tag:blogger.com,1999:blog-33838206724018777742024-03-14T10:49:57.247-07:00Opowieści z Erithelahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.comBlogger35125tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-18388935940675617202018-07-20T09:29:00.001-07:002018-07-20T09:29:19.040-07:00PREMIERA DRUKOWANEJ WERSJI ŻYWIOŁÓW KARTERU Stało się <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon grin"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f51/1/16/1f603.png" width="16" /><span class="_7oe">:D</span></span> Wreszcie światło dzienne ujrzała drukowana wersja "Żywiołów Karteru" <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon grin"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f51/1/16/1f603.png" width="16" /><span class="_7oe">:D</span></span><br /> Póki co jest dostępna w serwisach bonito.pl oraz aros, zobaczymy, co będzie następne <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon wink"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f57/1/16/1f609.png" width="16" /><span class="_7oe">;)</span></span><br />
<a data-ft="{"tn":"-U"}" data-lynx-mode="asynclazy" data-lynx-uri="https://l.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Fbonito.pl%2Fk-20035083-zywioly-karteru&h=AT0XzYeMCA5oWgdYW4FyevaBbpGrRqSld1qRmJnyaYCK0nGXsqi3dq-k88KAPuYaS5TygviJa2-4mhDdRKg6crXAdcbw3w6rpn6NkVkT-ncUocf0Zp6VeDJIIqMzU-em3TuIWvcBSMN1iw" href="https://bonito.pl/k-20035083-zywioly-karteru" rel="noopener nofollow" target="_blank">https://bonito.pl/k-20035083-zywioly-karteru</a><br />
<a data-ft="{"tn":"-U"}" data-lynx-mode="asynclazy" data-lynx-uri="https://l.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Faros.pl%2Fksiazka%2Fzywioly-karteru&h=AT2Scc5yNBCtixMWGhz6szux_HUcGWbzuo84wz_eJhYiMDwhuGKbS1ADMRV_Ss2QaqwE-q6imNSnAlBlCRpz6ypSCraiNWWzRoTbncyA3BrSlom2tRDqbpnzdu657-_uPAHq09bC82GFHA" href="https://aros.pl/ksiazka/zywioly-karteru" rel="noopener nofollow" target="_blank">https://aros.pl/ksiazka/zywioly-karteru</a><br />
<div class="text_exposed_show">
OPIS---><br />
Żywioły przemówiły! Karterze, poznaj swoich strażników! Falen, Ellie,
Rin i Alec zostali wybrani, by chronić swój lud przed krwiożerczymi
nerimimi. Co się stanie, kiedy któreś z nich przypadkiem przemieni się w
nerimiego? Kara za "zdradę" jest jedna. Czy zostanie wymierzona? Po
tysiącach lat potomek bogini Nilani i księcia piekieł Castiella obudził
się w nowym ciele. Los Dzieci Żywiołów to szachownica, po której
poruszają się pionki bogów i demonów. Kto pierwszy zabije króla?</div>
<br />ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-75640039160709021282018-06-03T09:49:00.001-07:002018-06-03T09:49:21.013-07:00KONKURS I WYDAWNICTWO <div style="text-align: justify;">
Hej! Witam was po okrutnie długiej nieobecności ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiShNS5Vv8i_a8boqMYFmjsJz2QrztOqyaCC66-Ki5IRM53-GmyfpJdDgPq1AWDNAZ2m4C6B6wafxWWSHnyCWAEsHOeTc5ckNABeKOgDBW7NOiV9aJRiWBL0eZoBCDSWZBu60y0V3Wperu/s1600/msage.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="855" data-original-width="570" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiShNS5Vv8i_a8boqMYFmjsJz2QrztOqyaCC66-Ki5IRM53-GmyfpJdDgPq1AWDNAZ2m4C6B6wafxWWSHnyCWAEsHOeTc5ckNABeKOgDBW7NOiV9aJRiWBL0eZoBCDSWZBu60y0V3Wperu/s400/msage.jpg" width="266" /></a>Jak
część z was wie (a część nie) jakiś czas temu odezwało się do mnie
wydawnictwo Waspos. Opowieść, którą znaliście pod tytułem CZTERY
ŻYWIOŁY, zostaje wydana jako ŻYWIOŁY KARTERU autorstwa Meridiane Sage.</div>
<div style="text-align: justify;">
E-booki są już dostępne w linkach podanych na końcu postu, za ok półtora miesiąca będzie także druk :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co do konkursu... WŁAŚNIE :D </div>
<h3 style="text-align: justify;">
Na stronach na Facebooku "<a href="https://www.facebook.com/1913635505584474/photos/a.1913839798897378.1073741828.1913635505584474/2094107010870655/?type=3&theater" target="_blank">Z fascynacją o książkach</a>" oraz "<a href="https://www.facebook.com/Atramentoweksiazki/photos/a.933375470150322.1073741828.930244693796733/1027457180742150/?type=3&theater" target="_blank">Atramentowe książki</a>" rozpoczęto konkurs, w którym można wygrać e-booka "Żywiołów
Karteru". Gorąco zachęcam do brania udziału! </h3>
<div style="text-align: justify;">
[WYSTARCZY KLIKNĄĆ W PODŚWIETLONĄ NAZWĘ STRONY]</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zainteresowanych
kupnem e-booka i tym samym wsparciem w dalszym pisarskim rozwoju
odsyłam na podane poniżej strony. Dziękuję tym samym za wsparcie,
którego udzielaliście mi przez lata.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://ebookpoint.pl/ksiazki/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-meridiane-sage,e_0vin.htm" target="_blank">Ebookpoint</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.taniaksiazka.pl/ebook-zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-mobi-epub-p-1051772.html" target="_blank">Tania Książka</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://upolujebooka.pl/oferta,93625,zywioly_karteru_ziemia.html" target="_blank">Upolujebooka</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://woblink.com/ebook/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-meridiane-sage-38344" target="_blank">Woblink</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.ravelo.pl/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-sage-meridiane,p300039983.html" target="_blank">Ravelo</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://ksiegarnia.pwn.pl/Zywioly-Karteru.-Ksiega-1-Ziemia.-Tom-1,751088676,p.html" target="_blank">PWN</a> </div>
<br />
<br />
<br />
<br />
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-76314992014261731202016-12-08T12:53:00.002-08:002016-12-08T12:53:21.388-08:00wattpad BRAKOWAŁO MI PISANIA...Bardzo. Napisałam do jednego z wydawnictw w
celu publikacji Żywiołów Karteru, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
Napisałam więc do pięciu innych i na odpowiedź dalej czekam... W między
czasie, ponieważ brakowało mi Was, kontaktu z ludźmi.. wróciłam z
żywiołami, ale na Wattpada . Tam zaprezentuję wam nową, ulepszoną wersję
tego, co być może zobaczycie kiedyś w księgarni.. zalezy mi na zebraniu
czytelników, bo debiuty są trudne. ROZUMIEM, JEŚLI STRACILIŚCIE
ZAINTERESOWANIE.<br />
Pozdrawiam, Meridiane <3 <br />
<br />
<a href="https://www.wattpad.com/story/92450412-%C5%BCywio%C5%82y-karteru-tom-i-ziemia/parts">https://www.wattpad.com/story/92450412-%C5%BCywio%C5%82y-karteru-tom-i-ziemia/parts</a>ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-22692905989004700042015-08-16T10:43:00.001-07:002015-08-16T10:47:26.227-07:00Rozdział 14 : Ama-HirinaŻołnierze sainowscy otoczyli Aurore, Arthura, Marinę, Christiana i Lanę Sophię i brutalnie ich pojmali. Powykręcali im ręce i związali za plecami, stopy także otoczył wpijający się sznur, który umożliwiał tylko stawianie maleńkich kroczków w stronę celi - nie mieli co marzyć o ucieczce. Jedwabne chusty posłużyły za kneble. Odebrano im też wszystko, co mogło posłużyć za broń. Sztylety dziewcząt, miecze chłopców, a także różdżkę Arthura. Zostało z nimi tylko to, co mieli w sobie, czyli czary, pazury, kły i siła. Arthur, Aurore i Marina próbowali wyratować się magią, lecz ta dziwnym trafem zdawała się nie działać na sainów. Każde zaklęcie spływało po nich jak woda po kaczce. Lana chciała zmienić się w wilka, ale nie zdążyła. Gdy tylko sainowie dostrzegli, iż zaczyna się przemieniać, do gry ruszyła włócznia, którą jeden z nieprzyjaciół przystawił jej do gardła, a potem wcześniej wymienione sznury i knebel. A Christian? Miotał się, jak dzikie zwierze, obnażył kły i atakował. Zdołał nawet skręcić kark jedynemu z sainów, a w szyi drugiego zatopić kły, jednak nim doszło do czegoś więcej, kapłan, który ich nakrył, zatopił w jego ciele długą igłę i za pomocą tłoczka wpuścił do żył księcia eliksir, który pociągnął go w ciemność. Momentalnie sparaliżował wszystkie mięśnie, a potem uśpił. Kiedy Christian się ocknął, zobaczył tylko mroczne ściany celi z czerwonego kamienia i wielkie drewniane drzwi, odgradzające ich od wolności. Bardzo bolała go głowa, ale z ulgą zauważył, że przynajmniej może się już poruszać. Kończyn nie krępowały już pęta, lecz w sumie co to za różnica, skoro i tak nie mógł uciec? Drgnął, gdy usłyszał za sobą znajomy głos. Teraz tak cienki, stłamszony...<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Długo spałeś. Bałam się, że już się nie obudzisz.<br />
Christian odwrócił się gwałtownie. W przeciwległym rogu celi siedziała skulona dziewczyna o włosach złotych jak łany zboża, oczach niebieskich jak niezapominajki i skórze jasnej i delikatnej jak porcelana. To Aurore w błękitnej sukni, na której materiale jak maki rozkwitały krwiste plamy. Szkarłatną pręgą naznaczony był jej policzek i czoło. Kiedy tylko Christian to zobaczył, jak tsunami zalała go fala gniewu, ba! Wściekłości na tych, którzy jej to zrobili. Jedno spojrzenie wystarczyło, by odrzucił na bok całą swą dumę i złość, która wypełniła go, kiedy okazało się, że nie odwzajemnia jego uczuć.<br />
- Aurore? - wychrypiał Christian, podnosząc się gwałtownie z zakurzonej podłogi. Niemal od razu zakręciło mu się w głowie. Przywarł do ściany, by nie upaść. Kamień parzył jego dłonie, choć jako wampir nie powinien odczuwać ni zimna, ni gorąca. Zabrał dłonie, niemal czując skwierczenie.<br />
- Ściany powleczono sokiem z kardamonu. Mity mówią, że wysysa z człowieka całą magię, wszystko, co czyni go innym. Widać to prawda - powiedziała tak cicho, że niemal bezgłośnie, podnosząc się z ziemi.<br />
Chwiejnym krokiem podeszła do Christiana i chwyciła go za dłonie. Ścisnęła je mocno.<br />
- Marinę i Arthura zamknęli w celi obok, a Lanę Sophię gdzieś zabrali. Nie wiem, gdzie, ale boję się, że coś jej zrobią. Nie mogłam nic zrobić! - Głos księżniczki się załamał. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc zacisnęła usta i pokręciła głową. - O ciebie też się bałam...<br />
- Niepotrzebnie. Jestem jak kot, zawsze spadam na cztery łapy - powiedział, siląc się na lekki uśmiech. Przesunął delikatnie palcem po ranie na jej policzku. Pokryła się strupem, więc przynajmniej już nie krwawiła. - Co za bydlak ci to zrobił?<br />
- Czy to ważne? - Wzruszyła z obojętnością ramionami. - Grunt, że nie ma już tej ręki - dodała po chwili, a w jej szklanych oczach zatańczyły łobuzerskie ogniki.<br />
- Odcięłaś mu rękę?<br />
Nieoczekiwanie pomieszczenie wypełnił perlisty śmiech Aurore.<br />
- Czemu robisz takie wielkie oczy, Christatnie? Musiał się zbliżyć, żeby mnie okaleczyć, a kiedy to zrobił... cóż, chyba byłabym, głupia, gdybym nie wykorzystała okazji. Nie wiem, czego sainów uczą kapłani, ale ten chyba nie spodziewał się, że księżniczka wyszarpnie mu zza pasa sztylet i użyje go przeciw niemu, zamiast pokornie nadstawić drugi policzek.<br />
Christian rozpromienił się momentalnie.<br />
- Ja też zawsze zapominam, że nie jesteś taka krucha, na jaką wyglądasz - przyznał ze zmieszaniem.<br />
Patrzyli tak sobie w oczy przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy ulec słowom, które domagają się, by zostały wypowiedziane, czy może milczeć, stłumić je w sobie i dalej prowadzić grę.<br />
- Christian, ja... Ja cię przepraszam. Naprawdę nie chciałam, żeby tak to się wszystko potoczyło - rzekła, kiedy szala przechyliła się ku pierwszej opcji. - Czuję się podle przez to, jak cię potraktowałam.<br />
- Dlaczego? - spytał szczerze zdumiony. - Przecież nie zrobiłaś nic złego. Nie okłamałaś mnie, ani też nie zwodziłaś. Jeśli ja wyobrażałem sobie zbyt wiele, a wierz mi, że tak było, mogę winić tylko siebie.<br />
Choć powinna się cieszyć, że nie jest na nią zły, poczuła tylko ukłucie w sercu. Bardzo mocne, odbierające dech.Skrzywiła się mimowolnie, a Christian spytał, czy wszystko w porządku.<br />
- Tak, w jak najlepszym... - Aurore westchnęła ciężko, po czym wróciła do swojego kąta. - Kiedy mówiłam, że chcę umrzeć, nie wiedziałam, że życzenia tak szybko się spełniają - szepnęła z goryczą, skrywszy twarz w dłoniach.<br />
- Nikt tu nie umrze, prócz sainów. Znajdziemy sposób, by się stąd wydostać, odnajdziemy Berło i ruszamy w dalszą drogę. Wyjdziemy z tego cało, zobaczysz. Za parę, parędziesiąt lat, gdy będziesz opowiadała komuś tę historię, będzie ona dla ciebie tylko przygodą, jedną z wieku. Wzbudzającą strach przed laty, po latach przyprawiającą o śmiech.<br />
- Z czego tu się śmiać?<br />
- Z naszej nierozwagi. Gdyby ojciec mi powiedział, że dał się pokonać bandzie dzikusów uzbrojonych w patyki, wyśmiałbym go.<br />
- Kiedy byłeś nieprzytomny, słyszałam rozmowę strażników, strzegących wejścia do naszej celi.<br />
- I czego się dowiedziałaś?<br />
- Że zostały nam jakieś cztery dni życia, jeśli szybko czegoś nie wymyślimy.<br />
- Dlaczego akurat cztery? - Zmarszczył brwi, a jego krwiste oczy zapłonęły czymś na kształt ciekawości. - Czy nie lepiej od razu byłoby nadziać nas na te ich śmieszne włócznie i mieć problem z głowy?<br />
- Na to wygląda, że nie. - Pokręciła głową. Kiedy elfica znów podniosła na wampira oczy, on dostrzegł w nich ogromny strach. Lęk tak wielki, że nawet ktoś taki jak Aurore za nic by się do niego nie przyznał. - Christian, czy zdajesz sobie, co wypada równo za cztery dni?<br />
- Em... Czwartek...?<br />
- Och, nie! Oczywiście, że nie! Nów, Christianie, nów!<br />
- I co w związku z tym? - spytał, spoglądając na nią badawczo.<br />
- To z tego, że wtedy złożą nas w ofierze. Wszystkich, bez wyjątku.<br />
Christian wciągnął ze świstem powietrze. Zamurowało go.<br />
- C-co takiego? - Tylko tyle zdołał wydusić przez ściśnięte gardło.<br />
- Sainowie to bardzo prosty lud. Odcięty od zdobyczy naukowych Erithel. Są zdolnymi astrologami i potrafią wyliczyć, kiedy znika księżyc, lecz nie potrafią wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Ślepo wierzą, że to sprawka Hiriny, księżycowej bogini, która od pełni powoli zasypia, znika z nieba, i by ją obudzić, należy złożyć krwawą ofiarę. To my mamy być tą ofiarą, bo nie widzę innego powodu, dla którego trzymaliby nas tutaj.<br />
Wampir osunął się na ziemię. Wpatrywał się tępo przed siebie, coraz boleśniej uświadamiając sobie wagę słów Aurore. Informacja o nowiu, z pozoru tak niepozorna, paraliżowała go podobnie jak wcześniejszy eliksir.<br />
Bo głupcem jest ten, kto śmieje się śmierci w twarz, nie czując choćby krztyny lęku. Królem głupców! Każde myślące stworzenie lęk odczuwa, gdy ma ku temu powód, a czy jest lepszy powód niż taki, że twoje życie zawisło na cienkim włosku? Mędrcem jest natomiast ten, który potrafi odnaleźć w głębi siebie światło, które rozproszy mrok i wskaże drogę ratunku.<br />
Właśnie na poszukiwania tego światła musieli teraz wyruszyć, wszyscy razem i każdy z osobna, próbując prześcignąć nieubłagany czas.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<div style="text-align: left;">
- Gdzie wyście mnie zabrali? - warknęła gniewnie Lana Sophia, kiedy czarnowłosy żołnierz łaskawie ściągnął jej knebel z ust.</div>
<div style="text-align: left;">
Dziewczynę otaczało pięciu sainów, z których każdy patrzył na nią jak na ostatni kawałek ciasta. Wszyscy znajdowali się w ciemnej okrągłej komnacie, po środku której znajdowało się coś wielkiego, jakiś kanciasty kształt, na oko sięgający jej do połowy kolan. Lana nie widziała dokładnie co to, gdyż wszystkie sześć okien przysłaniały grube czarne kotary. Jedynym źródłem światła były przymocowane do ścian pochodnie o przygasających płomieniach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Może tak grzeczniej, moja panno? - ozwał się chrapliwie najstarszy z pośród nich, niewątpliwie kapłan. Miał na sobie długą szatę w kolorze pergaminu, przewiązaną na biodrach paskiem z czarnej skóry, przyozdobionym przez maleńkie czaszeczki. (Dziewczyna wolała nie wiedzieć, czy były prawdziwe). Twarz jego spowijał cień obszernego kaptura. - Jakby nie było twoje życie leży teraz w naszych rękach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Zaraz nie będziecie mieć tych rąk, i paru innych narządów też, jeśli w tej chwili mnie nie puścicie! - krzyknęła, popychając jednego z trzymających ją strażników na kamienną ścianę. Sain zatoczył się niezgrabnie i twarzą zsunął się po niej.</div>
<div style="text-align: left;">
Lana uśmiechnęła się szeroko. Będzie miał pies nauczkę, że niegrzecznie wykorzystywać sytuację i kłaść łapy gdzie nie trzeba. Niech lepiej ich pilnuje.</div>
Strażnik pozbierał się prędko z ziemi i posłał jej tak mordercze spojrzenie, iż przez chwilę była pewna, że zaraz zapłaci za to własnymi zębami. Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego powiedział tylko:<br />
- Będzie idealna.<br />
- Idealna do czego?! - warknęła, lecz nikt nie raczył jej odpowiedzieć. Zbyt zajęci byli rozmową między sobą.<br />
- To wielkie szczęście, doprawdy, że jedyna pobratymczyni wśród tej całej hołoty, z którą się włóczyła, okazała się tak się nadawać! - zachwycił się drugi, jasnowłosy żołnierz o oczach czarnych jak węgiel.<br />
- Nie szczęście, lecz znak nieba! - zagrzmiał inny, podchodzący do czterdziestki o obfitym brzuchu piwnym.<br />
- IDEALNA DO CZEGO?! -powtórzyła raz jeszcze Lana Sophia, sztyletując kapłana wzrokiem.<br />
- Do zostania naszą Hiriną, rzecz jasna - powiedział, ściągając kaptur. Oczom wilkołaczki ukazała się bardzo stara twarz o rysach tak surowych jak wyciosane z kamienia. Białe włosy kapłana ścięte były "na pazia", a broda ułożona na sztorc. - Karamei, Haviris, wpuśćcie tu trochę światła - zakomenderował. Dwaj saini, ten, którego Lana pchnęła na ścianę, i tamten grubszy, koło czterdziestki, zaczęli mruczeć coś niezrozumiałego pod nosem. Z głośnym szelestem zasłony rozsunęły się na póki, ukazując ostre pozbawione szkła okna. Dopiero wtedy Lana dostrzegła, czym w rzeczywistości była bryła na środku sali. Kamiennym ołtarzem.<br />
Wydała z siebie zduszony okrzyk przerażenia, który wywołał salwę śmiechu wśród żołdaków.<br />
- Nie takiej reakcji spodziewaliśmy się po tobie, Hirino. Powinnaś raczej nie móc doczekać się chwili, w której po raz pierwszy dokona się na nim Przebudzenie.<br />
- Jakie znów przebudzenie? Jaka znów Hirina? - pytała zdławionym głosem, nie mogąc odwrócić wzorku od stołu ofiarnego. Kilka metrów przed nim znajdował się zbudowany z kości i czaszek tron.<br />
Czemu miała przeczucie, że dla niej?<br />
- Hirina to Pani Księżyca, Pani wszystkich wilków i oczywiście nasza Pani - pospieszył z wyjaśnieniami kapłan. - Dziwne, że tego nie wiesz. Nie wiem, czego uczą was w tych waszych nie-sainowskich szkołach - prychnął z pogardą na samą myśl o świecie poza Orlą doliną.<br />
- Skoro to jakaś bogini, to czemu nazywacie mnie jej imieniem? Czy to nie obraza? No i czym, na wilcze ziele, jest to całe Przebudzenie?!<br />
- Tępa, ale przynajmniej temperamentna - westchnął ciężko Karamei.<br />
- I ładna. Ma oczy jak krowa, zupełnie jak Hirina. To musi być ona - zawtórował mu jasnowłosy sain.<br />
Lana zazgrzytała zębami. Takiego komplementu to jak żyje nie dostała.<br />
- Tak czy inaczej - kontynuował kapłan - co miesiąc Wielka Hirina zapada w sen, pozostawiając nasz naród bez opieki. By przebudzić Księżycową Panią konieczny jest rytuał, na którym ofiarowani zostają innowiercy lub nasi niewierni bracia. Do Przebudzenia niezbędna jest Ama-Hirina, to znaczy przyziemne wcielenie bogini, które zajmuje miejsce duszy u jednej z naszych kobiet każdej pełni. Ama-Hirina musi przyjąć w imieniu prawdziwej Hirini ofiary, by potem samemu stać się ostateczną ofiarą.<br />
- Nie jestem żadną waszą Ama-Hiriną, zrozumcie to! Jeszcze wczoraj nie wiedziałam o istnieniu tej waszej Hiri-miri, więc jak mogę być jej wyznawczynią? Rozczaruję cię, kapłanku. Lana Sophia wierzy tylko i wyłącznie w siebie - zadeklarowała wojowniczo.<br />
W odpowiedzi na jej słowa, sain w pergaminowej szacie uśmiechnął się szeroko. W tym momencie Lana nie marzyła o niczym innym, jak o starciu mu z twarzy tego obleśnego śmieszka zardzewiałą tarką do sera. Może to i specyficzny sposób na rozwiązanie sprawy, ale jaki bolesny! Skoro słowa nie przemawiają mu do rozsądku, to może chociaż poharatana facjata to zrobi.<br />
- No oczywiście, że nie wierzysz. Po co miałabyś wyznawać samą siebie? - spytał z taką miną, jakby to było zupełnie oczywiste. - Ama-Hirina od pełni do nowiu może czuć się Hiriną.<br />
- Nie, nie, nie! Ja nie jestem żadną waszą... - Urwała, gdyż nagle dostrzegła cień szansy w tym całym <br />
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl">
qui pro quo. - Skoro do czasu nowiu jestem waszą boginią, musicie robić, co wam każę, czyż nie? - spytała, mrużąc chytrze ciemne oczy.</div>
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl">
- W teorii tak - odparł po chwili namysłu starzec. </div>
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl">
- W takim razie rozkazuję wam uwolnić moich przyjaciół - zażądała lodowatym tonem. Wyraz twarzy kapłana zmienił się w jednej chwili. Sinie wargi zacisnęły się w wąską linię, mięśnie stężały, a oczy rozbłysły gniewnie. Przerażał Lanę, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. - Siebie złóżcie w ofierze, a nie ich, bo spłynie na was mój boski gniew. </div>
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl">
- Zdaje się, że powiedziałem "w teorii". Może i jesteś powierniczką Wielkości Hirina, lecz nie posiadasz mocy. Jesteś boginią ofiarną, nie boginią zemsty. Radzę ci o tym nie zapominać, Ama-Hirami - powiedział stary sain, przeciągając z lubością sylaby. Widząc strach w jej oczach, zaśmiał się tubalnie, po czym zwrócił się do pozostałych. - Odprowadźcie panią do jej komnaty. Pozwólcie jej zadecydować, który innowierca zginie najpierw. To jej przyjaciele, więc niech splami sobie ręce ich brudną krwią. </div>
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="firstHeading" id="firstHeading" lang="pl" style="text-align: center;">
***</div>
<br />
- Aurore, wisiorek! - wykrzyknął w którymś momencie Christian, przerywając martwą ciszę, która zalegała między nimi od poprzedniego dnia.<br />
Oboje byli zmęczeni, niewyspani i głodni (gdyż dwie kromki czerstwego chleba, które dostała księżniczka, nie potrafiły nasycić żołądka nawet na dwie godziny, co dopiero na cały dzień, podobnie jak szklanka stęchłej krwi dla Christiana), więc żadne z nich nie miało specjalnej ochoty na pogawędki. Milczeli, desperacko próbując wymyślić jakiś sposób, którym odzyskaliby wolność.<br />
- Masz jeszcze swój medalion, ten który dostałaś od ojca, prawda? - spytał już znacznie ciszej.<br />
Jego oczy rozbłysły czymś na kształt ekscytacji.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpwWpG4mU0rfmiQT3MkMOX_L9B9laAZCDGhxPJX75tDrpu3jX7VussYPr_5nUZpApnVSBr6WDbbP4J_3l9RtRZjJSyuY1NQRtS2abHs90fsAP-lE-HDDwFAsc73BKuwr4-KiLH8dVYI9Y/s1600/jk.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpwWpG4mU0rfmiQT3MkMOX_L9B9laAZCDGhxPJX75tDrpu3jX7VussYPr_5nUZpApnVSBr6WDbbP4J_3l9RtRZjJSyuY1NQRtS2abHs90fsAP-lE-HDDwFAsc73BKuwr4-KiLH8dVYI9Y/s400/jk.jpg" width="400" /></a></div>
- Tak, jego mi nie zabrali, a czemu pytasz? - Zmarszczyła brwi. Aurore leżała na plecach na jednej z drewnianych, wyściełanych sianem prycz, wpatrując się w sufit.<br />
- "Używaj go mądrze, a on powoli będzie odkrywał przed tobą swoje kolejne możliwości". Czyż nie tak powiedział ci ojciec, kiedy wręczał ci go na chwilę przed początkiem naszej wyprawy? Co jeśli za jego pomocą można się skontaktować z którymś z przywódców Zjednoczonego Królestwa?<br />
Oblicze księżniczki w jednej chwili pojaśniało. Dźwignęła się gwałtownie z pryczy i odszukała za rąbkiem dekoltu mały złoty medalion, przyozdobiony diamentami.<br />
- Że też wcześniej o tym nie pomyślałam - szepnęła, zaciskając na nim kurczowo palce.<br />
Spojrzała na Christiana, a on skinął głową. Tak, to było ich światłem, rozpraszającym mrok. Albo raczej mogłoby być, gdyby zadziałało.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #a64d79;">MERIDIANE FALORI</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #a64d79;"> ___________________________________________</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #a64d79;">Cześć, co myślicie o tym rozdziale? Czy wątek Ama-Hiriny przyprawił was o choć trochę szybsze bicie serca? Mam nadzieję, że tak :D A pozostałe części? Ktoś kiedyś chyba mnie pytał, czy medalion Aurore będzie miał jakieś specjalne znaczenie dla tej historii (chyba że pomyliłam pytania i blogi xD)... Teraz macie odpowiedź. </span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #a64d79;">Mam nadzieję, że zostawicie po sobie chociaż króciutki komentarz, w którym zasygnalizujecie mi, co myślicie. Jeśli nie macie ochoty, nie musicie pisać rozprawek, zwyczajne "Fajny rozdział, dobrze się czytało, nie mogę doczekać się następnego" wystarczy ;) Choć nie powiem, trochę dłuższe zawsze są fajniejsze hahaha</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;"><b>Zachęcam do lajkowania fanpage'a, aby być na bieżąco :D </b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;"><b><a href="https://www.facebook.com/m.falori" target="_blank">Meridiane Falori fanpage fb (klik)</a> </b></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-5782347345636589072015-06-21T11:56:00.003-07:002015-06-21T11:58:33.792-07:00Rozdział 13 : Orla dolinaChristian nie zmrużył tej nocy oka. Nie był w stanie. Włóczył się bez celu po lesie nieopodal obozowiska, w którym to po raz pierwszy wyznał Aurore miłość. Pierwszy i ostatni. Mógł się spodziewać, że nic do niego nie czuje, więc co go podkusiło, żeby się przed nią otworzyć? Trzeba było milczeć, ale nie potrafił. Kiedy zobaczył ją pod tamtym drzewem, skuloną i zapłakaną, coś w nim pękło. Nie mógł przejść obojętnie obok rozpaczy swojej księżniczki. Wysłuchał jej i obiecał pomóc, a potem już samo jakoś poszło.<br />
<i><b>Ech, ojciec miał rację</b></i>, pomyślał rozeźlony wampir, kopiąc zawadzający mu kamyk.<b><i> Nigdy nie wiem, kiedy ugryźć się w język.</i></b><br />
Christian skarcił się w duchu. Nie powinien teraz tego wszystkiego roztrząsać. Nie cofnie raz danego słowa, ale będzie robił wszystko, by wymazać tą feralną rozmowę z pamięci swojej i Aurore.<br />
Przez liście wysokich koron zaczęły przebijać się pierwsze promienie słońca. Nastał świt, a to oznacza, że czas wracać do obozu. Chłopakowi ścisnęły się wnętrzności na samą myśl o ponownym spotkaniu z wiadomą osobą. Przez chwilę rozważał, czy nie zabawić tu trochę dłużej, lecz ostatecznie zaczerpnął głęboki oddech, by dodać sobie otuchy, i ruszył z dumnie uniesioną głową w drogę powrotną.<br />
Już z daleka witał go duszący zapach dymu. Domyślił się, że to pewnie Arthur pichci coś dla pozostałych.<br />
Christian zastał wszystkich skupionych wokół małego ogniska. Ubranych i umytych w strumieniu, a przede wszystkim rześkich.Choć bardzo się starał stłumić wszystko w sobie, wśród czterech osób tak naprawdę widział tylko jedną.<br />
Aurore klęczała pod namiotem, plotąc Marinie warkocz. Miała na sobie prostą niebieską suknię, idealnie podkreślającą barwę jej podkrążonych teraz oczu.<br />
- O, Christian. Jesteś wreszcie - przywitał go dźwięczny głos Lany Sophii. Dziewczyna piekła chleb nad ogniskiem.- Gdzie byłeś przez całą noc?<br />
Aurore podniosła głowę, gdy tylko usłyszała jego imię. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Księżniczka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak po chwili, nie znalazłszy właściwych słów, zamknęła je pospiesznie i odwróciła głowę.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Christian poczuł ukłucie w swym niebijącym sercu. Ojciec znów miał rację, kiedy mówił, że miłość to gra słabych. Silny człowiek powinien wystrzegać się jej jak ognia. W tym przejawiała się jego wyższość i mądrość. Chłopak nie spodziewał się, że kiedykolwiek w czymkolwiek przyzna Dereminowi rację, a co dopiero dwa razy jednego dnia.<br />
- Byłem na polowaniu - skłamał, odwracając się do wilkołaczki.- Nawet wampir musi czasem jeść.<br />
- Całą noc? - Lana uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersi. - W burzy i deszczu?<br />
- Szybkie jedzenie powoduje wrzody. Ktoś tu chyba nie słuchał na lekcjach - posłał jej szorstki, nieprzyjemny uśmiech.<br />
- Mów sobie, co chcesz, ja i tak wiem swoje. W końcu co innego mógłbyś robić po nocy, jak nie szukać rozrywki? - Lana Sophia posłała mu spojrzenie z cyklu: " Jeśli wiesz, co mam na myśli", a przez jej usta przemknął lekki uśmiech. - Oczywiście ja nie oceniam. To twoje życie i nie interesuje mnie z kim się tam zabawiasz, ale bądź tak łaskawy i melduj się, kiedy i na ile znikasz. Dasz wiarę, że się martwiłam? - Sama wydawała się zaskoczona tym, co mówi.<br />
- Jakoś nie. Poza tym, ja wcale nie...<br />
- Och, proszę cię. Jesteśmy dorośli. Nie musisz się przede mną tłumaczyć. - Machnęła dłonią z pobłażliwym wyrazem twarzy.<br />
Christian wyrzucił ręce ku górze w geście desperacji. Wampiry nie mogły się rumienić, a mimo to czuł, jak policzki mu płonął.<br />
- Lana! Jakby ci umknęło, jesteśmy na jakiś wiejskich peryferiach. W zasięgu kilku kilometrów nie ma żywej duszy! Nawet gdybym chciał czegokolwiek spróbować, nie ma z kim, więc, błagam, oszczędź mi swoich teorii.<br />
- Nie ma z kim... - Powtórzyła zamyślona. W pewnym momencie jej oczy się rozszerzyły, a twarz zrobiła się czerwona. Spojrzała na niego tak dziwnie, że Christian nie miał już wątpliwości, o czym pomyślała.<br />
- Nieważne, zapomnij - westchnął z rezygnacją, uderzając się dłonią w czoło. Jakby się nie tłumaczył, i tak wyjdzie na wiecznie niewyżytego neandertalczyka. Wspaniale.<br />
Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy rozległ się głos Arthura, który wołał wszystkich na prowizoryczne śniadanie składające się z tego, co zostało z poprzednich dni.<br />
Aurore związała pospiesznie warkocz Mariny i pociągnęła ją w stronę ogniska. Christian nawet nie zauważył, kiedy zbliżyły się do siebie. Zatrzymał się na etapie, w którym syrena raczej starała się trzymać na uboczu, z dala od wszystkich.<br />
- Szybko jedzcie, bo musimy prędko ruszać. Do Norendfell szmat drogi - powiedział Arthur, podając Christianowi jedną z butelek z krwią. Wampir skinął na niego bez słowa i bezceremonialnie odkręcił nakrętkę.<br />
- Orla dolina - szepnęła pogrążona w zadumie Lana Sophia. Zmarszczyła brwi, pozwalając, by między nimi pojawiła się głęboka zmarszczka.<br />
- Coś nie tak? - zainteresowała się Aurore. Starała się nie patrzeć na Christiana, a on na nią, choć co jakiś czas oboje czuli na sobie palące spojrzenie tego drugiego. Napięcie między nimi było namacalne. Nie dało się go nie zauważyć.<br />
- Tak jakby - mruknęła lakonicznie wilkołaczka, przeczesując włosy niedbałym i szybkim gestem. Widząc pytając spojrzenie czarownika, wyjaśniła - Orla dolina to zupełnie inny świat, całkowicie oderwany od realiów Zjednoczonego Królestwa.<br />
- Co masz na myśli? - zapytał Christian, odstawiając na ziemię pustą butelkę. Usta miał zakrwawione, wyglądał upiornie, gdy się pożywiał, ale wszyscy zdążyli się już do tego przyzwyczaić. Przeszło mu przez myśl, że być może Aurore odstrasza już sam fakt, iż jest on wampirem.<br />
- Dzikie puszcze zamieszkuje pierwotne plemię sainów. Nie podlegają jurysdykcji naszego króla, Terina. On nie ma na nich żadnego wpływu. Nie ma prawa ingerować w ich rytuały i prawa, jakie one by nie były.<br />
- Nie no, nie może być takiej tragedii z tymi sainami... - zaczęła Marina, chcąc trochę rozluźnić atmosferę. - Prawda? - Widząc wyraz twarzy Lany Sophii, szybko zrozumiała. - Więc jest źle.<br />
- Bardzo źle - poprawiła ją wilkołaczka. Dziewczyna westchnęła głucho, po czym dodała, podnosząc się z miejsca - Słuchajcie, co ma być, to będzie. I tak nie możemy już wrócić, więc jakoś musimy sobie dać radę... Mam dla was tylko jedną małą sugestię. A właściwie dwie.<br />
- Oświeć nas - rzucił z ironicznym uśmiechem Christian, mrużąc swe czerwone jak dwa rubiny oczy.<br />
Mimo jego lekkiego tonu, Lana Sophia była spięta, podenerwowana. Naprawdę coś musiało być na rzeczy.<br />
- Uważajcie, by się nie zranić. Zapach krwi przyciąga ich jak rekiny.<br />
- Nic się nie martw. Wejdziemy do puszczy, znajdziemy Berło i wyjdziemy. Nawet nas nie zauważą - Arthur ścisnął jej dłoń. Uśmiechnął się do Lany pokrzepiająco, jednak ona uśmiechu nie odwzajemniła.<br />
- Mam nadzieję - powiedziała tylko zamiast tego.<br />
- A jak brzmi druga rada? - spytała Marina, spoglądając na Lanę badawczo. Jej ciemne oczy zdawały się lśnić w bladym świetle poranka.<br />
- Róbcie to, co wam mówię. Puszcza to nie jest właściwe miejsce na samowolkę.<br />
- Byłaś już tam kiedyś?<br />
Lana milczała przez chwilę, wbijając wzrok w podłożę, aż w końcu powiedziała.<br />
- Nie.<br />
- Ale...<br />
- Nie wracajmy do tematu - ucięła ostro, posyłając Aurorze gniewne spojrzenie.<br />
Księżniczka nie rozumiała powodu jej złości. Wolała też nie pytać. Wiecie, lepiej nie złościć kogoś, kto w ułamku sekundy może zmienić się w krwiożerczego wilka. Długie żeby, pazury... To nie brzmi zachęcająco.<br />
Marina też tak uważała, więc postanowiła dyskretnie wycofać się z linii ognia.<br />
- To ja może pójdę przygotować konie - zaofiarowała się, po czym potruchtała do pięciu wierzchowców, drzemiących jeszcze na zroszonej rosą trawie.<br />
- A ja złożę namioty - dodał Arthur, sięgając do kieszeni po różyczkę.Czarownik oddalił się ku nim, a Lana poszła za nim.<br />
Christian i Aurore zostali sami. Gdy tylko chłopak to sobie uświadomił, wezbrała w nim nagła ochota, żeby pomóc Marinie. Albo Arthurowi czy Lanie. Komukolwiek. W końcu na altruizm nigdy nie jest za późno, nawet jeśli ma się ponad siedemset lat na karku.<br />
- Chris, poczekaj - niespodziewanie usłyszał za sobą jej szept. Cichy. Niepewny.<br />
Coś w nim drgnęło. Obrócił się mimowolnie, choć wolał zniknąć Aurore z oczu. <br />
- Jeśli chodzi ci o naszą wczorajszą rozmowę, nie musisz się o nic bać. Nikomu o niej nie powiem - odburknął machinalnie, spoglądając na ksieżniczkę z wyćwiczoną obojętnością.<br />
Na twarzy Aurore zagościł jakiś dziwny wyraz, trudny do zdefiniowania. Ulga? Zdumienie? A może wstyd? <br />
- Jeszcze raz przepraszam cię, że tak wyszło - powiedziała ledwo słyszalnie, upewniając się, że nikt jej nie słyszy. - Ja... ja nie wiedziałam. Nie chciałam cię zranić.<br />
- Jedyne, co może mnie zranić, to osikowy kołek w serce. Nic więcej - odparł lodowato Christian, spoglądając beznamiętnie w jej niebieskie oczy. Aurore poczuła się tak, jakby wymierzył jej policzek. - Tak więc sama rozumiesz, że nie masz za co przepraszać.<br />
I to powiedziawszy odwrócił się bezceremonialnie i odszedł w stronę koni.<br />
Aurore została sama. Nie wiedziała już, co myśleć. Wiedziała, że nie mogła mu wyznać miłości, bo byłoby to nie szczere, ale z drugiej strony... miała świadomość, że Christian przez nią cierpi. Dziś udawał niewzruszonego, lecz widziała go wczoraj. Wcale nie był taki opanowany, wcale nie był obojętny. To wszystko to tylko maska. Choć to nie jej wina, czuła wyrzuty sumienia. Chciał jej pomóc, a ona tam mu się odwdzięczyła. Ale co innego miała zrobić? Kłamać? Może faktycznie trzeba było...<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
Dwa smukłe smoki, jeden o czarnych, a drugi o bursztynowych łuskach, przecinały szare niebo. Wznosiły się nad ziemiami rodzinnego Heriet, później Arindell, by wreszcie, po wielu dniach, dotrzeć do Norendfell. Trop syna Deremina był bardzo słaby. Podobnie jak pozostała czwórka, Christian starannie maskował ślady swojej obecności. Lecz mimo wszystko, nie wystarczająco dokładnie. Niedopalone gałęzie z ogniska, ślady końskich kopyt i wygniecione przez namioty kształty na trawie. To wszystko ich zdradzało.<br />
<br />
<i><b>Zaraz dotrą do Orlej doliny. Pewnie idą tam za Berłem, bo po co innego?</b></i>,<b><i> </i></b>ozwał się w myślach bursztynowy smok do czarnego. <b><i>Musimy się pośpieszyć.</i></b><br />
<br />
<b><i>Nie panikuj, Sun</i></b>, uspokoił siostrę czarny. <b><i>Jeszcze nie przekroczyli rzeki Jeanny</i></b>,<b><i> więc mamy trochę czasu.</i></b> <i><b>Poza tym, nie sądzisz, że rozsądniej będzie dołączyć do nich, kiedy już opuszczą pierwotną puszczę? Po co mamy się narażać?, </b></i>spytał Shadow, po czym zatrzepotał mocno skrzydłami i wzbił się wyżej, by ominąć górski szczyt.<br />
