piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 7 : Pierwsza z wielu walk

Zaraz po rozkazie swojego przywódcy dwóch z pięciu Tropicieli rzuciło się w stronę Christiana. Jeden z napastników chciał wytrącić mu miecz z ręki, by drugi mógł  go związać schowanym w szacie sznurem i tak zapakowanego dostarczyć na przysłowiową wycieraczkę swemu królowi. Jednakże na ich nieszczęście wampirzy książę ani myślał tak łatwo dać się unieszkodliwić. Gdy tylko pierwszy z wrogów zamachnął się na niego, by zgodnie z planem pozbawić Christiana miecza, chłopak zręcznie odparł atak. Stal zgrzytnęła przeraźliwie, gdy miecze się spotkały. Christian naparł na swój z całej siły, a przeciwnik zrobił to samo. W czasie jak się tak siłowali, drugi z Tropicieli zaszedł go od tyłu i... W księżycowej poświacie błysnęło żelazne ostrze. Napastnik już miał zatopić miecz w plecach Christiana (unieszkodliwiając go tym na chwilę i osłabiając, bo przecież wampira naprawdę mogą zabić tylko trzy rzeczy, a mianowicie: kołek w samo serce, spalenie i odcięcie głowy), kiedy wieczorne ciemności przeszyła wiązka bladoniebieskiego światła, która trafiła Tropiciela w miejsce pomiędzy obiema łopatkami. Mężczyzna padł z dzikim wrzaskiem na ziemię. Nie ruszał się. Christian pchnął mocno mieczem swojego przeciwnika do tyłu i, wykorzystując chwilę, w której on zbierał się z ziemi, obrócił się, by sprawdzić, co się stało za jego plecami. Nad bezwładnym ciałem wampirzy książę ujrzał oddychającego ciężko Arthura. Czarownik z Seveii trzymał w dłoni długą i smukłą różdżkę, wykonaną z drewna drzewa wiśni. Z jej końca sypały się błękitne iskierki.
- Nie dziękuj - rzucił z zawadiackim uśmiechem na twarzy Arthur James, po czym puścił się biegiem w kierunku Lany Sophii, atakującej w swej wilczej postaci innego z Tropicieli.


Kiedy Christian znów się odwrócił, przeciwnik już biegł na niego z wyciągniętym mieczem, gotowym by przebić mu pierś. W ferworze walki wrogowi spadł kaptur, ukazując jego podłużną twarz o szczurzych oczkach i haczykowatym nosie. Miał krótkie, kręcone włosy o kolorze ciemnego brązu. Książę poczekał chwilę, aż wróg znalazł się dostatecznie blisko, a gdy był on już naprawdę kilka centymetrów przed nim, chłopak z wampirzą szybkością odskoczył w bok. Mężczyzna stracił na chwilę równowagę. Christian wykorzystał to. W mgnieniu oka pojawił się za nim i kopnął z całej siły w plecy, by ten się przewrócił. Książę nie wiedział, czy przeciwnik też był wampirem czy może najemnikiem z innej rasy, ale to bez znaczenia. Jako królewski syn jednej z najstarszych dynastii w całym Erithel posiadał on dużo większą moc niż jakikolwiek inny wampir, wilkołak i tak dalej, i tak dalej. Tak więc kiedy tylko napastnik upadł na ziemię, Christian kopnął go jeszcze za całej siły w brzuch, po czym zamachnął się i jednym płynnym ruchem zatopił ostrze w piersi mężczyzny. Z gardła trupa wydarł się na chwilę przed śmiercią obrzydliwy, charkliwy pomruk. Christian skrzywił się i wyszarpnął z jego ciała miecz. Ponieważ chłopak nie wiedział z przedstawicielem jakiej rasy miał dokładnie do czynienia, na wszelki wypadek postanowił odciąć mu głowę. No co? Cios w serce mógłby nie zabić wampira albo Draconisa (pół człowieka, pół smoka, czyli Herietczyka), natomiast oddzielenie głowy od reszty ciała stanowi uniwersalny sposób pozbycia się delikwenta. Trysnęła krew, a odcięta głowa potoczyła się kawałek dalej. Albo raczej Christian pomógł jej się potoczyć.
