałaś, że Ezear, Faerys i Cartius celowo zażyli truciznę - rzucił z rozbawieniem Eremir, wymieniając znaczące spojrzenia z Dereminem.
- Ale... ale tak nie można! To rodzina... - zaprotestowała Arianna.
- A od kiedy tak zaczęłaś się interesować moją rodziną, hę? - spytał z pewną złośliwością w głosie jej mąż. - Nigdy nie lubiłaś Christiana, więc nawet gdybym kazał go skrócić o głowę na centralnym planu, nie powinno to wywrzeć na tobie większego wrażenia.
- Istotnie, niezbyt lubię tego chłopaka. Jest bezczelny, nieposłuszny i arogancki, ale więzy krwi chyba jednak do czegoś zobowiązują - odparła królowa, przenosząc spojrzenie z jednego brata na drugiego, i tak non stop.
- Nie praw mi morałów. Gdybym chciał słuchać ludowych mądrości, poślubiłbym Wyrocznię. Ty jesteś tutaj z innych powodów, o których dobrze wiesz. A teraz bądź tak łaskawa i oddal się do naszych komnat. Niebawem do ciebie dołączę.
- Nie wyjdę stąd, dopóki mnie nie posłuchasz. Jeśli Christian zginie, ludzie zaczną gadać. To tylko kwestia czasu zanim wszystko się posypie.
- Zdaje się, że wydałem ci rozkaz - zauważył chłodno Deremin. - Nie zapominaj się. Jestem twoim mężem, ale i królem, a to znaczy, że każde moje słowo powinnaś traktować jak świętość. A teraz, kochana Arianno, daję ci trzy sekundy na zostawienie mnie i brata samych, albo inaczej porozmawiamy. Zrozumiałaś, czy wytłumaczyć ci to inaczej? - spytał drwiąco Deremin, posyłając jej szyderczy uśmieszek.
- Oczywiście. Mój panie - powiedziała z irytacją, ale i uniżeniem, jakiego od niej wymagał, po czym zrobiła to, co kazał, chociaż wcale nie miała ochoty wychodzić. Arianna bowiem nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
- Kochanie, spójrz na mnie i zastanów się dobrze, czy to na pewno mnie obchodzi - rzucił w tym samym tonie Deremin.
- Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, poddani wyjdą na ulicę, a to z całą pewnością nam nie pomoże - odrzekła Arianna, spoglądając na niego spod uniesionych brwi.
Deremin już miał coś odpowiedzieć, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
- Kogo znowu licho niesie - mruknął do siebie niezadowolony król, ale udzielił pozwolenia na wstąpienie interesanta do gabinetu. - Eremirze, to ty. O co chodzi? Czyżby Tropicielom udało się pojmać tę hołotę i mojego syna?- zwrócił się do brata.
- Niestety nie - ubrany w srebrną zbroję i purpurową pelerynę blondyn pokręcił głową. - Pamiętasz, drogi bracie, tego jastrzębia, którego wysłaliśmy za zabójcami, by doniósł nam o konieczności wysłania następnych w przypadku gdy pierwsi polegną? - spytał rzeczowym tonem Eremir, dowódca wojsk Meridianu.
- Nie mów mi tylko, że nasi ludzie dali się pokonać bandzie rozwydrzonych dzieciaków z moim synalkiem na czele - mruknął z podenerwowanie Deremin, lustrując brata krwistymi oczami.
- Też nie wiem, jak do tego doszło - przyznał z niezadowoleniem Eremir, zerkając ukradkowo w stronę Arianny. Kobieta zawsze podobała się bratu króla. Eremir nawet wielokrotnie próbował ją uwieźć, ale królowa widocznie bała się, że jej ewentualna zdrada mogłaby wyjść na jaw, a wtedy straciła by to wszystko, czego zaznała u boku Deremina. Pieniądze. Bogactwo. Koronę. - Ale nie martw się. Niebawem każę wysłać nowych ludzi. Te dzieciaki nie zdołają nas przechytrzyć i pokrzyżować nam planów.
- No ja myślę.
- Tyle co wcześniej?
- Nie... - odrzekł Deremin, po czym zamyślił się na chwilę. - Wyślij podwojoną ilość. Dzieciarnia raz mogła mieć szczęście i wyjść z opresji cało, ale w obliczu spotkania z dwa razy liczniejszym przeciwnikiem, nie uda im się to już tak łatwo.
