Sun i Shadow po rozmowie z Eremirem udali się do pokoju, który wynajmowali na górnym piętrze tawerny u Jednonogiego Johnny'ego, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy i udać się wykonać powierzone im zadanie.
- Dziwny typ z tego wampira - powiedział zamyślony Shadow, pakując do plecaka podróżnego ubrania. - Nie sądzisz?
- Jaki by nie był, najważniejsze, że ma pieniądze - odpowiedziała mu Sun. Bursztynowe oczy draconiski rozbłysły ekscytacją na samą myśl o zapłacie, która została im obiecana. - Zastanawia mnie tylko to, czy król wampirów, Deremin, naprawdę jest takim głupcem, że zamiast poprosić nas, żebyśmy sami zajęli się jego małym problemem, woli bawić się w pułapki i inne bzdury, kombinować jak koń pod górę, czy może ma w tym wszystkim jakiś cel... - dziewczyna pokręciła ciemnowłosą głową. - Chyba nigdy nie zrozumiem krwiopijców.
- Zastów się czy byś w ogóle chciała - blade wargi chłopaka wykrzywił się w ironicznym uśmiechu. Skrzyżował ręce na piersi. - Wszystkie rasy Erithel są, jak na mój gust, nieźle popaprane. Pomieszało im się w głowach od tych wszystkich sojuszy. Myślą, że jak się zjednoczyli, nic nie możemy im zrobić, ale się mylą. Teraz, kiedy zaginęło chroniące ich Berło, nasz król najpewniej szybo zechce wykorzystać sytuację... Wiesz, co to znaczy, nieprawdaż? - Shadow uśmiechnął się szerzej.Wręcz upiornie.
- Że jeśli dobrze to rozegra, niebawem nasz naród będzie mógł dzielić między sobą ich ziemie - dopowiedziała z równym bratu zadowoleniem, wyciągając z komody kilka swoich sukni. - Ale na razie mamy inny problem na głowie... Przecież musimy jakoś wkupić się w łaskę naszych ofiar. Musimy sprawić, że nam zaufają, zanim wprowadzimy ich na manowce... Jak to zrobimy? - spytała, upychając je do plecaka.
- Znając życie, ta grupka zapaleńców, która wyruszyła na poszukiwania Berła, ma w sobie żyłkę bohatera. Ba! To pewne, skoro się podjęli tak ryzykownego zadania. Tylko pomyśl, siostro. Gdybyś udawała draconiskę bez mocy, zupełnie bezbronną, niewinną istotkę, a ja, pod smoczą postacią bym cię atakował...
- Gdybym wołała o ratunek, na pewno by się przejęli i mi pomogli. Tak nawiązalibyśmy pierwszy kontakt. Shadow, to genialne! - pochwaliła brata, dalej krzątając się po sypialni..
- Wiem - zaśmiał się chłopak, wyłamując palce. - Zaopiekowaliby się tobą, zbłąkaną, nieszkodliwą nawet jak na draconiskę, choć przez chwilę. Potem ja, już w ludzkiej postaci, zacząłbym cię szukać... wiesz jako zmartwiony starszy brat. Zgubiłaś mi się, a ja umierałem z niepokoju. W między czasie wyszłoby, iż chcemy dotrzeć tam, gdzie i oni zmierzają, lecz średnio orientujemy się w tym terytorium. Straciliśmy mapę... Jeśli dobrze z nimi porozmawiamy, pozwolą nam sobie towarzyszyć. Żeby mieli z tego jakąś korzyść, zaoferuję im w razie czego swoją smoczą ochronę.
- Pfff, czyli tylko ja jestem niewinną istotką bez mocy? - prychnęła Sun, wywracając oczami. - Wielkie dzięki.
- Nie złość się. Wszystko przemyślałem. Wystarczy, że zaufasz swojemu bratu, a wszystko się uda - powiedział, wyciągając z komody długi miecz, schowany w skórzanej pochwie, i przypinając go sobie do pasa. - Ufasz? - jego fiołkowe oczy rozbłysły mrocznie.
- Ufam, ufam, Szhambelier. Dobra, kończmy te pogawędki. Im szybciej będziemy gotowi do drogi, tym bliższa będzie nasza zapłata. Trzeba ich prędko wytropić. To złoto już mnie woła, Shadow. Słyszę w uszach jego chciwą pieśń, a w serce wygrywa krwawą melodię...