<br />
<i><b>Nie powiedziane, że go zdobędą</b></i>..., poprawiła brata Sun, robiąc dokładnie to, co on. Gdy tylko minęli górę, oboje zapikowali gwałtownie w dół, wracając tym samym do poprzedniego poziomu.<br />
<br />
<br />
<b><i>Jeśli dzikusy coś im zrobią, tylko nas wyręczą. Eremir nie będzie wiedział, kto zabił szczyli, więc wystarczy, że potem przechwycimy ciała i oddamy je królowi, a zapłata i tak będzie nasza.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<b><i>Nie chciał ich zabijać, tylko poprowadzić w pułapkę...</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<b><i>Żeby potem ich zabić, </i></b>uściślił Shadow, zerkając ze zniecierpliwieniem na siostrę. <i><b>Na jedno wychodzi, a to, że król wampirów ma małe problemy z logicznym myśleniem i planowaniem, to już nie moja wina. Meridianem od zawsze rządzili głupcy urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą. Żyjesz już dwieście siedemdziesiąt trzy lata i jeszcze tego nie zauważyłaś? </b></i>Nawet w myślach Sun odczuła jego zawiedziony ton.<br />
<br />
Dziewczyna już nic na to nie odpowiedziała. Milczała, lecąc skrzydło w skrzydło z Shadowem, gdy wtedy coś dostrzegła. Jej oczy rozszerzyły się i pociemniały. <br />
<br />
<b><i>Widzę ich.</i></b> <i><b>Zbliżają się do rzeki. Są na wyciągnięcie ręki. Jesteś pewny, że powinniśmy czekać?</b></i><br />
<br />
<b><i>Tak. Jestem pewny. Pozwólmy dzikusom odwalić czarną robotę,by później zebrać laury.</i></b><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po bardzo długiej i wyczerpującej wędrówce, trawiącej prawie tydzień, młodym udało się przekroczyć rzekę Jeannę, od której Orla dolina była oddalona najwyżej o kilka godzin jazdy. Przeprawa przez nią nie była łatwa. Po drewnianym moście ostatni pożar pozostawił zaledwie połamane i osmolone fragmenty desek, wystające z obu brzegów - po środkowej części mostu nie został ani ślad.</div>
<div style="text-align: left;">
Na szczęście sytuację uratowała Marina. Syrena wpadła na pomysł stworzenia wodnej kładki, twardej jak lód, choć przecież nie zamrożonej, po której zdołali przeprawić się na drugi brzeg.</div>
<div style="text-align: left;">
Jechali dalej, zupełnie nieświadomi tego, iż są obserwowani. Arthura dręczyły złe przeczucia, wiedział, że coś jest nie tak, lecz nie miał pojęcia co. Wspomniał o tym reszcie, ale nikt nie chciał go słuchać. Christian stwierdził, że czarownik jest przewrażliwiony i na tym rozmowa o tajemniczym zagrożeniu się skończyła.</div>
<div style="text-align: left;">
Jechali dalej i jechali, zmożeni nieludzkim upałem, aż w końcu im oczom ukazała się linia wysokich drzew. Głownie płaczących wierzb i jałowców wirginijskich. Z jednej z drzewnych koron z dzikim piskiem wzbił się w niebo tuzin nienaturalnie dużych wron o piórach i dziobach splamionych czerwienią.</div>
<div style="text-align: left;">
- To nie wygląda zachęcająco - szepnęła Aurore do Arthura, obserwując z niepokojem ptaki.</div>
<div style="text-align: left;">
- Coś czuję, że w porównaniu z tym, co czeka na nas wewnątrz puszczy, te żyjątka to jedynie słodkie maskotki - mruknął czarownik, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z księżniczką.</div>
<div style="text-align: left;">
- Obyś nie okazał się złym prorokiem - szepnęła cicho, po czy zsunęła się z siodła. Widząc zaskoczone spojrzenie czarownika, powiedziała - Przecież nie możemy wjechać do tej chaszczy na koniach, jeśli chcemy pozostać niezauważeni. Narobilibyśmy tylko hałasu.</div>
<div style="text-align: left;">
- W sumie racją - przyznał chłopak i zeskoczył ze swojego wierzchowca. Pozostali wzięli z nich przykład.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale co zrobimy z końmi? - zainteresował się Christian. - Przecież nie możemy ich tu tak zostawić, bo uciekną, a jeśli przywiążemy je do drzew, mogą nas zdradzić.</div>
<div style="text-align: left;">
- To samo co wcześniej pod górą Solima. Arthur je unieruchomi. - Marina wzruszyła ramionami. - To chyba najrozsądniejsze.</div>
<div style="text-align: left;">
- No tak. Wypadło mi to z głowy - odparł krótko wampir, przeciągając się w miejscu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie dziwi mnie to. Jesteś ostatnio strasznie zamyślony, wiesz? - Lana posłała mu znaczące spojrzenie. - Możemy wiedzieć o kim tak rozmyślasz? - Uniosła dwukrotnie brwi.</div>
<div style="text-align: left;">
- O nikim - burknął z irytacją Christian. Od czasu pamiętnej rozmowy z Aurore był wiecznie zdenerwowany, drażliwy. Byle co potrafiło wyprowadzić go z równowagi. - O pogodzie, jeśli musisz wiedzieć.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie chcesz mówić, to nie mów. - Lana Sophia poczuła się urażona jego ostrym tonem. Przecież nic złego nie powiedziała przynajmniej w swoim mniemaniu. - Lepiej już chodźmy, bo czas nas nagli.</div>
<div style="text-align: left;">
- Popieram - rzuciła przez ramię Aurore po czym pewnym krokiem ruszyła ku puszczy.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie wiedziała, co ją tam czeka. Bała się nieznanego, choć za nic nie chciała się do tego przyznać. Księżniczka postanowiła więc nie myśleć o tym za długo, bo jeśli wyobraźnia zacznie pracować, prędzej ucieknie stąd z krzykiem niż znajdzie Berło i uratuje Erithel.</div>
<div style="text-align: left;">
Za nią pobiegł Arthur, potem Lana Sophia, a na końcu Marina z Christianem.</div>
<div style="text-align: left;">
Syrena widziała i czuła, że coś go trapi, lecz nie chciała pytać. I tak by jej nie odpowiedział.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Pierwotna puszcza była najdziwniejszym miejscem, z jakim przez całe życie mieli do czynienia. Choć wokół nie było żywego ducha, otaczały ich same drzewa i krzewy, nieustannie czuli na sobie czyjś wzrok. Spojrzenie setek oczu. Chwilami zdawało im się, że słyszą kroki czy dźwięk łamanych gałęzi, jednak kiedy tylko się odwracali w stronę, z której dobiegały te odgłosy, okazywało się, iż nikogo tam nie ma. <br />
Wysokie drzewa niemal nie przepuszczały światła. Arthur musiał użyć czarów, by oświetlić im drogę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chyba się zgubiliśmy - powiedziała w którymś momencie Aurore, nachylając się nad jednym z głazów, leżącymi na ich drodze. Przesunęła po nim dłonią.<br />
- Czemu tak myślisz? - zapytał Arthur.<br />
- Mech - odparła dziewczyna, prostując się.<br />
- I co z tego, że mech? - burknął Christian, najwyraźniej nie wiedząc do czego pije Aurore.<br />
- To z tego, że mieliśmy iść ciągle przed siebie, czyli na zachód, a mech wskazuje, że zmierzamy ku północy.<br />
- Yh, pięknie. Jeszcze tego nam brakowało - sapnęła Lana, robiąc przy tym taką minę, jakby zaraz miała zacząć rwać sobie włosy z głowy.<br />
Serce przyspieszyło już dawno i ani myślało zwalniać. Każda dodatkowa minuta w pierwotnej puszczy była wielkim ryzykiem z ich strony. To, że jeszcze nie zostali zaatakowani, to zaledwie cisza przed burzą. Lana uświadamiała to sobie coraz dotkliwiej z każdym palącym spojrzeniem znikąd, z każdym dziwnym odgłosem... <br />
- W takim wypadku chyba musimy skorzystać z twoim zdolności - ozwała się Marina głosem pełnym powagi.<br />
- Takie miejsca, jak to, karmią się magią. Każde moje zaklęcie może nam tu tylko zaszkodzić. - Arthur pokręcił głową. - Czar światła był nam potrzebny, ale urok nawigacyjny? Spokojnie damy sobie radę bez niego.<br />
- Nie poradzimy i ty dobrze o tym wiesz - rzucił z irytacją Christian, a jego czerwone oczy błysnęły złowrogo. - Już wystarczająco długo się powstrzymywaliśmy. Jeśli nie chcemy spędzić tu wieczności, musimy coś zrobić.<br />
- Arthur ma rację - wtrąciła Lana Sophia. - Pamiętacie co mówiłam o krwi? Magia działa na sainów bardzo podobnie. Łaknął jej jak krwi. Co jeśli ściągniemy ich sobie na głowę? - W jej głosie pobrzmiewał lęk i trwoga, które znalazły swoje odzwierciedlenie również na twarzy dziewczyny.<br />
- Im dłużej włóczymy się po tych chaszczach, tym większa szansa, że nas dopadną. Wychodzi więc na to samo czy zaryzykujemy użycie czarów, czy nie - zauważyła elfica, oplatając się ramionami jakby w obronnym geście. Drżała. Christian nie wiedział czy ze strachu, czy z zimna, które panowało tu mimo skwaru poza puszczą. <br />
- Więc co robimy? - spytała Marina. Jej ciało było napięte jak cięciwa łuku na chwilę przed strzałem. - Nie możemy tracić czasu na jałowe spory.<br />
- Niech będzie już to zaklęcie - westchnął z rezygnacją Arthur, sięgając do wnętrza szaty po różdżkę. - Ale pamiętajcie, że jeśli sainowie nas zaatakują, to to będzie tylko i wyłącznie wasza wina - ostrzegł ich.<br />
- Czemu patrzysz na mnie? - obruszył się Christian.<br />
- Pomyślmy - sapnął oschle czarownik, po czym przygotował się do rzucenia czaru.<br />
Zamknął oczy i zaczerpnął głęboki oddech, następnie zaczął szeptać: "Erei aera meradino". Wodził przy tym różdżką w powietrzu, kreśląc skomplikowane wzory, trudne do zdefiniowania.<br />
Pod wpływem zaklęcia ziemia się zatrzęsła, lecz nie tak mocno, jak ostatnio. Tym razem Arthur postawił na "najlżejszą" formę czaru i nie próbował potęgować jego mocy.<br />
Głaz, nad którym chwilę wcześniej nachylała się Aurore, zaczął pękać i kruszyć się w kilku miejscach. Lana Sophia patrzyła na to wszystko z fascynacją, na chwilę zapominając o strachu. Głębokie rysy na skale utworzyły symbol przypominający swym kształtem różę wiatrów. Na jej liniach zaznaczone były dwa punkty.<br />
- Potrafisz to odczytać? - spytała szeptem księżniczka, wspierając się na jego ramieniu.<br />
Christian aż zazgrzytał zębami. Wątpił, by jej gest miał jakikolwiek romantyczny podtekst, zważywszy na to, w jak beznadziejnym położeniu aktualnie się znajdywali, ale nie zmieniało to faktu, iż jasny szlag go trafił. Aurore nie powinna być z nim tak blisko.<br />
- Powieeeedzmy... - Arthur posłał jej przelotne spojrzenie, a na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech. Podobała mu się bliskość księżniczki. Nawet bardzo. - Jak mniema, ten mniejszy punkt to my, a ten większy to chyba jakiś obiekt, w którym przechowywane jest Berło. Bo wątpię, żeby trzymali je zakopane gdzieś pod chmurką.<br />
- Jeśli to prawda, to jesteśmy już niedaleko... - powiedziała elfica, odwracając wzrok od róży wiatrów.<br />
- Więc nie ma co tracić czasu. Ruchy. - Christian machnął na nich ponaglająco dłonią i ruszył we wskazanym przez Arthura kierunku.<br />
Szli jakiś czas, pogrążeni w milczeniu i własnych przemyśleniach. Wampir zastanawiał się, czy gdyby któregoś pięknego ranka dziewczyny znalazłyby Arthura z przegryzionym gardłem, powiązałyby to z nim. Teoretycznie zabić mógł każdy inny Meridiańczyk... A gdyby tak jeszcze załatwił sobie odpowiednie alibi...<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGcUbYZ0oKpvPVqizFMh5CBiE0p8_kzWaEcVGoiWjiPDPtBoVlMP6vd28Nv9ouhcMjbd7Up0pXVcPq57CEBi_FPfMJ1weijZHkm3EtjmknVghNfcSbR1XDu0gAdow6Tr0xG_33NdxvLKU/s1600/ima+ima.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGcUbYZ0oKpvPVqizFMh5CBiE0p8_kzWaEcVGoiWjiPDPtBoVlMP6vd28Nv9ouhcMjbd7Up0pXVcPq57CEBi_FPfMJ1weijZHkm3EtjmknVghNfcSbR1XDu0gAdow6Tr0xG_33NdxvLKU/s400/ima+ima.jpg" width="400" /></a>Książę mimowolnie uśmiechnął się na tę myśl.<br />
Z zamyślenia wyrwał go cichy okrzyk zachwytu Mariny. Podniósł wzrok, zaciekawiony, co zobaczyła.<br />
I wtedy ujrzał to.<br />
Piętrzący się niebu kamienny zikkurat. Jego tarasy powlekały złote tafle, obrazujące bogactwo ludu zamieszkującego te ziemie. Na samym szycie świątyni znajdowała się diamentowa kaplica, z której wzbijały się w powietrze tumany słodkiego białego dymu. Wejścia do zikkuratu strzegli dwaj mężczyźni w zbrojach z brązu. W dłoniach dzierżyli włócznie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="color: black;"></span></div>
<span style="color: black;">- O ile się założymy, że sprowadzą kolegów, gdy tylko nas zobaczą? - szepnęła Lana Sophia, chowając się za bujnymi, opadającymi ku ziemi gałęziami jałowca.</span><br />
- Może mógłbym spróbować unieruchomić ich jak konie - podsunął Arthur, zaciskając mocniej palce na różdżce. - Wygląda na to, że pozostali zostali albo są w kaplicy, albo zostali w osadzie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, dostaniemy się do środka bez większych problemów.<br />
- Ta, i co potem? - Christian posłał mu kpiący grymas. Ręce trzymał skrzyżowane na piersi. - Jeśli są w kaplicy, to w każdej chwili mogą ją opuścić. Kiedy otoczą nas w świątyni, będziemy jak szczury w klatce.<br />
- A jeśli tam nie wejdziemy, nie odzyskamy Berła Przeznaczenia. Jeżeli draconisi spalą całe Erithel, to będzie tylko i wyłącznie nasza wina - odrzekła Aurore, odzywając się do niego, na dobrą sprawę, po raz pierwszy od tamtego poranka w obozie.<br />
Przez twarz wampira przemknął zdumiony wyraz, lecz zniknął on tak szybko, jak się pojawił. <br />
- Albo my, albo królestwo. Świetnie, po prostu świetnie.<br />
- Wiedziałeś, na co się piszesz.<br />
- Jestem tu, żeby przypodobać się ojcu. Zależy mi tylko i wyłącznie na tym, żeby w końcu dał mi należną mojej osobie koronę. Po nic więcej - odparł cierpko, posyłając jej lodowate spojrzenie.<br />
- Niby czemu sądzisz, że ci się należy? Twój ojciec wciąż żyje - odparła w tym samym tonie, wytrzymując jego spojrzenie.<br />
- Jest stary i zamroczony swoją dziwaczną ideologią. Meridian się stacza, odkąd objął władzę - wycedził.<br />
- Bo uwierzę, że z tobą byłoby lepiej.<br />
- Skończcie, skończcie natychmiast! - syknęła Lana Sophia, stając pomiędzy nimi. - Nie czas teraz na kłótnie! Jakby wam umknęło, mamy zadanie do wykonania. - Następnie zwróciła się do Arthura, już znacznie spokojniej. - Uśpij strażników, jeśli możesz. Tylko użyj małej ilości mocy, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi pozostałych sainów.<br />
Czarownik skinął głową na znak zrozumienia.<br />
- Iann kai terzio - szepnął, kreśląc różdżką w powietrzu symbol przypominający trochę literę "o" włożoną w "v".<br />
Strzegący wejścia żołnierze nagle zamarli bez ruchu. Ich klatki piersiowe nie poruszały się, zupełnie jakby byli martwi. Oczy ślepo wpatrywały się w punkt przed sobą. Nie mrugali.<br />
- Chodźcie! - Arthur machnął ręką na towarzyszy i ruszył ku zikkuratowi. Kiedy wyszedł zza chroniącej go linii drzew, poczuł się tak, jakby odebrano mu tarczę. Niby wiedział, że strażnicy nie mają prawa ożyć, póki on im na to nie pozwoli, lecz mimo to odczuwał pewien dyskomfort. Zupełnie, jakby zaraz mieli się na nich rzucić. Chodź z drugiej strony, nawet gdyby to zrobili, nie mieli przewagi liczebnej - ta myśl pocieszała młodego czarownika.<br />
Wejście do zikkuratu nie posiadało drzwi - było pustym otworem w kształcie prostokąta. Na kamiennych blokach go tworzących ktoś kiedyś wyrył prymitywne wyglądające runy, których żadne z nich nie potrafiło odczytać.<br />
Arthur wymienił spojrzenia z Aurore. Kiedy skinęła, wszedł do środka. A za nim pozostali. Cała piątka znalazła się w długim wąskim korytarzu bez okien, którego mrok rozpraszały nieliczne pochodnie. <br />
Ich ciała przeszył potworny chłód - było zimno jak w grobowcu.<br />
- Co robimy? - spytała głucho Marina, przesuwając dłonią po kamiennej ścianie. Zdawała się pulsować tak jak pulsuje serce żyjącego człowieka. Dziwne. Zupełnie... jakby żył.<br />
- Idziemy przed siebie i szukamy - odparła Lana Sophia. - Nie dotykajcie niczego - upomniała Marinę, a ta posłusznie zabrała dłoń. - Tak będzie lepiej.<br />
Wilkołaczka ruszyła przed siebie.<br />
- Chodź, Mari. - Christian splótł palce z palcami syreny i zaczął prowadzić ją za Laną Sophią. Oczywiście zrobił to na tyle ostentacyjnie,by Aurore wszystko widziała. Może to i dziecinne posunięcie, ale widok miny elficy przyniósł mu satysfakcję.<br />
Marina natomiast zarumieniła się aż po końcówki rudych włosów. Spuściła głowę, chcąc zamaskować uśmiech. Tak bardzo pragnęła, by zwrócił na nią uwagę, że nawet nie zauważyła teatralnej otoczki wokół tego gestu. Albo raczej nie chciała zauważyć.<br />
Kamienny korytarz zdawał się nie mieć końca. Co i raz mijali wejścia do niewielkich komnat - najprawdopodobniej mieszkań kapłanów. Wydawać by się mogło, że los im sprzyjał. W żadnym z nich nie natknęli się na chociażby jednego saina. Wręcz przeciwnie, zaledwie na góry skarbów - złotych naczyń, zgromadzonych obrazów, szlachetnych kamieni i porcelanowych waz - pozostawionych bez opieki.<br />
Żadne z nich nie zaznało nigdy biedy. Jako osoby blisko związane z rodzinami królewskimi swoich krajów, żyli w dobrobycie. Nie potrzebowali ani tych monet, ani tych klejnotów, lecz było w nich coś... podejrzanego. Przebiegłego. Przeklętego. Strasznego i kuszącego zarazem. Wołały do nich, słyszeli ich cichy szept. Mamiły ich.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i>Weź mnie, weź mnie. Przecież nikt nie zauważy...</i></b></div>
<br />
Walczyli z tym, ale z każdą komnatą było im coraz trudniej. A przecież nie mogli ich pominąć, bo w każdej z nich wśród kosztowności mógł znaleźć się fragment Berła Przymierza.<br />
Jako pierwszy złamał się Christian. Albo raczej został złamany. Przez złotą koronę. Taką samą jak ta należąca do jego ojca. Taką samą, jaką od zawsze pragnął posiąść. <br />
- Odłóż ją - poprosiła szeptem Marina, spoglądając na niego z niepokojem. - Zdejmij ją z głowy.<br />
- Niby czemu? - prychnął wampir, spoglądając na dziewczynę spod uniesionych brwi. Niby dobrze znała już ten ton głosy i wyraz twarzy, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w Christianie jest coś obcego. Usta mówiły słowami zikkuratu. - To korona Meridianu. Nie wiem, jak się tutaj znalazła, ale wiem, że należy do mnie. Zabieram ją.<br />
- Nie. - Ścisnęła mu nadgarstek. W spojrzeniu Mariny malowała się głęboka determinacja. - Ściągaj ją. Na pewno jest przeklęta.<br />
- Ty nic nie wiesz - syknął, a jego oczy rozbłysły. - To, co należy do Meridianu, powinno do niego wrócić.<br />
- Och, dawaj to, bo zatruwa ci myśli. - Marina podwinęła rękawy. - Jak nie chcesz po dobroci, załatwimy to inaczej - rzuciła ostrzegawczo, po czym spróbowała siłą mu ją odebrać. Jednak zikurratowy Christian jakoś nie chciał współpracować.<br />
- Gdzie z tymi łapami?! - warknął, odpychając Marinę od siebie. Dziewczyna zatoczyła się w tył, o mały włos nie upadając. - Gdybyśmy byli w Meridianie, zgniłabyś w lochu za taką zniewagę!<br />
- Nie jesteśmy w Meridianie, a ty nie jesteś moim królem - odpowiedziała mu poirytowana, ponawiając próbę. Była sporo niższa od niego, więc musiała skakać jak pchła, żeby sięgnąć korony, którą zasłaniał rękoma. Bronił jej jak dziecka.<br />
- Co tu się dzieje? - zainteresował się Arthur, wychylając się zza stosu klejnotów, które właśnie przekopywał w poszukiwaniu celu ich podróży. - Jesteście za głośno - upomniał towarzyszy.<br />
- Nie gadaj, tylko chodź i mi z nim pomóż! - rzuciła zdenerwowana syrena, zakładając ręce na biodra. - Bzikuje przez tę koronę. Myśli, że jest nie wiadomo kim.<br />
- Czyli nic nowego. - Czarownik posłał Marinie ironiczny uśmiech.<br />
- Arthur! <br />
- Dobrze, już dobrze. Zaraz coś na to poradzę. - Uniósł ręce w obronnym geście. Następnie ruszył ku wampirowi i syrenie. W czasie, kiedy król Christian odgrażał się Marinie, co jej zrobi za nieposłuszeństwo, które mu okazuje, Arthur zaszedł go od tyłu i podciął nogi. - Koniec tego dobrego, Saerin - rzucił, powalając go na ziemię. <br />
- Zapłacisz za to głową! - warknął Christian, próbując podnieść się z ziemi.<br />
- Jeszcze zobaczymy. - Arthur postanowił przygwoździć księcia do podłogi własnym ciałem i dopiero wtedy ściągnąć przeklętą koronę, której tak kurczowo się trzymał. Wampir wierzgał, próbował zrzucić z siebie czarownika, ale Arthur nie miał zamiaru tak łatwo się poddać. Siłował się z nim do skutku, ryzykując utrat zębów, aż w końcu dopiął swego. - Zadziwiające, ile problemów może przysporzyć kawałek metalu - wysapał, wstając z księcia. Następnie cisnął koroną o ziemię i zaczął miażdżyć ją stopą, by więcej go nie kusiła. <br />
- Nie żeby coś, ale co ty, do licha, na mnie robiłeś? - jęknął obolały Christian, zamrugawszy gwałtownie. Marina szybko się przy nim znalazła i pomogła dźwignąć z ziemi.<br />
- Nic. Ratuję ci twój wampirzy tyłek, jak zawsze zresztą - odpowiedział czarownik, otrzepując teatralnie dłonie. - Aurore, Lana, znalazłyście coś?<br />
- Nic, co by się liczyło - odparła posępnie elfica, wzruszając ramionami. - Myślę, że bez sensu dalej przekopywać komnaty kapłanów. Musimy iść dalej.<br />
- Do kaplicy? - Marina wydęła usta. - Przecież tam teraz trwa jakieś nabożeństwo. Nie widzieliście dymu? Jeśli tylko tam wejdziemy, otoczą nas i pojmą.<br />
- Arthur, znasz może jakiś czar niewidzialności? - spytała Aurore, spoglądając na chłopaka spod wachlarza czarnych rzęs. - Wiem, że nie powinniśmy używać czarów, ale jeden mały urok chyba nie zaszkodziłby nam jakoś specjalnie, co o tym myślisz?<br />
- Zdecydowanie odpada - odparł czarownik stanowczo. - Co innego rzucić urok ot tak,gdzieś w przestrzeń - pstryknął palcami - a co innego nałożyć go na siebie, żeby się za nami ciągnął. Równie dobrze możemy chodzić po korytarzach i wołać: "Tu jesteśmy!".<br />
- Też racja - przyznała księżniczka, wyraźnie niepocieszona. - Czyli pozostaje nam się przyczaić i poczekać, aż skończą.<br />
- I liczyć na szczęście - wtrąciła Lana Sophia, wodząc oczami po twarzach towarzyszy. Jej usta ściśnięte były w wąską linię, a oczy duże jak spodki.<br />
Christian doskonale słyszał, jak jej serce galopuje, pompując krew na potęgę. Zacisnął zęby i odwrócił głowę, jakby to miało pomóc. Coraz trudniej było mu się powstrzymać.<br />
- W rzeczy samej. - I to powiedziawszy, czarownik zwrócił się w stronę wyjścia.<br />
Przemierzali kolejne korytarze, zakręcające jak spirala. Idealną ciszę przerywał tylko dźwięk ich urywanych oddechów i cichych kroków, gdy nagle usłyszeli rozmowę w języku, którego żadne z nich nie znało. Zaraz po tym na ścianie przed nimi pojawiły się dwa ludzkie cienie, wyłaniające się zza rogu.<br />
- Szybko, cofamy się - zakomenderowała Lana Sophia, puszczając się biegiem w stronę jednego z wejść do komnat. Nikomu nie trzeba było powtarzać dwa razy.<br />
W głosach sainów dało się wyczuć poruszenie. Usłyszeli ich. Cienie ruszyły ku nim. Aurore nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że zaraz ich zobaczą.<br />
Cała piątka szybko skręciła w pierwszy lepszy korytarz. Biegli przed siebie ile sił w nogach, czując, jak powoli opuszczają ich siły. Christian usłyszał, że sainowie też wbiegli do korytarza. Siedzieli im na ogonie.<br />
- Tam! - syknęła przez zaciśnięte zęby Lana Sophia, ciągnąć Aurore za rękę ku wejściu do jednej z komnat. Pozostali popędzili za nimi. Wpadli do pomieszczenia jak burza. Przywarli do ścian, zamierając bez ruchu. Nasłuchiwali i usłyszeli. Przyspieszone w szaleńczym biegu kroki. Marina wychyliła się lekko. Gdy zobaczyła, że sainowi ich minęli, poczuła, jak wielki kamień spada jej z serca. Odetchnęła z ulgą.<br />
- Chyba tych mamy z głowy - szepnęła, kładąc sobie dłoń na piersi. Oddychała ciężko, a policzki miała zaczerwienione od wysiłku.<br />
- Tak, chyba tak. - Aurore uśmiechnęła się lekko.<br />
- Nie do końca - powietrze przeciął nagle ostry głos z dziwnie twardym akcentem.<br />
Cała piątka jak, jeden mąż, odwróciła się przed siebie. Serca znieruchomiały im w piersiach, a głos uwiązł w gardle.<br />
Ich oczy ujrzały mężczyznę w średnim wieku, o czarnych włosach i brodzie ułożonej na sztorc, który właśnie wyłonił się zza jednej z przeplatanych złotą nicią kotar. Po jego obu stronach stał tuzin żołnierzy z brązowych zbrojach. Każdy z nich mierzył w nich z łuku, a przez plecy przewieszone mieli pochwy z długimi mieczami.<br />
- Nie lubimy intruzów, więc chyba sami rozumiecie, że musimy was zabić. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Jaka szkoda. Chłopcy, wiecie, co macie robić.<br />
Rzadko zdarza się, żeby kilka osób na raz miało w głowie tylko jedną, wspólną myśl. Lecz teraz tak właśnie było.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i> Już po nas, </i></b>te trzy słowa uderzały w ich świadomość, nie pozostawiając ni złudzeń, ni nadziei<b><i>.</i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i>Już po nas. </i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br />
<br />
<b><span style="color: #c27ba0;">MERIDIANE FALORI</span></b><br />
<b><span style="color: #c27ba0;">__________________________________________________</span></b><br />
<b><span style="color: #c27ba0;">Cześć i czołem, przepraszam na wstępie za długą nieobecność ;) Mam nadzieję, że jakoś przebłagałam was tym rozdziałem i że następny będzie wymagał już nie tak długiego czekania.</span></b><br />
<b><span style="color: #c27ba0;">A teraz trochę o tym... Co myślicie? Podobało się wam czy też nie? :D Co was zauroczyło, ujęło za serce, a za co mieliście ochotę kazać mi popukać się w głowę? xD Czekam na wsze komentarze, a tymczasem do zobaczenia.</span></b></div>
<b><span style="color: #c27ba0;"><br /></span></b>
<b><span style="color: #c27ba0;"><br /></span></b>
<b><span style="color: #c27ba0;"><br /></span></b>
</div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-87617069953336052862015-05-29T13:34:00.001-07:002015-05-29T13:34:42.990-07:00Ważne !!!WAŻNE!<br />Hej, pewnie większość z was wie, że oprócz Meridiane Falori mam też drugie konto - Sarikah Rossmary (dawniej Nimfadora Rosengard). Otóż chcę wam oznajmić, że to już nie jest moje konto - oddałam je przyjaciółce, bo nie mogłyśmy założyć jej nowego, a ja z tego i tak nie korzystałam. Tak więc jestem już tylko Meridiane ;)ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-88219983223901797372015-03-08T03:45:00.002-07:002015-03-08T03:45:34.118-07:00Rozdział 12 : Przysięga<div dir="ltr">
Sun i Shadow po rozmowie z Eremirem udali się do pokoju, który wynajmowali na górnym piętrze tawerny u Jednonogiego Johnny'ego, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy i udać się wykonać powierzone im zadanie.</div>
<div dir="ltr">
- Dziwny typ z tego wampira - powiedział zamyślony Shadow, pakując do plecaka podróżnego ubrania. - Nie sądzisz?</div>
<div dir="ltr">
- Jaki by nie był, najważniejsze, że ma pieniądze - odpowiedziała mu Sun. Bursztynowe oczy draconiski rozbłysły ekscytacją na samą myśl o zapłacie, która została im obiecana. - Zastanawia mnie tylko to, czy król wampirów, Deremin, naprawdę jest takim głupcem, że zamiast poprosić nas, żebyśmy sami zajęli się jego małym problemem, woli bawić się w pułapki i inne bzdury, kombinować jak koń pod górę, czy może ma w tym wszystkim jakiś cel... - dziewczyna pokręciła ciemnowłosą głową. - Chyba nigdy nie zrozumiem krwiopijców.</div>
<div dir="ltr">
- Zastów się czy byś w ogóle chciała - blade wargi chłopaka wykrzywił się w ironicznym uśmiechu. Skrzyżował ręce na piersi. - Wszystkie rasy Erithel są, jak na mój gust, nieźle popaprane. Pomieszało im się w głowach od tych wszystkich sojuszy. Myślą, że jak się zjednoczyli, nic nie możemy im zrobić, ale się mylą. Teraz, kiedy zaginęło chroniące ich Berło, nasz król najpewniej szybo zechce wykorzystać sytuację... Wiesz, co to znaczy, nieprawdaż? - Shadow uśmiechnął się szerzej.Wręcz upiornie.<br />
<br />
<a name='more'></a></div>
<div dir="ltr">
- Że jeśli dobrze to rozegra, niebawem nasz naród będzie mógł dzielić między sobą ich ziemie - dopowiedziała z równym bratu zadowoleniem, wyciągając z komody kilka swoich sukni. - Ale na razie mamy inny problem na głowie... Przecież musimy jakoś wkupić się w łaskę naszych ofiar. Musimy sprawić, że nam zaufają, zanim wprowadzimy ich na manowce... Jak to zrobimy? - spytała, upychając je do plecaka.</div>
<div dir="ltr">
- Znając życie, ta grupka zapaleńców, która wyruszyła na poszukiwania Berła, ma w sobie żyłkę bohatera. Ba! To pewne, skoro się podjęli tak ryzykownego zadania. Tylko pomyśl, siostro. Gdybyś udawała draconiskę bez mocy, zupełnie bezbronną, niewinną istotkę, a ja, pod smoczą postacią bym cię atakował... </div>
<div dir="ltr">
- Gdybym wołała o ratunek, na pewno by się przejęli i mi pomogli. Tak nawiązalibyśmy pierwszy kontakt. Shadow, to genialne! - pochwaliła brata, dalej krzątając się po sypialni..</div>
<div dir="ltr">
- Wiem - zaśmiał się chłopak, wyłamując palce. - Zaopiekowaliby się tobą, zbłąkaną, nieszkodliwą nawet jak na draconiskę, choć przez chwilę. Potem ja, już w ludzkiej postaci, zacząłbym cię szukać... wiesz jako zmartwiony starszy brat. Zgubiłaś mi się, a ja umierałem z niepokoju. W między czasie wyszłoby, iż chcemy dotrzeć tam, gdzie i oni zmierzają, lecz średnio orientujemy się w tym terytorium. Straciliśmy mapę... Jeśli dobrze z nimi porozmawiamy, pozwolą nam sobie towarzyszyć. Żeby mieli z tego jakąś korzyść, zaoferuję im w razie czego swoją smoczą ochronę.</div>
<div dir="ltr">
- Pfff, czyli tylko ja jestem niewinną istotką bez mocy? - prychnęła Sun, wywracając oczami. - Wielkie dzięki.</div>
<div dir="ltr">
- Nie złość się. Wszystko przemyślałem. Wystarczy, że zaufasz swojemu bratu, a wszystko się uda - powiedział, wyciągając z komody długi miecz, schowany w skórzanej pochwie, i przypinając go sobie do pasa. - Ufasz? - jego fiołkowe oczy rozbłysły mrocznie.</div>
<div dir="ltr">
- Ufam, ufam, Szhambelier. Dobra, kończmy te pogawędki. Im szybciej będziemy gotowi do drogi, tym bliższa będzie nasza zapłata. Trzeba ich prędko wytropić. To złoto już mnie woła, Shadow. Słyszę w uszach jego chciwą pieśń, a w serce wygrywa krwawą melodię... </div>
<div dir="ltr">
- Mnie też, Sun. Mnie też - powiedział, przeciągając z lubością sylaby. Zmrużył swe oczy o pionowych źrenicach. Wszystkie smoki i ich potomkowie - draconisi - kochali złoto, klejnoty, wszystko, co drogocenne. Były one dla nich niemal równie ważne, jak krew dla wampirów czy różdżki dla czarowników. Dla pieniędzy byli zdolni zrobić wszystko, nawet poprowadzić na śmierć piątkę nieznanych sobie osób.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
Odnalezienie pierwszego z siedmiu fragmentów Berła Przeznaczenia bardzo podniosło morale całej piątki. Skoro udało im się odzyskać ten, to i resztę odzyskają, a przynajmniej zrobią wszystko co w ich mocy, aby tak się stało. Na następny cel obrali sobie Orlą dolinę , znajdującą się na terytorium państwa wilkołaków - Norendfell. Choć byli zmęczeni wędrówką na szczyt góry Solim i tym wszystkim, co się tam zadziało, nie chcieli tracić czasu na odpoczynek. Losy Zjednoczonego Królestwa wisiały na włosku. Wszystko leżało w ich rękach i nie mogli zawieść. Nie mogli się spóźnić. Czasu było naprawdę niewiele... Każdą chwilą zwłoki ryzykowali, że w tym czasie Erithel może zostać najechane przez otaczających go wrogów. Przecież teraz, kiedy zaklęcia ochronne upadły, nie było to takie nieprawdopodobne co wcześniej... </div>
<div dir="ltr">
Jechali tak kolejne godziny, zatrzymując się tylko wtedy, kiedy już naprawdę musieli. Dłuższy postój zarządzili dopiero po zmroku, kiedy byli już tak senni, że ledwo utrzymywali pion w siodle. Następnego dnia Christian ściągnął Marinę z łóżka skoro świt i oznajmił, że nie ma lepszej pory na trening. Poza tym, póki reszta jeszcze słodko spała, nikt nie powinien im przeszkadzać. Wampir od pewnego czasu szkolił syrenę na własną rękę. Zgodził się to robić, kiedy ona o to poprosiła. Marina bowiem nie chciała, aby powtórzyła się sytuacja z pierwszego ataku. Nie chciała, by następnym razem paraliż strachu znów ogarnął jej ciało i myśli. Wręcz przeciwnie. Chciała umieć się bronić, inaczej niż za pośrednictwem swej wodnej mocy. Marzyło jej się bycie wojowniczką, a nie wątłą dziewczynką, która nie wiedziała, jak się obronić. Na początku, podczas pierwszych treningów, Marinie nie szło zbyt dobrze. Popełniała podstawowe błędy, a kiedy walczyła z Christianem, "zabicie jej" zajmowało wampirowi najdalej minutę. Teraz jednakże szło jej już znacznie lepiej. Co prawda dalej nie mogła równać się z zaprawionym w boju siedemset letnim księciem, ale czyniła widoczne postępy. </div>
<div dir="ltr">
- Jeszcze trochę, a będziesz lepszą zabójczynią od Aurore - zaśmiał się w pewnym momencie Christian, kiedy uczył Marinę, w jaki sposób odpierać ciosy. - Do dziś mam przed oczami widok naszej królewny,, siedzącej na jednym z Tropicieli, dźgającej go raz po raz sztyletem w pierś. <b><i>"Giń, giń, giń"</i></b>.</div>
<div dir="ltr">
- Na to właśnie liczę - odparła syrena, uśmiechając się przekornie. Na jej policzki wstąpiły różane rumieńce. - Kto wie, może pewnego dnia przewyższę i ciebie? - spytała śmiało. Dziś miała wyjątkowo dobry humor.<br />
- Na to bym nie liczył. Tak łatwo tytułu mistrzowskiego nie dam sobie odebrać - odpowiedział, odpierając jej cios. Żelazo mieczy zazgrzytało okropnie, jednakże nie zbudziło ono reszty. Christian zadbał, aby ich mały trening odbył się w odpowiedniej odległości od zrzędliwego, jego zdaniem, Arthura i całej reszty. Jeszcze zobaczyliby, że robi coś miłego dla innych... po co mu to? Niech lepiej dalej żyją w przekonaniu, że jest antyspołecznym narcyzem, który nie robi nic bezinteresownie. Można by zacząć się zastanawiać, skąd to raczej ekscentryczne podejście u wampirzego księcia... Musicie jednak wiedzieć, że takiej postawy uczono większości Meridianczyków. Nie bez powodu wampiry uznawano za najbardziej egoistyczną i samolubną ze wszystkich ras. Chętnie czerpali oni korzyści od innych, ale nie lubili dawać niczego w zamian, niczego z siebie. Jakoś tak wygodniej było im pozować na chłodnych i nieprzystępnych niż narażać się na zyskanie opinii "pomocnego", któremu potem można zawracać głowę swoimi bezsensownymi prośbami. Tak, wiem, takie podejście może wydawać się niektórym dziwne, ale... dla krwiopijców było jak najbardziej normalne.<br />
- Nie bądź taki pewny siebie, Christianie. Nikt nie jest niepokonany- odrzekła lekkim tonem, blokując prędko kolejny cios. Dziewczyna zachwiała się co prawda, gdyż jego cios był naprawdę mocny, ale, co najważniejsze, udało jej się go zatrzymać. Żelazo znów zazgrzytało. Marina chwilę siłowała się z nim. On napierał na własne ostrze, ona na swoje. Kiedy łajdacki błysk w jego oczach uświadomił syrenie, że daje jej fory, postanowiła pokazać mu, że potrafi wygrać i bez jego pomocy. Dziewczyna niespodziewanie zabrała ostrze i szybko odskoczyła w bok. Niespodziewający się niczego Christian poleciał do przodu, zachwiawszy się. Syrena postanowiła to wykorzystać. Zaszła go od tyłu i, tak jak wampir ją uczył, z całej siły kopnęła swojego przeciwnika w plecy. Książę poleciał do przodu i wylądował na kolanach. - Już nie żyjesz - szepnęła, przystawiając ostrze do gardła powalonego wampira. Na twarzy Christiana początkowo malowało się zdziwienie, zmieszane z dezorientacją. Po chwili jednak chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.<br />
- Jestem pod wrażeniem - pochwalił, odgarniając ręką płowe włosy z czoła. Jego krwistoczerwone oczy pojaśniały.<br />
- Dziękuję - rzuciła kokieteryjnie, opuszczając miecz. Christian pozbierał się z ziemi i otrzepał kolana. - Miałam dobrego nauczyciela - puściła do niego oczko.<br />
- Najlepszego - poprawił ją.<br />
- Już nie przesadzajmy. Zaraz ego ci skoczy.<br />
- Wyższe i tak być nie może - machnął lekceważąco ręką, po czym oboje się zaśmiali. - To co, jeszcze jedna walka?<br />
Marina z chęcią się zgodziła. Każda dodatkowa chwila ćwiczeń zbliżała ją do osiągnięcia poziomu, który sobie wymarzyła. Poza tym, każda dodatkowo spędzona chwila sam na sam z Christianem napełniała ją nadzieją, że chłopak w końcu zwróci na nią uwagę. Ale... ale tak naprawdę. Łudziła się, że w końcu i on się w niej zauroczy, zupełnie nieświadoma, iż serce jego należało już do innej.<br />
Jakieś półgodziny później przebudziła się Lana Sophia, a niedługo potem Arthur i Aurore. Młodzi szybko zjedli skromne śniadanie, składające się z tego, co jeszcze im zostało, czyli bułek, sera i mleka (i oczywiście krwi Mariny dla Christiana). Szybko przygotowali się do drogi i wyruszyli, nie tracąc czasu. Po drodze, kiedy będą przejeżdżać nieopodal jakiegoś grodu, zamierzali uzupełnić zapasy żywności i krwi dla wampira, bo przecież nie mógł wiecznie pożywiać się swoją uczennicą. Jechali tak długie godziny, a żadnej osady jak nie było, tak nie ma. Arthura od rana dręczyło jakieś dziwne przeczucie... niepokój, dla którego czarownik nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Chłopak nie mówił o tm reszcie, ale... miał nieprzyjemne wrażenie, że niedługo coś się wydarzy. Coś bardzo złego. Czuł to w kościach i czuł to we krwi. Problem tkwił jedynie w tym, iż nie wiedział czego się spodziewać. <br />