- A co z Christianem? Skoro Tropiciele zginęli, znaczy że doszło do walki, a to z kolei oznacza, że Christian nie chciał pójść z naszymi po dobroci - spytał Eremir, z trudem odrywając wzrok od przysłuchującej się całej rozmowie Arianny.
- Damy mu jeszcze jedną szansę. Może nasi wysłannicy nie powiedzieli mu, że ojciec go w wzywa... Jeśli tym razem będzie stawiał opór, pozbędziemy się nieposłusznego elementu - oznajmił beznamiętnie Deremin, podnosząc się z miejsca i wyglądając na opustoszały dziedziniec przez okno.
- Chyba nie rozważasz na poważnie zabójstwa Christiana - Arianna zmarszczyła brwi. Nie miała zadowolonej mini. - Przecież to twój syn.
- No i co z tego? - roześmiał się lodowato król. - Przypominam ci kochanie, że po drodze na tron razem z Eremirem usieliśmy się pozbyć jeszcze trzech starszych braci.
- Co takiego? - spytała zszokowana tym wyznaniem królowa.
- Chyba nie myślałaś, że Ezear, Faerys i Cartius celowo zażyli truciznę - rzucił z rozbawieniem Eremir, wymieniając znaczące spojrzenia z Dereminem.
- Ale... ale tak nie można! To rodzina... - zaprotestowała Arianna.
- A od kiedy tak zaczęłaś się interesować moją rodziną, hę? - spytał z pewną złośliwością w głosie jej mąż. - Nigdy nie lubiłaś Christiana, więc nawet gdybym kazał go skrócić o głowę na centralnym planu, nie powinno to wywrzeć na tobie większego wrażenia.
- Istotnie, niezbyt lubię tego chłopaka. Jest bezczelny, nieposłuszny i arogancki, ale więzy krwi chyba jednak do czegoś zobowiązują - odparła królowa, przenosząc spojrzenie z jednego brata na drugiego, i tak non stop.
- Nie praw mi morałów. Gdybym chciał słuchać ludowych mądrości, poślubiłbym Wyrocznię. Ty jesteś tutaj z innych powodów, o których dobrze wiesz. A teraz bądź tak łaskawa i oddal się do naszych komnat. Niebawem do ciebie dołączę.
- Nie wyjdę stąd, dopóki mnie nie posłuchasz. Jeśli Christian zginie, ludzie zaczną gadać. To tylko kwestia czasu zanim wszystko się posypie.
- Zdaje się, że wydałem ci rozkaz - zauważył chłodno Deremin. - Nie zapominaj się. Jestem twoim mężem, ale i królem, a to znaczy, że każde moje słowo powinnaś traktować jak świętość. A teraz, kochana Arianno, daję ci trzy sekundy na zostawienie mnie i brata samych, albo inaczej porozmawiamy. Zrozumiałaś, czy wytłumaczyć ci to inaczej? - spytał drwiąco Deremin, posyłając jej szyderczy uśmieszek.
- Oczywiście. Mój panie - powiedziała z irytacją, ale i uniżeniem, jakiego od niej wymagał, po czym zrobiła to, co kazał, chociaż wcale nie miała ochoty wychodzić. Arianna bowiem nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
MERIDIANE FALORI
______________________________________________________
Jak wam się podobał rozdział? Ja, szczerze mówiąc, nie jestem nim zachwycona, ale ocena należy do was ;) Co myślicie o pierwszej części, a co o drugiej? O Christianie, Aurore, Dereminie, Ariannie i reszcie? Piszcie <3
Mam nadzieję, że wzięliście sobie do serca mój ostatni apel i zadacie sobie ten trud i skomentujecie. Nie chodzi mi o ilość, bo nie kolekcjonuję komentarzy, ale po prostu chcę wiedzieć, co wam się podobało, a co... no nie do końca :P
Chciałabym, żeby pod tym rozdziałem było min. 10 komentarzy. Dacię radę? Czy to dla was za dużo? :/
Nie wiem czemu, ale czuje bunt żony Deremina ...