- Mnie też, Sun. Mnie też - powiedział, przeciągając z lubością sylaby. Zmrużył swe oczy o pionowych źrenicach. Wszystkie smoki i ich potomkowie - draconisi - kochali złoto, klejnoty, wszystko, co drogocenne. Były one dla nich niemal równie ważne, jak krew dla wampirów czy różdżki dla czarowników. Dla pieniędzy byli zdolni zrobić wszystko, nawet poprowadzić na śmierć piątkę nieznanych sobie osób.
***
Odnalezienie pierwszego z siedmiu fragmentów Berła Przeznaczenia bardzo podniosło morale całej piątki. Skoro udało im się odzyskać ten, to i resztę odzyskają, a przynajmniej zrobią wszystko co w ich mocy, aby tak się stało. Na następny cel obrali sobie Orlą dolinę , znajdującą się na terytorium państwa wilkołaków - Norendfell. Choć byli zmęczeni wędrówką na szczyt góry Solim i tym wszystkim, co się tam zadziało, nie chcieli tracić czasu na odpoczynek. Losy Zjednoczonego Królestwa wisiały na włosku. Wszystko leżało w ich rękach i nie mogli zawieść. Nie mogli się spóźnić. Czasu było naprawdę niewiele... Każdą chwilą zwłoki ryzykowali, że w tym czasie Erithel może zostać najechane przez otaczających go wrogów. Przecież teraz, kiedy zaklęcia ochronne upadły, nie było to takie nieprawdopodobne co wcześniej...
Jechali tak kolejne godziny, zatrzymując się tylko wtedy, kiedy już naprawdę musieli. Dłuższy postój zarządzili dopiero po zmroku, kiedy byli już tak senni, że ledwo utrzymywali pion w siodle. Następnego dnia Christian ściągnął Marinę z łóżka skoro świt i oznajmił, że nie ma lepszej pory na trening. Poza tym, póki reszta jeszcze słodko spała, nikt nie powinien im przeszkadzać. Wampir od pewnego czasu szkolił syrenę na własną rękę. Zgodził się to robić, kiedy ona o to poprosiła. Marina bowiem nie chciała, aby powtórzyła się sytuacja z pierwszego ataku. Nie chciała, by następnym razem paraliż strachu znów ogarnął jej ciało i myśli. Wręcz przeciwnie. Chciała umieć się bronić, inaczej niż za pośrednictwem swej wodnej mocy. Marzyło jej się bycie wojowniczką, a nie wątłą dziewczynką, która nie wiedziała, jak się obronić. Na początku, podczas pierwszych treningów, Marinie nie szło zbyt dobrze. Popełniała podstawowe błędy, a kiedy walczyła z Christianem, "zabicie jej" zajmowało wampirowi najdalej minutę. Teraz jednakże szło jej już znacznie lepiej. Co prawda dalej nie mogła równać się z zaprawionym w boju siedemset letnim księciem, ale czyniła widoczne postępy.
- Jeszcze trochę, a będziesz lepszą zabójczynią od Aurore - zaśmiał się w pewnym momencie Christian, kiedy uczył Marinę, w jaki sposób odpierać ciosy. - Do dziś mam przed oczami widok naszej królewny,, siedzącej na jednym z Tropicieli, dźgającej go raz po raz sztyletem w pierś. "Giń, giń, giń".
- Na to właśnie liczę - odparła syrena, uśmiechając się przekornie. Na jej policzki wstąpiły różane rumieńce. - Kto wie, może pewnego dnia przewyższę i ciebie? - spytała śmiało. Dziś miała wyjątkowo dobry humor.
