Aurore, Arthur i Lana Sophia jechali na przedzie, natomiast Christian z Mariną wlekli się na szarym końcu, sporo za resztą. Syrena próbowała zabawić rozmową poirytowanego wampira, lecz on zbył ją w kilku słowach jeszcze bardziej zirytowany. Widząc, że książę nie ma nastroju, lekko mówiąc, dała spokój. Tak więc jechali bez słowa, a idealną ciszę zakłócał tylko tętent końskich kopyta. Po paru minutach dotarli do złotej bramy, osadzonej w wysokim kamiennym murze. Na owej bramie uwiecznione zostały w formie płaskorzeźby sceny z legend się tu rozgrywających. Cała piątka zatrzymała konie przed zakapturzoną postacią, strzegącą wejścia.
- Przepraszam, chcielibyśmy się dostać do środka... - zaczęła uprzejmie Aurore, mierząc czujnym spojrzeniem odzianego w burą pelerynę mężczyznę. Jego twarz całkowicie skryta była pod obszernym kapturem. W sękatych dłoniach dzierżył on długą, drewnianą laskę z końcówką w kształcie małej złotej sowy z rozpostartymi skrzydłami, wpatrującej się w nich nieufnie jadeitowymi oczkami.
- No właśnie - szybko dodała Lana Sophia. - Jesteśmy tu, aby...
- Wiem, ktoście wy i czego chcecie - uciął krótko tajemniczy mężczyzna.
- Och tak... - Lana wyraźnie się zmieszała.
- Skoro wszystko wiesz, to możemy przejść, panie... - zaczął Arthur, lecz i tym razem zakapturzona postać przerwała.
- Nazywam się Mogrim i jestem strażnikiem Najwyższej Wyroczni - powiedział mężczyzna dumnie, ściągając kaptur. Twarz Mogrima poorana była głębokimi zmarszczkami i pokryta licznymi bliznami. Z pod krzaczastych czarnych brwi spoglądały na nich głęboko osadzone, zielonkawe oczy. Wąskie usta częściowo przysłaniała gęsta, ciemna broda, tak samo kręcona jak włosy mężczyzny. - Nie wejdziecie wszyscy - oznajmił ostrym głosem strażnik. - Bramy Doliny mogą przekroczyć tylko osoby o czystych zamiarach i jeszcze czystszym sercu.
- To nie dorzeczne - mruknął pod nosem Arthur.
- Być może dla ciebie, ale nie dla Najwyższej - odparł chłodno Mogrim, mierząc czarownika karcącym spojrzeniem.- Takie zasady panują tu od wieków i na pewno nie będę ich zmieniać dla jednego naburmuszonego dzieciaka.