W tym samym czasie, w którym syn Deremina, króla Meridianu, walczył z tamtym Tropicielem, Lana Sophia skoczyła na swojego przeciwnika - barczystego wampira o oczach bardziej czerwonych i groźniejszych od oczu księcia i łysej głowie. Zaskoczony Tropiciel wypuścił z dłoni miecz, kiedy wilczyca powaliła go na ziemię. Szybko jednak otrząsnął się z szoku. Próbował zrzucić z siebie wilka o kakaowej sierści, ale Lana nie dawała za wygraną. Wilkołaczka zatopiła ostre jak brzytwa zęby w ramieniu wroga i odgryzła spory kawałek mięsa, który natychmiast z obrzydzeniem wypluła. Łowca wrzasnął z bólu, polała się krew. Jednak nauczony walki do samego końca i to pomimo zranień wampir ani myślał się poddać. Jedną ręką odpychał wilczycę, a drugą sięgnął do pasa.Walcząc z bólem, wyciągnął zza niego długi sztylet.
- Śmierć psom - wysyczał gniewnie przez zaciśnięte zęby, po czym zatopił ostrze w boku wilka. Z gardła Lany wyrwał się żałosny skowyt.  Porażoną bólem wilkołaczkę wampirowi z łatwością udało się zepchnąć z siebie. Rana od sztyletu potwornie krwawiła. Bolało, tak bardzo ją bolało. Przed jej ciemnymi, teraz szklistymi oczami pojawiły się mroczki. Zregenerowany już po części krwiopijca zdążył kopnąć wilczycę jeszcze kilka razy z całej siły, zanim przybiegł do nich Arthur, który dopiero co uratował Christiana przed dosłownym i przenośnym "wbiciem noża w plecy". No w tym przypadku bardziej miecza, chociaż dla jego pleców to raczej niewielka różnica. Zarówno dla nich, jak i dla organów, które mogły zostać przebite, liczy się tylko fakt, że jednak nie zostały, a nie to co ich nie przebiło.
- Karavei! - zawołał czarownik, celując różdżką w podnoszącego się z ziemi wampira. Powietrze przecięła wiązka czarnego... światła? Jeśli można to tak nazwać. Chociaż bardziej niż do światła to coś podobne było do mrocznej macki, wyciągającej się po życie Tropiciela. I faktycznie to zaklęcie, w przeciwieństwie do poprzedniego, miało na celu uśmiercenia wroga. Wcześniej Arthur tylko sparaliżował napastnika, aby potem móc wyciągnąć z niego informacje na temat tego, kto ich na nich nasłał, ale teraz czarownika ogarnęła taka wściekłość za to, co ten krwiopijca zrobił Lanie Sophii, że postanowił od razu go zabić. Zasłużył na to. Przecież on by ją zakatował, jeśli tylko miałby okazję! To co wystrzeliło z różyczki chłopaka trafiło w nogę wampira. Ten wydał z siebie tylko głośny okrzyk, po czym wyzionął ducha. To była pierwsza śmierć poniesiona z rąk Arthura. Młody czarodziej znał zaklęcie Karavei już od bardzo, bardzo dawna, jednak miał nadzieję nigdy ie musieć go użyć. Zabijanie było straszne. Ale jeśli od tego zależy twoje być albo nie być, albo twojej rodziny czy przyjaciół... Po prostu trzeba to zrobić. 
- Lana! - zawołał Arthur i podbiegł do wijącej się z bólu i krwawiącej wilczycy. Chłopak zaklął pod nosem. Padł na ziemię i położył sobie głowę wilka na kolana. Lana zmieniła się znów w człowieka. Plama z krwi na sukience dziewczyny - znajdująca się trochę nad prawym biodrem - w przerażającym tempie się powiększała.
- Auu, Arthur... Tak to boli... - jęknęła ze łzami w oczach, obejmując się rękoma za brzuch.
- Wiem, ale spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Zaraz się tobą zajmiemy. Wytrzymaj jeszcze chwilę - szeptał, gorączkowo próbując przypomnieć sobie jakieś zaklęcia uzdrawiające albo chociaż łagodzące ból. Jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Jednak po chwili nagle wpadł na pomysł. - Ireccio - rzucił pod nosem, przytykając delikatnie czubek różdżki do rany Lany Sophii. Z jej końca wyłoniła się cieniutka, jasnoróżowa nitka mocy i zaczęła owijać się w ogół jej zranienia, powoli uśmierzając ból. Niestety Arthur w tej sytuacji mógł zrobić tylko tyle. Znał co prawda jedno zaklęcie uzdrawiające, ale było ono zbyt słabe... Żeby poskutkowało, musiała mu pomóc Aurore. Księżniczka jako elfica była jedyną osobą z tej piątki, nie licząc samego Arthura, która znała się na magi. Problem jednak tkwił w tym, że... No wszyscy wiedzą, co się aktualnie dzieje. Czarownik nie mógł zostawić samej rannej Lany, ani samodzielnie jej uzdrowić, więc musiał z nią przeczekać i mieć nadzieję, że dziewczyna wytrzyma jeszcze trochę.