- Na to bym nie liczył. Tak łatwo tytułu mistrzowskiego nie dam sobie odebrać - odpowiedział, odpierając jej cios. Żelazo mieczy zazgrzytało okropnie, jednakże nie zbudziło ono reszty. Christian zadbał, aby ich mały trening odbył się w odpowiedniej odległości od zrzędliwego, jego zdaniem, Arthura i całej reszty. Jeszcze zobaczyliby, że robi coś miłego dla innych... po co mu to? Niech lepiej dalej żyją w przekonaniu, że jest antyspołecznym narcyzem, który nie robi nic bezinteresownie. Można by zacząć się zastanawiać, skąd to raczej ekscentryczne podejście u wampirzego księcia... Musicie jednak wiedzieć, że takiej postawy uczono większości Meridianczyków. Nie bez powodu wampiry uznawano za najbardziej egoistyczną i samolubną ze wszystkich ras. Chętnie czerpali oni korzyści od innych, ale nie lubili dawać niczego w zamian, niczego z siebie. Jakoś tak wygodniej było im pozować na chłodnych i nieprzystępnych niż narażać się na zyskanie opinii "pomocnego", któremu potem można zawracać głowę swoimi bezsensownymi prośbami. Tak, wiem, takie podejście może wydawać się niektórym dziwne, ale... dla krwiopijców było jak najbardziej normalne.
- Nie bądź taki pewny siebie, Christianie. Nikt nie jest niepokonany- odrzekła lekkim tonem, blokując prędko kolejny cios. Dziewczyna zachwiała się co prawda, gdyż jego cios był naprawdę mocny, ale, co najważniejsze, udało jej się go zatrzymać. Żelazo znów zazgrzytało. Marina chwilę siłowała się z nim. On napierał na własne ostrze, ona na swoje. Kiedy łajdacki błysk w jego oczach uświadomił syrenie, że daje jej fory, postanowiła pokazać mu, że potrafi wygrać i bez jego pomocy. Dziewczyna niespodziewanie zabrała ostrze i szybko odskoczyła w bok. Niespodziewający się niczego Christian poleciał do przodu, zachwiawszy się. Syrena postanowiła to wykorzystać. Zaszła go od tyłu i, tak jak wampir ją uczył, z całej siły kopnęła swojego przeciwnika w plecy. Książę poleciał do przodu i wylądował na kolanach. - Już nie żyjesz - szepnęła, przystawiając ostrze do gardła powalonego wampira. Na twarzy Christiana początkowo malowało się zdziwienie, zmieszane z dezorientacją. Po chwili jednak chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.
- Jestem pod wrażeniem - pochwalił, odgarniając ręką płowe włosy z czoła. Jego krwistoczerwone oczy pojaśniały.
- Dziękuję - rzuciła kokieteryjnie, opuszczając miecz. Christian pozbierał się z ziemi i otrzepał kolana. - Miałam dobrego nauczyciela - puściła do niego oczko.
- Najlepszego - poprawił ją.
- Już nie przesadzajmy. Zaraz ego ci skoczy.
- Wyższe i tak być nie może - machnął lekceważąco ręką, po czym oboje się zaśmiali. - To co, jeszcze jedna walka?
Marina z chęcią się zgodziła. Każda dodatkowa chwila ćwiczeń zbliżała ją do osiągnięcia poziomu, który sobie wymarzyła. Poza tym, każda dodatkowo spędzona chwila sam na sam z Christianem napełniała ją nadzieją, że chłopak w końcu zwróci na nią uwagę. Ale... ale tak naprawdę. Łudziła się, że w końcu i on się w niej zauroczy, zupełnie nieświadoma, iż serce jego należało już do innej.
Jakieś półgodziny później przebudziła się Lana Sophia, a niedługo potem Arthur i Aurore. Młodzi szybko zjedli skromne śniadanie, składające się z tego, co jeszcze im zostało, czyli bułek, sera i mleka (i oczywiście krwi Mariny dla Christiana). Szybko przygotowali się do drogi i wyruszyli, nie tracąc czasu. Po drodze, kiedy będą przejeżdżać nieopodal jakiegoś grodu, zamierzali uzupełnić zapasy żywności i krwi dla wampira, bo przecież nie mógł wiecznie pożywiać się swoją uczennicą. Jechali tak długie godziny, a żadnej osady jak nie było, tak nie ma. Arthura od rana dręczyło jakieś dziwne przeczucie... niepokój, dla którego czarownik nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Chłopak nie mówił o tm reszcie, ale... miał nieprzyjemne wrażenie, że niedługo coś się wydarzy. Coś bardzo złego. Czuł to w kościach i czuł to we krwi. Problem tkwił jedynie w tym, iż nie wiedział czego się spodziewać.