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to strasznie mi się spodobał. Podobało mi się morderstwo Christiana i naprawde nie rozumiem, czemu reszta się wkurzyła <3
Deremin jest złyyyyy !!!! Nie lubię go i jego brata :/
Pozdrawiam i życzę weny <3 Na razie <3 <3 <3 /Rebekah
Też mi się wydaje, że Arianna w końcu nie wytrzyma i się zbuntuje :) i mam taką nadzieję.
UsuńPrimo: Wzięłam sobie do serca twój apel i mam zamiar komentować każdą część :D
OdpowiedzUsuńSecundo: Nie lubię Mariny xD Nie wiem czemu, ale jej nie lubię xD
Tertio: Ta historia zaczyna się robić taka.. ponadczasowa :D I taka mądra ^^ To dobrze :3
Quarto: Poproszę więcej Lany Sophii (bo chyba tak to się pisze) i Arthura :D Moi ulubieni bohaterowie w tym blogu :D Ciekawe jak mógłby się nazywać paring - Lanthur? Artna? XD
Quinto: [Uwaga! Super oryginalny komentarz!] Czekam na next'a :D
Pozdrawiam,
Layla ♥
Dziękuję :D
UsuńAle zaszpanowałaś łaciną, ja znam tylko do tertio ;) :* haha
Ponadczasowa? ^.^ To chyba komplement, Ale w jakim sensie dokładnie ? :)
Taki szpaner ze mnie :D
UsuńTak, to komplement :3 Chodzi mi o to, że czytając niektóre fragmenty, typu przemowa Christiana o wartości życia, albo samolubność i żądze jego ojca, odnoszę wrażenie, że piszesz coś niezwykle głębokiego, a nie tylko historię na bloga. To niesamowite uczucie ^.^
Druga część ( opis pomieszczenia, rozmowa ojca Christiana z bratem i żoną ) bardzo mi się podobała, co nie znaczy że pierwsza była zła :) Też super tylko wg mnie nie pasowały te monologi Christiana ( o równości ) i Mariny ( o ideologii ) tzn bardzo mądre i ciekawe ale troszkę hm... za długie ? Nie umiem wyjaśnić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
ok,dzięki ;)
Usuńaaaaaaaa jak ja uwielbiam Aurore i Christiana <3 tylko ze bylo ich tu troszke malo :(
OdpowiedzUsuńszykuje nam sie kolejna parka Artur i Lana Sophia :) btw fajny pomysl z nazwaniem ich Artna xD
a ja nazwiemy Aurore i Chrisa? nie mam pomyslu :(
czyzby Arianna szykowala jakis podly plan przeciwko Dereminowi i jego durnemu bratu? juz ja za to lubie :)
ja tez nie lubie Mariny ... szczerze to nawet nwm czemu xD po prostu nie lubie
rozdzial vudny ale czy to u cb nowosc xD
czekam na nn i pozdrawiam :)
hahah dzięki ;) Co do Mariny, spokojnie, potem się rozkręci ;) Tylko na razie jest taka .. nijaka, alre w prawdziwym życiu też są takie osoby ;) Dopiero potem się troche ogarniają :D
UsuńUwaga! Uwaga!