Do rana nad ich głowami ciążyły ciemne burzowe chmury. Marina miała tylko nadzieję, że deszcz nie zastanie ich w drodze. Przecież nie mogłaby jechać konno pod swoją prawdziwą syrenią postacią, którą woda by odkryła.<br />
Po praktycznie całym dniu spędzonych w siodle zapadł wieczór. Do Norendfell było jeszcze bardzo daleko. Trzy, może cztery dni jazdy. A czas uciekał. Podczas kolacji, Lana dostrzegła na niebie lecącego ku nim ptaka o srebrnych skrzydłach i srebrnym dziobie. Jego czarne paciorkowate oczka świdrowały Aurore. W szponach zakleszczoną miał małą kopertę, na której widniała królewska pieczęć Arindell. Ptak wydarł z siebie dziki krzyk i upuścił przesyłkę na kolana Aurore, a następnie odleciał.<br />
- Co to jest? - wilkołaczka zmarszczyła brwi zdziwiona.<br />
- List - rzucił z przekąsem Arthur. - Taki coś, co się wysyła różnym osobom, jeśli ma się im coś to przekazania.<br />
- Bardzo zabawne, Arthurze - Lana Sophia wywróciła teatralnie oczami, wymierzając mu przy tym delikatnego kuksańca między żebra. - Wiem, co to list. Byłam ciekawa jego treści.<br />
- Nie jestem jasnowidzem. Jak przeczytam, to ci powiem - zaśmiała się księżniczka. Dziewczyna odłożyła drewniany talerzyk z niedojedzonym kawałkiem gęsi i zaintrygowana przełamała pieczęć. Szybko omiotła treść wzrokiem. Gdy tylko to zrobiła, jej twarz momentalnie spoważniała. Z jej oczu zniknęła wesołość, a zastąpiły ją niedowierzanie i strach. Pobladła. Usta, wcześniej układające się w piękny uśmiech... po tym uśmiechu już nic nie zostało.<br />
- Aurore, co się stało? - zmartwiła się Marina. - Co jest w tym liście? - spytała troskliwie, kładąc jej dłoń na ramieniu. Jednakże elfica szybko ją strząsnął. Poderwała się gwałtownie z miejsca. Cała się trzęsła. Chyba jeszcze żadne z nich nie widziało jej w takim stanie.<br />
- Nic. Ja... po prostu muszę się przejść - wymamrotała pierwsze, co przyszło jej na myśl i pobiegła w stronę ciągnącego się nieopodal strumienia, schowanego za linią drzew. Arthur już chciał biec za nią, lecz syrena go powstrzymała.<br />
- Zostaw ją. Musi być teraz sama.<br />
- Ale...<br />
- Nie ma żadnego "ale". Nie czujesz, tego co ja. Nie czujesz, tego czego ona teraz czuje*. Jest roztrzęsiona, przerażona, bije się z myślami. Nie wiem, co było w tym liście, ale za to wiem, że doszczętnie ją rozbiło. Ona... Aurore nie chce o tym mówić. Przynajmniej nie teraz. Daj jej chwilę, by to przetrawić - powiedziała, posyłając mu znaczące spojrzenie.<br />
Arthur posłuchał, lecz Christian nie miał takiego zamiaru. Chciał chwilę odczekać, a potem, gdy nadarzy się dogodny moment, pójść jej szukać i sprawdzić, co tak nią wstrząsnęło. W zasadzie natura sama podała mu pretekst do dyskretnego ewakuowania się od ogniska. Z ciążących nad ich głowami od rana ciemnymi chmurami zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Kiedy Lana z Arthurem zaczęli zbierać rzeczy, by nie zamokły, a Marina prędko schowała się do namiotu, Christian wycofał się, a potem z wampirzą prędkością popędził w kierunku, w którym wcześniej pobiegła Aurore. Deszcz padał coraz mocniej. Słychać było pierwsze gromy. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbZKXf7XJK_0B5dcSTTYX3KU9Y1TFnW6v2TuoXpqb0H_TZlss4bh62F_BKzQCWF76Gc_WuXtE8OOb_aeuUs5bVS6o5x41fNzqhCuUKJsJQGSw2bm5jQ1Bc4Vzxao8Lfjcn_mCOmyJAC_Aa/s1600/LISS.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbZKXf7XJK_0B5dcSTTYX3KU9Y1TFnW6v2TuoXpqb0H_TZlss4bh62F_BKzQCWF76Gc_WuXtE8OOb_aeuUs5bVS6o5x41fNzqhCuUKJsJQGSw2bm5jQ1Bc4Vzxao8Lfjcn_mCOmyJAC_Aa/s1600/LISS.jpg" height="267" width="400" /></a></div>
- Aurore?! - zawołał Christian, rozglądając się wokoło. Był już spory kawałek od obozowiska, nieopodal strumienia, którego nazwy nawet nie znał. Tu i ówdzie pięło się ku niebu kilka drzew, po których gęstych koronach spływały ku ziemi krople deszczu. - Auro...<br />
I wtedy ją zobaczył. Siedziała skulona, skryta między kilkoma z nich. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Łkała. Obok niej, wśród połamanych gałązek i zeschniętych liści, które wiatr pozrywał z drzew, leżała zmięty w kulkę kawałek pergaminu. List, który dostała chwilę wcześniej.<br />
- Aurore... - podszedł do niej z ostrożnością, z jaką podchodzi się do łani, by jej nie spłoszyć. Elfica podniosła na niego wzrok. Jej piękne niebieskie oczy były teraz zaczerwienione, niemal całkowicie skryte za zasłoną łez. Łez, które spływały nieustannie po jej policzkach i które chciał zamaskować deszcz.<br />
- Czego chcesz? - warknęła ściszonym, łamiącym się głosem. - Jeśli znów zamierzasz mnie dręczyć, wybrałeś niewłaściwy moment ku temu.<br />
- Nie mam takiego zamiaru - odparł bezbarwnie Christian, kucając przy niej na mokrym runie leśnym.Ujął w uścisku jej dłoń. Spojrzała na niego zdumiona tym gestem, lecz nie cofnęła dłoni, co on z kolei przyjął z ulgą. - Powiedz, co się dzieje - poprosił, siląc się na łagodność, która była do niego zupełnie nie podobna. On... zdawał się nie mieć w sobie absolutnie żadnej delikatności, w przeciwieństwie do niej, Białej Róży, najdroższego klejnotu Arindell. Serce mu się krajało, gdy widział ją teraz w tak żałosnym stanie. Właściwie to takie momenty przypominały mu, że w ogóle ma serce, choć tak często w to wątpił.<br />
- A co ci do tego? - prychnęła z goryczą, po czym spuściła wzrok i wymamrotała ledwie słyszalnie - I tak niczego byś nie zmienił, nawet gdybyś chciał.<br />
- Skąd pomysł, że nie chcę?<br />
- Skąd pomysł, że chcesz? Nie obchodzę cię. Nie obchodzę nikogo. Nawet własnych rodziców. Mają w nosie to, czego chcę, to czego pragnę, to kim chcę być. Bo mam chcieć tego, czego oni dla mnie chcą. Pragnąć, czego pragną i oni. Być tym, kim chcą bym była. Nic poza tym. Ale ty tego nie zrozumiesz.<br />
- Więc mi wyjaśnij - poprosił, siadając przy niej. Bardzo blisko. Nie przeszkadzał mu deszcz, nie przeszkadzała mu nadchodząca burza. Teraz liczyła się ona i tylko ona.<br />
Elfica przez chwilę milczała, zastanawiając się, czy powinna się przed nim otworzyć. Nie przepadała za nim, nigdy nie potrafili się dogadać, ale w tej chwili... czuła, że jeśli się komuś nie wyżali, emocje i żal rozsadza ją od wewnątrz. Oczywiście zakładając, że ona sam wcześniej się nie potnie z rozpaczy.<br />
- Ten list... - zaczęła w końcu nieśmiało, niepewnie, nawet nie patrząc mu w oczy - to było zawiadomienie o ślubie mojej siostry Sienny...<br />
- Co w tym złego, że wychodzi za mąż? - zdumiał się Christian. - Czyż nie powinno być to powodem twojej radości?<br />
- Gdyby zrobiła to z miłości? Tak, wtedy cieszyłabym się razem z nią. Błogosławiłabym jej i jej wybrankowi, lecz to nie jest ślub z miłości. Nie... - pokręciła głową, zerkając na niego szklanymi oczyma. - Sienna... Ona jest jeszcze taka młoda... a rodzice już zdecydowali się ją oddać. Nijakiemu baronowi Haertinowi. Wiesz kim on jest, Christianie? Wiesz?<br />
- Nie.<br />
- Trzy razy starszym od niej mężczyzną, słynącym z rozwiązłego i hulaszczego trybu życia. Zwykły awanturnik i pijak. Ten elf nie reprezentuje sobą niczego dobrego, poza statusem. Ma tytuł. Jest wpływowy i bogaty. To wystarczyło rodzicom, aby postanowili związać z nim przyszłość Sienny, nie zważając na to, że prawdopodobnie będzie z nim nieszczęśliwa do końca życia.<br />
- Tak mi przykro... - Christian nie wiedział, co powiedzieć. Jak ją pocieszyć, jak podnieść na duchu. Aranżowane małżeństwa były tu dosyć powszechne, zwłaszcza w rodzinach królewskich. Jego też wiele razy ojciec próbował swatać, lecz on, jako mężczyzna, miał większą dowolność. Dowolność, której niestety odmawiano kobietom. Dla króla każdego państwa największa radością był syn, który mógł objąć po nim tron, który mógł przysporzyć chwały rodowi zwycięskimi bitwami, pomóc w negocjacjach czy zasłynąć wielu innych dziedzinach. Córka natomiast nie znaczyła nic. Król mógł ją kochać, lecz nie podnosiło to jej wartości. Była kobietą, co więc mogła zrobić? Na pewno nie zasiąść na tronie, nie wsławić się w bitwie... nic. Jedyny pożytek z niej był wtedy, i tylko wtedy, kiedy wyszła dobrze za mąż, na przykład przypieczętowując swym małżeństwem ważny dla królestwa traktat. Wielu widziało, iż takie traktowanie i myślenie o kobietach jest jawną niesprawiedliwością, lecz nikomu nie spieszyło się, aby to zmieniać.<br />
- A wiesz co jest najgorsze? - spytała po chwili milczenia, spoglądając mu w oczy z okrutną boleścią. Jej głos balansował na skraju załamania. - Że na koniec dopisali, iż nie mogą doczekać się mojego powrotu, bo dla mnie też mają niespodziankę. Pewnie domyślasz się, na czym ta niespodzianka ma polegać...<br />
- Ciebie też chcą wydać - powiedział chłopak, czując, jak zalewa go fala współczucia dla niej. Aurore pozowała na silną i niezłomną, podobnie jak on pozował na niewzruszonego i obojętnego na wszystko, lecz tak naprawdę była krucha... nietrudno było ją zranić.<br />
- Tak - potrząsnęła głową. - Próbowali zrobić to już wcześniej, dziesięć lat temu. Chcieli bym poślubiła jednego z przedstawicieli klanu Variassich, aby w ten sposób utrwalić więzy, łączące nasze rodziny. Nie chciałam tego zrobić, nie chciałam poślubić człowieka, którego nie tyle nie kocham, co po prostu nie znam. Więc uciekłam.<br />
- Do Gór Jastrzębich. Dlatego tak dobrze znałaś te okolice - i nagle wampirowi wszystko zaczęło się okładać w logiczną całość.<br />
- Tak. Zaszyłam się w jednej z jaskiń i ukrywałam się tam przez tydzień, lecz potem mnie znaleźli. Nie chciałam wracać, krzyczałam, żeby mnie zostawili, groziłam, że rzucę się ze skał, jeśli oddadzą mnie jak rzecz, żebym do końca życia męczyła się z jakimś starym dziadem. Przestraszyli się i obiecali mi wtedy, że już nigdy nie będą próbować mnie swatać. Dali mi słowo, że kiedy będę gotowa do małżeństwa, kiedy poznam kogoś, komu oddam swoje serce, będę mogła go poślubić. Do niczego mnie nie zmuszą. Głupia im uwierzyłam i wróciłam do pałacu. Myślałam, że mogę im zaufać, lecz ich słowo okazało się nic nie warte... <br />
Po jej twarzy zaczęły spływać nowe łzy. Zaniosła się płaczem na samo wspomnienie. Christian wyjął z kamizelki jedwabną chusteczkę i otarł delikatnie jej policzek. Spojrzała na niego z podziękowaniem, siląc się na słaby uśmiech.<br />
Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Aurore głos odmawiał posłuszeństwa, a Christian nie miał bladego pojęcia, co mógłby powiedzieć. "Nie martw się, wszystko będzie dobrze", "Spokojnie, wszystko się jakoś ułoży"... to były tylko puste i oklepane zwroty, które nie wnosiły zupełnie nic. Wtedy naszła go pewna myśl. Nie miał pewności, że go nie odtrąci, że nie potraktuje jego gestu za oznakę zbytniej śmiałości, ale... tylko to przychodziło mu teraz do głowy. Chłopak objął ją pokrzepiająco ramieniem i przytulił, marząc tylko o tym, by znaleźć sposób na ukojenie jej bólu.<br />
Była zaskoczona tym gestem, lecz o dziwo nie protestowała. Była taka krucha w jego ramionach, teraz taka bezbronna...<br />
- Christianie ja... ja nie chcę wychodzić za obcego mi elfa, nie chcę spędzić danych mi dni z kimś, kogo nie kocham. Nie dam wepchnąć się do łóżka jakiemuś staruchowi, tylko po ty, by ród umocnił swą pozycję. Ja... ja nie wrócę do stolicy. Pomogę wam znaleźć Berło, ale potem... - pokręciła głową - zrobię wszystko, by zginąć podczas ostatniej walki. Specjalnie się podłożę, by uniknąć tego przeklętego ślubu. A jeśli jakimś cudem przeżyje, przysięgam, że sama się zabiję. Zrobię to, nie wrócę do domu.<br />
Christianem wstrząsnęły te słowa. Każdy z nas miał coś takiego, czego bał się najbadziej, czego najbardziej na świecie chciał uniknąć, ale mimo wszystko to instynkt przetrwania, chęć życia przeważnie były najsilniejsze. Przewyższały one lęk. Jak w wielkiej desperacji trzeba więc być, by targnąć się na własne życie? Jaki koszmar musi stać przed nami, abyśmy posunęli się do czegoś takiego?<br />
- Nie pozwolę ci tego zrobić, Aurore - szepnął z pełną powagą, gładząc dłonią jej złotowłosą głowę. - Nie dam ci się zabić.<br />
- Czyli wolisz, żebym cierpiała przez całą swą elfią wieczność, żyjąc z jakimś niewyżytym pijusem z tytułem szlacheckim? Spędzić ją na zadowalaniu jakiegoś lorda od siedmiu boleśni, tylko dlatego, bo tak chce rodzina, tak? Tylko dlatego, że kobiety nadają się tylko do jednego, czyż nie? - syknęła, nie panując już nad sobą. Oderwała się od niego gwałtownie, posyłając mu wrogie spojrzenie. Christian westchnął ciężko.<br />
- Nie to miałem na myśli. Po prostu jestem zdania, że istnieje lepsze wyjście.<br />
- Ja już nie mam wyjścia. W tę albo we w tę. Innej drogi nie ma.<br />
- Jest. Ucieczka. Zawsze możesz uciec daleko stąd, gdzieś, gdzie nigdy nikt by cię nie znalazł. Mógłbym ci pomóc, gdybyś tylko się zgodziła na ten plan - powiedział wampir, mrużąc czerwone jak krew oczy.<br />
- Nie - Aurore pokręciła przetowłosą głową. - Nie znasz moich rodziców. Gdybym splamiła honor rodziny, uciekając sprzed ołtarza, mogłabym się nawet zapaść pod ziemię, ale i tak by mnie znaleźli i siłą zawlekli do ołtarza. Nie znasz ich. Jeśli natomiast zginę w walce, będą mogli winić tylko tego, który zadał mi śmiertelny cios. Do niczego mnie już nie zmuszą. Będę wolna.<br />
- Będziesz martwa - sprostował brutalnie Christian, podnosząc się z ziemi. Był już cały przemoczony, podobnie jak ona. - Co ci po tej wolności, skoro nie będziesz mogla z niej skorzystać? Twe ciało złożą do trumny i zakopią, i tak właśnie skończy się twoja królewska baśń, twoja elfia wieczność. Naprawdę chcesz tego?<br />
- Nie, oczywiście, że nie - sprostowała ostro, również się podnosząc. - Chciałabym żyć, jak każdy. Coś osiągnąć, znaleźć miłość życia, założyć kochającą rodzinę, ale to nie jest mi dane. Miłość dla królewskiej córki jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje. Są tylko układy między szlachtą i przypieczętowywane ślubami pakty, przez które księżniczka ma za zadanie zadowalać męża nawet jeśli przyprawia ją o obrzydzenie, byleby tylko nie chciał zrywać umowy z jej ojcem, i rodzić mu dzieci, żeby miał komu przekazać rodzinne dziedzictwo. Nie chce takiego życia. Nie chcę.<br />
- I nie będziesz miała - powiedział, przyglądając jej się z nieodgadniętym wyrazem twarzy. - To jedno, co mogę ci obiecać.<br />
- Dlaczego tak nagle zaczęło ci zależeć na tym, co ze mną będzie? - spytała Aurore z podejrzeniem, krzyżując ręce na piersi. - Przecież ty mnie nienawidzisz.<br />
- Nawet nie wiesz, w jak wielkim tkwisz błędzie - odpowiedział niemal szeptem, czując, jak wszystko w środku w nim buzuje. Nie powinien może tego mówić. Może nie powinna wiedzieć. Może... nie. To zabrnęło już za daleko. Kiedyś musiał jej powiedzieć, niezależnie od tego czy go przyjmie, czy odrzuci. <br />
- Co...? - zdumiała się, otwierając szerzej oczy. Dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a tym bardziej tego, co miała za chwilę usłyszeć.<br />
Christian przez chwilę myślał, zastanawiając się, jak ubrać to w słowa, aż w końcu wyznał jej:<br />
- Zależy mi na tobie, Aurore, i to bardzo.<br />
Aurore wypuściła z siebie ze świstem powietrze, jej serce zabiło szybciej. Nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń.<br />
- Od paru dni nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, jak o tobie. Od poranka aż do zmierzchu mam cię przed oczami, a w uszach tkwi mi twój dźwięczny śmiech, twój słodki głos. A potem słyszę go znów, tym razem we śnie. Nie mogę spojrzeć na żadną inną dziewczynę, tak żebym nie widział w niej ciebie. Ja... - zawahał się. - Po prostu kocham cię, Aurore. Kocham.<br />
Christian czuł, że powinien zamilknąć, że to niezgodne z tym, co sobie obiecał, ale nie był w stanie przestać. Jego serce dorwało się do głosu i nie miało zamiaru odejść od mównicy.<br />
Wampir roześmiał się krótko.<br />
- To zabawne. Na początku cię nie znosiłem. Drażniłaś mnie jak mało kto, ale... potem to się zmieniło. Dlatego nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Nie wiem, co zrobię, ale mogę ci obiecać, że nie dopuszczę do tego, by oddali cię komuś bez twojej zgody, jak zwykłą rzecz. Nie pozwolę, byś znów przez to płakała - powiedział, przesuwając dłonią po jej bladym jak u porcelanowej lalki policzku. Nigdy tak bardzo nie miał ochoty złożyć pocałunku na jej ustach, jak teraz, ale wiedział, że to byłoby już za wiele.<br />
- Christian, ja... nie wiem co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, że ty... cokolwiek do mnie... - wyznanie wampira wprawiło ją w taki szok, że tylko tyle zdołała z siebie wydusić.<br />
- Nic nie musisz mówić - odparł, odwracając wzrok. - Nie liczę nawet, że to odwzajemnisz. Chciałbym, żeby tak było, ale jestem realistą i wiem, że tak nie będzie. Przynajmniej nie dziś, nie jutro... Może pewnego dnia spojrzysz na mnie życzliwszym okiem, ale...<br />
Książę nie zdążył dokończyć, bo właśnie stało się coś, czego spodziewał się najmniej. Coś, przez co zaczął wątpić w realność tej sceny. Zaczął się lękac, iż to nie dzieje się naprawdę, że to tylko sen... Lecz nawet jeśli to wszystko było snem, nie chciał się z niego budzić.<br />
Aurore wspięła się na palce, by dosięgnąć do niego, i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.<br />
- Dziękuję - szepnęła, spoglądając mu z najszczerszą powagą i rozczuleniem w oczy. Dłoń Christiana mimowolnie powędrowała ku policzkowi, który chwilę temu musnęły jej wargi. - To piękne co powiedziałeś. Jestem ci wdzięczna za twą ofiarność. Wątpię, by ktokolwiek był wstanie mi jeszcze pomóc, lecz doceniam chęci.<br />
Po chwili wahania dodała jeszcze:<br />
- Tylko proszę, nie mów o tym pozostałym. Nie chcę, by wiedzieli. Niepotrzebne mi ich współczujące spojrzenia i słowa otuchy. Na nic mi teraz one - powiedziała, na powrót posępniejąc.<br />
- Jeśli nie chcesz, bym mówił, to nie powiem, ale pod jednym warunkiem.<br />
- Jakim? - spytała, spoglądając na niego badawczo, na co Christian uśmiechnął się trochę smutno w odpowiedzi.<br />
- Odpowiesz mi.<br />
- No co? - zmarszczyła zdumiona brwi.<br />
- Powiedziałem, że nie potrzebuję wiedzieć, ale... Wątpię, byś odwzajemniała moje uczucia, lecz nie zmienia to faktu, że chciałbym usłyszeć z twych ust, jak jest.<br />
<b><i>Choć spodziewam się już odpowiedzi</i></b> - pomyślał przybity wampir, wzdychając ciężko. Christian nie wiedział, co się z nim dzieje. To było zupełnie do niego niepodobne. Romantyczne wyznania, deklaracje pomocy, to nie jego bajka, a jednak to zrobił. Powiedział jej co do niej czuje. Choć wiedział, że może tego żałować, czuł, że kamień spadł mu z serca wraz z chwilą, w której w końcu to z siebie wyrzucił.<br />
- Och, to oto chodzi... - zafrasowała się. Aurore spuściła głowę zmieszana. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Była wzruszona jego wyznaniem i wdzięczna za uczucie, którym ją obdarzył, lecz... sama niestety nie czuła nic specjalnego. Nie czuła miłości, nie... Może przyjdzie ona pewnego dnia, Christian by tego chciał, ale... tak jak sam się domyślił, jeszcze nie dziś. To wszystko na pewno zmieni sposób jej patrzenia na niego, ale nie wywoła uczucia na skinienie. Aurore nie chciała zachować się wobec niego nie w porządku, nie chciała mamić go słodkimi słowami i zapewnieniami miłości, której po prostu nie czuła. Ale nie chciał też go zranić. Ostatecznie jednak nic nie musiała mówić. Christian zauważył jej zmieszanie i już wiedział.<br />
- Tak też myślałem - skwitował głosem wypranym z emocji, choć tak naprawdę w środku wszystko w nim runęło. Spodziewał się, że tak to się skończy, lecz nie był świadomy, że to będzie aż tak bolesne. - Spokojnie, nie mam zamiaru ci się narzucać... - odwrócił się na pięcie, by odejść, lecz ona go powstrzymała.<br />
- Christian, przepraszam - szepnęła ze smutkiem, łapiąc go za rękę. - Przepraszam, że nie mogę powiedzieć ci tego samego, co ty mnie. Przykro mi, ale...<br />
- Nie dziś. Rozumiem - rzucił z ironicznym uśmiechem, po czym odszedł w stronę obozowiska, nie obracając się ani razu.<br />
______________________<br />
* Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale w poprzednim rozdziale mówiłam, że Marina potrafi czytać emocje ludzi... Po prostu czuje to, co osoby w jej otoczeniu. Można nazwać to zdolnością, pojawiającą się co i raz u przedstawicieli jej rasy.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b>MERIDIANE FALORI</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b>________________________________________</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b>Cześć, cześć, cześć :) Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale... cóż. Szkoła. :(</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b>Tak czy inaczej, mam nadzieję, że wam się spodobało. Mam nadzieję, że zechce wam się skomentować i powiedzieć, co myślicie o wyznaniu Christiana i o wszystkim innym, co w tym rozdziale było :* <3</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b>Korzystając z okazji, zachęcam do lajkowania mojego fp :D :</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b><a href="https://www.facebook.com/m.falori" target="_blank">[KLIK]</a> </b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #d5a6bd;"><b><br /></b></span></div>
</div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-30553590880812096002015-02-11T08:34:00.002-08:002015-02-11T08:34:16.043-08:00Meridiane Falori - fanpage już na Fb :)<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Witam i na wstępie przepraszam, że tym razem to nie rozdział. Ale one też w krótce będą, więc nic straconego :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Chciałam was poprosić i zachęcić jednocześnie na polubienia mojej strony na Facebooku :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><a href="https://www.facebook.com/m.falori" target="_blank">[kliknij tutaj] :D</a></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Zdaję sobie sprawę, że większość z was fejsa ma i cóż... cześć z was, drodzy czytelnicy, komentuje, obserwuje mojego bloga/moje blogi, ale znaczna większość nie i... kurcze, skoro już tak się uparliście, żeby nie komentować ( co mnie bardzo smuci :( ), to chociaż zalakujcie moją stronkę, żebym wiedziała, ile was jest :) Ile osób czyta moje wypociny. Proszę, to dla mnie ważne ;)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Mam nadzieję, ze mogę na was liczyć ^^^ </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>PS Skoro już jesteśmy w temacie lajkowania... byłabym wdzięczna, gdybyście polubili stronę fanowską zespołu przyjaciela mojej przyjaciółki xD Początkujący muzycy, ale już powoli doceniani w tym światku :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><a href="https://www.facebook.com/FormacjaMuzycznaSWAY" target="_blank">[klik #2]</a></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Za góry dziękuję i pozdrawiam.</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Do nast. rozdziału, Meridiane :)</b></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-36164582034208628762015-01-01T14:24:00.001-08:002015-01-01T14:24:46.472-08:00Uwaga!!!!!!<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;">Słuchajcie, a więc... jest pewna sprawa :D</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;">Zapewne
wiecie, że ten blog ma fanpage na facebooku i może nawet lajknęliście,
ale... na 90 % ten fanpage nie będzie już "czynny" xD W zamian za to i
za fp pozostałych blogów utworzona została wspólna stronka o nazwie <a href="https://www.facebook.com/m.falori?notif_t=page_new_likes" target="_blank">Strefa Falori [kliknij tutaj]</a>
:3 Tak, wiem, nazwa najbanalniejsza z banalnych, ale póki co nie było
innego pomysły. Tak czy inaczej, na tym wspólnym fanpage'u będą teraz
zamieszczane ciekawostki, informacje o rozdziałach, gry, zabawy,
zdjęcia, ogółem wszystko co się moich blogów tyczy ;) Zapraszam do
lajkowania stronki, jeśli czytacie chociaż jedno z moich opowiadań :)</span></div>
<span style="color: #ffe599;">Pozdrawiam, Meridiane ^^ </span>ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-48881493713517183012014-12-21T02:05:00.002-08:002014-12-21T02:05:28.947-08:00Filmik promujący TDH<div style="text-align: center;">
Cześć, przepraszam, że tym razem to nie rozdział ;)</div>
<div style="text-align: center;">
Chciałam się z wami podzielić krótkim, bo 2 minutowym mniej więcej, filmikiem promującym (zwiastunem) mój inny blog - Tajemnicę Dark High. Nie wiem czy czytacie TDH, czy nie, ale zachęcam do poświęcenia tych 2 minutek ze swojego życia na obejrzenie go i powiedzenie mi, co o nim myślicie. Może niektórych zachęci, innych może nie, ale zależy mi na waszej opinii ;3 Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona :D</div>
<div style="text-align: center;">
* Zwisatun wykonała Natalia G, której bardzo za to dziękuję.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=8xs2MYaMEsw&list=UURl6xf8zoHACEhxH15JuH3A" target="_blank">kliknij tutaj</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
Do następnego rozdziału (który będzie niebawem),</div>
<div style="text-align: right;">
wasza Meridiane Falori ^^^</div>
Unknownnoreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-17967627858956034642014-12-13T12:17:00.001-08:002014-12-14T08:07:44.268-08:00Rozdział 11 : Góra Solim<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Po długiej wędrówce cała piątka w końcu dotarła do podnóża gór jastrzębich. Były one jednymi z najbardziej stromych skalnych wzniesień w całym Erithel. W jego skład wchodziło dziesięć szczytów, a zwały się one Demesis, Arameis, Teseus, Uraja, Mofeve, Veins, Jykke, Nemea, Sannasa i, najwyższy z nich wszystkich, Solim. Nazwy zawdzięczały one członkom rodziny najwybitniejszego władcy w historii całego Arindell - Solima II Wielkiego. Drugą co do wielkości była, nosząca imię jego żony, Sannasa, a następne, nazwane od imion synów i córek władcy, miały mniej więcej tę samą wysokość, pomijając rzecz jasna Demesis, najniższą ze wszystkich szczytów, poświęconą najmłodszej córeczce Solima i Sannasy, która zmarła jeszcze w dzieciństwie. </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit2YyQs3zF-K08CWv0_SlEFpYxDPvDLbdO1I-YGUsmeNgHtaInFbtPSEwSosdcj_J79NVGgpz6IeicGJ_Zc73bwD3yNlvxlqKM365xM5oYxhQ2fXDjdLDYa5JVs5IUsqZwexlRJQizPOSK/s1600/g%C3%B3ry+jastrz%C4%99bie.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit2YyQs3zF-K08CWv0_SlEFpYxDPvDLbdO1I-YGUsmeNgHtaInFbtPSEwSosdcj_J79NVGgpz6IeicGJ_Zc73bwD3yNlvxlqKM365xM5oYxhQ2fXDjdLDYa5JVs5IUsqZwexlRJQizPOSK/s1600/g%C3%B3ry+jastrz%C4%99bie.jpg" height="300" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Nad głowami naszej piątki ciążyły ciemne burzowe chmury, będące niczym zły omen. Podobnie jak gęstniejąca szara mdła, ścieląca się między nimi... Dodatkowo słychać było grzmoty zbliżającej się do nich z zachodu burzy. Powietrze zdawało się gęstsze niż kiedykolwiek, a codziennego śpiewu ptaków nie dane było im dziś usłyszeć.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Aurore, kochanie. Powiedz no, rybko, która z tych gór to Solim? - spytała Lana Sophia, kiedy zatrzymali swe konie przed podnóżem skał.- I błagam, nie mów tylko, że to ta największa, najwyższa, najbardziej stroma i ogólne najpaskudniejsza.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To właśnie ona - odparła Aurore, krzywiąc się na sam widok skalnego kolosa.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Błagałam cię, żebyś tego nie mówiła! - jęknęła Lana, którą zaczęła powoli ogarniać panika.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ups - Aurore wzruszyła ramionami, robiąc "przepraszającą", aczkolwiek nie do końca, minę. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Echm... nie żebym był zrzędliwy, czy coś, ale jak, do ciężkiej cholery, mamy się tam wdrapać?! - rzucił z podirytowaniem Christian, mrużąc swoje rubinowe oczy. - No chyba, że któreś z was ma skrzydła i niezłą stalową krzepę, żeby nas wszystkich tam zanieść, to wtedy przepraszam za nadmierne uniesienie się.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Przykro mi, ale chyba zostawiłem swój zestaw piórek w domu - mruknął z przekąsem Arthur, wykrzywiając usta w ironiczny uśmieszek.</span><br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zabawne - rzucił zgryźliwie Christian. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Tak czy inaczej - wtrąciła Marina swym melodyjnym głosem - konie trzeba zostawić tu, na dole. Nie ma takiej opcji, żeby udało im się wdrapać na sam szczyt - powiedziała dziewczyna, zsiadając ze swojego szarego rumaka, imieniem Katja.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- A mamy coś żeby je spętać? - spytała Aurore, zsuwając się z gracją ze śnieżnobiałego arindellskiego jednorożca. - Bo wiecie... Nie będzie ciekawie, jeśli nam pouciekają i będziemy zmuszeni odbyć pieszą pielgrzymkę do sześciu pozostałych krajów, zamiast po prostu do nich pojechać.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jest lina, ale niewystarczająca na przywiązanie pięciu koni - odparła Marina, splatając ręce na piersi. Wtedy rozległo się gniewne rżenie jednorożca Aurore. - O przepraszam, Kai. Czterech koni i jednego jednorożca - zreflektowała się szybko syrena, unosząc ręce w bronnym geście.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Po co nam lina, od czego są czary? - powiedział Arthur, uśmiechając się figlarnie. W jego brązowych oczach pojawiły się rozbawione ogniki.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chcesz mi powiedzieć, że znasz czary uzdrawiające, zmniejszające, zwiększające, pętające, nawigujące, ale teleportować nas wszystkich na górę Solima to już nie wiesz jak? - spytał z wyrzutem Christian, kręcąc głową. - Bo wnioskuję, że gdybyś znał się na teleportacji, nie musielibyśmy bawić się w ujeżdżanie koników przez ćwierć kontynentu. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chyba spałem na tej lekcji - odparł z przekąsem Arthur, po czym wyjął różdżkę, mamrocząc pod nosem jakieś zaklęcie. Cztery konie i Kai jakby zastygły w miejscu, nie poruszały się, nie oddychały, nie wydawały żadnych dźwięków. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Czy one... - zaczęła z niepokojem Lana Sophia, przesuwając dłonią po grzywie swojego wierzchowca, będącej teraz tak twardą jak gdyby została wykuta w marmurze. Cały koń sprawiał wrażenie nie żywej istoty, lecz rzeźby wykonanej z diabelną precyzją. Podobnie jak pozostałe.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie bój się, nie są martwe - uspokoił ją czarownik, chowając różdżkę do zewnętrznej kieszeni peleryny podróżnej. - Tylko... chwilowo unieruchomione. To w moich stronach dosyć powszechny sposób na zapobieganie ucieczce zwierząt albo wymagających ukarania delikwentów - wzruszył ramionami.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Bardzo ciekawa historia, Arthurze, ale, jakby ci to powiedzieć, nie polepszyło to zbytnio naszej sytuacji - rzucił zgryźliwie Christian, spacerując nerwowo w tę i we wte. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Widzicie te zarośla? - spytała ni stąd, ni zowąd Aurore, wskazując palcem na wysokie i gęste krzewy, ścielące się u podnóża góry Arameis, przed którą akurat stali. - Wydaje się, że za nimi jest już tylko lita skała, ale to nie prawda. Jeśli pokonamy zarośla, ujrzymy szczelinę będącą wejściem do wewnętrznego korytarza, prowadzącego na szczyt każdej z tych gór - powiedziała. Pozostali spojrzeli na nią pytająco.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Skąd to wiesz? - zdumiała się Lana Sophia. Wilkołaczka założyła ręce na ramiona i spojrzała na elficę z ukosa. Nie było to nieprzychylne spojrzenie, ani nic z tych rzeczy. Dziewczyna bowiem była po prostu zaskoczona, że Aurore wie takie rzeczy. Jasne, wychowała się w Arindell, ale królestwo Ferinua II jest naprawdę duże i nawet ktoś, kto się tu urodził i mieszkał przez ponad sto lat, nie jest w stanie poznać każdego zakątka.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To długa historia, zresztą... nie chcę o tym mówić - odparła księżniczka, spuszczając wzrok.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Słynąca ze swej ciekawości wobec wszystkiego, co interesować jej nie powinno Lana już chciała pociągnąć Aurore za język, ale wtedy Marina położyła jej rękę na ramieniu, a gdy ta się na nią spojrzała, syrena pokręciła dyskretnie głową. Mieszkanka Fariss bowiem miała w sobie coś, co pozwalało jej wyczuć nastroje innych ludzi. Dziewczyna po prostu... potrafiła dostrzec w zachowaniu innych coś, czego nie dostrzegali pozostali. Teraz też wiedziała, że Aurore nie chce o tym mówić nie dlatego, że to jakiś wielki sekret, którego nie może zdradzić, czy bo zwyczajnie nie ma ochoty wdawać się w dyskusje, lecz dlatego że... trudno to określić.... Marina czuła bardzo dużo negatywnych emocji wokół księżniczki, ta sprawa miała w swoim podłożu smutek, żal, rozczarowanie i pretensję, a także niemoc i desperacje. Cokolwiek się wydarzyło, naprawdę okropnie musiało zaboleć Aurore. Naprawdę. Jeśli zapragnie im się kiedyś zwierzyć, zrobi to, a jeżeli nie, nie powinni na nią naciskać.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jeśli znasz ten teren, a wygląda na to, że znasz, prowadź - Christian rozkrzyżował teatralnie ramiona, uśmiechając się przy tym doń z przekąsem. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Aurore nawet nie zwróciła uwagę na jego zaczepki, tylko przytaknęła w milczeniu głową i ruszyła przodem. Ręce miała ściągnięte w dół, a delikatne dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, jak gdyby w obronnym geście. Pozostali ruszyli za nią. Krzewy okazały się zbyt gęste i cierniste, by przez nie ot tak sobie przejść, więc Christian wyciągnął długi sztylet i zaczął je przecinać. Arthur robił to samo. Kiedy chłopcom udało się utworzyć korytarz pomiędzy zaroślami, zawołali dziewczyny, żeby ruszyły za nimi. Gdy przedarli się przez krzewy, ujrzeli przed sobą skalną ścianę, chropowatą, ostrą i z szeroką na pół metra szczerbą, pęknięciem ciągnącym się od ziemi wysoko w górę. Aurore weszła do środka jako pierwsza, nakazując im przy tym patrzeć pod nogi. Wewnątrz, jak łatwo się domyślić, panowała całkowita ciemność, więc księżniczka postanowiła skorzystać ze swej elfiej mocy. Zaklaskała cicho dwukrotnie, a między jej dłońmi pojawiła się świetlista kula. Choć świeciła blaskiem tak jasnym jak samo słońce, patrzenie na nią nie bolało, światło nie raziło w oczy... Aurore szepnęła coś pod nosem, a kulka zaczęła unosić się coraz wyżej i wyżej aż zawisła nad ich głowami, oświetlając drogę wszystkim. Marina wydała z siebie cichy okrzyk podziwu. Szli tak przez dłuższą chwilę w całkowitym milczeniu, jedno za drugim. W którymś momencie kamienny korytarz zaczął się zwężać, a podłoże było już nie płaskie tylko coraz bardziej strome - znaczyło to, że zaczynali się wspinać. W końcu zrobiło się już tak ciasno, że musieli iść bokiem, z plecami przy jednej ścianie a piersią może dwa centymetry od drugiej. Naprawdę droga ta nie należała do łatwych, zwłaszcza moment, w którym zaatakowały ich zbudzone zaklętym światłem nietoperze. Zajęło im około pięciu godzin dotarcie na sam szczyt piętrzącego się ku niebu Solimu (później, jak korytarz się trochę rozszerzył, szło im się lepiej). Aż tyle czasu musiało minąć, nim na końcu korytarza ujrzeli słoneczne promienie, wlewające się do środka. Wtedy Aurore zgasiła swoje światło.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Udało się! - zawołała entuzjastycznie Lana Sophia, kiedy, dochodząc do końca drążonego w skale tunelu, ujrzała świat poza górą.