Do rana nad ich głowami ciążyły ciemne burzowe chmury. Marina miała tylko nadzieję, że deszcz nie zastanie ich w drodze. Przecież nie mogłaby jechać konno pod swoją prawdziwą syrenią postacią, którą woda by odkryła.
Po praktycznie całym dniu spędzonych w siodle zapadł wieczór. Do Norendfell było jeszcze bardzo daleko. Trzy, może cztery dni jazdy. A czas uciekał. Podczas kolacji, Lana dostrzegła na niebie lecącego ku nim ptaka o srebrnych skrzydłach i srebrnym dziobie. Jego czarne paciorkowate oczka świdrowały Aurore. W szponach zakleszczoną miał małą kopertę, na której widniała królewska pieczęć Arindell. Ptak wydarł z siebie dziki krzyk i upuścił przesyłkę na kolana Aurore, a następnie odleciał.
- Co to jest? - wilkołaczka zmarszczyła brwi zdziwiona.
- List - rzucił z przekąsem Arthur. - Taki coś, co się wysyła różnym osobom, jeśli ma się im coś to przekazania.
- Bardzo zabawne, Arthurze - Lana Sophia wywróciła teatralnie oczami, wymierzając mu przy tym delikatnego kuksańca między żebra. - Wiem, co to list. Byłam ciekawa jego treści.
- Nie jestem jasnowidzem. Jak przeczytam, to ci powiem - zaśmiała się księżniczka. Dziewczyna odłożyła drewniany talerzyk z niedojedzonym kawałkiem gęsi i zaintrygowana przełamała pieczęć. Szybko omiotła treść wzrokiem. Gdy tylko to zrobiła, jej twarz momentalnie spoważniała. Z jej oczu zniknęła wesołość, a zastąpiły ją niedowierzanie i strach. Pobladła. Usta, wcześniej układające się w piękny uśmiech... po tym uśmiechu już nic nie zostało.
- Aurore, co się stało? - zmartwiła się Marina. - Co jest w tym liście? - spytała troskliwie, kładąc jej dłoń na ramieniu. Jednakże elfica szybko ją strząsnął. Poderwała się gwałtownie z miejsca. Cała się trzęsła. Chyba jeszcze żadne z nich nie widziało jej w takim stanie.
- Nic. Ja... po prostu muszę się przejść - wymamrotała pierwsze, co przyszło jej na myśl i pobiegła w stronę ciągnącego się nieopodal strumienia, schowanego za linią drzew. Arthur już chciał biec za nią, lecz syrena go powstrzymała.
- Zostaw ją. Musi być teraz sama.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Nie czujesz, tego co ja. Nie czujesz, tego czego ona teraz czuje*. Jest roztrzęsiona, przerażona, bije się z myślami. Nie wiem, co było w tym liście, ale za to wiem, że doszczętnie ją rozbiło. Ona... Aurore nie chce o tym mówić. Przynajmniej nie teraz. Daj jej chwilę, by to przetrawić - powiedziała, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Arthur posłuchał, lecz Christian nie miał takiego zamiaru. Chciał chwilę odczekać, a potem, gdy nadarzy się dogodny moment, pójść jej szukać i sprawdzić, co tak nią wstrząsnęło. W zasadzie natura sama podała mu pretekst do dyskretnego ewakuowania się od ogniska. Z ciążących nad ich głowami od rana ciemnymi chmurami zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Kiedy Lana z Arthurem zaczęli zbierać rzeczy, by nie zamokły, a Marina prędko schowała się do namiotu, Christian wycofał się, a potem z wampirzą prędkością popędził w kierunku, w którym wcześniej pobiegła Aurore. Deszcz padał coraz mocniej. Słychać było pierwsze gromy.
- Aurore?! - zawołał Christian, rozglądając się wokoło. Był już spory kawałek od obozowiska, nieopodal strumienia, którego nazwy nawet nie znał. Tu i ówdzie pięło się ku niebu kilka drzew, po których gęstych koronach spływały ku ziemi krople deszczu. - Auro...
I wtedy ją zobaczył. Siedziała skulona, skryta między kilkoma z nich. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Łkała. Obok niej, wśród połamanych gałązek i zeschniętych liści, które wiatr pozrywał z drzew, leżała zmięty w kulkę kawałek pergaminu. List, który dostała chwilę wcześniej.