Podczas gdy Arthur dalej znieczulał wilkołaczkę zaklęciem Ireccio, Marina broniła się, jak tylko mogła przed zbliżającym się do niej z makabrycznym uśmieszkiem na ustach wampirem. Dziewczyna za pomocą magii syren sprawiła, że z rzeki wyłoniły się wodne macki, które miały opleść się wkoło niego i odciągnąć go od swojej ofiary, ale... czary nie działały. Wodne wiązki napuszczone na napastnika przez Marinę zdawały się nie móc go pochwycić, zupełnie jakby ktoś próbował zamknąć powietrze w dłoniach.Wampir tylko śmiał się z jej starań, zbliżając się coraz bardziej i bardziej. Z lekkim rozbawieniem obracał z ręku  wyszczerbiony, lecz wciąż ostry miecz.
- Nie trudź się dalej, ślicznotko - zakpił z dziewczyny, mierząc ją bystrym spojrzeniem. Nie miał już na głowie kaptura, dzięki czemu Marina dobrze widziała jego ostre, dosyć surowe rysy twarzy, wąskie, niepokojąco blade oczy i sine wargi. Jego włosy miały barwę słomy. - Twoje sztuczki na nic się zdadzą. W przeciwieństwie do tych bałwanów - tu wskazał na swoich towarzyszy; tych, którzy już zdążyli polec - mam przy sobie potrzebne amulety. Do ochrony przed takimi małymi flądrami - powiedział spokojnie wampir, a jego wargi wykrzywiły się w przebiegłym uśmieszku. Serce Mariny waliło jak oszalałe. W miarę jak krwiopijca zbliżał się do niej, ona spanikowana cofała się. Myślała gorączkowo, co robić. Nie miała przy sobie żadnej broni. Nie mogła teraz polegać nawet na własnej mocy. Marina spróbowała ocenić swoje szanse na ucieczkę. W przybliżonym rachunku wyszedł jej jeden do miliona. Ona?  Rasa: syrena. Prędkość: zwykły śmiertelnik. On? Rasa: wampir. Prędkość: stanowczo zbyt duża. Dziewczyna nie miała szansy uciec, bo zaraz by ją dopadł z powrotem. Potem pomyślała, czy może nie spróbować wskoczyć do wody i odpłynąć.
- Nawet o tym nie myśl, dziewczynko - rzucił cierpko wampir, lustrując umysł Mariny. - Skocz, a wskoczę za tobą. Jestem wampirem. Nie muszę oddychać. To dosłownie kwestia sekund, zanim złapię cię i.... Właściwie co dla ciebie za różnica czy zginiesz na lądzie, czy w wodzie? - spytał kpiąco, podstawiając jej miecz do gardła. Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk. Była przerażona. Tak bardzo przerażona. Myślała, że to koniec, że zaraz ją zabije, zacisnęła powieki, by nie musieć na to patrzeć. Wszystko zdawało się przesądzone, kiedy nagle...Tropiciel wypuścił miecz, a z gardła wyrwał mu się przeraźliwy krzyk. Zdezorientowana Marina otworzyła oczy. Z piersi mężczyzny zionęła teraz wielka, krwawiąca dziura. W miejscu gdzie powinno być serce. Chwilę później jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię. No tak. Wyrwanie serca to kolejny sposób na zabicie pijawki. To już cztery. Dopiero kiedy niedoszły zabójca syreny upadł na ziemię, Marina zobaczyła tego, kto stał za nim. Zobaczyła tego, kto jej pomógł.
- Nic ci nie jest? - spytał Christian, oglądając na trzymane w dłoni serce wroga, spływające krwią. Następnie wyrzucił je za siebie i podszedł bliżej Mariny, przestępując zwłoki własnego pobratymca.