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Przepiękne - szepnęła Marina, wychodząc za dziewczynami na zewnątrz. Teraz, razem z innymi, stała na dosyć szerokiej skalnej półce, jakby ścieżce, prowadzącej ku ostatecznemu szczytowi. I faktycznie wygląd stąd zapierał dech w piersiach. Las, ciągnący się u podnóża gór, przecież i tak już ogromny, wydawał się stąd jeszcze większy, choć drzewa były cieniutkie jak patyczki.Wszystko sprawiało wrażenie takiego malutkiego... Gdzieś w oddali majaczyły kryształowe wody jednego z elfickich jezior, którego Marina niestety nie znała nazwy. W jego gładkim lustrze odbijało się słoneczne światło, sprawiając, iż zaczynało się ono mienić zdawałoby się każdym odcieniem błękitu. Na twarzach czuli lekki, chłodny wiatr. Przyjemny i ożywiając. Marina była zdziwiona, że choć wieje, woda jeziora zdaje się pozostać nieruchomą. Interesowało ją to tym bardziej, iż jako syrenę ciągnęło ją do wszystkiego, co z wodą związane i fascynowało ją wszystko co "wodne". Jednakże nie zastanawiała się nad tym długo, gdyż pamiętała, że są tu w jednym konkretnym celu. Musieli odnaleźć fragment Berła. Dziewczyna miała tylko nadzieję, że tym razem nie zawiedzie reszty i, cokolwiek by się zdarzyło, nie da się panice, jak podczas niezapowiedzianego ataku Tropicieli na ich obozowisko. Od tamtego incydentu Christian postanowił uczyć ją podstawowych ciosów i bloków w walce tak, aby i ona miała jakieś szanse, jeśli z jakiegoś powodu nie będzie w stanie użyć swoich syrenich mocy. Na razie nie szło jej niezbyt dobrze, ale przecież nie od razu Erithel zbudowano.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Szli tak gęsiego, przytrzymując się skalnej ściany, by nie spaść w dół, aż dotarli do solimskiej groty - głębokiej pieczary, w której według ludowych podań, miał kiedyś mieszkać czas jakiś sam Solim, kiedy musiał uciekać ze stolicy, by ratować głowę przed wrogimi meridiańskimi wojskami.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co jest? - spytała Lana Sophia, kiedy prowadząca ich Aurore zatrzymała się gwałtownie, zamiast po prostu wejść do środka.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Elfia księżniczka, z wyraźnym niepokojem malującym się w błękitnych jak niebo oczach, przełknęła głośno ślinę i powiedziała:</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Legenda głosi, że w tym miejscu kiedyś znajdowało się tajne miejsce spotkań kapłanów i wyznawców <b><i>shai-teji</i></b>....</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chwila, chwila, chwila - przerwał jej Arthur, łapiąc dziewczynę za ramiona. - Co to, u licha, jest <b><i>shai-teji</i></b>? </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Aurore już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, ale wtedy nieoczekiwanie głos zabrał Christian.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- <b><i>Shai-teji</i></b> to<b><i> </i></b>ugrupowanie elfów-fanatyków, oddających hołd Amuseie, bogini Iserydczyków [państwo demonicznych czarnoksiężników]. Wierzą, że składając jej krwawe ofiary z niewiernych każdego następnego nowiu, wkupią się w boskie łaski i, kiedy nastanie koniec świata, Amuseie jako jedynych ich ocali, podczas gdy cała reszta będzie wystawiona na nieuniknioną zagładę. Słyszałem, że podobno potrafili zjadać serca swoich ofiar, żeby przejąć ich siły witalne - wyjaśnił beznamiętnie wampir. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Skąd ty to... - zaczęła zdumiona Aurore. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Z wszystkich królestw Erithel <b><i>shai-teji</i></b> praktykowało się w zasadzie tylko w Arindell (gdzie oczywiście było zakazane, a przyłapanie na praktykowaniu go karano śmiercią), a w pozostałych krainach przeważnie nikt o nim nie słyszał.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie pytajcie - rzucił Christian, machnąwszy lekceważąco ręką. - Po prostu nie pytajcie, skąd u mnie ta wiedza. I nie, nie należę do tej chorej sekty.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Tak czy inaczej - podjęła ponownie temat Aurore, odrywając wzrok od wampira i przenosząc go w głąb groty - Wyznawców Amuseie nie ma tu już od dawna, ale mówi się o klątwie, którą nałożyli na to miejsce, gdy stąd odchodzili. Podobno każdy "niepowołany", kto zechce wkroczyć na skropione krwią święte miejsce wyznawców bogini nienawiści i zemsty, zginie w okrutny sposób. Mówi się też o pułapkach zastawionych w obawie przed niewiernymi, którzy mogliby chcieć zająć to miejsce pod czasową nieobecność bractwa <b><i>shai-teji.</i></b></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie wiedziałem, że wy, elfy, jesteście tacy przesądni, by wierzyć w klątwy - rzucił Arthur, uśmiechając się do dziewczyny przekornie. Jednak mimo lekkiej zgryźliwości, jego głos pozostawał przyjazny. - Sądziłem że zabobonność to domena wilkołaków...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- No dziękuję! - fuknęła Lana Sophia, zakładając ręce na biodra. - Nie chcę nic mówić, ale znajdujemy się właśnie okropnie wysoko, więc jeśli nie chcesz sprawdzić, ile ciału, twojemu ciału, swobodnie spadającemu zajmie rozchlapanie się w dole, jak prawo grawitacji przykazało, bądź tak łaskaw i się zamknij - powiedziała groźnie, wskazując palcem w dół.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To dyskretna aluzja odnośnie tego, że uraziłem twoją wilczą dumę i mam cię przeprosić? - spytał luźnym tonem czarownik, a zawadiacki uśmiech nie schodził mu z twarzy.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Dokładnie tak - Lana zaklaskała mu teatralnie. - Jednak jesteś bystry, jak na czarownika...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zaraz zlecisz stąd - rzucił do dziewczyny z udawaną złością.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"> -Pfff przekonamy się.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Christian westchnął ciężko ze znużeniem, po czym powiedział, siląc się na groteskowy wręcz spokój: </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Testujcie dalej moją cierpliwość, a nauczę latać oboje.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Policzymy się później - syknęli do siebie jednocześnie Arthur i Lana, po czym oboje parsknęli śmiechem, zaskoczeni swoją niespodziewaną synchronizacją, co do której Christian oczywiście rzucił w międzyczasie jakiś niewybredny komentarz. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To co robimy? - spytała niepewnie Aurore, nie kwapiąca się zbytnio, by wchodzić do środka.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Proponuję wejść, najwyżej uciekniemy z krzykiem - odparła Marina, czująca się w ich towarzystwie coraz pewniej. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Genialny plan. Jak nasza królewna tak się boi, mogę pójść pierwszy - zaofiarował się Christian, posyłając Aurore złośliwy umieć numer pięć. Elfica, nienawidząca pobłażliwego przezwiska "królewna", zmroziła wampira spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvdKivdV3cuPeD0k2ZhcswNMk8sJ_6VsvzF-wmvdsjJZ1tsXSVOU0dLAuFcE-VXQMGUqBvYobA0_iVgCp_L34PAzVesROexYJwn8-qKZTqIye_kVZJk5oVAEeICMjgGOTa-CRMIQfG9gHj/s1600/w+gorze+solim.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvdKivdV3cuPeD0k2ZhcswNMk8sJ_6VsvzF-wmvdsjJZ1tsXSVOU0dLAuFcE-VXQMGUqBvYobA0_iVgCp_L34PAzVesROexYJwn8-qKZTqIye_kVZJk5oVAEeICMjgGOTa-CRMIQfG9gHj/s1600/w+gorze+solim.jpg" height="236" width="400" /></a>Tak jak książę z Meridianu powiedział, tak też zrobił. Ruszył pierwszy w głąb pieczary, a drogę oświetlało mu zaklęte światło, które Aurore wyczarowała raz jeszcze. Jaskinia na pierwszy rzut oka nie wydawała się specjalnie różnić od innych. Gdzie się nie obejrzeć - kamień, zimno, ciemno i wilgotno. Jednakże był to dopiero jej początek. Im się bardziej w nią zagłębiali, tym zaczynało się robić coraz nieprzyjemniej. Na nagich skałach zaczęły pojawiać się stopniowo czarno magiczne runy, a potem namalowane krwią plemienne i prymitywne, lecz przyprawiające o ciarki, rysunki, przedstawiające między innymi scenę polowania członków bractwa <b><i>shai-teji </i></b>na "niewiernych" oraz występującą z dna piekieł Amuseie, trzymającą w jednej dłoni czaszkę, a w drugiej miecz, którym miała zgładzić wszystkich, prócz swych wyznawców, gdy nadejdzie czas apokalipsy. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Kamienny korytarz zdawał się nie mieć końca; co jakiś czas mijali na swojej drodze bielące się kości nieszczęsnych ofiar tych szaleńców. Christian, widząc, że Marina sprawia wrażenie osoby, która zaraz ucieknie stąd z krzykiem, objął ją ku pokrzepieniu i nadaniu otuchy ramieniem. Pozostali też nie czuli się pewnie, wręcz przeciwnie - w ich serca zawitała jeszcze większa trwoga i jeszcze większy lęk - ale to syrena najbardziej wzbudzała politowanie wampira. Cóż Christian nie kochał Mariny, ale... nawet zdążył ją polubić. Była na swój sposób urocza, znacznie zyskiwała przy bliższym poznaniu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Czekajcie - ozwał się w którymś momencie Arthur, zatrzymując się nagle. Pozostali, spoglądając na niego ze zdumieniem, także przystali na chwilę. - Nie wydaje wam się, że idzie nam jakoś za łatwo? - spytał czarownik, unosząc wysoko brwi. - Jeśli faktycznie ktoś trzyma tu coś tak ważnego jak fragment Berła Przeznaczenia, to czy nie powinien dołożyć wszelkich starań, by nikt nie powołany nie dostał się do środka?</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- A czy już sam fakt, że nasz złodziej schował "skarb" w grocie na samym szczycie najwyższej góry Arindellczyków, do której, zdawałoby się, nie ma wejścia, nie jest dostatecznym zabezpieczeniem? - Lana Sophia odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. W między czasie Christian zaklął siarczyście, kiedy zobaczył, że znalazł się po kolana w kałuży jakiejś podejrzanej cieczy.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie - Arthur pokręcił z wolna głową. - Jak widać nie. Musimy teraz na siebie szczególnie uważać, bo zaraz coś się stanie. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Skąd wiesz? - spytała Aurore, mrużąc oczy.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Tak jak na samym początku czułem obecność śladów po rzucaniu tu czarnoksięskich zaklęć, teraz zacząłem czuć to sto razy mocniej. Coś jest nie tak. Jestem pewny, że zmierzamy ku pułapce - odparł Arthur z pełną powagę, unosząc na wszelki wypadek różdżkę, by była już w gotowości.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ale chyba nie mamy wyjścia - skwitowała Lana Sophia, wykrzywiając usta. - Jeśli teraz zawrócimy, nie uratujemy Erithel. Jeśli Iseryd i Heriet napadną nasz kraj, cała wina pójdzie na nas, bo nie zdołaliśmy odzyskać chroniącego nas Berła. Bo zawiedliśmy... - dodała po chwili smutno.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zdaje się, że jest pewien sposób, by chociaż trochę się zabezpieczyć... - ozwała się Marina, niepewnie skubiąc kosmyk swojego rudego warkocza, opadającego na lewe ramię.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To oświeć nas, byle szybko, bo walczę u siebie z ochotą wzięcia nóg za pas już od jakiś czterech godzin i nie wiem, ile jeszcze wytrzymam - odparł kwaśno Christian, przeciągając się teatralnie.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- No właśnie, my też jesteśmy ciekawi - przytaknęła Aurore, odrywając na chwilę wzrok od krwawych malowideł, by spojrzeć na nią.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Większość zasadzek zastawianych nie na konkretną osobę i nie w konkretnym czasie, ale na pierwszego lepszego, który niechcący się nawinie, reaguje na ruch lub na nacisk na podłoże, który wytwarzamy, stąpając po ziemi. Jeśli chcecie, mogłabym spróbować puścić przed nami przodem mały strumień wody. Jeżeli faktycznie coś tam na nas czeka, myślę, że ujawni się, kiedy poczuje właśnie ruch i nacisk - wyjaśniła, spoglądając na nich bystro. Usta Mariny drgnęły w kącikach.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To się może udać - przyznał Arthur z aprobatą kiwając głową. - Większość czarów tego typu jest bardzo prymitywna, bo niewiele potrzeba, by rozprawić się znienacka z niechcianym gościem. Myślę, że warto spróbować. Może uda nam się oszukać mechanizm.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Dobrze... - Marina uśmiechnęła się lekko ośmielona. Syrena odkaszlnęła lekko, po czym zaczęła cichutko śpiewać zaklęcie w języku przypominającym rozbijające się o brzegi fale. Głos córki wody miał w sobie hipnotyzującą nutę. Piękną i omamiającą. Choć tym razem nie była to jedna z tych syrenich pieśni, którymi dziewczęta z gatunku Mariny mamiły żeglarzy, jej cichutki śpiew i tak zaczynał odbierać powoli rozum chłopcom. Lana musiała przytrzymać Arthura, żeby ten nie rzucił się przed Mariną na kolana i nie zaczął bić pokłonów przed jej "nadobnym" obliczem, a Christian, o dziwo jeszcze nie śliniący się, planował już jak wyzna jej swoją dozgonną miłość i jak będzie wyglądać ich ślub, rodzina i wszystko inne...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Wraz z ostatnim wersetem zaklęcia-pieśni z jednej ze skał zaczęła wypływać średnim strumieniem woda. Nie rozlewała się on bezmyślnie po całym podłożu, lecz, formując się w przezroczystego dwumetrowego węża, zaczął pełznąć przed nimi. Gdy tylko przestała śpiewać, chłopcy otrząsnęli się z tego miłosnego amoku, w który płeć męską zawsze wprawiały syrenie melodie.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Brawo, brawo, teraz tylko patrzeć, co z tego wyniknie - pochwaliła dziewczynę Aurore.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Dziękuję - rzuciła Marina, rumieniąc się nieznacznie, po czym wszyscy ruszyli za pełzającym wodnym wężem. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Przez pierwsze kilka minut nic się nie wydarzyło, aż nagle...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Z piersi elfiej księżniczki wydarł się zduszony okrzyk. W jednym momencie ze ścian kawałek przed nimi, nie wiadomo skąd się pojawiwszy, wystrzeliły długie strzały o niezwykle ostrych grotach. Gdyby znaleźli się te trzy-cztery metry dalej zamiast węża, wyglądaliby teraz jak jeże. Martwe jeże, bo przecież nikt z dziesiątkami strzał wbitych we własne ciało nie może przeżyć.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- A to cholerne skurczybyki... - mruknął do siebie książę, przyglądając się pełzającemu dalej wężu, którego groty strzał nijak nie mogły zranić. - Tak pogrywają? Niech tylko spotkam się z nimi twarzą w twarz, a przysięgam, że wsadzę im te strzały w...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie kończ, proszę - rzucił ostrzegawczo czarownik, kucając przy wbitych w podłoże pociskach. - Jakie te groty musiały być ostre, że zdołały skruszyć kamień... - powiedział zadumany, wyrywając z ziemi jedną z nich i oglądając dokładnie, obracając ją między palcami - Z tego co mi wiadomo, tego typu groty produkuje się tylko w Iseryd. Bez domieszki czarnoksięskich uroków nigdy w życiu nie uzyskanoby takiego efektu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chociaż jeden argument, który odciąga podejrzenia od Meridianu - Christian uśmiechnął się zgryźliwie do Aurore. Elfica bowiem była jedną z osób, które najbardziej wierzył w winę wampirów. Nie chodziło już o to, że Arindellczycy i Meridianczycy byli w stosunku do siebie z natury uprzedzeni, lecz o to, że wiele faktów za ich winą przemawiało. - Muszę to sobie gdzieś zapisać. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Śmiej się, śmiej, ale jakbyś dostał taką strzałą, myślę że wcale nie byłoby ci tak wesoło - odparowała Lana Sophia, biorąc strzałę od Arthura i oglądając ją z każdej strony. - Tak czy inaczej, musimy iść już dalej. Nie mamy czasu na pogawędki, zwłaszcza że Berło jest już o krok. A przynajmniej jego część. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Lana ma rację. Pozwólmy dalej prowadzić się wężowi Mariny. Kto wie? Może i tym razem uratuje nam życie - wtrącił Arthur, podnosząc się z ziemi. W między czasie Arthur uśmiechał się do niej z wdzięcznością, bo przecież, jakby nie było, to dzięki jej pomysłowi nic im się nie stało. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Tak więc wąż sunął do przodu, podczas gdy oni przechodzili wielkimi krokami przez naszpikowane strzałami podłoże. Niestety obawy wszystkich się sprawdziły i to nie była jedyna pułapka...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Nagle ziemia zatrzęsła się mocno, tak że musieli złapać się kurczowo ostrych skał, by nie upaść. Ze sklepienia spadł na nich pył i kilka kamyków. Wszystko zatrzęsło się jeszcze raz.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co się dzieje?! - zawołała Lana, zaciskając palce jeszcze mocniej na kamiennej wypustce, podczas kolejnego wstrząsu; ostre krańce poharatały jej dłoń, ale dziewczyna nie zwracała teraz na to uwagi.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie mam pojęcia! - Arthur przekrzykiwał narastający rumor. W efekcie kolejnego zatrzęsienia jedna ze ścian kamiennego korytarza zaczęła pękać. - Zaraz to wszystko się zawali! Jeśli czegoś nie zrobimy, zostaniemy pogrzebani żywcem!</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ale co niby możemy zrobić?! - zawołała Marina, czując, jak serce jej przyśpiesza. Kolejny wstrząs. Wypustka, której syrena się kurczowo trzymała, ukruszyła się, a ona sama upadła boleśnie na ziemię, zdzierając kolana.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Kolejny wstrząs. Ściana pękła jeszcze bardziej. W kilku miejscach ze sklepienia zaczęły spadać występujące tu pojedyncze stalaktyty. Albo raczej coś wyglądającego jak stalaktyty. Tak naprawdę były to stalowe szpikulce przypominające trochę na wampirze kołki. Jeden z nich, spadając, omal nie zabij Arthura; przeleciał może dwa centymetry od jego czaszki. Następny zleciał wzdłuż ramienia Aurore, rozdzierając rozkloszowany rękaw sukni i zdzierając niemal w linii prostej jej skórę aż do krwi. Dziewczyna syknęła z ból, łapiąc się za rękę. Bolało, piekło Po jej śnieżnobiałej skórze zaczęły spływać strugi srebrzysto-złotej elfickiej krwi, której delikatna balsamiczna woń doprowadzała wampira do szaleństwa. Jego rubinowe oczy rozjarzyły się morderczym blaskiem, a kły mimowolnie zaczęły wysuwać się z zębodołów.Christian zacisnął usta, nakazując sobie resztami silnej woli pohamowanie się. Naprawdę trudno było mu się na nią nie rzucić.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Kiedy wydawało się, że to już koniec, nagle coś się stało. Coś czego nikt nie przewidział. W momencie, w którym krople srebrzysto-złotej krwi Aurore spadły na malujący się na kamiennym podłożu mroczny znak, przypominający cztery literki C stykające się ze sobą brzuszkami, nagle wszystko ustało. Biały wcześniej symbol zapłonął krwistą czerwienią, która w pierwszej chwili oślepiła Aurore. Ziemia się już nie trzęsła, a żadne imitujące stalaktyty metalowe rogi nie spadały na nich.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co... co się stało? - spytała z niedowierzaniem Lana, oddychając przy tym spazmatycznie.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie mam pojęcia - wykrztusiła elfica księżniczka, osuwając się a ziemię. Potrzebowała chwili, aby do siebie dojść. Ramię bolało ją coraz mocniej. A właściwie zdawało się płonąć żywym ogniem. Dziewczyna przymknęła powieki. Myślała że to normalne po takim zranieniu, więc nie widziała potrzeby mówić o tym innym. Nie chciała dać Christianowi kolejnych powodów do szydzenia z niej. <b><i>Skoro jesteś taka delikatna, może trzeba było zostać w pałacu, a nie pchać się na wyprawę? </i></b>Uszami wyobraźni już słyszała jego głos... Nie, lepiej siedzieć cicho. Pokaże mu i wszystkim innym niedowiarkom, że ona - Aurore <span class="short_text" id="result_box" lang="fr"><span class="hps">Étoile, pierwsza tego imienia córka </span></span><span style="font-size: small;">Ferinua II - nie jest kolejną księżniczką, która będzie tylko leżeć, pachnieć i robić to, co jej każą. Nie. </span>Aurore <span class="short_text" id="result_box" lang="fr"><span class="hps">Étoile miała duszę wojownika i chciała, by jej życie wyglądało inaczej niż innych "dobrze urodzonych panien", których cała egzystencja kręciła się wokół przepychu, luksusu i nieustannych rozrywek.</span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span class="short_text" id="result_box" lang="fr"><span class="hps">- Ja chyba wiem - wydyszała na urywanym oddechu Marina, łapiąc się za walące jak dzikie serce.Gdy spojrzenia wszystkich się na niej skupiły, wyjaśniła - Aurore mówiła o krwawych ofiarach elfich </span></span>wyznawców<b><i> shai-teji. </i></b>Jeśli faktycznie się tu niegdyś ukrywali, musieli znać sposób na ominięcie zastawionych przez siebie pułapek. Może zroszenie symbolu Amuseie własną krwią było warunkiem przepustki. Jeśli się tego nie zrobiło, ginęło się jako niepowołany gość, ale jeśli utoczyło się sobie jej troszkę i "poczęstowało" boginię... rozumiecie...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To ma sens - przyznał Arthur, przyglądając się z pod zmrużonych powiek ranie Aurore. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- No właśnie - przytaknęła Lana Sophia, podchodząc bliżej do dziewczyny i przyglądając się jej zranieniu. Zdawało się nie wyglądać poważnie, ale, jak to się mówi, pozory mylą, o czym miała się już niebawem przekonać. - Dobrze się czujesz? - spytała się jednak na wszelki wypadek, widząc jej dziwny wyraz twarzy. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Tak, tak - Aurore skłamała szybko, podnosząc się niezdarnie z ziemi. - Ruszajmy dalej.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jesteś pewna? Może ci to opatrzyć, bo Christian wygląda tak, jakby miał ochotę rzucić ci się do gardła... - zauważył czarownik, spoglądając ukradkiem na wampira, który puścił tę uwagę mimo uszu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Czyli wszystko po staremu - odpowiedziała z przekąsem Aurore, próbując zamaskować grymas bólu prześmiewczym uśmiechem. - Chodźmy dalej. Szkoda czasu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Ruszyli więc dalej, wyczekując nieufnie czegoś, co mogłoby być kolejną zastawioną na intruzów zasadzką. Jednakże nie było już żadnych strzał, trzęsień ziemi, ani niczego takiego. Tylko mały epizod z jadowitymi pająkami, które jednak szybko udało się młodemu czarownikowi przepędzić. Niedługo po tym dotarli do małej, również w całości wykutej w skale komnatki w kształcie koła. Wzdłuż ścian ciągnął się szyk kolumn z wspartymi na nich łukami, tworzących coś na wzór arkad. Źródłem światła był dziesiątek woskowych świec, unoszących się samoistnie w powietrzu nad komnatą. Po pomieszczeniu rozchodziła się dusząca woń kadzidła. W samym środku tworzącego przez przyścienne arkady koła, dokładnie na namalowanym płynnym złotem symbolem z czterech C, stał piedestał z czarnego marmuru. A na nim...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Berło - wyszeptała Lana Sophia, spoglądając szeroko otwartymi oczami na leżący na aksamitnej czerwonej płachcie fragment magicznego artefaktu. Była to część wykonanej ze stopu złotu i srebra laski, którą normalnie wieńczył czerwony rubin, którego niestety tu nie było. Rubin był sercem całego Berła Przymierza, jego mocą, jego siłą, jego potęgą. Ale on najwyraźniej został ukryty gdzieś indziej. W grocie Solima znajdował się tylko fragment poznaczonej runami laski, ale... to zawsze coś. Gdyby bowiem mieli rubin, a zabrakłoby innego elementu, Berło by nie działało.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Na reszcie - Marina klasnęła w dłonie, nie mogąc pohamować uśmiechu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zabierajmy je i wychodzimy - rzucił Christian, nierozważnie podchodząc bez żadnego rozeznania do marmurowego piedestału. Gdy tylko wampir wyciągną dłoń po Berło, rozległ się przeraźliwy nienaturalnie głęboki głos, zdający się dobiegać znikąd.</span><br />
<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><i><b>"Jeśli po Berło swe ręce wyciągnąć chcesz, zapłać wpierw za nie, jak przykazano. Każdy kto wykraść je spróbuje, spłonie od ognia demonicznego, a ten kto zapłaci, odejdzie w spokoju."</b></i></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><i><b><br /></b></i></span>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Czym? Czym mamy zapłacić?<i><b> </b></i>- spytała Aurore, szukając źródła głos. Niestety nie znalazła.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><i><b><br /></b></i></span>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><i><b>"Dajcie mi ślad swej przeszłości. Cień, który wciąż żyje w was, choć dla świata jest martwy i pozbawiony znaczenia. Zalążek waszych łez i trosk, o których nie wie nikt na świecie."</b></i></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jaki znów ślad? Możemy prosić jaśniej?! - spytała z poirytowaniem wilkołaczka, zakładając ręce na biodra.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chodzi o wspomnienie - wyszeptała Aurore, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co takiego? - zdumiał się Christian, wpatrując się w nią z powątpiewaniem.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ślad przeszłości, który żyje w nas, choć jest dawno martwy. Coś co było, ale już nie jest - wyjaśniła Aurore, odwracając się do niego. - Coś po czym zostało wspomnienie. Wspomnienie zbyt dla nas smutne, byśmy byli w stanie komuś o nim powiedzieć.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Aurore oczekiwała potwierdzenia od bezcielesnego głosu, lecz się go nie doczekała.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To nie dorzeczne - Marina pokręciła głową. - Jak niby moglibyśmy zapłacić wspomnieniem? Jak możemy wyjąć sobie wspomnienie z głowy? Przecież to absurdalne! </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie... wcale nie - ozwał się Arthur, zaciskając mocniej palce na swej różdżce. - W świecie, w którym istnieją czary, możliwe jest wszystko. Pytanie tylko, które z nas chce oddać wspomnienie.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ja - powiedziała bez chwili wahania Aurore, podchodząc bliżej Arthura.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jesteś pewna? - spytał czarownik, lustrując ją bacznym spojrzeniem. - Wydzieranie wspomnien nigdy nie jest przyjemne.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- To bez znaczenia odparła krótko księżniczka. - Mam już zbyt bolesnych śladów przeszłości, kładących się cieniem na moje obecne życie. Utrata chociaż jednego z nich będzie czystym błogosłwaieństwem.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Na twarzy księżczniczki malował się wielki ból, lecz tym razem nie tyle fizyczny, co psychiczny. Złe wspomnienia miały to do siebie, że tkwiły w nas, jak wbity sztylet rozplątujący serce wciąż od nowa i od nowa. Trudno było o nich zapomnieć, a jeszcze trudniej z nimi żyć. Zwłaszcza jeśli było się nieśmiertelnym...</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zamknij oczy - poprosił ją Arthur, którego teraz zalała fala współczucia dla dziewczyny. W jej życiu naprawdę musiało wydarzy się wiele złego, choć pozornie miała wszystko. </span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Aurore przytaknęła i opuściła z drżeniem powieki. Czarownik obrócił ją i, ignorując zazdrosne spojrzenie Christiana, objął od tyłu w tali. Księżniczka nakryła obejmującą ją dłoń Arthura własną, uśmichając się lekko sama do siebie. Arthur przystawił dziewczynie czubek różdżki do skroni.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Pomyśl o tym, które chcesz oddalić od siebie na zawsze - szepnął jej do spiczastego uszka.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Skinęła głową i tak też zrobiła. Dziewczyna pomyślała o tym, jak kiedyś, jeszcze jako mała dziewczyna, posłuchała rozmowę rodziców. Pamiętała, jak powiedzieli, że czasem żałują, że zamiast niej królowa nie powiła syna. Bo przecież syn byłby dziedzicem tronu, spadkobiercą całego bogactwa ich rodu. Byłby królem. Dzielnym żołnierzem, okrywającym ród chlubą. A co zamiast tego mają? Córkę, z której jedyny pożytek będzie wtedy, kiedy wyjdzie odpowiednio za mąż, pomagając w nawiązaniu jakiegoś sojuszu czy w czymś podobnym. Kochali ją, ale woleliby syna, by korona nie powędrowała w obce ręce po śmierci Ferinua, bo przecież kiedyś może zastać go śmierć, na przykład w boju. Syn byłby coś wart. Znaczyłby coś... z chłopcem by się ktoś liczył, nie to co z dziewczyną... Ich słowa bardzo bolały Aurore. Nawet po tych wszystkich latach dźwięczały jej w uszach. Zresztą kogo by nie zabolało, gdyby się dowiedział, że jego właśni rodzice, choć go kochają, czasem żałują, że zamiast niego na świat nie przyszedł ktoś inny... że nie jest się dość dobrym, nigdy nie było i nie będzie?</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Na samo wspomnienie tej rozmowy Aurore zapiekły oczy. Arthur wyszeptał jakieś zaklęcie i zaczął powoli oddalać różdżkę od jej skroni. Zaczęła formować się jasno błękitna niteczka. Arthur przestał recytować zaklęcie. Niteczka wspomnienia zaczęła zwijać się w kłębek, który w chwilę później zastygnął, przybierając formę małego, przezroczystego kryształu.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Arthur wypuścił Aurore z objęć i chwycił delikatnie w dłoń kryształ wspomnienia. Następnie zaniósł go na piedestał i ułożył na aksamicie. Później ostrożnie chwycił fragment Berła. Spodziewał się usłyszeć znów tamten tajemniczy głos, lecz ten milczał. Chłopak potraktował to jako nieme przyzwolenie na zabranie artefaktu, no bo przecież wywiązali się z umowy.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Mamy to - oznajmił z uśmiechem czarodziej, unosząc Berło triumfalnie.</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie wierzę. Udało się - powiedziała cicho Lana Sophia, czując jak rozpiera ją duma. Oto właśnie zdobyli przierwszy z siedmiu fragmentów Berła. Skoro z nim się udało, z resztą może też się uda. Trzeba wierzyć w nasze zwycięstwo, bo jeśli my sami nie uwierzymy w siebie i powodzenie naszej misji, nikt inny także w nas nie uwierzy. Trzeba także znać własną cenę i nie dać sobie wmówić, że jest się nie dość dobrym, jak to Aurore usłyszała z ust własnych ojca i matki... Jeszcze udowodni im, że nie tylko mężczyzna ma jakieś znaczenie. Że nie tylko mężczyźni mogą dokonywać wielkich rzeczy.<br />_____________________________________________</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">* Synowie : Teseus, Mofeve, Veins, Jykke</span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"> Córki : Demesis, Arameis, Uraja, Nemea </span><br />
<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #ead1dc;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #ead1dc;"><i><b>MERIDIANE FALORI</b></i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #ead1dc;"><i><b>_______________________________ </b></i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #ead1dc;"><i><b>Czeeeeeść :) I jak wam się podobało? Rozdział był emocjonujący albo chwilami zabawny, albo... jakiś? xD Jak myślicie, co ukrywała Aurore? I co myślicie o tym co powiedzieli jej rodzice... ? Podobał wam się chociaż troszkę ? ;) Jeśli tak, miałoby było wiedzieć dlaczego, a jeśli nie... cóż... też dobrze wiedzieć, co zrobiło się źle. Prosiłam was już tyle razu o jakikolwiek odzew postaci komentarzy i mam nadzieję, że skoro was tak proszę, poświęcicie te cenne trzy minuty swojego życia na przedstawienie swojej opinii o tym, co napisałam.</b></i></span></span><br />
<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #ead1dc;"><i><b>Zachęcam do zadawania pytań bohaterom :) </b></i></span></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-88953703126929802112014-11-12T09:53:00.001-08:002014-11-12T10:02:01.677-08:00Rozdział 10 : Shadow i SunChristian w te pędy pomknął ku miejscu, w którym rozbili swój obóz. Musiał natychmiast sprawdzić, czy Tropiciele po drodze do niego nie wyrządzili krzywdy pozostałym. Szczerze mówiąc, średnio wampirzemu księciu zależało na tej wesołej ferajnie, ale... tam była Aurore. Aurore, z którą cięgle darli koty i mieli ochotę rozszarpać się na wzajem, ale mimo tej pozornej niechęci coraz bardziej zaczynało mu na niej zależeć. Tylko co z tego, jeśli nie miał zamiaru jej o tym powiedzieć? Christian nie był typem romantyka. Nie należał to tych facetów, którzy zaraz padają przed swą wybranką na kolana z kwiatami albo śpiewają jej balladę pod oknem. Nie. Christian potrafił kochać, ale nie potrafił tego okazywać i w tym zawsze tkwił problem. Między innymi to z tego powodu tracił swoje poprzednie ukochane. Kobiety zawsze denerwowały się, że nie okazywał im uczuć w miejscach publicznych albo że nie stawiał ich na pierwszym miejscu. Ale w sumie może to dlatego, że nie był w nich prawdziwie zakochany? Przecież miłość nie polega tylko na namiętności, lecz raczej na trosce o drugą osobę, zdolności do poświęceń dla niej i tym podobnych. Niestety w jego wykonaniu zawsze tylko do namiętności się ograniczało. Nie kochał też nigdy za charakter, za intelekt, poczucie humoru... nie... zawsze tylko i wyłącznie za urodę. Tylko tym razem było jakby inaczej... Kiedy mówiła, chciał słuchać jej słów, głosu (chyba że aktualnie beształa go za jego niekompetencje, to wtedy tylko modlił się w duchu, byleby szybko zamknęła swoje szacowne usta). Christian nie zamierzał powiedzieć Aurore o swoich rodzących się uczuciach do niej także z innego powodu... Wolał uniknąć odrzucenia.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Pogrążony w zadumie chłopak galopował tak na swoim czarnym rumaku, aż w końcu dotarł do obozowiska. Odetchnął z ulga, kiedy zobaczył ich całych i zdrowych. Arthur wraz z Laną Sophią grzali się przy ognisku, a siedząca nieopodal Marina zabawiała ich śpiewem. Christian rozpoznał słowa jej pieśni. To była "Oda do rzeki", której tekst ułożyły syreny jeszcze przed wiekami. Trzeba było przyznać, Marina miała wyjątkowo piękny głos, nawet jak na swój gatunek. Nigdzie nie widział jednak Aurore... Kiedy syrena go ujrzała, natychmiast umilkła nieco spłoszona. Arthur zaskoczony nagłym przerwaniem śpiewu, obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić, kogo takiego dziewczyna zobaczyła. Przez chwilę bał się, że to Tropiciele wrócili, więc znacznie się uspokoił, kiedy zobaczył swojego przymusowego towarzysza. Jednak po chwili wezbrała w młodym czarodzieju złość.<br />
- Możesz mi powiedzieć, gdzie, do ciężkiej cholery, się włóczyłeś? - spytał stłumionym głosem, aby nie budzić Lany Sophii, która teraz spała mu z głową na kolanach. <br />
- Tu i tam - wampir wzruszył ramionami. - Tak w ogóle to też się cieszę, że was widzę. Wychodzi na to, że tylko mnie po drodze zaatakowano, bo wy na pokrzywdzonych nie wyglądacie - rzucił z ironią w głosie, siadając po turecku po drugiej stronie ogniska.<br />
- Co? Jak to "zaatakowano"? - Arthur zamrugał gwałtownie, momentalnie łagodniejąc.<br />
- Normalnie. Widać nasi Tropiciele przed śmiercią zdążyli sprowadzić przyjaciół - wyjaśnił Christian, opadając na plecy. Wysoka trawa trochę go łaskotała, ale nie zważał na to. Dobrze mu się leżało. A gwiazdy tej nocy były wyjątkowo piękne, aż miło popatrzeć. - Tak w ogóle, to gdzie nasza królewna? - spytał lekko zgryźliwie. Bo przecież nie mógł sobie pozwolić na słodki głosik, czułe słówka i maślane oczy w ich obecności. Wyśmieliby go.<br />
Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, za jego plecami rozległ się cichy, trochę rozbawiony głos.<br />
- Ktoś o mnie mówił? - spytała elfica. Christian natychmiast zerwał się z ziemi i się odwrócił.<br />
Jego rubinowym oczom ukazała się ona, opasana jedwabnym szlafrokiem w kolorze królewskiego błękitu. Poza owym szlafrokiem nie miała na sobie nic więcej. Była boso. Długie złote włosy dziewczyny opadały teraz mokre przez jej prawe ramię. Arthur nie mógł oderwać od niej wzroku, a Christian zrobił to z trudem, żeby sobie nie myślała, że ją podziwia. Wtedy nabrałaby jeszcze większej pewności siebie i pozwalała sobie na więcej. A on jakoś tak nie lubił, kiedy kobiety wchodziły mu na głowę. Syn Deremina już chciał mruknąć jakieś zaprzeczenie, ale wtedy ozwał się czarownik, skutecznie krzyżując jego plany udawania braku zainteresowania jej osobą. <br />
- Nasz uciekinier pytał o ciebie. Zastanawiał się, gdzie jesteś.<br />
- Och, doprawdy? - Aurore spojrzała na nich spod uniesionej brwi.<br />
