Christian w te pędy pomknął ku miejscu, w którym rozbili swój obóz. Musiał natychmiast sprawdzić, czy Tropiciele po drodze do niego nie wyrządzili krzywdy pozostałym. Szczerze mówiąc, średnio wampirzemu księciu zależało na tej wesołej ferajnie, ale... tam była Aurore. Aurore, z którą cięgle darli koty i mieli ochotę rozszarpać się na wzajem, ale mimo tej pozornej niechęci coraz bardziej zaczynało mu na niej zależeć. Tylko co z tego, jeśli nie miał zamiaru jej o tym powiedzieć? Christian nie był typem romantyka. Nie należał to tych facetów, którzy zaraz padają przed swą wybranką na kolana z kwiatami albo śpiewają jej balladę pod oknem. Nie. Christian potrafił kochać, ale nie potrafił tego okazywać i w tym zawsze tkwił problem. Między innymi to z tego powodu tracił swoje poprzednie ukochane. Kobiety zawsze denerwowały się, że nie okazywał im uczuć w miejscach publicznych albo że nie stawiał ich na pierwszym miejscu. Ale w sumie może to dlatego, że nie był w nich prawdziwie zakochany? Przecież miłość nie polega tylko na namiętności, lecz raczej na trosce o drugą osobę, zdolności do poświęceń dla niej i tym podobnych. Niestety w jego wykonaniu zawsze tylko do namiętności się ograniczało. Nie kochał też nigdy za charakter, za intelekt, poczucie humoru... nie... zawsze tylko i wyłącznie za urodę. Tylko tym razem było jakby inaczej... Kiedy mówiła, chciał słuchać jej słów, głosu (chyba że aktualnie beształa go za jego niekompetencje, to wtedy tylko modlił się w duchu, byleby szybko zamknęła swoje szacowne usta). Christian nie zamierzał powiedzieć Aurore o swoich rodzących się uczuciach do niej także z innego powodu... Wolał uniknąć odrzucenia.