Dziewczyna miała tak ściśnięte gardło ze strachu, że nie była w stanie mu odpowiedzieć. Pokręciła więc tylko głową. Cała się trzęsła. Na szyi wciąż czuła nacisk ostrza tamtego mężczyzny. Mężczyzny, który teraz leżał martwy u jej stóp, tak jak ona miała leżeć martwa u stóp jego. - Widziałaś gdzieś Aurore? - spytał. W głosie wampira pobrzmiewała jakaś dziwaczna nuta. Czyżby troska? Nie.... Christian i troska w jednym zdaniu? Żart stulecia! Chociaż może... Widząc oskarżycielskie spojrzenie Mariny, tak podobne do spojrzenia zazdrosnej żony, dodał szybko - No wiesz... Po prostu został jeszcze jeden z tych zakapturzonych muchomorków i po prostu chcę mieć pewność, że nasza królewna nie leży aktualnie martwa gdzieś pod jakimś drzewkiem. Nie chciałbym potem musieć tłumaczyć się przed jej ojcem, dlaczego nie ma z nami jego córeczki - wzruszył z "obojętnością" ramionami. Marina znów pokręciła głową. Wtedy ich uszu dobiegł kolejny pisk. Christian wywrócił oczami. - Nie ważne, chyba ją znalazłem - powiedział, po czym rzucił kpiąco do zajmującego się Laną Sophią Arthura - Zaraz wracam, nie czekajcie z kolacją - po czym pomknął z wampirzą prędkością w stronę drzew, zza których dochodził pisk. Książę spodziewał się zobaczyć kolejną bezbronną dziewczynkę podobną do Mariny. Przestraszoną, słabą, przypartą do muru... A tu niespodzianka. Jego oczom ukazała się siedząca na martwym już chyba Tropicielu księżniczka, dźgająca raz po raz napastnika nożem w pierś, powtarzając z prędkością światła :"giń, giń, giń, giń!". Jej ruchy były nerwowe, gwałtowne. Dziewczyna wpadła w jakiś amok. Była przestraszona, ale w przeciwieństwie do syreny wiedziała co zrobić, żeby nie pozwolić się zabić. - Ej, ej, ej, już wystarczy! Już nie żyje! -zawołał zaskoczony jej postawą Christian, odciągając Aurore od czarownika, będącego najemnikiem Meridianu.
- Jesteś pewien? - spytała drżącym z emocji głosem. Jej jasna sukienka była poplamiona krwią czarownika. - Może jeszcze dla pewności...
- NIE! - sprzeciwił się stanowczo książę. - Już wystarczy. A teraz oddaj mi ten nóż - wystawił do niej dłoń. Dziewczyna zawahała się. Zerknęła niepewnie na leżącego obok mężczyznę.
- Nie będzie ci już potrzebny. No dawaj. Będę się czuł bezpieczniej, jak mi go oddasz - ponaglił ją.
- Masz... - oddała mu niechętnie zakrwawiony nóż. Oddychała ciężko. Adrenalina buzowała w jej żyłach.
- Muszę przyznać, że nieźle się spisałaś - powiedział z uznaniem Christian, klepiąc Aurore po plecach.
- Echm... Dzięki - rzuciła nieśmiało, odwracając wzrok. Ruszyli w kierunku pozostałych. Przez chwilę szli tak w całkowitym milczeniu, aż Aurore powiedziała cicho, spoglądając mu w oczy z niepokojem - Te wampiry, które... które nas dziś zaatakowały.. . bo to w większości były wampiry, muszą pochodzić z Meridianu...
- Wiem - rzucił krótko, odwracając wzrok. - Znam tą jednostkę. To Tropiciele. Mówi się, że gdzie rząd Meridianu nie może, tam ich pośle i... zmasakrują niepotrzebny element oporu - jego głos chociaż był bezbarwny i zdawał się wypruty z emocji, skrywał niepokój, poczucie zdrady... Ktoś z jego kraju musiał nasłać zabójców na nich. Ale kto? I po co miałby to robić...
- Myślę, że to mógł być któryś z urzędników twojego ojca - powiedziała, jakby czytając mu w myślach. - Albo...
- Nie - uciął ostro Christian. - Jeśli sugerujesz, że mieszał w tym palce mój ojciec, to jesteś w błędzie. Miedzy nami bywało rożnie, ale nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. Arthur sparaliżował jednego z Tropicieli i on nam zaraz wszystko wyśpiewa. A teraz byłbym wdzięczny, gdybyśmy dołączyli do reszty. Zdaje się, że nasz młodociany czarodziej potrzebuje cię. Masz mu pomóc poskładać Lanę, zanim ta skona mu na kolanach - rzucił chłodno, mierząc ją nieprzychylnym spojrzeniem,  po czym wyminął dziewczynę bez słowa.
Meridiane Falori

16 komentarzy:

  1. Mi się bardzo podoba XD
    Aurore to prawdziwa zabójczyni, najlepsza w swoim fachu! Nie ma sobie równych.