- Wcale nie - rzucił Christian, piorunując Arthura spojrzeniem. Chłopak jednak zdawał się nic sobie nie robić z jego "groźnej" miny.<br />
- Tak czy inaczej, to ja raczej powinnam się go zapytać, gdzie się szlajał, kiedy postanowił zrobić sobie od nas przerwę - powiedziała cierpko dziewczyna, przechodząc do namiotu, który dzieliła z Laną Sophią i Mariną.<br />
- Mówiłem. Poszedłem coś przegryźć - Christian wzruszył niedbale ramionami.<br />
- Taaaaa. Chyba kogoś - z wnętrza namiotu dobiegł go kpiący głos Aurore.<br />
- Bardzo zabawne - mruknął.<br />
- Zależy dla kogo. Dla mnie na przykład bardzo - odparła w tym samym tonie, wychodząc po chwili z namiotu już w pełni ubrana. Czyli w grubej zielonej sukni z pozłacanymi brzegami. Na czas wyprawy cała piątka musiała porzucić wygodne piżamki. Przeważnie spali w tym, w czym aktualnie chodzili danego dnia, a jeśli to ubranie było brudne, czy z jakiegoś innego powodu nie nadawało się do ponownego włożenia, zakładali na noc to, w czym chcieli być jutro, aby rankiem nie tracić czasu na przebieranki. Wanny niestety także nie mogli ze sobą zabrać, tak więc wszelkiego rodzaju kąpieli musieli zażywać w pobliskich strumieniach lub jeziorach. Był to pewnego rodzaju dyskomfort, ale jakoś sobie radzić trzeba. <br />
- Mniejsza o to gdzie był. Ważne, że skoro się najadł, nie będziemy musieli w nocy bać się o swoje szyje - powiedział z nieco rozbawiony czarownik, przesuwając dłonią po włosach śpiącej Lany Sophii. Przed zaśnięciem wciąż osłabia wilkołaczka stwierdziła, że nie chce być sama w namiocie, kiedy wszyscy są tutaj, więc dołączyła do nich i ułożyła głowę na Arthurze, twierdząc, że dobrze spisuje się w roli poduszki. I chociaż po jakimś czasie czarownik zaczął już tracić czucie w obu nogach, dzielnie poświęcał się dla dobra ogółu bowiem, gdy Lana spała, przynajmniej nie marudziła i nie narzekała na wszechobecne komary.<br />
- Ani stale kontrolować zawartości naszych żył - dodała Marina, przeczesując rudawe włosy szczotką o srebrnej rączce. W jej głosie pobrzmiewało rozbawienie, lecz tylko pozorne. Tak naprawdę dziewczyna czuła w sercu bolesne ukłucie zazdrości i po części rozczarowania. Niby udało się jej zbliżyć do wampira, tak że zaczynała mieć nadzieję, iż wyniknie z tej znajomości coś więcej, ale kiedy tylko zobaczyła, w jaki sposób on na nią patrzy... Nie! Marina szybko odepchnęła od siebie tę myśl. <i><b>Przecież oni się nawet nie lubią</b></i>, pomyślała i faktycznie zrobiło jej się trochę lepiej, choć nie do końca.<br />
- Ha ha ha. Jak wam się wszystkim nagle dowcip wyostrzył. Nic tylko pogratulować - zauważył zgryźliwie syn Deremina, mrużąc czerwone oczy. - Tak to już jest, jedni o mały włos nie giną, kiedy chcą sobie spokojnie wrócić do obozowiska, a inni w tym czasie ćwiczą riposty i zabawne uwagi.<br />
- O czym on mówi? - spytała Aurore, nagle poważniejąc.<br />
- Twierdzi, że zaatakowali go drugi raz - wyjaśniła nieoczekiwanie Lana sennym głosikiem. Wszyscy spojrzeli na przeciągającą się dziewczynę ze zdumieniem.<br />
- To ty słyszałaś to wszystko? Myśleliśmy, że śpisz - rzucił Arthur.<br />
- Udawałam. W przeciwnym razie nie pozwoliłbyś mi się na sobie wylegiwać, a jesteś naprawdę wygodny - opowiedziała wilkołaczka, a przez jej zaróżowione wargi przemknął figlarny uśmieszek.<br />
- No ładnie, to ja tu powoli tracę czucie, już palcami u nóg nie mogę ruszać, a ty... - zaczął z udawanym wyrzutem Arthur, kiedy Lana mu przerwała.<br />
- Oj, nie przesadzaj, a po co masz nimi teraz ruszać? - spytała. - Zresztą... cały lepiej się nie ruszaj, bo nie chcę się na nowo układać - mruknęła, zamykając oczy.<br />
Christian parsknął śmiechem, Marina także, a Arthur tylko wywrócił oczami w odpowiedzi na ich śmiech. Jedynie na twarzy Aurore malowała się głęboka powaga i skupienie.<br />
- Jak to cię zaatakowali? - spytała pobladła na twarzy.<br />
- No właśnie. My też nie znamy szczegółów - wtrąciła wilkołaczka, nie uchylając choćby powiek.<br />
Wtedy Christian opowiedział jej w dużym skrócie, jak to pojechał do najbliższej elfiej osady, by się pożywić, a wracając natknął się na podwojoną liczbę Tropicieli. Potem streścił w jeszcze większym skrócie, jak zaczął uciekać z powrotem do osady, aby schronić się za jej murami, bo nawet on nie dałby rady dziesięciu w pojedynkę, i jak ostatecznie został uratowany przez strażników grodu, którzy zaczęli do nich strzelać płonącymi strzałami. Prawdopodobnie nie robili tego z zamiarem ocalenia go, lecz raczej ratowania grodu przed najeźdźcami, ale to teraz nie miało znaczenia.<br />
- Raju... Komuś naprawdę musi mocno zależeć na tym, abyśmy nie odnaleźli Berła... - zauważył Arthur. W jego brązowych oczach odbijały się tańczące w ognisku płomienie.<br />
- Myślę, że bardziej niż o Berło chodzi im o Chrisa - odezwała się Lana tym samym sennym głosikiem co wcześniej, prostując się i przecierając piąstkami oczy, zupełnie jak dziecko. - Tylko pomyślcie. Najpierw Tropiciele dają mu propozycję, że może iść z nimi po dobroci albo sami go zabiorą. Nikt inny nie dostał takiej "propozycji". My od razu byliśmy przeznaczeni do wybicia - wilkołaczka skrzywiła się, ale mówiła dalej. - A potem zaatakowali bezpośrednio jego. Chris mówi, że było ich dużo więcej niż poprzednio. Mogli się podzielić. Część przyszłaby po nas, a cześć po niego albo wszyscy przyszliby po nas, a później tylko poczekali aż dołączy nasz wampirek, ale tego nie zrobili. Pewnie nie chcieli go zgubić.<br />
- Co więc sugerujesz? - spytała pełnym zadumy głosem syrena, odkładając szczotkę na płaski kamień nieopodal.<br />
- Że to ktoś z jego bliskiego otoczenia. Nawet tamten mężczyzna, którego udało nam się pojmać...<br />
- A którego Christian wspaniałomyślnie zabił - wtrąciła ironicznym tonem Aurore, krzyżując ręce na piersi, spoglądając przy tym na niego znacząco.<br />
- Nie wiem, o czym mówisz - wampir złożył ręce jak do modlitwy i zrobił minę niewiniątka. Na ten widok księżniczka tylko prychnęła pod nosem, a on w odpowiedzi zaczął ją przedrzeźniać.<br />
- Uspokójcie się oboje, PROSZĘ - warknęła cicho Lana Sophia, zaczerpnąwszy głęboki oddech, aby się uspokoić. - Głowa mi pęka i nie mam zamiaru wysłuchiwać znów waszych kłótni, więc bądźcie tak dobrzy i przymknijcie pyszczki. Dziękuję.<br />
- Tak czy inaczej - syrena podjęła temat - też sądzę, że to musi być ktoś z jego bliskiego otoczenia. Jak to się mówi, najciemniej zawsze jest pod latarnia. A nawet tamten Tropiciel, o którym Lana wspominała, czynił mu aluzje odnośnie tego, że ktoś bardzo chce się go pozbyć.<br />
- Ludzie, to nic nie znaczy - wampir pokręcił głową. - Chyba nie sugerujecie, że mój ojciec, wuj, macocha, ktokolwiek z pałacu chciałby mnie zabić? Tak ot tak. To niedorzeczne.<br />
- A znajdujesz lepsze wytłumaczenie dla całej tej sytuacji? - spytał roztropnie Arthur, unosząc obie brwi w pytającym geście.<br />
- Cóż... - Christian zawahał się przez chwilę, po czym odparł szybko - Jestem księciem, następcą tronu Meridianu. Meridian jest jednym z królestw Erithel, czyż nie? A Erithel ma wrogów. To na pewno ktoś z Iseryd albo Heriet uknuł ten spisek. Może chcieli przez moje pojmanie szantażować ojca...<br />
- Bądź co bądź Aurore także pochodzi z rodziny królewskiej - zauważyła Marina. Oczy dziewczyny rozbłysły. - Jej jakoś nikt porwać nie próbował, aby wymusić w ten sposób ustępstwa na królu całego Arindell.<br />
- No właśnie - zgodziła się szybko Lana Sophia. - A przecież teoretycznie powinna stanowić łatwiejszy cel.<br />
- No wiesz co, dzięki - Aurore obruszyła się nieco.<br />
- Oj, wiesz, że nie o to chodziło - zreflektowała się szybko wilkołaczka. - Po prostu te szowinistyczne i ignoranckie męskie świnie zawsze mają kobiety za słabe i nienadające się do niczego więcej niż robienie na drutach.<br />
- Dziękuję za szowinistyczną męska świnię, Lan - rzucił zgryźliwie Christian, uśmiechając się do niej złośliwie. - Miło.<br />
- Nie zapomnij o "ignoranckiej" - dodał Arthur w tym samym tonem.<br />
- Przestańcie się w końcu wszyscy czepiać pojedynczych słów! - dziewczyna straciła cierpliwość. - Patrzcie na cały kontekst!<br />
- Dobrze, szowinistyczne i ignoranckie męskie świnie rozumieją - rzucił Arthur, a Lana fuknęła coś gniewnie pod nosem.<br />
- Wracając do tematu, faktyczne dziwne jest to, że nie chcieli Aurore albo was obojga, tylko ciebie, Christian - ozwała się po chwili Marina, spoglądając na niego z troska i obawą. - Ponadto nie wiem czy też zauważyliście, ale Tropiciele mieli na sobie meridiańskie mundury. <br />
- Ja zauważyłam - szepnęła Aurore, wymieniając spojrzenia z Mariną.<br />
- Nie wszyscy byli wampirami - Christian zaczął skubać nerwowo źdźbła trawy, starając się znaleźć zajęcie dla rąk. Prawda była taka, że nie chciał uwierzyć, by faktycznie ktoś z jego bliskich polował na jego życie. Dlatego nie dostrzegał albo raczej starał się nie dostrzegać faktów. Na szczęście inni nie byli tak zaślepieni i podchodzili do całej sprawy trzeźwo.<br />
- Nie musieli nimi być. Liczy się to, że zostali zwerbowani do meridiańskiej jednostki. Nie żadnej zagranicznej, tylko meridiańskiej. Jednostki podległej Kaveei (stolica państwa wampirów) podległej twojemu ojcu... - odparł Arthur, odgarniając niedbale brązowe włosy, wpadające mu do oczu.<br />
- Bredzisz, James - warknął gniewnie Christian, zrywając się z miejsca i rozpoczynając nerwowy spacer po polanie. Książę zwracał się do ludzi po nazwisku przeważnie gdy był na kogoś bardzo zdenerwowany, a teraz był wręcz wściekły. I to na nich wszystkich. Jak śmieli podejrzewać jego rodzinę o plany morderstwa?! - Toż to absurd, czysty obłęd!<br />
- Nie obłęd, lecz fakty, Christianie - poprawiła go Aurore ostro. On milczał. Widziała, że coś w nim pękło. Dodała więc znacznie łagodniej - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale to Deremin musi za tym stać. Albo inny wysoko postawiony urzędnik. Byle chłopa nie posłuchaliby królewscy Tropiciele.<br />
- Nadal nie widzę w tym wszystkim żadnej logiki - przyznał gorzko wampir. - Jakoś nie potrafię uwierzyć, że ojciec miałby chcieć przeszkodzić w odnalezieniu Berła, od którego zależy bezpieczeństwo Zjednoczonego Królestwa. Królestwa, którego jest współtwórcą.<br />
- O ile dobrze pamiętam, Deremin przystał na porozumienia, bo był przyparty do muru - wtrącił Arthur zamyślając się. - Wojna z Arindell tak wyniszczyła jego kraj i uszczupliła armię, że o zwycięstwie nie było mowy. Chciał z tego wszystkiego wyjść z twarzą, jako zwycięzca, a nie pokonany, więc poparł idee utworzenia wspólnego państwa jeszcze z sąsiadującymi Norendfell, Seveią i podwodnym Fariss.<br />
W sumie... to była prawda. Deremin nie ukrywał przed synem, że gardził pozostałymi rasami, a był z nimi związany tylko z musu...<br />
- Nie wiem, po prostu nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć - Christian pokręcił głową. Bał się, że towarzysze mieli rację, a naprawdę nie chciał, by ją mieli. - Jak dla mnie na razie pewne jest tylko to, że żadne z nas nie jest bezpieczne. Znaleźli nas już dwa razy, i to z łatwością. Równie dobrze kolejny mogą przybyć dziś w nocy. Jeśli zaatakują nas we śnie, marne szanse, że pozwolą nam się obudzić. Arthur, Aurore - zwrócił się do nich wampir - znacie jakieś czary ochronne? Zaklęcia, uroki, cokolwiek?<br />
- Znam taki jeden - przyznała po chwili namysłu jasnowłosa, po czym dodała z figlarnym uśmiechem na różanych wargach - ale Arthur musi mi pomóc. Wiecie... to tak dla pewności, że czar będzie trwały...<br />
- Pomożesz? - spytała Lana. Czarownik odwzajemnił uśmiech Aurore i odparł spokojnie:<br />
- Jakbym mógł nie pomóc, kiedy dama prosi.<br />
Księżniczka zachichotała, a Christian tylko wywrócił oczami ze znużeniem.<br />
- Błagam was, tylko żeby ta wasza czar-warta nie skończyła się niespodzianką. Nie chcę zostać wujkiem w tak młodym wieku - rzucił zgryźliwie, kiedy dziewczyna zaczęła prowadzić czarodzieja za rękę kawałek dalej, aby spokojnie mogli podnieść czar ochronny.<br />
- Młodym wieku? - zadrwiła Lana Sophia. - Masz dobrze ponad siedemset lat! Jesteś już starym piernikiem, a nie młodzieniaszkiem.<br />
- Jak na wampira to wcale nie tak dużo - odparł z przekąsem Christian.<br />
- Wmawiaj sobie, wmawiaj - zaśmiała się wilkołaczka. Każdy powód, aby chociaż na chwilę się uśmiechnąć był dobry, zwłaszcza teraz, gdy nadchodziły dla nich naprawdę ciężkie czasu. Dla nich i dla całego Erithel, choć oni nie mieli jeszcze prawa wiedzieć o tym, co niebawem stanie się z całym królestwem.<br />
- To wy się przekomarzajcie dalej, a ja pójdę się położyć. Mam nadzieję, że nie będziecie za bardzo tęsknić za moim towarzystwem - odezwała się syrena, a w jej głosie pobrzmiewała pozornie luźna nuta. Dziewczyna wstając z płaskiego kamienia, na którym siedziała, odruchowo przygładziła fałdy beżowej sukni. - Skoro jutro mamy wyruszyć na poszukiwanie pierwszej części Berła, wolałabym nie zasnąć w siodle. Nie wiem, jak wy.<br />
- Czekaj, idę z tobą - powiedział Christian, ruszając za nią do namiotu. - Musimy o czymś porozmawiać.<br />
- Och, skoro tak... - Marina wydawała się zaskoczona, ale... cóż... podobało jej się to. Lubiła zostawać z nim sam na sam, bo wtedy, kiedy jego uwaga była w pełni skupiona na niej, tak dobrze im się rozmawiało. Tak otwarcie... Na ile oczywiście wampir potrafił być otwarty.<br />
- I w ten oto sposób niekochana i niepotrzebna nikomu Lana Sophia została sama jak palec - mruknęła pod nosem wilkołaczka, patrząc, jak Christian i Marina znikają za wejściem do namiotu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy do pałacu w Kaveei znów przyleciał zaklęty jastrząb, donosząc o konieczności wysłania kolejnych Tropicieli w pogoń za brygadą poszukiwawczą Berła Przeznaczenia, Deremin wpadł we wściekłość. Jego brat, Eremir, przyniósł mu tą wiadomość podczas małego bankietu, który odbywał się tego wieczora w sali balowej, a władca w napadzie szału zaczął przewracać stoły i krzesła. Ciągłe wykrzykiwał: <i><b>"Jak to? Jak to moi najlepiej wyszkoleni zabójcy nie są w stanie uporać się z bandą dzieciaków?!"</b></i>, lecz Eremir nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie. Sam się zastanawiał nad tym i doszedł do wniosku, że dotychczas mieli oni więcej szczęścia niż rozumu, lecz to niebawem się zmieni. Zaproponował monarsze wysłanie kolejnych Tropicieli. Mężczyźni poruszali się bardzo szybko, więc była duża szansa, że dotrą do Arindell nim nastanie świt, a co za tym idzie, zastaną ich we śnie. Deremin jednak kategorycznie sprzeciwił się temu pomysłowi. Stwierdził on, iż bez sensu jest wysyłać następnych zabójców, ponieważ po tych dwóch atakach na pewno "dzieciaki" będą już znacznie bardziej ostrożniejsze. Król wampirów miał pewność, że będą się chronić wszelkimi możliwymi urokami, gdyż wiedzą, że czary to ich jedyna szansa w starciu ze znacznie większą liczebnie grupą napastników. Wśród Tropicieli przeważnie znajdywały się same wampiry, całkowicie niemagiczne istoty, natomiast poszukujący Berła mieli w swoich skromnych szeregach elficką księżniczkę, latami szkoloną w dziedzinie uprawiania czarów przez najlepszych profesorów Arindell, a także zdolnego czarownika, o którym mimo młodego wieku słychać już było w wielu miastach Seveii.<br />
Gdy Eremir spytał brata, co ten w takiej sytuacji zamierza zrobić, on odparł, iż najskuteczniejszym sposobem jest rozbicie ich od środka. Widząc pytające spojrzenie krewnego, wyjaśnił, że słyszał niegdyś o dobrze rozwiniętej siatce szpiegowskiej Heriet, którą król ludzi-smoków się wielce szczyci. Władca Meridianu postanowił wynająć szpiegów od drakonisów, aby zdobyli zaufanie Christiana i jego towarzyszy, a potem, informując o każdym ich posunięciu, poprowadzili w pułapkę. Dereminowi, który już wcześniej dokonał stosownego rozeznania, polecono do wykonania tego zadania rodzeństwo Szhambelierów - bliźnięta Sun i Shadowa. Byli oni podobno jednymi z najbardziej uznanych przez króla drakonisów szpiegami, trudniącymi się także wykonywaniem zabójstw na zlecenie. Z tego czego udało się Dereminowi dowiedzieć, aktualnie nie byli w trakcie wykonywania żadnego zadania, więc powinni znajdować się w swojej rodzinnej miejscowości, mieście Inniden. </div>
<div style="text-align: left;">
Ojciec Christiana jeszcze tego samego dnia (albo raczej nocy) posłał Eremira do Inniden w celu odnalezienia ich i wynajęcia. Brat Deremina, który preferował raczej rozwiązania siłowe, wolał zwyczajnie poczekać, aż młodym powinie się noga i, nawet bez znajomości czarów, Tropicielom uda się ich zgładzić. Pozostawał sceptycznie nastawiony do pomysłu korowanego krewnego, będącego dla niego zbyt zawiłym i zdecydowanie przekombinowanym planem, ale musiał wykonać rozkaz. Deremin był jego bratem, ale przede wszystkim królem. Znajdujący się na przegranej pozycji Eremir spakował więc pospiesznie kilka najpotrzebniejszych rzeczy do skórzanego worka, następnie przywiązał go do siodła swojego wiernego rumaka i ruszył w stronę Inniden. Do tej mieściny było trzeba jechać jakieś trzy dni czyli mniej więcej tyle, ile Aurore, Christianowi, Lanie Sophii, Marinie i Arthurowi zajęło dotarcie do Gór Jastrzębich, w państwie elfów, gdzie znajdował się pierwszy z siedmiu fragmentów Berła. Dowódca wojsk Meridianu popytał trochę miejscowych, a ci mu powiedzieli, że Szhambelierów najłatwiej znaleźć u Jednonogiego Johnny'ego, czyli w ulubionej tawernie panów i pań szczycących się raczej szemraną opinią.<br />
Kiedy tylko Eremir przekroczył próg gospody, miał ochotę od razu przekroczyć go ponownie. Tym razem w drodze powrotnej. Było tu straszliwie tłoczno, każdy siedział na każdym. Zewsząd dobiegały pijackie piosenki, które skutecznie drażniły czułe uszy wampira, okrzyki i co chwila rozbrzmiewające rechoty. Zarówno panowie, jak i panie w zdecydowanej większości byli już porządnie wstawieni, o czym świadczył między innymi zapach wódki i ich zarumienione twarze. Gościli się tu głównie drakonisi, ale przedstawiciele innych ras także się tu zabawiali. W tawernie U Jednonogiego Johnny'ego oprócz pijaków byli również hazardziści, osoby handlujące opium i innymi podejrzanymi substancjami, zniesławieni byli urzędnicy królewscy, prostytutki i alfonsi, poszukujących nowy pań do swojego biznesu, przemytnicy, no i oczywiście...<br />
- Rodzeństwo Szhambelier, jak mniemam - ozwał się Eremir, dosiadając się do jednego z lepiących się sosnowych stołów, przy którym siedziała dwójka młodych drakonisów. Dziewczyna o lekko kręconych kasztanowych włosach sięgających długością ramion. Jej połyskujące oczy (cecha typowa dla ludzi-smoków) miały barwę płynnego złota, wpadającą trochę w bursztyn, pełne koralowe wargi, wąski nos i białe policzki przyprószone paroma złotymi piegami - wszystko to składało się na zadziwiająco niewinny wyraz twarzy Sun. Kiedy się na nią patrzyło, łatwo było wziąć ją za niewiniątko, lecz każdy kto bliżej poznał dziewczynę, wiedział, że z niewinnością nie miała ona raczej nic wspólnego. Jej brat bliźniak - Shadow - w przeciwieństwie do niej nie wyglądał ani trochę niewinnie. Chłopak sprawiał wrażenie człowieka, który prędzej uderzy niż porozmawia. Shadow miał kruczoczarne włosy sięgając trochę za ucho. Świecące oczy z pionowymi jak u siostry źrenicami miały fiołkową barwę. Lewa brew drakonisa była naszpikowana kolczykami, małymi srebrnymi kółeczkami, pasującymi do ostrych i zimnych rysów twarzy chłopaka. Z pod podwiniętych rękawów ciemnej koszuli Shadowa wystawał fragmenty wypalanych tatuaży, składających się z wielu poskręcanych linii i kropek, tworzących dziwne symbole, których znaczenie rozumieli tylko wtajemniczeni. Oboje wyglądali na nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. To fakt, byli młodzi, ale doskonale wyszkoleni, przez co przewyższali nie jednego w swoim fachu. Deremin opisał ich z takimi szczegółami bratu, że Eremir nie miał najmniejszej trudności, by ich rozpoznać.<br />
- To zależy kto pyta - powiedział z wyższością czarnowłosy Shadow, odstawiając na blat szklaneczkę z brandy i przyglądając się Eremirowi w sposób, który nawet tak starego wampira jak on przyprawił o ciarki.<br />
- No właśnie - Sun także zaczęła lustrować go swoimi złotymi oczami z pionowymi źrenicami. Dziewczyna odgarnęła z twarzy kasztanowy kosmyk i wsunęła go za lekko spiczaste ucho, zdobione kilkoma złotymi kółeczkami. - Może zdradzi nam pan swoją godność?<br />
- Nazywam się Eremir i jestem bratem Deremina, króla meridiańskich* wampirów - przedstawił się królewski dostojnik, lecz ani na Shadowie, ani na Sun nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Widząc to, Eremir dodał pospiesznie - I to właśnie on posłał mnie po was. Król chce skorzystać z waszych usług.<br />
- Ile proponuje? - spytał rzeczowo Shadow, pociągając bez większego zainteresowania kolejny łyk brandy.<br />
- Co takiego? - Eremir wydawał się nieco zbity z tropu. Sądził, że Szhambelierowie będą podekscytowani perspektywą wypełnienia misji dla samego króla tak wspaniałego państwa jakim jest Meridian albo że chociaż spytają, co to za zadanie, lecz nie. Ich interesowało tylko wynagrodzenie.<br />
- To co słyszysz - mruknęła Sun, mrużąc oczy. - Zaproponuj stawkę, a my rozważymy, czy w ogóle jest sens wysłuchania twojej oferty pracy - dodała, przyglądając się swoim idealnie wypielęgnowanym paznokciom.<br />
- Mielibyście czelność odmówić królowi? - spytał zgorszony Eremir, przyglądając im się z niedowierzaniem. Wampir, który już zdążył przywyknąć do tego, że każdy w jego kraju płaszczy się przed nim i przed jego bratem, był poważnie zdumiony ich arogancją.<br />
- To nie nasz król - Shadow wzruszył z obojętnością ramionami. - A więc?<br />
- No dobrze... Proponuję wam pięć tysięcy hermi** - wampir dał w końcu za wygraną. - Plus oczywiście zaliczka w postaci dwustu liv - dodał, przesuwając po stole skórzaną sakiewkę z rzeczoną zaliczką. Sun przechwyciła ją ostrożnie od niego i zajrzała do środka. Wewnątrz było wiele średniej wielkości srebrnych monet z pozłacanym wizerunkiem orła na jednej stronie. Orzeł z rozpostartymi skrzydłami symbolizował odwagę i waleczność władców Zjednoczonego Królestwa, a jego złoty kolor - okres świetności i dobrobytu, w który razem mieli wprowadzić Erithel.<br />
- Zaczyna się nieźle, mów w czym rzecz - powiedziała drakonka, pokazując zawartość sakiewki bratu.<br />
- Król Deremin chce, abyście odnaleźli jego syna, Christiana, księżniczkę Arindell i troje innych, zdecydowanie mniej ważnych osobników - zaczął, składając dłonie w piramidkę.<br />
- Odnajdziemy ich i co dalej? - spytał ponaglająco Shadow, nie odrywając wzroku od Eremira.<br />
- Macie dołączyć do nich i zdobyć ich zaufanie. Aktualnie ta hołota poszukuje Berła Przymierza, a my z pewnych przyczyn nie możemy dopuścić do jego odnalezienia. Deremin pragnie, żebyście informowali nas o ich posunięciach, a ostatecznie zaprowadzili w pułapkę, pomagając nam tym samym w schwytaniu ich i unieszkodliwieniu. Oczywiście szczegóły dotyczące zasadzki zostaną wam podane później, kiedy będą znane Dereminowi. No a do tego czasu, będziemy się z wami kontaktować za pomocą tych oto pierścieni - powiedział, podając im dwa srebrne pierścieni z pięknie oszlifowanym czarnym kamieniem. Bez dwóch zdań rozmiary klejnotu były imponujące, więc od razu przypadł on Sun do gustu.<br />
- Chwila, chwila, chwila - Shadow uniósł ręce w celu przystopowania go. - Pierwsza sprawa, mówisz, że ten cały Deremin to wymyślił, a sam nie zna szczegółów...?<br />
- Dokładnie - odparł z przekąsem Eremir.<br />
- Aha. Poza tym, skoro ten twój król zna nasz fach, nie mógłby nas poprosić, żebyśmy wdarli się w ich "szeregi" i poderżnęli im gardła we śnie, zamiast wdzierać się w rzeczone szeregi tylko po to, aby poprowadzić ich w pułapkę, z której zawsze mogą uciec? Nie wiem, co ty o tym sądzisz, ale ja myślę, że moja metoda jest nieporównywalnie szybsza i skuteczniejsza.<br />
Eremir wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu i powiedział, spoglądając na Shadowa protekcjonalnie, co go niezmiernie zirytowało:<br />
- Naprawdę myślisz, chłopcze...<br />
- Nie jestem chłopcem - przerwał mu drakonis.<br />
- Dobrze, a więc panie Szhambelier, jeśli tak wolisz, naprawdę pan sądzi, że nie próbowałem tego uświadomić królowi? Jednakże on jak się uprze, to go nie przegadasz. Ma własną wizję, choć trochę niedorzeczną. <br />
- Ale przecież to, co chce zrobić, jest bez sensu! - wtrąciła Sun. - Mój brat ma rację, łatwiej ich po prostu zabić...<br />
- Tak, panienko, pański brat ma rację, a mój jest skończonym głupcem, idiotą i osłem w jednym, wiem, ale co zrobić? Zresztą... długo już królować nie będzie. Meridian potrzebuje władcy z co najmniej dwiema szarymi komórkami pod czaszką, a nie takiego głupca jakim jest Deremin - kiedy Eremir wypowiedział te słowa, kąciki jego ust drgnęły w okrutnym uśmieszku, a jego rubinowe oczy rozbłysły. Zaraz jednak na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. Uświadomił sobie bowiem, że nie powinien mówić takich rzeczy na głos, przynajmniej jeszcze nie teraz. Na razie było za wcześnie, dużo za wcześnie. Najpierw trzeba było poczekać, aż Deremin wykończy własnego syna, a potem Eremir wykończy jego. I w ten oto sposób stanie się jedynym żyjącym przedstawicielem dynastii, a słodka Ariana w końcu mu ulegnie.<br />
- Spokojnie, nie zamierzamy pytać - uspokoiła mężczyznę Sun, widząc jego zakłopotaną minę. - Dla nas liczy się tylko zapłata, nic więcej - wzruszyła szczupłymi ramionami, po czym przejęła od brata szklaneczkę z alkoholem i pociągnęła z niej kilka łyków.<br />
- Więc umowa stoi? - upewnił się Eremir, odgarniając z oczu niesforne kosmyki płowych włosów.<br />
- Nie do końca - rzucił nonszalancko Shadow.<br />
- Co? Ale jak to... Przecież się zgodziliście!<br />
- Tylko wstępnie - rzucił chłopak. - Możemy się podjąć tego zadania, razem z Sun wykonywaliśmy już trudniejsze misje, ale chcemy więcej pieniędzy. Jak dla mnie, w tym planie jest zdecydowanie zbyt dużo kombinacji. Poza tym moją metodą wszystko zajęłoby chwilę, a waszą nikt nie wie ile. W tym samym czasie moglibyśmy wykonać dużo więcej zadań, a tak będziemy musieli tracić czas i przedłużać z tą jedną grupką, już nie mówiąc o tym, że musimy sprawiać wrażenie ich sojuszników, co jest chyba najgłupszym pomysłem we wszechświecie.<br />
- Shadow dobrze mówi - poparła go Sun. - Podwój stawkę i umowa stoi. Wiesz, żebyśmy nie byli stratni.<br />
Eremir westchnął ciężko.<br />
- Wiedzcie, że gdyby to ode mnie zależało, kazałbym wam iść w cholerę i znalazł innych zabójców, ale ponieważ mój tępy brat uparł się, że chce was, zgadzam się. Zresztą to i tak nie moje pieniądze, lecz jego - odrzekł obojętnie wujek Christiana.<br />
- Czyli ustalone - Sun klasnęła w dłonie.<br />
- Tak, ale te dziesięć tysięcy hermii dostaniecie dopiero po wykonaniu zadana, zrozumiano?<br />
- Jesteśmy pół smokami, a nie pół debilami. Jasne, że rozumiemy - rzucił z podirytowaniem Shadow, mrużąc swoje lśniące, fioletowe oczy. - Pytanie brzmi tylko, kiedy zaczynamy?<br />
- Niezwłocznie.<br />
________________________________<br />
* Wampiry nie żyły tylko w Meridianie, tak samo jak elfy tylko w Arindell itd. Oni, tak samo jak ludzie, chociaż należeli do danego gatunku, to mieszkali w różnych częściach ich świata. Tak samo jak ludzie mieszkają nie tylko w jednym państwie, ale w wielu, i to na różnych kontynentach. Posługują się dodatkowo innymi językami...<br />
** Waluta w Erithel:<br />
~ Złote, najcenniejsze monety nazywają się HERMIE. Jedna hermia to mniej więcej sto - sto pięćdziesiąt złotych, tak w przeliczeniu ;)<br />
~ Srebrne to LIVY. Jedna livia to ok. 50-60 złotych.<br />
~ Natomiast monety z brązu, najczęściej używane w życiu codziennym, na przykład przy zakupach takich jak jedzenie itd., to TERMIE. Jedna termia to jakieś 2-5 złotych. Zależy od regionu ;)<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;">MERIDIANE FALORI <br />____________________________<br />Część, jak wam się podobało? ;) Wiem, może mało akcji, ale nie mogłam wprowadzić Shadowa i Sun tak bez żadnych wyjaśnień, bo każdy by się pogubił :) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;">BTW Co myślicie o Eremirze i jego "planie" przejęcia władzy? Niby posłusznie służy bratu, a tak naprawdę kombinuje więcej od niego...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;">'Super piątka' (xD) zaczyna powoli trybić i chyba czuje, gdzie jest pies pogrzebany...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;">No dobra, a teraz wy się wypowiedzcie :) Nie musicie mi pisać kilkunasto stronnicowej rozprawki, jeśli nie chcecie, ale proszę, napiszcie chociaż, czy było dobrze, a jeśli nie, to co w fabule do poprawy (uprasza się o nie wypominanie setny raz przecinków, bo już tłumaczyłam, czy to jest spowodowane - pośpiechem przy sczytywaniu, bo czas goni do nauki). Nie wykręcajcie mi się też, proszę, tekstami typu "nie potrafię pisać komentarzy", bo zwykłe "super" albo "(nie) było dobrze (bo coś tam ,coś tam)" każdy umie napisać. I proszę też, bez takich "Nie lubię pisać komentarzy", bo ja nie lubię, kiedy się napracuję i nawet nie wiem, czy rozdział wyszedł.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #f9cb9c;"><b>*** A TERAZ Z SPECJALNĄ DEDYKACJĄ DLA PANI "WILK" -> Jeśli serio zarzucasz mi pisanie dla tak zwanej sławy, bo chciałabym mieć chociaż dwa komentarze więcej (nie dla liczby, tylko żeby wiedzieć, co jest jeszcze do poprawy albo co jest dobrze), to chyba tylko z tobą jest coś nie tak. Dla sławy byłoby, gdybym próbowała na tym zarabiać, a jak na razie z blogów nie mam ani złotówki. Nie żebrzę też o obserwacje od innych bloggerek, tylko po to, by nawiązać z kimś współpracę. Gdyby mina tym zależało, założyłabym oklepanego bloga modowego i udawała, że si ęznam na modzie, żeby H&M czy inny sklep płacił mi za 'promowanie' ich ciuszków ;)</b></span></div>
<br /></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-76489152107446480532014-10-11T13:18:00.003-07:002014-10-11T13:24:10.785-07:00Rozdział 9 : Elfia krew<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Czarny wierzchowiec Christiana pędził po polnej drodze, nie znając nawet dokładnego celu swej podróży. Jedyną wytyczną było to, by jechać przed siebie, do najbliższego miasta, wioski bądź byle osadki. Wampir czuł złość i frustrację. Słowa jeńca zapowiadające plan szybkiego zgładzenia go przez osoby, z którymi być może mieszkał tak wiele lat pod jednym dachem, wyprowadziły księcia z równowagi. Bo kogo by nie wyprowadziły? W chłopaku coś pękło. Nie wytrzymał i zabił go. Ot tak, tak po prostu. Wedle tego, czego uczył go Deremin i jego brat, Eremir, mówiąc, iż niepasujących elementów łatwo można się pozbyć z układanki.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span>
<br />
<a name='more'></a><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zresztą... ten Tropiciel i tak nic by im nie powiedział, a co za tym idzie, nie pomógłby w rozwiązaniu zagadki kradzieży Berła. Dlatego też Christian nie zrozumiał złości swych towarzyszy. Wampira dręczyła ciągle kwesta tego, czy ów jeniec mówił prawdę... Może Aurore miała rację, twierdząc, iż to ktoś z pałacu chce mu zaszkodzić...? W końcu najciemniej zawsze jest pod latarnią... Och, przecież to niedorzeczne! Czym on, Christian, mógł komuś zalesić za skórę do tego stopnia, by pragnął śmierci swojego księcia? Fakt, bywał irytujący i arogancki, czasem lekceważący w stosunku do... w zasadzie to do wszystkich i wszystkiego, ale czy to od razu powód, by go zabijać? No chyba nie.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zamęczany pogonią własnych myśli galopujących po jego głowie, stwierdził, że oprócz świeżej krwi, która napełniłaby jego żołądek, potrzebował też czegoś, co odurzyłoby go nieco i pomogłoby się zrelaksować. Po około półgodziny jazdy chłopak wjechał przez drewnianą bramę do niewielkiego grodu, otoczonego dębową palisadą, po którego wieżach chodzili sztywno strażnicy, obserwując, czy aby żadni wrodzy żołnierze nie zbliżają się do osady. Christian bez problemu dostał się do środka. Wygląda na to, że nie sprawiał wrażenia na tyle podejrzanego, by go musiano go zatrzymać i przesłuchać. Wampir mijał drewniane, najczęściej parterowe lub dwupiętrowe domostwa i stodoły, w poszukiwaniu jakiejś gospody, w której mógłby się czegoś, a potem kogoś napić. Ślinka ciekła już księciu na samą myśl o balsamicznej krwi elfów. Zatrzymał się w końcu przez karczmą o nazwie "Jastrzębie gniazdo". Przywiązał konia do niskiego płotku i wszedł do środka. Jastrzębie gniazdo było dużym, zbuntowanym w całości z drewna i gliny, przypominającym z zewnątrz dom, budynkiem. Już od wejścia czuło się zapach swojskich potraw tu serwowanych, a gromkie śmiechy i pijackie piosenki wyśpiewywane przez mieszkańców grodu w środku gospody zdradzały, że alkohol leje tu się litrami. Kiedy Christian przekroczył próg karczmy, nikt nie zwrócił na niego uwagi. Siedzący przy podłużnych ławach, podpici mężczyźni, czerwoni na twarzach i bełkoczący coś do towarzyszy, i niemniej wstawione kobiety, wdzięczące się do potencjalnych klientów przy palenisku, nie stanowili zbyt pożądanego towarzystwa dla księcia, więc Christian postanowił ignorować tą wesołą gawiedź i pomaszerował prosto do bogato zastawionego baru. Swoją drogą wampira niezwykle bawił widok elfów w takim wydaniu. Nacja Aurore miała to do siebie, że zawsze się wywyższała, udawali arystokrację, nawet jeśli dana rodzina nią nie była, mieli się za idealnych, dystyngowanych, pełnych klasy, a przynajmniej na takich pozowali. A tu widać jak na dłoni prawdziwą naturę większości z nich. Żałosne. Po prostu żałosne. Wargi Christiana wykrzywiły się w drwiącym uśmieszku.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Co podać? - spytała szczupła barmanka o lokowanych rudych włosach, puszczonych luzem na ramiona i bystrych brązowych oczach. Drobny, ale trochę zadarty nos dziewczyny przyprószony był kilkoma złotymi piegami. Elfica miała na sobie prostą, czerwoną sukienkę, bez żadnych ozdobników, ale za to z głębokim dekoltem, przykuwającym wzrok, i przybrudzony fartuszek na wąskich biodrach.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Proszę Gin - rzucił chłopak, przyglądając się ładnej barmance. Christian usadowił się na wysokim krześle przy blacie baru.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Już się robi - odparła dziewczyna, przegryzając kokieteryjnie pomalowane na czerwone wargi. W przeciwieństwie do łowiących klientów panienek do towarzystwa, ta wyglądała seksownie, a nie wulgarnie i, w jego opinii, odpychająco.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Dziękuję - powiedział książę, przesuwając po blacie srebrnego denara. - Mogę wiedzieć, jak cię zwą? - spytał, uwodzicielskim tonem, przyglądając się barmance. W sumie czemu by się nie zabawić trochę, skoro nadarzyła się ku temu okazja? To dobry sposób, żeby odreagować spięcie z... całą resztą.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Sennseya. A ty, panie? - odrzekła dźwięcznym głosikiem, w którym pobrzmiewała charakterystyczna chrypka.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Christiana nie zdziwił sposób, w jaki dziewczyna się do niego zwracała, chociaż po jej minie nie było widać, by rozpoznała, kim jest, ponieważ w Erithel to była kwestia grzecznościowa. Jeśli nie łączyła cię z kimś wielka zażyłość, często zwracano się na "pan", "pani" lub "panna". Oczywiście niektórzy, na przykład sam książę, nie zawracali sobie głowy takimi błahostkami. </span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Jestem Christian. Christian V Saerin, syn Deremina - przedstawił się chłopak, odgarniając z czoła płowe włosy. Gdy tylko Sennseya usłyszała to, stanęła jak wryta. Wpatrywała się tylko w niego szeroko otwartymi oczami i z rozchylonymi ze zdziwienia ustami. Wampir roześmiał się. - Widzę, że moja godność obiła ci się o uczy.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Wasza Wysokość jest księciem Meridianu? - wykrztusiła z siebie w końcu, po czym skarciła się w duchu za tak oczywiste pytanie. No jasne, że nim jest. Kim innym mógłby być syn Deremina, króla wampirów, jak nie królewskim synem?</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Z tego co mi wiadomo to tak - odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Och... Ale co Wasza Wysokość robi w takim miejscu?