OdpowiedzUsuńNiebo się wali! Christian mądrze mówi i martwi się o Aurore xD
Ale jak jego ojciec może być takim chamem? (nie wiem czy dobrze napisałam xD pisze się przez h czy ch? :D)
Jeżeli chodzi o Arianne to widzę w niej potencjał :)
Rozdział boski i czekam na next ;)
P.S. Wzięłam sobie twój ostatni post do serca i postaram się komentować każdy rozdział :)
Bardzo mi się podobało, jak Marina zaczęła myśleć o tym, że stchórzyła i że nie walczyła i to, że w normalnym życiu nie ma superbohaterów, którzy, gdy tylko po raz pierwszy wezmą broń do ręki, od razu potrafią się nią posługiwać. I o tym, że strach niektórych paraliżuje. Gdy czytałam ostatni rozdział, gdzie Marina stała i nie wiedziała co zrobić i Chris musiał ją uratować, nie pomyślałam o tych aspektach, które ty w tym rozdziale przedstawiłaś. Od razu ją skreśliłam, stwierdziłam, że to kolejna laska, która nigdy nie potrafi się bronić tylko zawsze czeka na ratunek. Przepraszam, że ją tak od razu oceniłam, po prostu wcześniejsze jej zachowanie również nie przemawiało za tym, co tutaj na początku przedstawiłaś. Ale mam nadzieję, że to się zmieni, bo wydaje się być w porządku dziewczyną. Może ktoś mógłby ją zacząć uczyć samoobrony? To trochę oklepany temat, ale wydaje się być okej, bo przecież nie zawsze ktoś przybędzie jej na ratunek. Chyba że to jednak taka lasia, co nie chce się sama bronić - mam nadzieję, że nie i to co pisałaś u góry przemawia za tym, że jednak jest inna niż brałam ją na początku. Co nie znaczy, że ją polubiłam, bo jakoś nie mogę się przemóc do niej. Nie mam pojęcia, z czym to jest związane, ale jakoś mi tak nie leży. Ale w opowiadaniu muszą być bohaterowie mniej lub bardziej lubiani :)
OdpowiedzUsuńPonadczasowość... To bardzo dobrze określa Twoje opowiadania. Już o tym wspominałam na POFE, ale tutaj też to można zauważyć. Chociażby ta przemowa Chrisa - która mnie normalnie zaskoczyła na maksa i trochę mi do niego nie pasowała, do jego charakteru, ale może jednak nie jest taki wyniosły, za jakiego uchodzi. Albo to Aurore ma na niego taki wpływ :D hyyyhy ;p
Uwielbiam utarczki słowne! Po prostu je kocham, a tak dawno ich nie czytałam, że magia! Dawno u Ciebie nie występowały i się ucieszyłam, gdy przeczytałam, jak Aurore i Chris sobie dogryzają - albo tylko Chris dogryza elficy ;p
Też mi powiało jakimś buntem, czy czymś koło tego. Jeszcze nie wiem, na czym miałby polegać ten bunt Arianny, ale zdecydowanie coś tam zakiełkowało w jej głowie :) I to dobrze, że mimo tego, że nie lubi Chrisa za jego zachowanie - no bo powiedzmy sobie szczerze, że może się nie podobać, skoro jest arogancki czy coś - to jednak coś w niej krzyknęło, gdy usłyszała, że Deremin chce zabić własnego syna.
No i tutaj dochodzimy do kwestii zabicia swoich starszych braci dla chęci objęcia tronu. Jak to przeczytałam to szczęka mi opadła i normalnie musiałam przestać na chwilę czytać, by ta informacja do mnie dotarła. Jasne, że takie rzeczy się zdarzają i to bardzo często, ale ja za każdym razem jak to usłyszę to będę się temu dziwić. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy zabijają. A już nie wspomnę, że to byli ich bracia! To mi się nie mieści w głowie...
Trochę współczuję Ariannie, bo musi jej być ciężko tam, ale sama się zgodziła za bogactwa i koronę wyjść za Deremina, więc niekoniecznie dużo jej współczuję. :D
Cóż, nie wiem, co bym tu jeszcze mogła dodać. Chyba o wszystkim co można się wypowiedziałam. Ach, no tak, dobrze, że Lanę uzdrowili! No i zastanawiam się, czy (albo raczej kiedy) Chris zorientuje się, że o jego ojciec chce jego śmierci i że to on ukradł Berło. Swoją drogą to się nie dziwię, że Chris zabił tego wilkołaka. Znaczy kurde, teraz to sobie zaprzeczyłam :D Chodzi mi o to, że miał rację co do tego, że by im nic już nie powiedział, bo to był chyba człowiek, który potrafi oddać życie za idee, w które wierzy. A skoro i tak go mieli zabić, to dlaczego później, zadając mu więcej bólu, kiedy by go przesłuchiwali dalej? :)
Czekam zdecydowanie na kolejny rozdział! Jestem niezmiernie ciekawa dalszego rozwoju zdarzeń!
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza <3
Ps. Prawie skończyłam miniaturkę na POFE ♥
Ten rozdział był po prostu zajebisty ( za przeproszeniem ) i wow Christian martwi się o Aurore, co to będzie xd.