    Coś czuję, że między Christianem i elfką coś będzie :P Mylę się? Trzeba im teraz tylko wymyślić ksywkę... Aurian? XD Co to będzie...
    Lana nie może umrzeć! Nawet jeśli to na to za wcześnie, przynajmniej dla mnie. Nie zgadzam się! ;// Artur nie da jej umrzeć, ha! Tak w ogóle to pasują do siebie, czarodziej i wilczyca... Według mnie to okej XD
    Marina jak na razie nie nadaje się do walki, jak tak czytam. A myślałam, że już zginie, w sumie to jej nie lubię. ;33 Nie żeby coś, reszta bohaterów przypadła mi do gustu ;xx
    Czarodziej uratował życie wampirowi, mam nadzieję, że Christian nie będzie takim dupkiem i się odwdzięczy. :D
    Aurore dobrze myśli! Oby tak dalej! Brawo mała! Ps. Pospiesz się do Lany!
    Życzę duuużo weny i pozdrawiam! C; Czekam na następny rozdział ;)
    Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 Chrisi <3 FOREVER LOVE!
      __________________________________________________________________________________
      Faleni nie czujcie się gorzej ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Award ;* Szczegóły na moim blogu: http://magia-jest-gra-gdzie-ty-jestes-ofiara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!!!!
    Czekam na następny z (nie) cierpliwością :)
    Życzę weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że zawsze powtarzam, że uwielbiam czytać Twoje opisy walk! Są takie niesamowite! Zwiadowców przeczytałam wszystkie części, więc pozostają mi Twoje blogi :) Ale masz taką tematykę na nich, że zawsze ktoś się będzie z kimś bił.
    Nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć. A, no tak. Aurore - bardzo dobrze, że nie jest taką "księżniczką" jak Marina, że potrafi sobie poradzić, że umie o siebie zadbać. Marina to co innego. Nie lubię tego typu dziewcząt, więc może lepiej bym się nie wypowiadała :)Nie mniej jednak dobrze, że Chris ją uratował. A ten wzrok " zazdrosnej żony" mega boski. No i tłumaczenia Chrisa też super :) Co złego to nie on, nie? ;p
    Mam nadzieję, że zdołają uratować Lanę. No bo główny bohater nie może zginąć już w siódmym rozdziale, nie? Chociaż znając Ciebie wszystko jest możliwe. Ale jak uratowałaś Chace'a na Czterech Żywiołach, którzy już prawie cały był w grobie, to myślę, że Lany jednak nie uśmiercisz :)
    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział - na przesłuchanie ich więźnia i uleczenie- lub nie - Lany.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale czad !! Napisałaś to tak realistycznie że masakra xD Biedna Lana niech Aurore ją szybko wyleczy, a Arthur ją uratował i się martwił to było takie fajne ale i tak nie przebije Chrisa :D Mam taki zaciesz że on bał się o Aurore <3 Tylko szkoda że nie chciał uwierzyć w to że to jego ojciec nasłał tropicieli :) Mam nadzieje że wyciągnął wszystko od tego wampira którego zatrzymali ;) Rozdział, boski, idealny i nie wiem jak go jeszcze opisać xD Mam nadzieje że next dodasz szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny ! Wspaniałe sceny walki i pomysł o rozdzieleniu berła ! <3 Pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  8. " Jej jasna sukienka była poplamiona krwią wampira." Wampira czy czarownika?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emm , czekaj ,zaraz to znajdę xd czarownika, mój błąd ! xD

      Usuń
  9. Mam nadzieję, że Wilczyca nie umrze. Nie może ! Po tym incydencie powinni już bez problemu sie dogadać i współpracować wszyscy razem.
    Pozdrawiam i czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram! Nic tak nie łączy jak oddanie, walka, ocalenie życia.

      Usuń
  10. Dzisiaj mam dzień czytania i niestety jeden z "mrocznych dni", które prezentują się totalnym niemyśleniem nad pisaniem. Powiem tyle że było epicko, aczkolwiek tyle krwi... to do ciebie nie podobne. Ale i tak mi się podobało i lecę czytać kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Epic! Epic! Epic so much! Świetne ;-)
    Aurore to zabójczyni.... Wow..
    I faktycznie może być z Christianem.
    Czytam dalej
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahaha,skisłam Xd "giń, giń, giń, giń"! Mimo wszystko nie mogłam przestać się śmiać Xd hahahah <3

    OdpowiedzUsuń