</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Jestem tu przejazdem - Christian machnął lekceważąco dłonią, po czym wziął do ręki szklankę z whisky od Sennseyi i wypił ją na raz.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Rozumiem. Może mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała niepewnie elfica, zakładając nerwowym ruchem rudy kosmyk za spiczaste ucho. Nigdy nie przebywała z kimś tak ważnym w jedn pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, jak się zachować.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- A wiesz, jest taka jedna rzeczy... - powiedział chłopak, uśmiechając się do Sennseyi. Barmanka była zbita z tropu. Nie wiedziała, o czym on mówi, dopóki książę nie wysunął dyskretnie swoich kłów, po czym momentalnie je schował. Jego rubinowe oczy skrzyły. Elfica wystraszona zrobiła krok do tyłu. Christian spokojnie podniósł się z miejsca i obszedł bar. W miarę jak zbliżał się do dziewczyny, ta cofała się coraz bardziej wystraszona. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi, do tego stopnia każdy był zajęty swoim kieliszkiem. Sennseyi instynkt nakazywał uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale z drugiej strony... Miała do czynienia z księciem, który mógł kazać wtrącić ją do lochu za byle co. Wiedziała, że nie może mu się stawiać dla własnego dobra.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Spokojnie, nic ci nie zrobię - przemówił do niej uspokajającym głosem, podtrzymując kontakt wzrokowy. Wyjątkowo chłopak postanowił spróbować "po dobroci", a nie od razu hipnotyzować "ofiarę". - Wypiję tylko trochę, nie będzie nic boleć. Obiecuję - Christian uniósł dwa palce jak do ślubowania. Serce dziewczyny waliło jak oszalałe. Dziewczyna rozglądała się nerwowo na boki, szukając potencjalnej pomocy. - Nie krzycz, nie bądź dziecinna, Sennseyo. Przecież obiecałem ci, że to nic takiego.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Książę kłamie. Ugryzienie zawsze boli. Każdy tak mówi - wyjąkała, łamiącym się głosem.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Nie, to oni kłamią. To wszystko mówią osoby, które nigdy tego nie przeżyły. No to jak, ślicznotko? - spytał aksamitnym głosem Christian, ujmując delikatnie jej dłoń. Dziewczyna czuła się jak sparaliżowana. Nie była w stanie się wyrwać. Wampir przyciągnął ją do siebie. Pisnęła. - Ćśśśś, spokojnie - wyszeptał barmance do ucha, jedną ręką obejmując ją w tali, by się nie wyrwała, a drugą zanurzając jej w rudych lokach i odchylając delikatnie głowę do tyłu, by wyeksponować łabędzią szyję Sennseyi. Dziewczyna oddychała szybko i płytko. Dłonie miała na piersi Christiana. Próbowała go odepchnąć, ale on był silniejszy. Jak to wampir. - Złotko, zaczynasz mnie denerwować - mruknął do szamoczącej się elficy, wywracając przy tym z irytacją rubinowymi oczami. Denerwowało go to, że jeśli elfy, wilkołaki czy czarownicy zabijali zwierzęta dla mięsa, to było dobrze i nikt nie robił afery, a jeśli oni, wampiry, często potrzebowali tylko na chwilę się wgryźć, nikogo nie mordując, to już jest źle! No ludzie, ogarnijcie się trochę! Każdy musi jeść.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Christian postanowił się nie cackać. Obnażył kły i zatopił je w błękitnej żyle na bladej szyi dziewczyny. Sennseya pisnęła, wyrywała się jeszcze parę sekund, a potem ogarnęło ją nagłe odrętwienie, spowodowane wampirzym jadem, rozchodzącym się po jej ciele w błyskawicznym tempie. </span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Balsamiczna, delikatna i gorąca elfia krew spływająca teraz po podniebieniu chłopaka wprawiała go niemal w stan ekstazy. Krew elfów zawsze smakowała wampirom najlepiej. Syrenia była przeważnie okropnie wodnista, czarodziei bardzo energetyczna, ale czasem niesmaczna, a wampirza potwornie gorzka i kwaśna, miało się wrażenie, jakby piło się kwas (chyba że to symbolicznej wymiany krwią dochodziło między wampirami podczas miłosnego uniesienia, to wtedy smakowała jakoś lepiej, nikt nie wiedział czemu, ale tak było), a wgryzając się w wilkołaka, czasem odnosiło się wrażenie, jakby jadło się własnego psa, więc... Ale elfia.... Oooo, ta zawsze była w cenie.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Dobra, dosyć - powiedział w końcu Christian, wypuszczając barmankę z objęć i ocierając wierzchem dłoni resztki krwi z ust. Sennseya złapała się ściany, żeby nie upaść. Dziewczynie kręciło się w głowie. Było jej nie dobrze. Dwie ranki pulsowały nieprzyjemnie na szyi. Dłoń elficy powędrowała mimowolnie do nich. - Zaraz przestaną krwawić - uspokoił barmankę, widząc lęk w jej oczach. Książę wyją z kieszeni jedwabną chusteczkę z wyszywanym inicjałem, czyli taką, jaką każdy gentleman i każda dama nosili przy sobie na wypadek, gdyby "pobrudzili sobie rączki", i przycisnął ją do rany Sennseyi.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Piecze.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Przestanie. Kiedyś... Idź to sobie obmyj zimną wodą - polecił jej, a dziewczyna chwiejnym krokiem ruszyła na zaplecze, przytrzymując chusteczkę przy krwawiącej ranie i oglądając się nerwowo na Christiana. </span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Szczerze mówiąc książę miał ochotę na coś więcej z piękną barmanką, ale dziewczyna była tak wystraszona, że nie było nawet mowy o żadnych romansach bez uprzedniego zahipnotyzowania jej. No a z racji tego, że Christian nie należał do tych, którzy "biorą siłą", albo odurzają partnerki, więc na posiłku niestety się zakończyło. A szkoda.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Christian nalał sobie jeszcze jedną szklankę whisky, zostawił zapłatę na blacie i wyszedł, opróżniając szklaneczkę po drodze. Wampir wsiadł na konia i ruszył z powrotem. Aurore i reszta raczej się o niego nie martwili, ale wrócić wypadało. Przecież mieli razem do wykonania zadanie wagi państwowej. Nie mógł się tak po prostu od nich odciąć. Przynajmniej nie teraz.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">*** </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wysłani przez Deremina Tropiciele przemieszczali się szybciej niż poprzedni. Król Meridianu wyposażył ich w szybsze wierzchowce, specjalną rasę, osiągająca niewyobrażalną prędkość. Poza tym mordercy, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, znali dokładne położenie Christiana i reszty. Tak więc jak tylko wampirzy książę znalazł się kawałek od grodu, oni już na niego czekali. Chłopak ledwo zdążył przekroczyć bramę, gdy ich zobaczył. Zastęp dziesięciu zakapturzonych postaci, wpatrujących się w niego wrogo. Zagradzali mu jedyną drogę przejazdu. Christian zatrzymał gwałtownie konia. To nie możliwe, po prostu nie możliwe... - myślał gorączkowo wampir. Przecież jeszcze dzisiaj rozprawili się z piątką, a tu kolejni? JAKIM CUDEM?!</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Nad nimi zawisła pełna napięcia cisza, którą nagle przerwało jedno, krótkie zdanie któregoś z mężczyzn.</span></span></div>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">- Brać go. </span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">I wtedy się zaczęło. Nasłani zabójcy ruszyli w jego kierunku. Chłopak nie miał pojęcia, czy chcą go pojmać, czy od razu zabić, i szczerze mówiąc, jakoś nie specjalnie był czas o to pytać. Musiał myśleć szybko. Potężnym szarpnięciem zawrócił konia i ruszył czym prędzej w stronę grodu. Wierzchowiec zarżał z dezaprobatą, ale pędził ile sił w kopytach. Jechał najszybciej, jak mógł, ale mimo to zbyt wolno. Christian był tylko kawałek przed nimi. Tropiciele już mieli go na wyciągnięcie ręki, gdy znaleźli się kilka metrów przed bramą grodu. I wtedy z nieba posypały się ogniste strzały. To strażnicy, stacjonujący na wieżach grodu, gotowi by chronić osadę przed wrogami, zaczęli strzelać w groźnie wyglądających nieznajomych. Cudem Christiana żadna nie trafiła. A może nie celowano w niego? W sumie poprzednio został wpuszczony do grodu bez problemów. Skoro wtedy nie wydawał się podejrzany, to czemu teraz miałby taki być? Dwoje z pośród dziesięciu stchórzyli i, by ratować życie, zapomnieli o Christianie i po prostu uciekli, zostawiając swoich towarzyszy. Reszta próbowała ugasić trawiące ich płomienie, lecz był to zaczarowany ogień. Ogień elfów. Jego nie można tak po prostu ugasić. Więc płonęli, zawodząc z bólu. Wampirzy książę nie chciał na to patrzeć. Zawrócił konia i czym prędzej, uważając, by samemu nie oberwać, odjechał, zostawiając wrogów w tyle. Jego serce przepełniało coraz więcej wątpliwości. Drugi atak tego samego dnia. Coś musiało być na rzeczy. Komuś z Meridianu bardzo zależy, by nie odnaleźli tego berła. Ale komu... Niestety na rozwiązanie tej zagadki musieli jeszcze trochę poczekać, a on musiał się teraz jak najszybciej dostać z powrotem do ich obozu, by sprawdzić co Aurore. Czy jest cała? Czy jej nie skrzywdzili? Czy żyje? No i oczywiście co z resztą... To też było ważne... Chociaż o nich myślał mniej. Dużo mniej. Najbardziej liczyła się ona, chociaż nawet nie miała o tym pojęcia, a Christian nie miał zamiaru mówić.</span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #d9ead3; font-size: small;">MERIDIANE FALORI</span></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-28447015873982568562014-09-19T07:19:00.000-07:002014-09-19T07:19:41.904-07:00Rozdział 8 : Po walce<div dir="ltr">
Arthur i Aurore odprawili wspólnymi siłami czary uzdrawiające nad ciężko ranną Laną Sophią. Na całe szczęście elfica i czarownik zdążyli, nim wykrwawiła się na śmierć. Marina wciąż się trzęsła z tego wszystkiego. Nikt nigdy nie uczył jej walczyć, więc nie była gotowa na atak. Nie wiedziała, co w takiej sytuacji robić... Teraz czuła złość na siebie, że tak spanikowała, ale... kto by nie spanikował? Łatwo czytać w książkach o heroicznych postawach niedoświadczonych młodych ludzi, którzy już w pierwszym starciu okazują się walczyć lepiej niż przeciwnicy, którzy przeszli uprzednio wieloletnie szkolenie, ale w prawdziwym życiu ciężko stać się takim bohaterem. Przeważnie w chwili zagrożenia paraliżuje cię strach. Nienawidzisz tego uczucia, kiedy nie jesteś się w stanie poruszyć, ale często nie potrafisz go zwalczyć. Ale może to dlatego, że właściwie się do tego nie zabierasz. No bo przecież na niektórych taki strach działa w sposób determinujący, jak na przykład u Christiana. W oczach wampira na chwilę przed starciem można było dostrzec niepewność i niepokój, lecz zaraz zostały one zastąpione wolą walki i wiarą we własne zwycięstwo. Tak to już jest. Najpierw samemu musisz w siebie uwierzyć, by to co chcesz dokonać miało szansę stać się prawdą.<br />
- Już dobrze. Przez jakiś czas możesz czuć się osłabiona, ale to normalne - powiedziała księżniczka, kiedy proces uzdrawiania dobiegł końca.<br />
- Dziękuję - wyszeptała słabym głosikiem Lana, spoglądając na Aurore i Arthura z wdzięcznością spod przymkniętych powiek. - Uratowaliście mi życie.<br />
- To nic wielkiego. Każdy by to zrobił na naszym miejscu, gdyby tylko potrafił - odparł lekko czarodziej, uśmiechając się delikatnie, ale szczerze do wilkołaczki. <br />
- Uratowanie życia to zawsze coś wielkiego - zaoponowała Lana Sophia, nie mając siły podnieść się z ziemi. Czuła się taka śpiąca, taka ociężała... Ale jednocześnie pogrążona była w pewnego rodzaju błogostanie. Efekt uboczny elfiej, białej magii, najczystszej ze wszystkich, która działała kojąco jak balsam. - No może nie do końca mojego, nie jestem przecież nikim ważnym, ale to nie zmienia faktu, że u nas, w Norendfell, czegoś takiego nie zapomina się do samego końca - dodała po chwili namysłu.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Nie opowiadaj głupot. Twoje życie jest tak samo ważne, jak innych - zaprotestował stanowczo Christian, wtrącając się nieoczekiwanie do rozmowy. - Nie ma żyć ważniejszych i mniej ważnych. Każde jest darem w takim samym stopniu, a status człowieka, któremu zostało ono dane, w żaden sposób nie wywyższa ani nie umniejsza jego wagi. Każdy z nas jest przeznaczony do życia, bo w przeciwnym wypadku nigdy by się nie narodził. Pod tym względem jesteśmy sobie równi. Z tą różnicą tylko, że niektórzy wybierają życie w światłości, a inni w cieniu własnych wyborów, złych wyborów - powiedział książę, podchodząc bliżej nich. Teraz tylko Marina stała na uboczu. Nie czuła się częścią tej grupy, miała poczucie, że do nich nie pasuje, więc wolała trzymać się na dystans... Często tak robiła. Dziewczyna wychodziła z założenia, że lepiej się nie odezwać, niż otworzyć usta i zostać skrytykowanym.<br />
- Jeny, Christian, to było... głębokie... - Aurore nie kryła zdumienia i... podziwu? Przeważnie z ust księcia padały albo sarkastyczne odpowiedzi, albo coś podchodzącego pod groźby, więc... to bez wątpienia stanowiło miłą odmianę.<br />
- Tak samo głębokie, jak twoje zapalenie płuc, którego niewątpliwie się nabawisz, jeśli zaraz się czymś nie przykryjesz - rzucił z ironicznym uśmieszkiem Christian, okrywając Aurore, która ledwo dostrzegalnie drżała, przyniesionym z namiotu kocem.Drugi dał z kolei Lanie Sophii, która odpowiedziała mu sennym uśmiechem.<br />
- Echm, dzięki... - powiedziała lekko zakłopotana Aurore.<br />
- Coś nie tak? - spytał Christian, marszcząc brwi, gdy spostrzegł zmieszanie elficy.<br />
- Nie, nic. Po prostu od początku naszej wyprawy miałam wrażenie, że pełnię szczęścia przyniosłoby ci dopiero skręcenie mojego karku, więc...<br />
- Nie przesadzajmy, nie wyjeżdżaj mi tu zaraz z karkiem - Christian machnął lekceważąco ręką, po czym dodał z tym samym ironicznym uśmieszkiem - co najwyżej nogi albo ręki...<br />
- Christian!<br />
- No co? Sama zaczęłaś ten temat, królewno, więc nie piekl się, że go kontynuuję - odpowiedział książę, wywracając teatralnie oczami.<br />
Aurore już otwierała usta, by coś mu odpowiedzieć, ale wtedy ozwała się Marina, czym sprowadziła wszystkich na ziemię.<br />
- Nie żeby coś, ale czy my nie mieliśmy go aby przesłuchać? - spytała, wskazując palcem na nieprzytomnego Tropiciela, leżącego kilka metrów od Christiana, Lany Sophii, Arthura i Aurore.<br />
- No faktycznie, wypadałoby zająć się kolegą - rzucił czarownik, marszcząc brwi. Następnie zwrócił się do wilkołaczki - Przeniosę cię do namiotu. Powinnaś odpocząć.<br />
- Ale ja chcę posłuchać... - zaprotestowała cicho.<br />
- Nie. Powinnaś się zdrzemnąć. Sen dobrze ci zrobi - zaprotestował chłopak, po czym jedną rękę wsunął jej pod kolana, a drugą podtrzymał głowę.<br />
- W sumie może masz rację... Oczy same mi się zamykają...<br />
- Bo jesteś osłabiona. Mówiliśmy ci już, że to naturalna reakcja - odpowiedział z troską Arthur, po czym wniósł ją do jednego z dwóch skórzanych namiotów. Kiedy czarownik wrócił do reszty, cała czwórka podeszła do leżącego na ziemi mężczyzny. Gdy Tropiciel upadał sparaliżowany czarem, spadł mu kaptur z głowy, ukazując nastroszone czarne włosy i pociągłą twarz o śniadej cerze. Szeroko otwarte oczy były podkrążone, a usta sine. Wyglądał może na czterdzieści lat...<br />
- No, chłopcze z patykiem, zrób te swoje czary mary, tajemne rytuały i obudź drania - polecił lekceważącym tonem wampir. - No dawaj, dawaj, Arthie! Nie mamy całego dnia.<br />
- Zaraz możesz mieć ten patyk w oku, jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz - odpowiedział "groźnym" tonem Arthur, łypiąc na Christiana spode łba.<br />
- A ty dwie dziurki w szyi. Zagęszczaj ruchy, czarusiu, bo chcę już wiedzieć, czemu ten cwel razem z naczelnym cwelem chcieli mnie wziąć ze sobą, a was wybić jak kaczki - odpowiedział chłodno i z pewnym zniecierpliwieniem wampir. Arthur wyszeptał z irytacją jakieś zaklęcie pod nosem, celując końcem różdżki wykonanej z drzewa wiśni w mężczyznę nieznanej rasy. W powietrze wzbiły się pomarańczowe iskry, a po chwili Tropiciel wybudził się gwałtownie z okrzykiem zaskoczenia na ustach. Christian natychmiast przy nim kucnął i chwycił zabójcę za ramiona, by uniemożliwić mu ewentualną ucieczkę.<br />
- Mów kim jesteś i dlaczego nas zaatakowaliście - głos Aurore brzmiał twardo i stanowczo. - I kto was nasłał.<br />
- Nie mam zamiaru odpowiedzieć na ani jedno z twoich pytań, laluniu - odrzekł ochryple mężczyzna. Jego oczy skrzyły wzgardą i gniewem.<br />
- Tak? A może jednak pokusisz się na odpowiedź? - Christian złapał mocno za włosy mężczyzny i odchylił mu głowę. Tropiciel zawył z bólu. Nikt nie lubi, kiedy ktoś go ciągnie za włosy, a co dopiero jak wyrywa się je razem z cebulkami.<br />
- Zapomnij - warknął mężczyzna. - To wszystko jest częścią większego planu, mającego na celu większe dobro. Wolę umrzeć, niż zaprzepaścić go, wydajać wam mojego pana - syknął przez zaciśnięte zęby.<br />
- "Większy plan, większe dobro" - prychnęła Marina. - Wszyscy wyznawcy każdej z chorych ideologii tego świata uznawali ją za służącą większemu dobru, a tak naprawdę wszystkie one siały tylko śmierć i spustoszenie. Nic poza tym. Wszystkie słowa i każde z osobna wypowiedziane przez twórców takich właśnie ideologii były okupione krwią niewinnych, którzy nie chcieli im ulec i przyjąć racji przywódców za najcenniejsze prawdy. Jesteście tylko kolejnymi zbrodniarzami, ty i twój pan, kimkolwiek on jest, więc nie wciskajcie nam łgarstw, że to, co robicie, ma cokolwiek wspólnego z istotą dobra.<br />
- Co taka prosta dziewczyna jak ty może o tym wiedzieć? - zakpił z Mariny Tropiciel. - Nie wiem, czy jesteś błękitnej krwi, czy może zwykłą chłopką, ale bez względu na wykształcenie, jakie mogli ci dać albo i nie, nie zdołasz pojąć tego wszystkiego. Tylko wybrani rozumieją.<br />
- Yhm, znakomicie - mruknął Arthur. - A teraz, jeśli będziesz tak łaskawy, możesz przestać bredzić jak potłuczony, a zamiast tego zacząć tłumaczyć, kto zyska na naszej śmierci i dlaczego.<br />
- Możecie mnie pocałować w...<br />
Nie zdołał dokończyć, bo Arthur przystawił mu różdżkę do gardła Jej końcówka, jarząca się czerwienią, paliła jego skórę. Mężczyzna syknął, ale nawet ból nie przekonał go do powiedzenia prawdy.<br />
- Grzeczniej proszę, bo zaraz porozmawiamy inaczej - powiedział czarownik z lodowatym opanowaniem, przyglądając się Tropicielowi badawczo. - Spytam ostatni raz. Kto cię tu nasłał?<br />
Twarz mężczyzny wykrzywił okropny, szyderczy uśmieszek, przypominający bardziej grymas niż rzeczywisty uśmiech. Nieznajomy spojrzał na Christiana z pewnym rozbawieniem, tuszującym uczucie palenia w miejscu, w którym Arthur przystawiał mu koniec różdżki. Widocznie mężczyznę śmieszyła cała ta zabawa. Oto Christian - książę wampirów - i jego towarzysze szukają człowieka odpowiedzialnego za to wszystko, za kradzież Berła, za atak i próbę zabójstwa... A nawet przez myśl im nie przejdzie, że są o krok od rozwiazania zagadki... Ale nawet jeśli wpadną w końcu na to, że to Deremin, pan w Meridianie a ojciec Christiana, jest winny temu całemu zamieszaniu, będzie już za późno... Mogą się zorientować, że zdrajca jest z królestwa wampirów, gdyż ta wiedza nic im nie da. Długo im zajmie uwierzenie, że to Deremin jest winny, chociaż wysłał własnego syna na poszukiwania tego artefaktu.<br />
- Zapytajcie tego blondaska - rzucił kpiąco nieznajomy, lustrując chłopaka spojrzeniem. - Jego spytajcie, kto go tak nienawidzi, że postanowił zakończyć jego nędzny żywot... Chociaż czekajcie... każdy go nienawidzi i wszyscy mają za nic. Jesteś nic nie wartym śmieciem, Christianie V Saerinie, skoro nawet ludzie którzy niegdyś ci podlegali, teraz chcą twojej głowy. <br />
- To by było na tyle - mruknął wampirzy książę, po czym jednym, płynnym ruchem skręcił wilkołakowi (bo doszedł w końcu po zapachu kim ów żołnierz jest) kark. Z piersi Aurore wydarł się zduszony okrzyk, Marina pisnęła, Arthur stanął jak wryty. Ciało sługi Deremina opadło bezwładnie u stóp jego syna, a sam Christian podniósł się z ziemi, otrzepując ostentacyjnie ręce.<br />
- Dlaczego to zrobiłeś? Teraz się niczego nie dowiemy! - zawołała oskarżycielsko syrena.<br />
- A co niby miałem go wypuścić i pozwolić, by wrócił tu ze wsparciem?!<br />
- Nie miałeś prawa go zabić, przynajmniej dopóki nie wydusilibyśmy z niego, kto nasłał na nas tych ludzi! - oczy Arthura zdawały się płonąć; głos był ostry i pełen wyrzutu.<br />
- I tak nic by nam nie powiedział. To typ chorego idealisty, który woli umrzeć dla sprawy, niż zdradzić swojego pana. Nie mielibyśmy pożytku - odparł zdawkowo Christian, mocno akcentując każde wypowiedziane przez siebie słowo, jakby chciał zwiększyć jego znacznie.<br />
- Mogłeś go zahipnotyzować, skoro nie chciał powiedzieć nam wszystkiego po dobroci! - wyrzuciła mu Aurore, nie mogąca uwierzyć, że on naprawdę to zrobił i to bez konsultacji z nimi.<br />
- Właśnie o to chodzi, że nie mogłem. Te skurczybyki mają ochronę. Nie są podatni na hipnozę. Ich krew cuchnie eliksirami zabezpieczającymi - odrzekł ze wzgardą wampir, po czym ruszył w stronę drewnianego płotka, do którego były uwiązane ich konie.<br />
- A ty gdzie się wybierasz? Wracaj tu! - zawołał za nim Arthur, cały kipiący wściekłością za akt takiej bezmyślności.<br />
- Na polowanie. Niedaleko stąd powinna być jakaś osada, a ja jestem głodny. Tak więc wybaczcie, ale idę rozgryźć gardło komuś obcemu, zanim rzucę się na was - odrzekł z lekceważącą nutą w głosie Christian, nawet się do nich nie odwracając. Wampir przełożył jedną nogę przez grzbiet czarnego wierzchowca i usadowił się w siodle.<br />
- I co? Ich też zabijesz? - spytała drwiąco Aurore; jej oczy skrzyły gniewem, a dłoni mimowolnie zacisnęły się w pięści.<br />
- Tylko jeśli nie zechcą współpracować - rzucił, po czym odjechał.</div>
<div dir="ltr">
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div dir="ltr">
Król Deremin siedział za biurkiem w swoim gabinecie. Było to przestronne, chociaż dosyć ciemne i ponure pomieszczenie. Ściany wyłożone zostały czarnym marmurem, tym samym co schody prowadzące na drugi poziom owego gabinetu, który miał postać wewnętrznego balkonu. Podłoga natomiast wyłożona została mozaiką, układającą się w krwiste słońce i księżyc na środku pomieszczenia. Cała komnata zbudowana została na planie koła. I to właśnie w jego centrum ustawione zostało potężne biurko z pięcioma szufladami po obu stronach wykonane z mahoniowego drewna. Blat rzeczonego biurka podtrzymywany był przez dwa kamienne posążki przedstawiające ciemiężonych przedstawicieli czterech pozostałych ras zamieszkujących Erithel. Deremin od zawsze uważał, że wampiry są rasą panów, którym cała reszta powinna się podporządkować. Już w chwili zawierania przymierza z Arindell, Nordendfell, Fariss i Seveią wszystkim były znane poglądy króla Meridianu, lecz władcy pozostałych państw wchodzących w skład Zjednoczonego Erithel pierwotnie uznali je za nieszkodliwe, gdyż pan wampirów nigdy nie próbował - przynajmniej wtedy tak myślano, bo obecnie sytuacja się nieco zmieniła - zrealizować swojego ''genialnego'' planu o światowej dominacji. Oczywiście ojciec Christiana prowadził wojny, jak każdy zresztą, i to bardzo krwawe, ale nie podjął żadnych konkretnych kroków w celu zrobienia sobie niewolników z przedstawicieli innych ras. Na blacie biurka stały złota klatka z wielkim czarnym krukiem w środku i góry obitych w skórę książek, w których chwilę temu król szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania, dotyczące właściwości skradzionego na jego rozkaz Berła, albowiem nie wszystkie były jeszcze znane... Deremin chciał się dowiedzieć, jak bardzo może mu ono pomóc w inwazji, którą zamierzał poprowadzić niebawem na pozostałe kraje członkowskie Erithel.<br />
Wąskie okna komnaty osadzone były w nawach pod kamiennymi półłukami. W komnacie nie brakowało wysokich pod samo sklepienie regałów ze zwojami i księgami, a także rzeźb i popiersi, przedstawiających Deremina i jego przodków, wcześniejszych władców Meridianiu. W całym gabinecie wisiał natomiast tylko jeden obraz... tak szczególny i na swój sposób cenny, że aż ukryty pod grubą, czarną kotarą. Był to bowiem jedyny zachowany portret obecnej rodziny królewskiej - samego Deremina, malutkiego, około siedmioletniego Christiana i królowej Helii, pierwszej żony króla i matki księcia. To był także ostatni obraz przedstawiający Helię; został ukończony na tydzień przed jej tragiczną śmiercią. Matka Christiana to jedyna kobieta, którą Deremin naprawdę pokochał. Przy niej był innym człowiekiem, a właściwie wampirem. Przed poznaniem jej był okrutny i bezwzględny, ale ona go zmieniła.Król złagodniał przy niej i to bardzo. Królową Helię często nazywano "iskierką", bo w każdej sytuacji potrafiła wykrzesać w sercach poddanych tę iskrę, która rozbudzała w nich nadzieję nawet w najczarniejszych chwilach. Kiedy jej zabrakło, Deremin stał się jeszcze gorszy niż był wcześniej. Przestał zajmować się Christianem. Patrzenie na syna sprawiało mu ból, ponieważ był tak podobny do matki... Po jej śmierci w nieudanym zamachu na całą rodzinę podczas uroczystego pochodu z okazji obchodów jednego ze świat państwowych, mającego miejsce ponad sześciuset lat temu, Deremin zaczął sobie szukać kogoś, kto zapełniłby pustkę po Helii. I znalazł Ariannę. Jednakże nigdy nie była to prawdziwa miłość. Królowa Arianna stanowiła i dalej stanowi dla króla tylko ozdobę. Kogoś z kim może się pokazać, albo z kim może spędzić noc. Sama kobieta również nigdy nie kochała Deremina. Od początku liczyły się tylko pozycja i bogactwo. Nigdy nie ukrywała, że nie lubi Christiana, a on także nie udawał do niej sympatii.</div>
<div dir="ltr">
Król Deremin siedział teraz pogrążony w zadumie, gdy idealną ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi. </div>
<div dir="ltr">
- Proszę! - zawołał, niezadowolony, że ktoś mu przeszkadza. Ogółem władca Meridianu był poirytowany ostatnimi czasy, gdyż bał się, iż wyda się, że to on jest winny kradzieży Berła Przeznaczenia. Oczywiście nie chodziło o to, że przejmował się opinią innych. Nie. Po prostu bał się, że jeśli prawda za wcześnie wyjdzie na jaw, cały plan może spalić na panewce.</div>
<div dir="ltr">
Do komnaty weszła wysoka i szczupła kobieta odziana w złoto - srebrną suknię. Jej lśniące czarne włosy splecione były na czubku głowy w wymyślny kok przyozdobiony diamentową tiarą. Kolczyki i kolia na szyi również wykonano z diamentów. Kobieta roztaczała wokół siebie różany zapach, trochę zbyt intensywny, jak na gust Deremina. </div>
<div dir="ltr">
- Czegóż chcesz, Arianno? Myślałem, że już dawno wyjaśniliśmy sobie kwestię przeszkadzania mi, gdy zajmuję się sprawami królestwa - powiedział monotonnym głosem władca, przeczesując dłonią swe płowe jak u syna włosy. Rubinowe oczy wampira były przekrwione i zmęczone.<br />
- Chciałam cię poinformować, że nie dzieje się dobrze na ulicach Kaveei [stolica Meridianu, najbardziej reprezentacyjne miasto tego państwa] - oświadczyła chłodnym tonem Arianna, podchodząc bliżej męża. - Przechadzałam się dziś po głównych ulicach miasta i czego byłam świadkiem? Poddani są coraz bardziej niezadowoleni. <br />
- Niby z jakiego powodu? - prychnął. - Może jak każę ich pozamykać do lochów, to docenią wolność, którą mieli - mruknął z przekąsem Deremin, spoglądając z pobłażliwym uśmieszkiem na żonę.</div>
<div dir="ltr">
- Narzekają na ostatnie rozporządzenie. Podatki są za wysokie. Nie mają z czego utrzymać domostw i gospodarstw. Trzeba coś z tym zrobić.<br />
- Kochanie, spójrz na mnie i zastanów się dobrze, czy to na pewno mnie obchodzi - rzucił w tym samym tonie Deremin.<br />
- Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, poddani wyjdą na ulicę, a to z całą pewnością nam nie pomoże - odrzekła Arianna, spoglądając na niego spod uniesionych brwi.<br />
Deremin już miał coś odpowiedzieć, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi.<br />
- Kogo znowu licho niesie - mruknął do siebie niezadowolony król, ale udzielił pozwolenia na wstąpienie interesanta do gabinetu. - Eremirze, to ty. O co chodzi? Czyżby Tropicielom udało się pojmać tę hołotę i mojego syna?- zwrócił się do brata.<br />
- Niestety nie - ubrany w srebrną zbroję i purpurową pelerynę blondyn pokręcił głową. - Pamiętasz, drogi bracie, tego jastrzębia, którego wysłaliśmy za zabójcami, by doniósł nam o konieczności wysłania następnych w przypadku gdy pierwsi polegną? - spytał rzeczowym tonem Eremir, dowódca wojsk Meridianu.<br />
- Nie mów mi tylko, że nasi ludzie dali się pokonać bandzie rozwydrzonych dzieciaków z moim synalkiem na czele - mruknął z podenerwowanie Deremin, lustrując brata krwistymi oczami.<br />
- Też nie wiem, jak do tego doszło - przyznał z niezadowoleniem Eremir, zerkając ukradkowo w stronę Arianny. Kobieta zawsze podobała się bratu króla. Eremir nawet wielokrotnie próbował ją uwieźć, ale królowa widocznie bała się, że jej ewentualna zdrada mogłaby wyjść na jaw, a wtedy straciła by to wszystko, czego zaznała u boku Deremina. Pieniądze. Bogactwo. Koronę. - Ale nie martw się. Niebawem każę wysłać nowych ludzi. Te dzieciaki nie zdołają nas przechytrzyć i pokrzyżować nam planów. <br />
- No ja myślę.<br />
- Tyle co wcześniej?<br />
- Nie... - odrzekł Deremin, po czym zamyślił się na chwilę. - Wyślij podwojoną ilość. Dzieciarnia raz mogła mieć szczęście i wyjść z opresji cało, ale w obliczu spotkania z dwa razy liczniejszym przeciwnikiem, nie uda im się to już tak łatwo.<br />
- A co z Christianem? Skoro Tropiciele zginęli, znaczy że doszło do walki, a to z kolei oznacza, że Christian nie chciał pójść z naszymi po dobroci - spytał Eremir, z trudem odrywając wzrok od przysłuchującej się całej rozmowie Arianny.<br />
- Damy mu jeszcze jedną szansę. Może nasi wysłannicy nie powiedzieli mu, że ojciec go w wzywa... Jeśli tym razem będzie stawiał opór, pozbędziemy się nieposłusznego elementu - oznajmił beznamiętnie Deremin, podnosząc się z miejsca i wyglądając na opustoszały dziedziniec przez okno.<br />
- Chyba nie rozważasz na poważnie zabójstwa Christiana - Arianna zmarszczyła brwi. Nie miała zadowolonej mini. - Przecież to twój syn.<br />
- No i co z tego? - roześmiał się lodowato król. - Przypominam ci kochanie, że po drodze na tron razem z Eremirem usieliśmy się pozbyć jeszcze trzech starszych braci.<br />
- Co takiego? - spytała zszokowana tym wyznaniem królowa.<br />
- Chyba nie myślałaś, że Ezear, Faerys i Cartius celowo zażyli truciznę - rzucił z rozbawieniem Eremir, wymieniając znaczące spojrzenia z Dereminem.<br />
- Ale... ale tak nie można! To rodzina... - zaprotestowała Arianna.<br />
- A od kiedy tak zaczęłaś się interesować moją rodziną, hę? - spytał z pewną złośliwością w głosie jej mąż. - Nigdy nie lubiłaś Christiana, więc nawet gdybym kazał go skrócić o głowę na centralnym planu, nie powinno to wywrzeć na tobie większego wrażenia.<br />
- Istotnie, niezbyt lubię tego chłopaka. Jest bezczelny, nieposłuszny i arogancki, ale więzy krwi chyba jednak do czegoś zobowiązują - odparła królowa, przenosząc spojrzenie z jednego brata na drugiego, i tak non stop. <br />
- Nie praw mi morałów. Gdybym chciał słuchać ludowych mądrości, poślubiłbym Wyrocznię. Ty jesteś tutaj z innych powodów, o których dobrze wiesz. A teraz bądź tak łaskawa i oddal się do naszych komnat. Niebawem do ciebie dołączę.<br />
- Nie wyjdę stąd, dopóki mnie nie posłuchasz. Jeśli Christian zginie, ludzie zaczną gadać. To tylko kwestia czasu zanim wszystko się posypie.<br />
- Zdaje się, że wydałem ci rozkaz - zauważył chłodno Deremin. - Nie zapominaj się. Jestem twoim mężem, ale i królem, a to znaczy, że każde moje słowo powinnaś traktować jak świętość. A teraz, kochana Arianno, daję ci trzy sekundy na zostawienie mnie i brata samych, albo inaczej porozmawiamy. Zrozumiałaś, czy wytłumaczyć ci to inaczej? - spytał drwiąco Deremin, posyłając jej szyderczy uśmieszek.<br />
- Oczywiście. Mój panie - powiedziała z irytacją, ale i uniżeniem, jakiego od niej wymagał, po czym zrobiła to, co kazał, chociaż wcale nie miała ochoty wychodzić. Arianna bowiem nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>MERIDIANE FALORI</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>______________________________________________________</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>Jak wam się podobał rozdział? Ja, szczerze mówiąc, nie jestem nim zachwycona, ale ocena należy do was ;) Co myślicie o pierwszej części, a co o drugiej? O Christianie, Aurore, Dereminie, Ariannie i reszcie? Piszcie <3</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>Mam nadzieję, że wzięliście sobie do serca mój ostatni apel i zadacie sobie ten trud i skomentujecie. Nie chodzi mi o ilość, bo nie kolekcjonuję komentarzy, ale po prostu chcę wiedzieć, co wam się podobało, a co... no nie do końca :P</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>Chciałabym, żeby pod tym rozdziałem było min. <i>10 komentarzy</i>. Dacię radę? Czy to dla was za dużo? :/ </b></span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-43747572975810304272014-09-13T09:11:00.001-07:002014-09-13T09:34:02.931-07:00Zawieszam? To zalezy od wasDO WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW Z JAKIEGOKOLWIEK MOJEGO BLOGA! :<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
Słuchajcie, wiecie, że was uwielbiam, zaznaczałam to już na pewno wiele razy, ale teraz to jestem wkurzona. I to na maksa.<br />
Wyjaśnicie
mi, jak to jest, że ja kombinuję jak koń pod górę, byleby tylko znaleźć
chwilkę na napisanie rozdziału w przerwach w nauce, chociaż mogłabym w
tym czasie sama odpocząć np. oglądając film czy czytając dalej ukochaną
książkę, myślę codziennie (tak, codziennie) nad nowymi rozdziałami,
nowymi scenami, albo udoskonalam wcześniej zaplanowane sceny, a ponad to
na 3 z 5 blogów wymyślam coraz to nowe ciekawostki, projektuję na różne
blogi nowe znaki, symbole (jak symbol Zdrajców na PoA, Znak Nerimich na
POFE, symbol Karytów na PoA i Znak Omarium są w przygotowaniu podobnie
jak znak Verisseta na TDH), a wy niczego nie doceniacie? Nie mówię, że
macie mi dziękować, czynić pokłony czy coś,. Nie. Chodzi mi tylko o
zwyczajny komentarz. Kilka zdań, czy proszę o tak wiele w ramach
wynagrodzenia za kilkugodzinne, kilkudniowe albo czasami kilkutygodniowe
pisanie rozdziału? "Było super, podobało mi się to i tamto" albo "Myślę
to i to, ale dobra rada - popracuj nad tym wątkiem jeszcze, bo coś tam,
coś tam..." - naprawdę proszę o tak wiele?<br />
Dobrze wiecie, że kocham
pisać, to moja pasja, moje życie, ale przez to zastanawiam się, czy to
ma w ogóle sens. Może zawiesić? Bo czuję się, jakbym pisała tylko dla
siebie albo dla max. 5 osób, a przecież wyświetlenia wskazują na co
innego. Rozdziały mają średnio od 100 do ponad 300 wyświetleń [zależy
jaki blog], wiec to chyba ciut za dużo jak na zwykłe kliknięcie w
rozdział przez przypadek i szybkie wyjście. Tak mi się przynajmniej
wydaje.<br />
Wyjaśnijcie mi też jak to jest, że rozdział wyświetliło no
załóżmy te 200 osób, a skomentowało 5 zaledwie? No ludzie, proszę was!
Wiem, że nie każdy ma konto na bloggerze, ale :<br />
A. Zawsze można sobie założyć - to proste i darmowe.<br />
B.
W ustawieniach bogów mam, że można komentować anonimowo, czyli nie
mając konta, ale wtedy proszę podpisywać się chociaż jakimś pseudonimem
np. ABC, Emma, nawet kurde MC KABACZEK aka Melchior, jeśli macie taką
ułańska fantazje.<br />
C. Zawsze możecie do mnie napisać swoją opinię na
facebooku albo na asku. Nie wstydźcie się, niektórzy już tak robili i
nikogo nie zjadłam. <br />
Ponadto na żadnym z blogów (oprócz tymczasowo
PoA, ale to z pewnego powodu...) nie ma włączonej weryfikacji
obrazkowej, więc piszecie kom, klikacie 'opublikuj' i ot cała filozofia.<br />
Ludzie, czy naprawdę to dla was taki wysiłek?<br />
A
może rozdział naprawdę przeczytały tylko te cztery czy pięć osób? Jeśli
tak, to chyba najlepiej będzie (jak mówiłam) zawiesić, bo i tak każdy
ma w czterech literach moją pracę, to że się staram i poświęcam (może
marnuję?) na to tyle czasu. Nadmieniam, że nawet przed samym testem
gimnazjalnym pisałam, żeby waz nie zawieźć.<br />
I proszę, nie wykręcajcie
się tu szkołą, bo skoro mieliście czas przeczytać 10-stronnicowy
rozdział, to macie czas też napisać te parę wyrazów w komentarzu.<br />
Wcześniej
nie stosowałam systemu : "Jak będzie 10 - 15 czy 20 komentarzy, to
dopiero dodam kolejny rozdział", ale chyba czas się na to przerzucić.