OdpowiedzUsuńMarine szczerze jakoś nie specjalnie lubię, tak najzwyczajniej w świecie mnie denerwuje. Polubiłam Arianne na początku myślałam że ona taka zła ale teraz myslę że jest całkiem w porządku. A ta przemowa Christiana po prostu NIESAMOWITA, jak ty takie mądre rzeczy wymyślasz?? haha Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :D
Rozdział cud miód i orzeszki!
OdpowiedzUsuńProszę o szybściuteńki następny rozdzialik i więcej Christiana i Aurore
-Ginny / Ferr Ferrs
Pierwsza część mną wstrząsnęła... Christian i równość? No chyba, że chciał się przypodobać Aurore ;) Druga część fajna, podoba mi się tok rozumowania króla. Też bym wszystko zrobiła dla kasy i władzy :DD
OdpowiedzUsuńSuper! Nie lubię Mariny :// ale Lanę taki! I Aurore <3. Przemowy Christiana XD. A druga część to arcydzieło. Genialne. Chyba lubię Arianne :) Pisz dalej szybko!!
OdpowiedzUsuńŻeby tak traktować syna... :O
OdpowiedzUsuńDaremin dogadałby się spokojnie z Jeremiaszem (Pofe) jeżeliby tylko eremiasz lubiłby wampry-.- Ale pozatym są tacy sami -.-
Arianę widać interesuje tylko bogactwo i posada -.- No ale ludzi nie zmienisz -.-
Walka Christiana, Arthura, Aurore, Lany Sophie i Mariny musiała być ciekawa ;)
przypuszczam, że nie opisałaś walki, bo kiedyś wspomniałaś, że sceny batalistyczne źle Ci wychodzą ( co prawdą nie jest!) ale spierać się nie będe ;)
Lana Sophia musi troche odpocząć i wszystko będzie dobrze :)
Widać, że Arhie wziął do siebie słowa Lany i stara się ignorować uczucia do niej...
Niech zajmie się Laną Sophią <3
Christian i Aurore? Jak dla mnie może być :D
Oboje urodzeni w rodzinie królewskiej :)
Dzieli ich to, że się,'nienawidzą', ale jesśli z tego ma coś być to będzie <3
Pozdrawiam i czekam na szykiego NEXT'a :*
Weny <3 Pat ka <3
Chciałam się rozpisać, ale nie dam rady. Przepraszam :(
OdpowiedzUsuńAle powiem że bardzo mi się podobało, serio. Aczkolwiek myślałam że jednak król wampirów będzie chciał widzieć swojego syna żywego, a tu taka heca... No cóż, każdy ma swój rozum.
To co? Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział.
Dużo weny życzę,
Elfik JoWita
Potem będzie powiedziane, dlaczego raczej zwisa mu sprawa czy jego syn przeżyje, czy nie ;)
UsuńBardzo podoba mi się, że Christian pokazał swoją... milszą stronę. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i dziękuję, że jednak dalej piszesz!! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super z niecierpliwością czekam za NEXT
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe i wciągające opowiadanie. Szybko się je czyta i mimo, że jest dużo opowiadań o wampirach, elfach itd. to twoje wydaję mi się bardziej dopracowane i przemyślane. Już przy opisie bohaterów najbardziej do gusty przypadł mi Christian i Lana Sophia, miałam cichą nadzieję, że coś między nimi będzie. Jak na razie dalej są moimi ulubionymi bohaterami Arthur wydaję się taki słodki i troskliwy. :3 Jak większość nie przepadam za Marina oby w następnych częściach pokazała trochę więcej charakteru. Podoba mi się również postać Arianny, która mimo pewnej zachłanności, tego że wyszła za Deremina ze względu na bogactwa to wydaję mi się mądrą kobietą i mam nadzieję, że jakoś uda jej się pokrzyżować plany władcy wampirów. Jest to twój pierwszy blog, który czytam, ale z chęcią zajrzę na kolejne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dora :)
So... Druga część trochę nudnawa...
OdpowiedzUsuńA pierwsza super! Kocham <3
Lana i Arthur <3
Aurore i Dracons lub Aurore i Christian <3
Pozdrawiam i czytam dalej :-*
Coco Evans
Arianna zaczyna mi przypadac do fustu :)) Ale Mariny coraz to bardziej nie lubię :P Za to Aurre, Christ i wgl wywołali na mnie wrażenie już w poprzednim rozdziale ^o^
OdpowiedzUsuń