Jeśli zobaczę, że po mojej prośbie nadal macie to wszystko gdzieś,
rozdziały będę wysyłała tylko na prywatnego maila osób, które zadają
sobie ten trud, by skomentować np. Furt Sword, Elfik Elen, Zuzka M,
Rebekah Mikkelson, Onnawen i tych kilku innych, których przepraszam, że
nie wymieniłam.<br />
NiE TRAKTUJCIE TEGO JAKO GROŹBĘ, BO TO ŻADNA GROŹBA. Jedynie zapowiedź. <br />
<br />
Z poważaniem, Meridiane Falori (Sarikah Rossmary).<br />
<br />
<br />
PS Ta wiadomość wstawiłam na wszystkie moje blogi. Tutaj rzecz tyczy się poprzednich rozdziałów. Nowy postaram się dodać niedługo, jeśli nie będzie odzewu z waszej strony. Chyba wiecie, co pozostanie mi zrobić.<br />
<br />
<br />
<b>CIEKAWE CZY CHOCIAŻ TO SKOMENTUJECIE :P :(</b>ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-56854102021050460362014-09-05T12:17:00.002-07:002014-09-05T12:17:17.753-07:00Ciekawy blog - naprawdę godny polecenia<div style="text-align: center;">
Cześć, chciałam wam dzisiaj polecić blog mojego przyjaciela - Stephana Rose. Na razie jest tylko króciutki prolog, ale wciągający. Przyznaję, ze mnie zainteresował, a trudno mnie zainteresować ;) Zachęcam do zajrzenia chociażby z ciekawości i poświęcania dosłownie 3 minut na przeczytanie prologu. I najlepiej skomentowanie. Dopiero zaczyna, więc myślę, że komentarze byłyby motywacją do dalszego pisania ;)</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://shadewood.blogspot.com/" target="_blank">http://shadewood.blogspot.com/ [klik]</a></div>
<div style="text-align: center;">
Oto opis :</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><span style="background-color: #f7f7f7; color: #3e454c; font-family: Helvetica,Arial,'lucida grande',tahoma,verdana,arial,sans-serif; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><i>Shadewoods
to opowiadanie o Sally młodej dziewce, która odkrywa na nowo świat,
który ją otacza. Poznaje barbarzyńską naturę ludzi, starożytną magię
wiedźm i zmysłową rozkosz jakiej dopiero zazna. Historia skupia się na
zapomnianych już dzisiaj inkwizycjach, przedstawionych trochę bardziej w
fantastyczny sposób. </i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /><span style="background-color: #f7f7f7; color: #3e454c; font-family: Helvetica, Arial, 'lucida grande', tahoma, verdana, arial, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;"></span><span style="background-color: #d9ead3;"><span style="font-size: large;"><span style="color: #3e454c; font-family: Helvetica,Arial,'lucida grande',tahoma,verdana,arial,sans-serif; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><b><span style="color: black;"><span style="font-size: small;"></span></span></b></span></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
Meridiane Falori,</div>
<div style="text-align: center;">
PS Nowy rozdział u mnie postaram się napisać szybko, przepraszam za opóźnienia, ale szkoła... :/<br /><span style="background-color: #f7f7f7; color: #3e454c; font-family: Helvetica, Arial, 'lucida grande', tahoma, verdana, arial, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;"></span><span style="background-color: #d9ead3;"><span style="font-size: large;"><span style="color: #3e454c; font-family: Helvetica,Arial,'lucida grande',tahoma,verdana,arial,sans-serif; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><b><span style="color: black;"><span style="font-size: small;"></span></span></b></span></span></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-63134157937569121312014-08-23T11:40:00.003-07:002014-08-23T11:40:34.524-07:00FANPAGE OPOWIEŚCI Z ERITHELFani Opowieści z Erithel lajkują ^^^ :* Strona założona przez jedna z czytelniczek ;)<br />
<a href="https://www.facebook.com/Erithel?skip_nax_wizard=true&ref_type=logout_gear" target="_blank">[KLIKNIJ TUTAJ] :)</a>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-90280796376988102392014-08-22T11:03:00.003-07:002014-08-26T07:57:42.259-07:00Rozdział 7 : Pierwsza z wielu walk Zaraz po rozkazie swojego przywódcy dwóch z pięciu Tropicieli rzuciło się w stronę Christiana. Jeden z napastników chciał wytrącić mu miecz z ręki, by drugi mógł go związać schowanym w szacie sznurem i tak zapakowanego dostarczyć na przysłowiową wycieraczkę swemu królowi. Jednakże na ich nieszczęście wampirzy książę ani myślał tak łatwo dać się unieszkodliwić. Gdy tylko pierwszy z wrogów zamachnął się na niego, by zgodnie z planem pozbawić Christiana miecza, chłopak zręcznie odparł atak. Stal zgrzytnęła przeraźliwie, gdy miecze się spotkały. Christian naparł na swój z całej siły, a przeciwnik zrobił to samo. W czasie jak się tak siłowali, drugi z Tropicieli zaszedł go od tyłu i... W księżycowej poświacie błysnęło żelazne ostrze. Napastnik już miał zatopić miecz w plecach Christiana (unieszkodliwiając go tym na chwilę i osłabiając, bo przecież wampira naprawdę mogą zabić tylko trzy rzeczy, a mianowicie: kołek w samo serce, spalenie i odcięcie głowy), kiedy wieczorne ciemności przeszyła wiązka bladoniebieskiego światła, która trafiła Tropiciela w miejsce pomiędzy obiema łopatkami. Mężczyzna padł z dzikim wrzaskiem na ziemię. Nie ruszał się. Christian pchnął mocno mieczem swojego przeciwnika do tyłu i, wykorzystując chwilę, w której on zbierał się z ziemi, obrócił się, by sprawdzić, co się stało za jego plecami. Nad bezwładnym ciałem wampirzy książę ujrzał oddychającego ciężko Arthura. Czarownik z Seveii trzymał w dłoni długą i smukłą różdżkę, wykonaną z drewna drzewa wiśni. Z jej końca sypały się błękitne iskierki.<br />
- Nie dziękuj - rzucił z zawadiackim uśmiechem na twarzy Arthur James, po czym puścił się biegiem w kierunku Lany Sophii, atakującej w swej wilczej postaci innego z Tropicieli.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Kiedy Christian znów się odwrócił, przeciwnik już biegł na niego z wyciągniętym mieczem, gotowym by przebić mu pierś. W ferworze walki wrogowi spadł kaptur, ukazując jego podłużną twarz o szczurzych oczkach i haczykowatym nosie. Miał krótkie, kręcone włosy o kolorze ciemnego brązu. Książę poczekał chwilę, aż wróg znalazł się dostatecznie blisko, a gdy był on już naprawdę kilka centymetrów przed nim, chłopak z wampirzą szybkością odskoczył w bok. Mężczyzna stracił na chwilę równowagę. Christian wykorzystał to. W mgnieniu oka pojawił się za nim i kopnął z całej siły w plecy, by ten się przewrócił. Książę nie wiedział, czy przeciwnik też był wampirem czy może najemnikiem z innej rasy, ale to bez znaczenia. Jako królewski syn jednej z najstarszych dynastii w całym Erithel posiadał on dużo większą moc niż jakikolwiek inny wampir, wilkołak i tak dalej, i tak dalej. Tak więc kiedy tylko napastnik upadł na ziemię, Christian kopnął go jeszcze za całej siły w brzuch, po czym zamachnął się i jednym płynnym ruchem zatopił ostrze w piersi mężczyzny. Z gardła trupa wydarł się na chwilę przed śmiercią obrzydliwy, charkliwy pomruk. Christian skrzywił się i wyszarpnął z jego ciała miecz. Ponieważ chłopak nie wiedział z przedstawicielem jakiej rasy miał dokładnie do czynienia, na wszelki wypadek postanowił odciąć mu głowę. No co? Cios w serce mógłby nie zabić wampira albo Draconisa (pół człowieka, pół smoka, czyli Herietczyka), natomiast oddzielenie głowy od reszty ciała stanowi uniwersalny sposób pozbycia się delikwenta. Trysnęła krew, a odcięta głowa potoczyła się kawałek dalej. Albo raczej Christian pomógł jej się potoczyć.<br />
W tym samym czasie, w którym syn Deremina, króla Meridianu, walczył z tamtym Tropicielem, Lana Sophia skoczyła na swojego przeciwnika - barczystego wampira o oczach bardziej czerwonych i groźniejszych od oczu księcia i łysej głowie. Zaskoczony Tropiciel wypuścił z dłoni miecz, kiedy wilczyca powaliła go na ziemię. Szybko jednak otrząsnął się z szoku. Próbował zrzucić z siebie wilka o kakaowej sierści, ale Lana nie dawała za wygraną. Wilkołaczka zatopiła ostre jak brzytwa zęby w ramieniu wroga i odgryzła spory kawałek mięsa, który natychmiast z obrzydzeniem wypluła. Łowca wrzasnął z bólu, polała się krew. Jednak nauczony walki do samego końca i to pomimo zranień wampir ani myślał się poddać. Jedną ręką odpychał wilczycę, a drugą sięgnął do pasa.Walcząc z bólem, wyciągnął zza niego długi sztylet.<br />
- Śmierć psom - wysyczał gniewnie przez zaciśnięte zęby, po czym zatopił ostrze w boku wilka. Z gardła Lany wyrwał się żałosny skowyt. Porażoną bólem wilkołaczkę wampirowi z łatwością udało się zepchnąć z siebie. Rana od sztyletu potwornie krwawiła. Bolało, tak bardzo ją bolało. Przed jej ciemnymi, teraz szklistymi oczami pojawiły się mroczki. Zregenerowany już po części krwiopijca zdążył kopnąć wilczycę jeszcze kilka razy z całej siły, zanim przybiegł do nich Arthur, który dopiero co uratował Christiana przed dosłownym i przenośnym "wbiciem noża w plecy". No w tym przypadku bardziej miecza, chociaż dla jego pleców to raczej niewielka różnica. Zarówno dla nich, jak i dla organów, które mogły zostać przebite, liczy się tylko fakt, że jednak nie zostały, a nie to co ich nie przebiło.<br />
- <i>Karavei</i>! - zawołał czarownik, celując różdżką w podnoszącego się z ziemi wampira. Powietrze przecięła wiązka czarnego... światła? Jeśli można to tak nazwać. Chociaż bardziej niż do światła to coś podobne było do mrocznej macki, wyciągającej się po życie Tropiciela. I faktycznie to zaklęcie, w przeciwieństwie do poprzedniego, miało na celu uśmiercenia wroga. Wcześniej Arthur tylko sparaliżował napastnika, aby potem móc wyciągnąć z niego informacje na temat tego, kto ich na nich nasłał, ale teraz czarownika ogarnęła taka wściekłość za to, co ten krwiopijca zrobił Lanie Sophii, że postanowił od razu go zabić. Zasłużył na to. Przecież on by ją zakatował, jeśli tylko miałby okazję! To co wystrzeliło z różyczki chłopaka trafiło w nogę wampira. Ten wydał z siebie tylko głośny okrzyk, po czym wyzionął ducha. To była pierwsza śmierć poniesiona z rąk Arthura. Młody czarodziej znał zaklęcie <i>Karavei </i>ju<i>ż </i>od bardzo, bardzo dawna, jednak miał nadzieję nigdy ie musieć go użyć.<i> </i>Zabijanie było straszne. Ale jeśli od tego zależy twoje być albo nie być, albo twojej rodziny czy przyjaciół... Po prostu trzeba to zrobić.<i> </i><br />
- Lana! - zawołał Arthur i podbiegł do wijącej się z bólu i krwawiącej wilczycy.<i> </i>Chłopak zaklął pod nosem. Padł na ziemię i położył sobie głowę wilka na kolana. Lana zmieniła się znów w człowieka. Plama z krwi na sukience dziewczyny - znajdująca się trochę nad prawym biodrem - w przerażającym tempie się powiększała.<br />
- Auu, Arthur... Tak to boli... - jęknęła ze łzami w oczach, obejmując się rękoma za brzuch.<br />
- Wiem, ale spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Zaraz się tobą zajmiemy. Wytrzymaj jeszcze chwilę - szeptał, gorączkowo próbując przypomnieć sobie jakieś zaklęcia uzdrawiające albo chociaż łagodzące ból. Jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Jednak po chwili nagle wpadł na pomysł. - <i>Ireccio</i> - rzucił pod nosem, przytykając delikatnie czubek różdżki do rany Lany Sophii. Z jej końca wyłoniła się cieniutka, jasnoróżowa nitka mocy i zaczęła owijać się w ogół jej zranienia, powoli uśmierzając ból. Niestety Arthur w tej sytuacji mógł zrobić tylko tyle. Znał co prawda jedno zaklęcie uzdrawiające, ale było ono zbyt słabe... Żeby poskutkowało, musiała mu pomóc Aurore. Księżniczka jako elfica była jedyną osobą z tej piątki, nie licząc samego Arthura, która znała się na magi. Problem jednak tkwił w tym, że... No wszyscy wiedzą, co się aktualnie dzieje. Czarownik nie mógł zostawić samej rannej Lany, ani samodzielnie jej uzdrowić, więc musiał z nią przeczekać i mieć nadzieję, że dziewczyna wytrzyma jeszcze trochę.<br />
Podczas gdy Arthur dalej znieczulał wilkołaczkę zaklęciem <i>Ireccio, </i>Marina broniła się, jak tylko mogła przed zbliżającym się do niej z makabrycznym uśmieszkiem na ustach wampirem. Dziewczyna za pomocą magii syren sprawiła, że z rzeki wyłoniły się wodne macki, które miały opleść się wkoło niego i odciągnąć go od swojej ofiary, ale... czary nie działały. Wodne wiązki napuszczone na napastnika przez Marinę zdawały się nie móc go pochwycić, zupełnie jakby ktoś próbował zamknąć powietrze w dłoniach.Wampir tylko śmiał się z jej starań, zbliżając się coraz bardziej i bardziej. Z lekkim rozbawieniem obracał z ręku wyszczerbiony, lecz wciąż ostry miecz.<br />
- Nie trudź się dalej, ślicznotko - zakpił z dziewczyny, mierząc ją bystrym spojrzeniem. Nie miał już na głowie kaptura, dzięki czemu Marina dobrze widziała jego ostre, dosyć surowe rysy twarzy, wąskie, niepokojąco blade oczy i sine wargi. Jego włosy miały barwę słomy. - Twoje sztuczki na nic się zdadzą. W przeciwieństwie do tych bałwanów - tu wskazał na swoich towarzyszy; tych, którzy już zdążyli polec - mam przy sobie potrzebne amulety. Do ochrony przed takimi małymi flądrami - powiedział spokojnie wampir, a jego wargi wykrzywiły się w przebiegłym uśmieszku. Serce Mariny waliło jak oszalałe. W miarę jak krwiopijca zbliżał się do niej, ona spanikowana cofała się. Myślała gorączkowo, co robić. Nie miała przy sobie żadnej broni. Nie mogła teraz polegać nawet na własnej mocy. Marina spróbowała ocenić swoje szanse na ucieczkę. W przybliżonym rachunku wyszedł jej jeden do miliona. Ona? Rasa: syrena. Prędkość: zwykły śmiertelnik. On? Rasa: wampir. Prędkość: stanowczo zbyt duża. Dziewczyna nie miała szansy uciec, bo zaraz by ją dopadł z powrotem. Potem pomyślała, czy może nie spróbować wskoczyć do wody i odpłynąć.<br />
- Nawet o tym nie myśl, dziewczynko - rzucił cierpko wampir, lustrując umysł Mariny. - Skocz, a wskoczę za tobą. Jestem wampirem. Nie muszę oddychać. To dosłownie kwestia sekund, zanim złapię cię i.... Właściwie co dla ciebie za różnica czy zginiesz na lądzie, czy w wodzie? - spytał kpiąco, podstawiając jej miecz do gardła. Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk. Była przerażona. Tak bardzo przerażona. Myślała, że to koniec, że zaraz ją zabije, zacisnęła powieki, by nie musieć na to patrzeć. Wszystko zdawało się przesądzone, kiedy nagle...Tropiciel wypuścił miecz, a z gardła wyrwał mu się przeraźliwy krzyk. Zdezorientowana Marina otworzyła oczy. Z piersi mężczyzny zionęła teraz wielka, krwawiąca dziura. W miejscu gdzie powinno być serce. Chwilę później jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię. No tak. Wyrwanie serca to kolejny sposób na zabicie pijawki. To już cztery. Dopiero kiedy niedoszły zabójca syreny upadł na ziemię, Marina zobaczyła tego, kto stał za nim. Zobaczyła tego, kto jej pomógł.<br />
- Nic ci nie jest? - spytał Christian, oglądając na trzymane w dłoni serce wroga, spływające krwią. Następnie wyrzucił je za siebie i podszedł bliżej Mariny, przestępując zwłoki własnego pobratymca.<br />
Dziewczyna miała tak ściśnięte gardło ze strachu, że nie była w stanie mu odpowiedzieć. Pokręciła więc tylko głową. Cała się trzęsła. Na szyi wciąż czuła nacisk ostrza tamtego mężczyzny. Mężczyzny, który teraz leżał martwy u jej stóp, tak jak ona miała leżeć martwa u stóp jego. - Widziałaś gdzieś Aurore? - spytał. W głosie wampira pobrzmiewała jakaś dziwaczna nuta. Czyżby troska? Nie.... Christian i troska w jednym zdaniu? Żart stulecia! Chociaż może... Widząc oskarżycielskie spojrzenie Mariny, tak podobne do spojrzenia zazdrosnej żony, dodał szybko - No wiesz... Po prostu został jeszcze jeden z tych zakapturzonych muchomorków i po prostu chcę mieć pewność, że nasza królewna nie leży aktualnie martwa gdzieś pod jakimś drzewkiem. Nie chciałbym potem musieć tłumaczyć się przed jej ojcem, dlaczego nie ma z nami jego córeczki - wzruszył z "obojętnością" ramionami. Marina znów pokręciła głową. Wtedy ich uszu dobiegł kolejny pisk. Christian wywrócił oczami. - Nie ważne, chyba ją znalazłem - powiedział, po czym rzucił kpiąco do zajmującego się Laną Sophią Arthura - Zaraz wracam, nie czekajcie z kolacją - po czym pomknął z wampirzą prędkością w stronę drzew, zza których dochodził pisk. Książę spodziewał się zobaczyć kolejną bezbronną dziewczynkę podobną do Mariny. Przestraszoną, słabą, przypartą do muru... A tu niespodzianka. Jego oczom ukazała się siedząca na martwym już chyba Tropicielu księżniczka, dźgająca raz po raz napastnika nożem w pierś, powtarzając z prędkością światła :"giń, giń, giń, giń!". Jej ruchy były nerwowe, gwałtowne. Dziewczyna wpadła w jakiś amok. Była przestraszona, ale w przeciwieństwie do syreny wiedziała co zrobić, żeby nie pozwolić się zabić. - Ej, ej, ej, już wystarczy! Już nie żyje! -zawołał zaskoczony jej postawą Christian, odciągając Aurore od czarownika, będącego najemnikiem Meridianu.<br />
- Jesteś pewien? - spytała drżącym z emocji głosem. Jej jasna sukienka była poplamiona krwią czarownika. - Może jeszcze dla pewności...<br />
- NIE! - sprzeciwił się stanowczo książę. - Już wystarczy. A teraz oddaj mi ten nóż - wystawił do niej dłoń. Dziewczyna zawahała się. Zerknęła niepewnie na leżącego obok mężczyznę.<br />
- Nie będzie ci już potrzebny. No dawaj. Będę się czuł bezpieczniej, jak mi go oddasz - ponaglił ją.<br />
- Masz... - oddała mu niechętnie zakrwawiony nóż. Oddychała ciężko. Adrenalina buzowała w jej żyłach.<br />
- Muszę przyznać, że nieźle się spisałaś - powiedział z uznaniem Christian, klepiąc Aurore po plecach.<br />
- Echm... Dzięki - rzuciła nieśmiało, odwracając wzrok. Ruszyli w kierunku pozostałych. Przez chwilę szli tak w całkowitym milczeniu, aż Aurore powiedziała cicho, spoglądając mu w oczy z niepokojem - Te wampiry, które... które nas dziś zaatakowały.. . bo to w większości były wampiry, muszą pochodzić z Meridianu... <br />
- Wiem - rzucił krótko, odwracając wzrok. - Znam tą jednostkę. To Tropiciele. Mówi się, że gdzie rząd Meridianu nie może, tam ich pośle i... zmasakrują niepotrzebny element oporu - jego głos chociaż był bezbarwny i zdawał się wypruty z emocji, skrywał niepokój, poczucie zdrady... Ktoś z jego kraju musiał nasłać zabójców na nich. Ale kto? I po co miałby to robić...<br />
- Myślę, że to mógł być któryś z urzędników twojego ojca - powiedziała, jakby czytając mu w myślach. - Albo...<br />
- Nie - uciął ostro Christian. - Jeśli sugerujesz, że mieszał w tym palce mój ojciec, to jesteś w błędzie. Miedzy nami bywało rożnie, ale nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. Arthur sparaliżował jednego z Tropicieli i on nam zaraz wszystko wyśpiewa. A teraz byłbym wdzięczny, gdybyśmy dołączyli do reszty. Zdaje się, że nasz młodociany czarodziej potrzebuje cię. Masz mu pomóc poskładać Lanę, zanim ta skona mu na kolanach - rzucił chłodno, mierząc ją nieprzychylnym spojrzeniem, po czym wyminął dziewczynę bez słowa.<br />
<div style="text-align: center;">
Meridiane Falori </div>
Unknownnoreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-63507622517656605162014-08-01T15:02:00.000-07:002014-08-01T15:33:08.675-07:00Rozdział 6 : Tropiciele- Nie żeby coś, ale nieźle się wkopałeś, bratku - rzucił Arthur prawie współczującym tonem, kiedy przeszli z powrotem przez bramy doliny. Czarownik nie przepadał zbytnio za wampirzym księciem, ale musiał przyznać, że teraz to nawet trochę mu było szkoda Christiana. Z naciskiem na "trochę", bo nie miał zamiaru robić za jego obrońcę. Aż tak mu Arthur nie współczuł, ani się tak z nim nie zżył, żeby dorabiać jako jego tarcza.<br />
- Co ty nie powiesz?! - rzucił gniewnie Christian, zaczynając szukać po kieszeniach mapy, na której Wyrocznia wskazała im miejsce ukrycia Berła Przeznaczenia. - A wiesz co jest najzabawniejsze? - prychnął chłopak, unosząc wysoko brwi. Arthur spojrzał na niego z wyczekiwaniem.<br />
- No słucham - odrzekł czarownik, krzyżując ręce na piersi.<br />
- Że nawet nie wiem, kto chce mnie skrócić o głowę, a tym bardziej nie mam pojęcia za co.<br />
- Może Aurore? - rzuciła ze śmiechem Lana Sophia. - Za to jak zalazłeś jej za skórę, nie dziwiłabym się jej, tylko pomogła przydusić cię poduszką, jak będziesz spał.<br />
<a name='more'></a>Księżniczka parsknęła śmiechem, Arthur próbował się powstrzymać, więc tylko przegryzł dolną wargę, by również się nie roześmiać. Marina natomiast posłała elficy i wilkołaczce chłodne, pełne dezaprobaty spojrzenie, zaciskając usta w wąską linię. Mimo wyraźnej złości nic nie powiedziała.<br />
- Bardzo zabawne, ale muszę was rozczarować, drogie panie - wargi Christiana wygięły się w ironicznym uśmiechu, przypominającym bardziej grymas niż rzeczywisty uśmiech. - Wampira nie da się udusić. My nie oddychamy.<br />
- Oj tam - Lana machnęła lekceważąco ręką. - Dla chcącego nic trudnego, więc lepiej miej się na baczności, Chrisy.<br />
Meridiański książę wywrócił w odpowiedzi oczami, po czym rozłożył mapę.<br />
- O ja pierd... - wyrwało się Christianowi, gdy tylko zobaczył to, co widniało na barwnym pergaminie.<br />
- Co tam masz takiego? Nie mów tylko, że wywieźli Berło do Iseryd* albo Heriet** - powiedziała Aurore, podchodząc do chłopaka.<br />
- Żeby tylko... - mruknął niezadowolony książę. Aurore stanęła na palcach i zajrzała mu przez ramie na mapę. Żeby zachować równowagę, dziewczyna wsparła się, kładąc mu delikatnie obie dłonie na ramieniu. Christian drgnął pod wpływem dotyku księżniczki, ale nic nie powiedział. Tylko spojrzał ukradkowo na profil jej twarzy. Naprawdę była ładna. Miała w sobie coś... Innego... Wampir jeszcze nie wiedział, jak to nazwać... A tym bardziej na czym polegała owa inność, bo przecież widział już wcześniej urodziwe dziewczęta, ale żadna jeszcze tak nie pobudzała jego zmysłów. Jak się na nią patrzyło, przywodziła na myśl piękny kwiat. Białą różę o delikatnych jak jej płatki rysach twarzy, kuszącym jak jej woń spojrzeniu, kojącym jak kwiecisty zapach głosie. Czemu akurat białą różę, spytacie? Otóż jak na elficę przystało, Aurore promieniowała świetlistym blaskiem, śnieżnobiałą aurą z przebłyskami srebra. Gdy się zrywa różę, najpierw rani się dłoń o kolce, rozcina się ją niechcący, a na twej skórze pojawiają się kropelki krwi. Lecz potem, gdy znajdzie się sposób, by usunąć kolce, pozostawała już tylko róża. Łagodna, krucha... Christian zastanawia się, jaka ona jest naprawdę. Jaka jest wobec innych. Wobec przyjaciół. Wobec... swojego chłopca...? Jeśli takowego posiada. Wampirzy książę znał Aurore tylko od tej drugiej strony. Nie potrafili się dogadać. Ona ciągle go pouczała, a on nie miał zamiaru tego słuchać i zbywał ją w dosyć nieuprzejmy sposób. <i>"Ogarnij się chłopie!"</i> - skarcił się w myślach wampir, przywołując się tym samym do porządku. - <i>"Ona nie jest dla ciebie. To elf." </i><br />
- Proszę, powiedzcie, że to jakiś żart! - zawołała nagle Aurore, zszokowana.<br />
- Pokażcie, co tam jest - mruknął Arthur, podchodząc bliżej nich z Laną Sophią i Mariną. Reakcja pozostałej trójki była podobna. Szok, ewentualnie ciężkie zaskoczenie, rozczarowanie, frustracja... Wszyscy myśleli, że bogini za pomocą mapy wskazała im jedno miejsce, w którym ukryte jest Berło... JEDNO, a nie siedem miejsc!<br />
- Tego się właśnie bałam - powiedziała syrena, przymykając powieki. - Berło zostało podzielone...<br />
- No jasne - prychnęła wilkołaczka z Norendfell. - Tak będzie mniejsza szansa, że komuś uda się odnaleźć wszystkie fragmenty...<br />
- Nam musi się udać. Od tego zależy przyszłość Erithel - powiedział Arthur grobowym tonem, przenosząc pełne determinacji spojrzenie z mapy na Aurore i stojącą obok Marinę, a z niej na Christiana i na końcu na Lanę Sophię.<br />
- Gdzie najbliższy element? - spytała elfica wampira. Meridiańczyk zmarszczył brwi. Chwilę wpatrywał się w rysowaną ręcznie mapę bez słowa, aż w końcu powiedział.<br />
- Jesteśmy w Arindell, więc najbliższa część znajduje się w Górach Jastrzębich, na wzgórzu Solim - odparł zamyślony.<br />
Wzgórze Solim, najwyższy szczyt Arindell, państwa elfów.<br />
- A co z pozostałymi fragmentami? - spytał Arthur, odchodząc kawałek od tego tłoku.<br />
- Orla dolina w Norendfell (teren wilkołaków), cząstka znajduje się też w Fariss (syreny)... Dziwne...<br />
- Co w tym takiego dziwnego, Christian? - spytała Marina z lekką urazą w głosie, zakładając ręce na biodra.<br />
- Dziwne jest to, że zaznaczony punk się przemieszcza... - wyjaśnił wyraźnie zdezorientowany wampir. - No ale nic, później to rozgryziemy - dodał pospiesznie. - Kolejny puzzel do naszej układanki znajdziemy w wielkim lesie Farii, w Seveii. Potem następny jest w Meridianie. Na terenie mojego państwa zaznaczona została okolica jeziora Iyane, a reszta.... I tu się zaczyna pod górę...<br />
- Co to znaczy? - spytał Arthur, przestając na chwilę spacerować nerwowo od jednego konia do drugiego.<br />
- Pozostałe dwa elementy ukryto w Heriet i w Iseryd - powiedziała grobowym tonem Aurore, odpowiadając za niego. Po jej słowach zapadł martwa cisza. Panujące napięcie teraz było wręcz namacalne. Powietrze zrobiło się gęste od kotłujących się w nich myśli i niewypowiedzianych obaw.<br />
- Jaskinia Yann-Schei w Heriet i pałac królewski w Iseryd - dodał dopiero po chwili w tym samym tonie Christian, precyzując wypowiedź księżniczki.<br />
- Zdajecie sobie sprawę, że jeśli tylko wejdziemy na terytorium wroga, mogą nas zabić nawet na granicy...? - wyszeptała syrena. Jej oczy były teraz duże i wylęknione. Marina nie należała do osób specjalnie odważnych... Wręcz przeciwnie. Wiele rzeczy ją przerażało. Między innymi perspektywa wkroczenia na teren dwóch państw, które są gotowe wypowiedzieć wojnę Erithel i je najechać, gdy tylko dowiedzą się, że bez Berła czary, chroniące Zjednoczone Królestwo, przestały działać. Ale tego akurat obawiali się wszyscy. Jednymi z tych lęków, które paraliżowały tylko Marinę były zwierzęta (jeśli tylko miały ostre zęby, syrena uciekała w popłochu), wysokość... Dziewczyna cierpiała też na klaustrofobię, o czym niewiele osób wiedziało i czym nie lubiła się chwalić.<br />
- Bez względu na to jak wielkie jest niebezpieczeństwo, musimy chociaż spróbować. Los Erithel leży w naszych rękach. Nie możemy się poddać, nawet jeśli odzyskanie Berła wydaje się misją samobójcza - powiedziała hardo wilkołaczka. Na jej zwykle radosnej twarzy malowała się teraz głęboka powaga.<br />
- Lana ma rację - poparła ją Aurore.- Większą porażką niż polec w ewentualnej bitwie jest nawet nie wziąć w niej udziału. <br />
- Więc postanowione - Arthur zatarł energicznie ręce. - Ruszamy w Góry Jastrzębie, wdrapać się na Solim.<br />
- Czy ktoś w ogóle wie, jakim cudem uda nam się wdrapać tak wysoko i się przy tym nie zabić? - spytała Marina z lekko histeryczna nutą w głosie. Tak, to był ten moment, w którym odzywał się jej lęk wysokości.<br />
- Nie - odparł lekko Christian, zwijając pospiesznie mapę i chowając ją do kieszeni. - Prawdopodobnie zaczniemy się o to martwić dopiero pod górą.<br />
- Aha. Dobrze wiedzieć - rzuciła z udawaną swobodą syrena.<br />
Po chwili wszyscy wdrapali się na grzbiety swych wierzchowców i ruszyli przed siebie.<br />
<div style="text-align: center;">
<br />
***</div>
Jechali tak jeszcze i jechali, aż w końcu zaczęło im doskwierać zmęczenie i głód. Wtedy Arthur zarządził, że rozbiją obóz przy rzece Yariss i tam właśnie spędzą noc. Nikt nie protestował, więc chłopak zaczął z Christianem i Aurore rozbijać namioty. Lana w tym samym czasie razem z Mariną nazbierały drzewa na opał i przygotowały stos, który czarownik mógłby rozpalić. Następnie Arthur, którego to dziś była kolej na przygotowanie czegoś do jedzenia, zabrał się za krojenie mięsa do prowizorycznego gulaszu. Wtedy Christian podszedł do swojego czarnego konia i wyciągnął z przymocowanej do siodła torby szklaną butelkę z krwią. Bezceremonialnie odkorkował ją i zaczął pić. Jego oczy rozbłysły.<br />
- Co to się stało, że nie zatapiasz swoich kiełku w Mari, hę? - spytała pół żartem, pół serio Lana Sophia, odszukując w bagażach cztery miski.<br />
- Już dość wypiłem. Jeśli jeszcze trochę bym z niej pociągnął, to zaraz zemdlałaby mi w ramionach i leżała kilka dni bez życia, prawie (?) umierająca - odparł zdawkowo, na chwilę odrywając się od swej "kolacji", po czym znów zaczął pić.<br />
- Jak można być "prawie" umierającym? - spytała Aurore, marszcząc brwi.<br />
- Można - rzucił nieco oschle Christian, posyłając dziewczynie znaczące spojrzenie. - Denerwuj mnie dalej, to się przekonasz.<br />
- Bardzo zabawne - fuknęła Aurore i odeszła dalej.<br />
- Śmiesznie by było, gdyby później się spiknęli - rzuciła Lana pod nosem do Arthura. Wilkołaczka siedziała teraz przy przygotowującym im kolację czarodzieju. Chłopak był zirytowany, że nie znał jakiegoś czaru, który odwaliłby czarną robotę za niego. - W końcu jak to się mówi: "kto się czubi, ten się lubi"...<br />
Ciało Arthura nagle zesztywniało, co nie uszło czujnemu oku dziewczyny.<br />
- Coś nie tak? - spytała Lana Sophia, przyglądając się bacznie chłopakowi. Jego oddech ledwo zauważalnie przyspieszył.<br />
- Wszystko w porządku - mruknął na odczepnego chłopak, mieszając w kociołku nerwowym ruchem.<br />
- Śmiem wątpić - powiedziała wilkołaczka, mrużąc swoje brązowe oczy. - Jeśli coś cię trapi, śmiało możesz powiedzieć...<br />
- Nic mnie nie trapi. Po prostu jestem wkurzony, że muszę siedzieć w garach i że sprawa z Berłem tak się pokomplikowała - odburknął, mijając się nieco z prawdą. Tak naprawdę Arthur zdążył zauroczyć się Aurore i... Niby znali się zbyt krótko, by myśleć o jakimkolwiek związku, jednakże nie przeszkadzało to czarownikowi żywić nadziei, że jednak coś w końcu między nimi wyniknie... Z jednej strony Arthur nie sądził, by Christian z Aurore kiedykolwiek... no wiecie... ale z drugiej strony.... Czarownik nigdy nie był specjalnie pewny siebie. Miał raczej marne doświadczenia z dziewczynami; jakoś nie potrafił z nimi rozmawiać. Przynajmniej on tak twierdził. Chłopak bał się, że jak przyjdzie co do czego, Aurore i tak będzie wolała kogoś innego od niego, więc czy był w ogóle sens znowu robić sobie niepotrzebną nadzieje? <br />
Nagle ich uszu dobiegł tętent końskich kopyt i podniesione głosy, przerywające błogą ciszę, tu panującą. Nawet nie zdążyli zareagować, wydusić z siebie choćby słowa, a piątka zakapturzonych jeźdźców na czarnych koniach otoczyła ich. Milczący Tropiciele zsunęli się ze swych wierzchowców i zaczęli mierzyć do nich mieczami. Aurore odruchowo przybliżyła się do Arthura, Marina złapała Christiana za rękę, który zaciskał teraz palce drugiej na rękojeści swego miecza. A Lana... Lana nie była już Laną, tylko dużym wilkiem o sierści w kolorze kakaa. Zaczęła warczeć ostrzegawczo w stronę zbliżającego się do niej Tropiciela.<br />
- Stójcie, gdzie stoicie, a nie ucierpicie aż tak bardzo - powiedział z obleśnym uśmieszkiem na ustach mężczyzna w średnim wieku. Twarz miał naznaczoną pierwszymi zmarszczkami, rysy ostre, usta wąskie, a oczy czerwone jak krew i nieprzejednane. To wampir. Jako jedyny z grupy pięciu Tropicieli zdecydował się ukazać im swe oblicze; reszta pozostawała zakapturzona. <br />
- Mam nadzieję, że macie ważny powód, by próbować grozić nam tym ustrojstwem - powiedział Christian, siląc się na drwiący ton. Mimo pozornie luźnej postawy widać było, że jest zdenerwowany. Jego mięśnie były napięte, kły obnażone. Wampir cofnął się o krok, gdy jedna z zakapturzonych postaci zbliżyła się do niego. Meridiański książę dobył miecza. Arthur wziął z niego przykład. Tylko z tą różnicą, że czarownik dzierżył teraz różdżkę. Chłopak też miał miecz, ale stwierdził, że może zyska przewagę nad zbirami, używając przeciw nim magicznych zdolności, których oni jako wampiry, bo chyba pozostali również byli wampirami, nie posiadali. Lana warczała coraz głośniej, obnażając rzędy ostrych zębów, jakby myślała, że przestraszy tym napastników. Aurore dyskretnie sięgnęła po ostry nóż, którego Arthur używał do krojenia mięsa i schowała go za siebie. Serce biło jej jak oszalałe, oddech był przyspieszony. Bała się, ale musiała zachować trzeźwy umysł. Podobnie jak reszta. Niestety myśl, że może zaraz zginąć w tym nie pomagała, podobnie jak nerwowe wyczekiwanie na to co się zaraz zdarzy. Marina zerkała ukradkowo w stronę rzeki. Jako syrena potrafiła kontrolować wodę. Jej żywioł mógł teraz być tym, co ją uratuje. Mógł, ale nie musiał. Niepowiedziane, czy wiele na tym ugra.<br />
- Wystarczy ci wiedzieć, marny rycerzyku - zwrócił się do Christiana wampir w średnim wieku - że jesteśmy tu z czyjegoś rozkazu. Reszta faktów jest ci niepotrzebna do szczęścia - rzucił mężczyzna z drwiącym uśmieszkiem na ustach, po czym zwrócił się do swoich towarzyszy: - Zabić wszystkich z wyjątkiem tego o - tu wskazał na Christiana - jego zabieramy ze sobą, chyba że będzie stawiał opór. Wtedy zabijcie i go. No dalej, brać ich! - ryknął wampir, a Tropiciele rzucili się na nich. Sytuacja nie wydawała się wesoła. Nastolatkowie byli otoczeni. Mieli marne szanse, by ujść z życiem.<br />
<div style="text-align: left;">
______________________________________________________</div>
<div style="text-align: left;">
[Dla przypomnienia, gdyby ktoś zapomniał]</div>
<div style="text-align: left;">
*Iseryd - państwo demonicznych czarnoksiężników (nie mylić ze zwykłymi czarownikami, do których zalicza się Arthur; czarownicy z Seveii nie uprawiają czarnej magii i nie trudzą się przywoływaniem demonów).</div>
<div style="text-align: left;">
**Heriet - państwo ludzi-smoków.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #c27ba0;"><b>MERIDIANE FALORI</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #c27ba0;"><b>________________________<br />Witajcie, kochani :D</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #c27ba0;"><b>Długo czekaliście na ten rozdział i mam nadzieję, że warto było czekać :) Piszcie mi w komentarzach, co myślicie (zarówno o pierwszej części, jak i drugiej) :)</b></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-77141319490566047002014-07-27T11:21:00.001-07:002014-07-27T11:21:44.427-07:00Nowy rozdział<div style="text-align: right;">
Nowy rozdział postaram się niedługo dodać. Moze do końca tego tygodnia... Wiem, że dawno tu nic nie opublikowałam, ale jakoś tak weny nie było xD Tak czy inaczej, poczekajcie jeszcze trooszkę, a wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona niezłą akcją w rozdziale 3:-) </div>
<div style="text-align: right;">
Meridiane Falori</div>
Unknownnoreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-57146750117853975312014-07-13T03:19:00.002-07:002014-07-13T03:35:44.501-07:00Rozdział 5 : Wyrocznia Aurore, Arthur i Lana Sophia jechali na przedzie, natomiast Christian z Mariną wlekli się na szarym końcu, sporo za resztą. Syrena próbowała zabawić rozmową poirytowanego wampira, lecz on zbył ją w kilku słowach jeszcze bardziej zirytowany. Widząc, że książę nie ma nastroju, lekko mówiąc, dała spokój. Tak więc jechali bez słowa, a idealną ciszę zakłócał tylko tętent końskich kopyta. Po paru minutach dotarli do złotej bramy, osadzonej w wysokim kamiennym murze. Na owej bramie uwiecznione zostały w formie płaskorzeźby sceny z legend się tu rozgrywających. Cała piątka zatrzymała konie przed zakapturzoną postacią, strzegącą wejścia. <br />
- Przepraszam, chcielibyśmy się dostać do środka... - zaczęła uprzejmie Aurore, mierząc czujnym spojrzeniem odzianego w burą pelerynę mężczyznę. Jego twarz całkowicie skryta była pod obszernym kapturem. W sękatych dłoniach dzierżył on długą, drewnianą laskę z końcówką w kształcie małej złotej sowy z rozpostartymi skrzydłami, wpatrującej się w nich nieufnie jadeitowymi oczkami.<br />
- No właśnie - szybko dodała Lana Sophia. - Jesteśmy tu, aby...<br />
- Wiem, ktoście wy i czego chcecie - uciął krótko tajemniczy mężczyzna.<br />
- Och tak... - Lana wyraźnie się zmieszała.<br />
- Skoro wszystko wiesz, to możemy przejść, panie... - zaczął Arthur, lecz i tym razem zakapturzona postać przerwała.<br />
- Nazywam się Mogrim i jestem strażnikiem Najwyższej Wyroczni - powiedział mężczyzna dumnie, ściągając kaptur. Twarz Mogrima poorana była głębokimi zmarszczkami i pokryta licznymi bliznami. Z pod krzaczastych czarnych brwi spoglądały na nich głęboko osadzone, zielonkawe oczy. Wąskie usta częściowo przysłaniała gęsta, ciemna broda, tak samo kręcona jak włosy mężczyzny. - Nie wejdziecie wszyscy - oznajmił ostrym głosem strażnik. - Bramy Doliny mogą przekroczyć tylko osoby o czystych zamiarach i jeszcze czystszym sercu. <br />
- To nie dorzeczne - mruknął pod nosem Arthur.<br />
- Być może dla ciebie, ale nie dla Najwyższej - odparł chłodno Mogrim, mierząc czarownika karcącym spojrzeniem.- Takie zasady panują tu od wieków i na pewno nie będę ich zmieniać dla jednego naburmuszonego dzieciaka.<br />
<a name='more'></a>- O, wypraszam sobie! - zaoponował Arthur.<br />
- Daj spokój. Nie warto - szepnęła Aurore, posyłając mu spojrzenie mówiące: "jego i tak nie przegadasz". Chłopak westchnął ciężko, ale postanowił nie drążyć tego tematu.<br />
- Zsiądzie z koni - polecił im rzeczowym tonem strażnik. - I z jednorożca też - dodał, obrzucając księżniczkę szybkim spojrzeniem. Dziewczyna, podobnie jak cała reszta, wykonała pospiesznie polecenie. Następnie Mogrim kazał im ustawić się w linii, jedno za drugim. Jako pierwsza stanęła Lana Sophia, następnie Arthur z Aurore, potem Marina i na końcu Christian. Strażnik Doliny uderzył mocno swą laską w ziemię przed wilkołaczką. Jadeitowe oczka sówki błysnęły zielonym światłem.<br />
- Możesz przejść - powiedział jakby od niechcenia Mogrim, przepuszczając ją przez złotą bramę. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Arthur, Aurore i Marina również przeszli bez większych problemów, więc gdy przyszła kolej na Christiana, wampirzy książę był całkowicie pewny, iż on także zostanie wpuszczony do środka... I tu się zdziwił. Mogrim uderzył laską w ziemię przed Christianem, a zaczarowana sowa ze złota zahuczała gniewnie, machając nerwowo skrzydłami.<br />
- Przykro mi, ale zostajesz na zewnątrz - rzucił beznamiętnie strażnik.<br />
- Co? Jak to?! - zirytował się Meridianczyk.<br />
- Normalnie. Twoje serce zatruwa złość i nienawiść do tak wielu, że nie sposób wymienić. A twe ręce splamione są krwią. Nie jesteś godny, by stanąć przed Najwyższą.<br />
- Jestem wampirem! Czym mają być splamione jak nie krwią?! - zawołał chłopak, powoli tracąc nad sobą kontrolę. Christian był w złym nastroju po kłótni z Aurore, ale teraz, gdy ten cały strażnik od siedmiu boleści nie chcę go przepuścić, bo "jest niegodny", wampira "krew zalała". Książę miał ochotę coś rozwalić. Najlepiej gołymi rękoma. Czuł furię. Jego oczy rozbłysły gniewnie jak przy kłótni z Aurore. Skoro już jesteśmy na temacie księżniczki Arindell... Christian uważał, że uroda dziewczyny w pełni dorównuje skali, na jaką go denerwuje. Gdyby Aurore nie miała tak ciężkiego charakteru (zupełnie jak on, swoją drogą<br />
), a była bardziej pokroju Mariny, z chęcią chciałby ją bliżej poznać... Ale nie! Ona na każdym kroku musiała mu wypominać, że źle robi. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, to robił źle, by robić źle, a nie żeby słuchać jej kazań. Do tego wszystkiego dochodziła kwestia naturalnej wrogości między wampirami a elfami. Przymierze przymierzem, ale Meridianczycy z Arindellczykami kochać to się chyba nigdy nie będą.<br />
- W ogóle nie mają być splamione, jeśli chcesz wejść - odparł chłodno Mogrim. - Czystość serca, mówi ci to coś? - rzucił zgryźliwie mężczyzna.<br />
- Zaraz na twoich oczach mogę je sobie wyrwać z piersi i wyszorować - prychnął jadowicie.<br />
- Takim jak ty już nic nie pomoże - rzucił oschle starzec. Christian czuł, że chyba zaraz zrobi mu krzywdę.<br />
Zagotowało się w nim. Wampir syknął gniewnie, obnażając długie i ostre jak brzytwa kły. Wtedy strażnik ze stoickim spokojem jeszcze raz uderzył laską w podłoże. Oczy sowy rozbłysły szkarłatem. Wydzieliła się ogromna energia, która odrzuciła gwałtownie w tył Christiana. Wampira obróciło w powietrzu, a moc Mogrima cisnęła go kilka metrów dalej.<br />
- Christian! - zawołała Marina i podbiegła do zbierającego się z ziemi chłopaka. W tym samym czasie wilkołaczka zaśmiała się pod nosem.<br />
- Lana - syknął cicho Arthur, szturchając ją lekko w żebra.<br />
- No co? - spytała nadal chichocząc. - Jego lot był piękny. Nie powiesz, że ciebie to nie śmieszy.<br />
- No może trochę - przyznał z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.<br />
- Widzisz? A na mnie gadasz - obruszyła się na żarty Lana Sophia, a chłopak wywrócił w odpowiedzi oczami.<br />
- Masz mnie tam wpuścić, nędzny starcze! - warknął wściekłe Christian, podnosząc się z ziemi i otrzepując z piachu. - Wiesz, kim ja jestem?! Synem jednego z twoich królów!<br />
- Mogrim nie ma króla - odparł lakonicznie strażnik, przymykając powieki. <br />
- Ty mały... <br />
Zalewany szałem Christian już miał zwymyślać mężczyznę, gdy niespodziewanie głos zabrała Aurore.<br />
- Przepraszam za niego, panie Mogrimie. Czy byłaby jakakolwiek możliwość, żeby... echm... Christian mógł wejść z nami? Musi pan zrozumieć, że to ważna sprawa... Od tego zależą losy Zjednoczonego Erithel, w tym i pańskie... - próbowała go przekonać. Mimo że po kłótni miała ochotę przebić Christiana na wylot sierpem, wampir nadal pozostawał członkiem tej wyprawy, więc powinien iść z nimi.<br />
- Skoro tak sprawiasz sprawę, dziecko - oblicze Mogrima wyraźnie złagodniało. - Nie powinienem go wpuszczać, bo tylko hańbi to miejsce swoją obecnością, ale jeśli od tego zależy przyszłość Erithel... Mam nadzieję, że moja pani mi wybaczy.<br />
- Bardzo dziękujemy - Aurore uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. Księżniczka pierwsza weszła do doliny, a za nią pozostali. - Widzisz? Teraz możemy przejść już do tej części, w której mi dziękujesz. <br />
- Radziłem sobie - odburkną Christian, mijając ją.<br />
- Aha. Właśnie widzę - rzuciła za nim.<br />
Cała piątka ruszyła krętą, wydeptaną ścieżką przez liczne drzewa ku Kryształowemu Jezioru. I w końcu je ujrzeli. Świętą wodę między dwiema, drapiącymi niebo wieżami, wykonanymi ze szkła. Tafla Jeziora migotała wszystkimi odcieniami błękitu, turkusu i granatu. W lustrze Świętej Wody odbijał się srebrny księżyc, wznoszący się ponad nią nawet za dnia. Na kamienistym brzegu rosły te same białe róże, co oplatały się między szklanych wież. Wszędzie tu unosiła się słodkawa woń kwiatów.<br />
- Pięknie tu - wyszeptała szczerze zachwycona syrena, rozglądając się w około.<br />
- Naprawdę pięknie - przyznała cicho księżniczka.<br />
- Ale jak wezwiemy Wyrocznię...? - zastanawiał się Arthur.<br />
- Widzicie ten kamień? - spytał ich po chwili Christian, wskazując na zarośnięty częściowo, płaski głaz, z wyrytymi na nim znakami runicznymi.<br />
- No tak... - Marina zmarszczyła brwi. <br />
- To jest ołtarz senejski - wyjaśnił z nikłym uśmieszkiem na ustach wampir. <br />
- I co w związku z tym? - spytał Arthur, odgarniając do tyłu niesforne kosmyki ciemnych włosów.<br />
- Jeśli ktoś go tu postawił, znaczy że przez niego można wezwać Wyrocznię - odparł książę, mrużąc chytrze swe szkarłatne oczy.<br />
- Domyślam się, że wiesz, jak z niego korzystać?<br />
- Tak, Arthurze, wiem. Ołtarze senejskie są bardzo popularne w Meridianie. Aby go użyć, należy utoczyć sobie na niego krwi w "ofierze". Nie dużo, zaledwie parę kropel... - wyjaśnił, przyciągając z premedytacją sylaby. Christian jako wampir lubował się każdą, choć najmniejszą wzmianką o krwi.<br />
- Kto na ochotnika? - spytała ze śmiechem Lana Sophia, zacierając teatralnie ręce.<br />
- Ja mogę - Christian wzruszył ramionami.<br />
- Masz nóż? - spytała Aurore.<br />
- Mam zęby - odpowiedział jej z pobłażliwym uśmieszkiem na bladych wargach. Książę obnażył ostre kły, a jego oczy błysnęły demonicznie.<br />
- Nie! - powstrzymała go w ostatniej chwili wilkołaczka. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem.<br />
- O co chodzi? - rzucił znudzony Christian, chowają kły.<br />
-Nie myślicie, że krew "niegodnego", jak określił go Mogrim, może zrobić więcej szkód niż pożytku? Zwłaszcza że Christiana w ogóle nie powinno tu być...? -zauważyła roztropnie Lana Sophia.<br />
- Lana ma rację - przytaknęła księżniczka. - Jeszcze wydarzyłoby się coś spektakularnego jak przełamanie ołtarza albo od razu nastałaby apokalipsa i co wtedy? - rzuciła z przekąsem Aurore, zakładając ręce na biodra. - No ewentualnie Chris dostałby piorunem za "hańbienie" Doliny swoją krwią, co swoją drogą byłoby dosyć zabawne.<br />
- Świetny żart, ha ha ha - rzucił z grymasem. - W nagrodę ciebie możemy tu wykrwawić, pasuje ci taka opcja?<br />
- Nie ma najmniejszego problemu - odparła zgryźliwie. - Gryź - dziewczyna zaczęła podwijać bufiasty rękaw swojej liljowej sukni z wyszywanymi srebrnymi wzorami. <br />
- Może lepiej ja to zrobię - zaofiarował się niespodziewanie Arthur, stając pomiędzy elficką księżniczką a wampirzym księciem.<br />
- Spokojnie, nic mi nie będzie - uspokoiła go Aurore, posyłając chłopakowi uroczy uśmiech.<br />
- Ale naprawdę nie ma takiej potrzeby - odwzajemnił uśmiech. Patrzyli tak sobie chwilę z Aurore w oczy, aż w końcu nie Lana nie wytrzymała. Wilkołaczka wywróciła z irytacją oczami.<br />
- Możemy w końcu kogoś poharatać?! Nie żeby coś, ale bez tego stoimy w martwym punkcie. Dobra - tu wskazała na elficę i czarownika - wy dwoje, umówicie się na randkę potem, a teraz skupmy się na zadaniu, co? Taki pomysł - rzuciła rozdrażniona. Lana Sophia zawsze była w gorącej wodzie kąpana, ale gdy miała być pełnia, jak dziś, była bardziej wybuchowa niż zazwyczaj. - Lecimy po całości, Chris.<br />
Dziewczyna jednym szarpnięciem poderwała rękaw swojej lazurowej sukni i podała nadgarstek księciu. Pod cienką warstwą jasnej skóry splatały się liczne błękitne żyłki. Christian uśmiechnął się do Lany szatańsko i chwycił ją za przedramię. Wampir raz jeszcze obnażył kły i zatopił je w ciele dziewczyny, przecinając jej delikatną skórę. Wilkołaczka jęknęła cicho. To nie było przyjemne doświadczenie. Lana Sophia zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Marina godzi się, by Christian gryzł ją w szyję, skoro to musi jeszcze bardziej boleć... No ale czego się nie było robi z... powiedzmy "miłości".<br />
- Już - powiedział Christian, chowają kły i ocierając twarz dłonią. - Swoją drogą masz niedobór witaminy A we krwi. Jedz więcej marchewek - dodał, szczerząc zęby w szeroki uśmiech.<br />
- Dziękuje, doktorze Kieł, jak tylko wrócę do domu, posadzę sobie cały krzak - rzuciła ironicznie, wyrzucając ręce w powietrze.<br />
- Eee... Lana? Marchewki nie rosną na krzakach... - upomniała ją delikatnie Aurore.<br />
- Bo ty się tam znasz - wilkołaczka machnęła ze zniecierpliwieniem ręką.<br />
- Ale to prawda - zaśmiał się czarownik. Lana Sophia spiorunowała go spojrzeniem.<br />
- Cicho. Ty mi lepiej powiedz, co mam teraz zrobić, skoro jesteś taki mądry - powiedziała wilkołaczka, unosząc krwawiący nadgarstek.<br />
- To proste. Pozwól krwi ścieknąć na ołtarz i to cała filozofia - Christian wzruszył ramionami.<br />
- Dobrze... Jak pójdzie coś nie tak, pamiętajcie wszyscy, że cała wina spada na mojego doktorka - zaśmiała się Lana Sophia i ruszyła ku płaskiemu kamieniu z wyrytymi znakami.<br />
- Widzę, że wyznajesz tą samą zasadę co nasza słodka Aurore - tu Christian zrobił teatralny ukłon w stronę księżniczki. - "Wampiry są winne za całe zło tego świata".<br />
- A tak nie jest? - spytała ze śmiechem elfica.<br />
- Jest, ale nikt nie musi wiedzieć - odparł jej ze zgryźliwym uśmieszkiem Christian. Aurore spojrzała wymownie w niebo.<br />
W tym samym momencie Lana Sophia dotarła już do ołtarza. Przytrzymała chwilę rękę w górze, ale jak na złość stróżki krwi zaczęły spływać po jej ręku na rękaw, zamiast spadać na głaz. I wtedy wpadła na "genialny" pomysł.<br />
- Eee... Lana? Co ty robisz? - spytała Marina, obserwując jak dziewczyna pociera rannym nadgarstkiem o kamień.<br />
- Nie chciało lecieć - odburknęła, nie przestając trzeć.<br />
- Dostaniesz zakażenia... - powiedziała matczynym tonem Marina, obserwując jej zmagania.<br />
-Wy się moim zakażeniem nie przejmujcie, tylko lepiej myślicie, dlaczego to nie działa - odparowała jej Lana.<br />
- Może wszyscy muszą oddać krew? - myślał na głos Arthur, pocierając palcem o podbródek.<br />
- Na to wygląda, skoro nie działa - wtrąciła syrena.<br />
- Skoro tak się sprawy mają, proszę nadgarstki, droga młodzieży - powiedział książę, zacierając teatralnie ręce. - Ustawić się gęsiego do wujka Christiana - zakomenderował. Aurore prychnęła pod nosem. - A na pierwszy ogień przyjdzie nasza królewna, bo jej nie lubię.<br />
- Królewna też cię nie lubi, królewiczu - rzuciła z ironicznym uśmieszkiem, mierząc Christiana pobłażliwym spojrzeniem swych błękitnych oczu.<br />
- Królewicz nie specjalnie się tym przejmuje.<br />
- Podobnie jak królewna - rzuciła Aurore. Dziewczyna podeszła z niechęcią do niego i podała mu rękę.<br />
- Gdybym... No nie wiem... Przypadkiem wyssał ci całą krew, nie bądź zła i nie mów tatusiowi - powiedział drwiąco wampir.<br />
- Jak wyssiesz jej całą krew, to już nigdy nic nie powie, geniuszu - Arthur posłał mu znaczące spojrzenie. <br />
-Geniuszowi właśnie o to chodzi, geniuszu.<br />
- Nie gadaj, tylko gryź, zanim się rozmyślę - rzuciła Aurore.<br />
- Już się robi, milady.<br />
Christian podobnie jak wcześniej Lanie Sophii zatopił kły w żyłach księżniczki. Po jego podniebieniu spłynęła balsamiczna elficka krew. Wyglądała jak płynne złoto, a w smaku była delikatna jak mleko. Chłopak z trudem zdołał oderwać się od żył Aurore. Następnie zajął się Arthurem i Mariną. Ich krew też była dobra w smaku, ale nie aż tak... To jakby porównać wodę i wino. Woda jest potrzebna, przynosi orzeźwienie, ale to wino uderza do głowy. Gdy czarownik, elfica, syrena i wilkołaczka już ofiarowali cząstkę siebie na ołtarzu senejskim, a nadal nic się nie stało, Christian doszedł do wniosku, że najwidoczniej musi uraczyć "Najwyższą" i swoją niegodną, wampirzą krwią. Dopiero gdy po runicznych znakach wykrytych na kamieniu popłyną gęsty i czarny płyn, krążący w żyłach i tętnicach Meridianczyka, wszystko się zaczęło. Głaz zatrząsł się potężnie i zaczął chować pod ziemię. W tym samym momencie z wód legendarnego Jeziora Kryształowego powoli wyłoniła się postać kobiety, emanującą oślepiającą złotą poświatą. Musieli zmrużyć oczy. To było tak, jakby patrzeć na narodziny słońca... Dopiero gdy bose stopy Wyroczni stanęły na kamienistym brzegu, jej wewnętrzne światło osłabło trochę tak, że teraz mogli jej się przyjrzeć. Wyrocznia była wysoką kobietą o nienaturalnie smukłej sylwetce. Oczy całkowicie czarne, bez białek. Niepokojące i łagodne zarazem. Zdobione wieńcem laurowym włosy, tak samo czarne jak i oczy, oraz czerwone jak krew usta tworzyły demoniczny kontrast z idealnie białą skórą. Kobieta odziana była w długą do ziemi togę, spiętą na prawym ramieniu rubinową zapinką. Z jej pleców wyrastały wielkie, rozłożyste skrzydła o złotych jak jej aura piórach. Wyrocznia naprawdę budziła respekt. Szacunek. Poczucie swojej niższości. A także strach. Padli na kolana przed swą boginią.<br />
- O, Najwyższa Wyroczni Erithel! - zaczęła Marina, spoglądając na nią niepewnie. - Przybywamy tu, by prosić cię o pomóc...<br />
- Cóż że się stało tak ważnego, iż ośmielacie się zakłócać mój spokój? - spytała donośnym głosem bogini. W niewytłumaczalny sposób szorstkim i melodyjnym jednocześnie.<br />
- Berło Przeznaczenia zostało skradzione - ozwała się Lana Sophia rzeczowy tonem. - Nie wiemy, kto za tym stoi, ani gdzie ono jest. A bez Berła ... - wilkołaczka pokręciła głową. - Czary ochronne przestaną działać. Już nic nie będzie chroniło mieszkańców Erithel przed ludźmi - smokami i demonicznymi czarnoksiężnikami. <br />
- Czy mogłabyś, o Najwyższa, wskazać nam winnego i kierunek poszukiwań? - poprosił czarownik, podobnie jak reszta nie podnosząc się z klęczek.<br />
- Mogę - odparła zdawkowo.<br />
- A czy powiesz nam...? - spytała Aurore, widząc, że Wyrocznia milczy.<br />
- Nie.<br />
- Co? Dlaczego?! - zawołał Christian.<br />
- A jaką mam mieć pewność, że naprawdę zależy wam na dobru Królestwa? - bogini zmierzyła ich badawczym spojrzeniem swych czarnych jak noc oczu. Księżniczkę przeszedł nieprzyjemny dreszcz.<br />
- Oczywiście, że zależy! - wyrwało się Lanie Sophii. - Czy gdyby nas to nie interesowało, jechalibyśmy z tak daleka?<br />
- Nie powiedziałam, że nie zależy wam na odnalezieniu Berła, lecz że możecie nie mieć na względzie dobra Erithel, tylko właśnie korzyści... - ton bogini mógłby ciąć stal, był tak ostry...<br />
W Lanie się zagotowało.<br />
- Jakie niby korzyści?! A na jakiej podstawie Wyrocznia tak sądzi?! - Lana poderwała się z kolan. <br />
- Nie warto. Spokojnie - szepnęła Marina, łapiąc ją za przegub dłoni i próbując sprawić, by znów kleknęła i nie narobiła sobie niepotrzebnych kłopotów. Bezskutecznie.<br />
- Przejechaliśmy szmat drogi, żeby Wyrocznia łaskawie powiedziała nam, gdzie jest to durne Berło, ryzykujemy na potęgę, bo w każdej chwili ktoś może spróbować powstrzymać nas przed jego znalezieniem, a ty tak po prostu nie chcesz nam powiedzieć, gdzie ono jest?!<br />
- Nie unoś się tak, wilczyco - upomniała ją chłodno Wyrocznia. - Tylko sprawdzałam, jak wam zależy. Czy na tyle bardzo, by postawić się osobie, która mogłaby usunąć was z powierzchni ziemi jednym podmuchem.<br />
- To powiesz nam czy nie? -mruknął znudzony Christian,wstając. Już bolały go kolana, miał dosyć tej całej szopki. Pozostali również podnieśli się z klęczek.<br />
- Podaj mi mapę, wampirze - zażądała.<br />
- Nie ma sensu. Ona nie działa. Nie wskazuje niczego.<br />
- Zacznie wam pokazywać drogę do celu dopiero, gdy wam ją wyjawię - odparła chłodno bogini. - Podaj mapę.<br />
Christian westchnął ciężko i ruszył ku kobiecie. <br />
- Proszę - rzucił pod nosem, podając jej ją. Wyrocznia rozwinęła mapę i dotknęła smukłym palcem środka pergaminu. Papier zaczął jarzyć się przez chwilę żółtawym blaskiem, lecz po chwili wrócił do normalnej formy.<br />
- Berło zostało rozdzielone na kilka części. Wszystkie te miejsca teraz są zaznaczone - powiedziała podając mapę Christianowi, który szybko schował ją do kieszeni, nawet nie rzuciwszy na nią okiem. Stwierdził, że później to zrobi na spokojnie. <br />
- Dziękujemy - ozwała się Aurore.<br />
- Życzę wam powodzenia. Ruszajcie jak najszybciej, bo droga długa. Lecz nie tylko czas was ściga. Są inni. Uważajcie na siebie i nie jeździjcie po zmierzchu, bo tak szybciej was dopadną. A ty, młody Merdianczyku - zwróciła się do Christiana - musisz szczególnie na siebie uważać. Wiedz, że ktoś, kogo nigdy byś nie podejrzewał o złe intencje, czyha na twoją głowę.<br />
- Na moją? - zdumiał się wampir, wskazując na siebie palcem. - Co ja tym razem zrobiłem takiego?!<br />
- Sam fakt kim jesteś, czyni cię zagrożonym. Twoje dziedzictwo jest jednocześnie twoim największym przekleństwem - powiedziała Wyrocznia.<br />
- Ale kto chce go zabić? - spytała gorączkowo Marina.<br />
- Nie mogę powiedzieć. Wiąże mnie przysięga - kobieta pokręciła głową. - Po prostu uważajcie. Jedzie już, niebawem mogą was dogonić. Jadą za wami od samego początku.<br />
Cała piątka spojrzała po sobie. Na ich twarzach malowała się determinacja. Nie dadzą się zabić, odnajdą Berło.ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-16553923182756497282014-06-28T13:01:00.002-07:002014-06-28T13:01:31.547-07:00RAVENCLAW PONAD WSZYSTKO<div style="text-align: right;">
Zapraszam do czytania, jeśli chcecie wiedzieć, jak potoczą się losy córki aurorów - Eleny, syna wyznawców Voldemorta - Damona i ich przyjaciółki - Ivanne...<br />Cała trójka uczy się w Hogwarcie, a najstraszniejsze, co może ich spotkać, to szlaban u Filcha. Do czasu. Nagle zaczynają się kłopoty. Już nikt nie będzie bezpieczny.<br /><a href="http://ravenclaw-ponad-wszystko.blogspot.com/2014/06/rozdzia-3-cedric-whiteford.html" target="_blank">kliknij tutaj</a></div>
<div style="text-align: right;">
Tak, to mój 5 blog xD</div>
<div style="text-align: right;">
M.F.</div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-90992572601617939872014-06-25T10:43:00.000-07:002014-06-25T11:59:20.108-07:00Rozdział 4 : Dolina Rosseau juz blisko<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">Po kilku dniach spędzonych w siodle, cała piątka była już daleko na wschodzie królestwa, zaledwie kilkanaście godzin drogi do Doliny Rosseau, w której z kryształowych wód jeziora miała objawić im się Wyrocznia, aby wskazać miejsce, gdzie ukryte zostało Berło Przeznaczenia. Kilkanaście godzin to co prawda wciąż sporo, ale w porównaniu do tego, ile już jechali, wydawało się to śmiesznie krótkim okresem czasu. Przez te parę dni Aurore i Lana Sophia bardzo zbliżyły się z Arthurem, a Marina robiła postępy z Christianem. Oczywiście wampirzy książę dalej miał w nosie opinię pozostałych uczestników wyprawy i, kiedy tylko naszła go ochota, zarządzał przymusowy postój, po czym, ignorując ich protesty, znikał na jakieś półgodziny albo i dłużej, a potem wracał cały umazany krwią jak gdyby nigdy nic. Aurore nie wiedziała, co syrena widzi w tym egoistycznym ignorancie, który żerował na niewinnych mieszkańcach Arindell i pozbawiał ich większości krwi, zamiast wykorzystać zapasy, przechowywane w butelkach. Elficka księżniczka podejrzewała, że być może sporą rolę w zauroczeniu Mariny odegrał wygląd Meridiandczyka. Mimo całej swojej niechęci do Christiana, Aurore nie mogła zaprzeczyć, że nie był on przystojny... oczywiście jak na wampira. W jej mniemaniu uroda to jedyna pozytywna cecha wiecznie naburmuszonego księcia, lecz to i tak za mało, by dało się go polubić. No ale najwidoczniej Marina miała w tej sprawie inne zdanie. Syrena robiła wszystko, by tylko Christian ją zauważył. Gdzie szedł książę, tam szła i ona. Christian coś powiedział, ona natychmiast potakiwała. Co ciekawe, jej zabiegi przynosiły skutki, lecz niestety nie do końca takie, jakie by chciała...</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">Wampir musiałby być ślepy, by nie zauważyć, że Marina się w nim zadurzyła, no ale, na nieszczęście syreny, on nie sprawiał wrażenia osoby, która zainteresowała się nią ze względu na charakter czy osobowość. Wręcz przeciwnie. Christian stwierdził, że jest ładna, więc będzie można się trochę pobawić jej uczuciami, tak w ramach rozrywki i umilenia czasu podróży. Książę traktował ją przedmiotowo. Marina była dla niego jak taka maskotka, którą można się pobawić, a potem rzucić w kąt i zapomnieć, żeby potem przypomnieć sobie o niej, gdy zawieje nudą. Aurore mówiła Marinie, że nie warto w ogóle próbować się w cokolwiek zaangażować z nim, ale syrena powiedziała wtedy, że księżniczka jest po prostu zazdrosna o to, że Christian zwrócił na nią uwagę. Wtedy rozdrażniona księżniczka porzuciła ten temat i rzuciła tylko jej na odchodne, żeby robiła, co chce, ale niech potem nie przybiega do reszty z płaczem i niech nie narzeka, jak już Christian ją wykorzysta i porzuci. Łatwo się domyślić, że i te słowa nie zrobiły na Marinie najmniejszego wrażenia.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Daję im tydzień, a potem wampirek z nią zerwie i Marina będzie ubolewać nad trudami życia do końca wyprawy - powiedziała zgryźliwym tonem Lana Sophia, piekąc właśnie mięso w rozpalonym dopiero co ognisku. Dzięki zdolnościom magicznym Arthura, nie trzeba było się bać, że żywność się przeterminuje, co stanowiło duży plus i spore ułatwienie dla podróżujących. Cała piątka chwilę temu postanowiła rozbić obóz pośrodku leśnej polany. Zaraz miał zapaść zmrok, a oni potrzebowali odpoczynku, aby jutro już bez zbędnych postoi dotrzeć do upragnionej Doliny Rosseau. Arthur siedział właśnie między Laną Sophią a Aurore przy ognisku, przygotowując jedzenie i rozmawiając z nimi szeptem. Christian natomiast postanowił przenieść zabawę osobą Mariny na wyższy poziom, w rezultacie czego oboje teraz obściskiwali się pod drzewami, przyprawiając tym samym wilkołaczkę i elficę o mdłości. Arthura natomiast cała ta sytuacja zdawała się nieźle bawić.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Ja obstawiam dwa - wtrąciła się Aurore, obserwując z niesmakiem, jak ci dwoje wręcz się połykają.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że potrafi bajerować laski - powiedział Arthur z uznaniem. - No co?! Znają się kilka dni, a Marina już się z nim migdali. Ja stwierdzam tylko fakt - rzucił w odpowiedzi na zdumione spojrzenie Aurore. - Może i Marina jest w niego wpatrzona jak w obrazek, ale sądzę, że swój rozum jeszcze zachowała - dodał po chwili chłopak.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Chodzi ci o to, czy zaciągnie ją do łóżka czy nie? - domyśliła się księżniczka, marszcząc brwi.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Bingo - rzucił Arthur, zajadając się świeżo upieczona kolacją.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie chcę być nie miła, bo ja zawszę jestem miła, nawet jak nie jestem, to i tak jestem, ale coś mi się wydaje, że Christian jeszcze trochę podziała i dostanie to, na co ma ochotę - ozwała się Lana Sophia, krzywiąc się na sam dźwięk jego imienia. </span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Wiecie co? Jesteśmy okropni, że tak mówimy za ich plecami - powiedziała w końcu Aurore, obracając w dłoniach medalion, powierzony jej przez ojca i pozostałych władców Erithel.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Może i tak, ale skoro Marina jest taka naiwna i mimo twoich ostrzeżeń, nie przestaje się do niego łasić, sama jest sobie winna. Albo raczej będzie, jak to już się stanie - mruknęła pod nosem Lana, przenosząc wzrok z Arthura i Aurore na Christiana i Marinę. W księżycowym świetle właśnie błysnęły kły. Wampir zanóżył kły w białej szyi dziewczyny. Syrena odrzuciła do tyłu głowę, a on pił i pił. Nie wyrywała się, pozwalała mu na to. - Smacznego! - zawołała na głos wilkołaczka. Christian oderwał się na chwilę od swej zabawki. Twarz miał całą umazaną we krwi, a czerwone oczy błyszczały złowrogo.</span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Dziękuję - rzucił, nawet nie chowając kłów, po czym zatopił je w szyi dziewczyny raz jeszcze i znów zaczął pić.</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">*** </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">Z samego rana wyruszyli ku Dolinie Rosseau. Cała piątka jechała niestrudzenie przez jedenaście kolejnych godzin, aż w końcu ujrzeli cel. Gdy znaleźli się na porośniętym wysoką do kolan trawą pagórku, ich oczom ukazały się z oddali dwie piętrzące się ku niebu szklane wieże, zdające się emanować srebrnym blaskiem. Pomiędzy nimi lśniły w słońcu błękitne wody Kryształowego Jeziora. Przystanęli na chwilę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Patrzcie, już nie daleko! - zawołała entuzjastycznie Lana Sophia, uśmiechając się od ucha do ucha.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- No to jedziemy. Zobaczymy, co mądrego powie nam ta cała Wyrocznia - rzucił Arhur, po czym ponaglił konia. Za nim ruszyły Lana Sophia i Marina. Aurore również chciała już jechać dalej, ale wtedy zauważyła, że Christian rozgląda się dookoła z pewnego rodzaju... sama nie wiedziała... niepokojem? Obawą?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Wszystko w porządku? - spytała księżniczka, przyglądając się wampirowi badawczo.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co takiego? Możesz powtórzyć? - ozwał się Christian, wyrwany z zamyślenia. Chłopak oderwał wzrok od ciągnącego się za nimi gęstego, ciemnego lasu. Nie wiedzieć czemu, wampir miał niejasne poczucie, jakby ktoś go obserwował, ale za każdym razem, gdy się obracał, nikogo za sobą nie widział. To samo uczucie towarzyszyło mu już od co najmniej kilku dni. Czyżby zaczynał wariować? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Pytałam, czy wszystko w porządku... - powiedziała Aurore, odgarniając z oczu niesforny złoty kosmyk, który zdołał wymknąć się z jej warkocza. - Ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz.... - zauwazyła.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nagle zaczęłaś się o mnie troszczyć? - zadrwił Christian, siląc się na swobodny ton. Książę Meridianu posłał jej lekko złośliwy uśmieszek, a ona spojrzała tylko wymownie w niebo. - Myślałem, że nie darzysz mnie sympatią. Czyżby coś się zmieniło od tych kilku godzin, kiedy to naskoczyłaś na mnie za to, że rzekomo bawię się uczuciami biednej Mariny? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- A się nie bawisz? I nie, nie zmieniło się - odparła chłodno Aurore, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zaraz tam bawię - Christian machnął lekceważąco ręką. - Ona miała nadzieję, że coś między nami się rozwinie, a ja tylko zrealizowałem jej małe pragnienie. Czyż to nie szlachetne z mojej strony? - spytał z pewnego rodzaju rozbawieniem, unosząc wysoko jasne brwi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- To podłe z twojej strony. Tylko ją wykorzystujesz - zarzuciła mu księżniczka, a jej błękitne oczy błysnęły złością.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Właściwie to czemu cię tak interesuje to, w co pogrywam z Mariną? Przecież nie jesteście przyjaciółkami. Kilka dni to stanowczo zbyt mało, byście się zdążyły tak do siebie zbliżyć - Christian zmierzył ją bystrym spojrzeniem swych krwistoczerwonych oczu. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Po prostu nie podoba mi się sposób, w jaki ją traktujesz, jak się nią bawisz. Może i wam, wampirom, jest wszystko jedno czy kogoś skrzywdzicie, czy nie, ale my, elfy, nie możemy przejść obojętnie, gdy komuś dzieje się krzywda - odparła dziewczyna.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jest jeszcze jedna rzecz, którą robicie "wy, elfy", oprócz "bronienia uciśnionych" - zadrwił wampir, posyłając jej protekcjonalne spojrzenie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jaka niby?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Zawsze wtrącacie się w nieswoje sprawy - wycedził Christian przez zaciśnięte zęby, a z jego twarzy zniknął całkowicie wyraz rozbawienia. - Uważacie się za lepszych, chociaż wcale tacy nie jesteście. Nawet kiedy nastały czasy sojuszu między pięcioma królestwami i teoretycznie wszyscy powinniśmy być równi, wy nadal chcecie grać pierwsze skrzypce - powiedział Christian ze wzgardą. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Wcale tak nie jest! - zawołała wojowniczo Aurore. - To Meridian zawsze łamał warunki Przymierza! </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Wielkie mi Przymierze - prychnął wampir. - W przeciwieństwie do ciebie, pamiętam czasy przed Porozumieniem. Nam, wampirom, było wtedy o niebo lepiej. Do dziś nie wiem, dlaczego ojciec chciał, byśmy się sprzymierzyli - chłopak pokręcił głową. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- To po co tu jesteś?! - Aurore już prawie krzyczała. Puszczały jej nerwy. - Dlaczego zależy ci na Berle?!</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Kto powiedział, że mi zależy? - roześmiał się. - Wlokę się tu z wami tylko i wyłącznie po to, żeby przekonać ojca, że jednak jestem odpowiedzialny i, że może mi już bez obaw powierzyć koronę. Tak naprawdę to całe Berło mnie w ogóle nie obchodzi. Ten sojusz jest żałosny. Tak bardzo, że aż śmieszny. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Śmieszny? Śmieszny?! - księżniczka poczuła, jak zalewa ją fala bezsilnej wściekłości. - Bez sojuszu, dalej ginęliby niewinni z naszych krain, to też cię śmieszy?! </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Jestem wampirem. Wiesz, ile obchodzą mnie biedne, małe elfiki jak ty... - odrzekł jadowicie Christian. Aurore jeszcze nigdy nie miała takiej ochoty, by kogoś spoliczkować jak w tym momencie. Pewnie zrobiłaby to, gdyby oboje z Christianem nie siedzieli na koniach. Nawet gdyby ona zsiadła ze swojego jednorożca, nie dałaby rady ściągną księcia z grzbietu jego rumaka. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Mój ojciec miał rację. Wampiry nie tylko sieją śmierć. One po prostu nią są. Żyjecie tylko po to, by zabijać. Po nic więcej. Jesteście potworami, nic ponad to - wycedziła przez zaciśnięte zęby dziewczyna, powoli tracąc panowanie nad sobą.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">Christian roześmiał się tylko krótko bez cienia rozbawienia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- A wy? Wy czym jesteście?! - warknął gniewnie, a jego czerwone oczy błysnęły demonicznie. Książę z całej siły musiał się powstrzymywać, by nie zaczęły mu się wydłużać kły. - Kto najeżdżał nasze ziemie, paląc wszystko dookoła? No kto?!</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Sami zaczęliście - syknęła Aurore.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie zaczęlibyśmy, gdybyście nie dali nam powodu! - krzyknął Christian. Wszystkie starania na nic. Błysnęły kły. Czuł wzburzoną krew, płynącą w żyłach dziewczyny. Jeszcze chwila, a rzuciłby się na nią, gdyby wtedy nie przyjechała Lana Sophia. Wilkołaczka zawróciła, gdy wraz z Arthurem spostrzegła, że za nimi nie ma ani Aurore, ani Christiana.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Co z wami? Coś nie tak? - spytała dziewczyna, zatrzymując swojego konia centralnie pomiędzy nimi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie. Wszystko w porządku - rzucił wampir, opanowując się w ułamku sekundy. Chłopak ostatni raz zmierzył elficę nienawistnym spojrzeniem, po czym strzelił lejcami i ruszył przed siebie, zostawiając dziewczęta w tyle.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- A jego co ugryzło? - zdumiała się Lana. Aurore pokręciła w milczeniu głową, przez chwilę niezdolna, by powiedzieć cokolwiek, po czym wykrztusiła tylko:</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">- Nie pytaj. Po prostu nie pytaj.</span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #c27ba0;"><span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">__________________________________________________________</span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #c27ba0;"><span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;">Meridiane Falori ^^^</span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;">Co myślicie? Wiem, że ten rozdział to jeden wielki dialog, ale tego nie mogłam opisać inaczej ;) Mam nadzieję, że chociaż troszeczkę wam się podobało ^^^</span></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;"><a href="http://ask.fm/DziewczynaLokiego" target="_blank">ASK [KLIK]</a> </span></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;"><a href="https://twitter.com/LunarisRossmary" target="_blank">TWITTER [KLIK]</a> </span></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;"><a href="http://meridiane-falori.tumblr.com/" target="_blank">TUMBLR [KLIK]</a> </span></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;"><a href="https://www.facebook.com/profile.php?id=100005968279367&fref=ts" target="_blank">FACEBOOK [KLIK]</a> </span></span><br />
<br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="color: #c27ba0;"><a href="https://www.facebook.com/pages/Fotografia-inspiracje/287781494720514?fref=ts" target="_blank">lAJKNIJCIE STRONĘ MOJEJ BFF, PROSZĘ :* [KLIK]</a> </span></span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-79042789468958144822014-06-20T14:15:00.001-07:002014-06-20T14:15:16.419-07:00FANPAGE CZTERECH ŻYWIOŁÓW JUŻ JEST NA FB <div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b>Witajcie, ponownie! :D</b></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b>Zachęcam
do lajkowania fanowskiej strony czterech żywiołów ;) CIEKAWOSTKI,
ZDJĘCIA, INFORMACJE O ROZDZIAŁACH :) Jeśli lubicie czytać POFE i nie
wstydzicie się tego przed znajomymi, zachęcam do polubienia :) </b></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b><a href="https://www.facebook.com/pages/Ellie-Falen-Katherine-i-Alec-czyli-cztery-%C5%BCywio%C5%82y-Karteru/904848036197980?skip_nax_wizard=true&ref_type=logout_gear" target="_blank">[KLIKNIJ TUTAJ]</a></b></span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3383820672401877774.post-70766545924709553052014-06-20T13:55:00.001-07:002014-06-20T13:55:54.761-07:00FANPAGE TAJEMNICY DARK HIGH JUŻ NA FB<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Witajcie, moi kochani! :DDD</span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Postanowiłam założyć stronę na facebooku dla czytników Tajemnicy Dark High. </span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Nie
zrobiłam tego, aby bawić się w jakiegoś fejma, ale żeby publikować tam
różne ciekawostki o bohaterach, których nie znajdziecie w rozdziałach,
dodatkowe zdjęcia, muzykę, informacje o rozdziałach. Będą tam także co
jakiś czas różne gry dla umilenia czasu. Zachęcam do lajkowania, chyba
że się wstydzicie przed znajomymi na fejsie hahaha No, widać, gdzie
trzeba kliknąć, żeby was na fanpage'a przeniosło :** <a href="https://www.facebook.com/TajemnicaDH/timeline" target="_blank">[Kliknij tutaj]</a></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Meridiane Falori</span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0