- Aurore... - podszedł do niej z ostrożnością, z jaką podchodzi się do łani, by jej nie spłoszyć. Elfica podniosła na niego wzrok. Jej piękne niebieskie oczy były teraz zaczerwienione, niemal całkowicie skryte za zasłoną łez. Łez, które spływały nieustannie po jej policzkach i które chciał zamaskować deszcz.
- Czego chcesz? - warknęła ściszonym, łamiącym się głosem. - Jeśli znów zamierzasz mnie dręczyć, wybrałeś niewłaściwy moment ku temu.
- Nie mam takiego zamiaru - odparł bezbarwnie Christian, kucając przy niej na mokrym runie leśnym.Ujął w uścisku jej dłoń. Spojrzała na niego zdumiona tym gestem, lecz nie cofnęła dłoni, co on z kolei przyjął z ulgą. - Powiedz, co się dzieje - poprosił, siląc się na łagodność, która była do niego zupełnie nie podobna. On... zdawał się nie mieć w sobie absolutnie żadnej delikatności, w przeciwieństwie do niej, Białej Róży, najdroższego klejnotu Arindell. Serce mu się krajało, gdy widział ją teraz w tak żałosnym stanie. Właściwie to takie momenty przypominały mu, że w ogóle ma serce, choć tak często w to wątpił.
- A co ci do tego? - prychnęła z goryczą, po czym spuściła wzrok i wymamrotała ledwie słyszalnie - I tak niczego byś nie zmienił, nawet gdybyś chciał.
- Skąd pomysł, że nie chcę?
- Skąd pomysł, że chcesz? Nie obchodzę cię. Nie obchodzę nikogo. Nawet własnych rodziców. Mają w nosie to, czego chcę, to czego pragnę, to kim chcę być. Bo mam chcieć tego, czego oni dla mnie chcą. Pragnąć, czego pragną i oni. Być tym, kim chcą bym była. Nic poza tym. Ale ty tego nie zrozumiesz.
- Więc mi wyjaśnij - poprosił, siadając przy niej. Bardzo blisko. Nie przeszkadzał mu deszcz, nie przeszkadzała mu nadchodząca burza. Teraz liczyła się ona i tylko ona.
Elfica przez chwilę milczała, zastanawiając się, czy powinna się przed nim otworzyć. Nie przepadała za nim, nigdy nie potrafili się dogadać, ale w tej chwili... czuła, że jeśli się komuś nie wyżali, emocje i żal rozsadza ją od wewnątrz. Oczywiście zakładając, że ona sam wcześniej się nie potnie z rozpaczy.
- Ten list... - zaczęła w końcu nieśmiało, niepewnie, nawet nie patrząc mu w oczy - to było zawiadomienie o ślubie mojej siostry Sienny...
- Co w tym złego, że wychodzi za mąż? - zdumiał się Christian. - Czyż nie powinno być to powodem twojej radości?
- Gdyby zrobiła to z miłości? Tak, wtedy cieszyłabym się razem z nią. Błogosławiłabym jej i jej wybrankowi, lecz to nie jest ślub z miłości. Nie... - pokręciła głową, zerkając na niego szklanymi oczyma. - Sienna... Ona jest jeszcze taka młoda... a rodzice już zdecydowali się ją oddać. Nijakiemu baronowi Haertinowi. Wiesz kim on jest, Christianie? Wiesz?
- Nie.
- Trzy razy starszym od niej mężczyzną, słynącym z rozwiązłego i hulaszczego trybu życia. Zwykły awanturnik i pijak. Ten elf nie reprezentuje sobą niczego dobrego, poza statusem. Ma tytuł. Jest wpływowy i bogaty. To wystarczyło rodzicom, aby postanowili związać z nim przyszłość Sienny, nie zważając na to, że prawdopodobnie będzie z nim nieszczęśliwa do końca życia.
- Tak mi przykro... - Christian nie wiedział, co powiedzieć. Jak ją pocieszyć, jak podnieść na duchu. Aranżowane małżeństwa były tu dosyć powszechne, zwłaszcza w rodzinach królewskich. Jego też wiele razy ojciec próbował swatać, lecz on, jako mężczyzna, miał większą dowolność. Dowolność, której niestety odmawiano kobietom. Dla króla każdego państwa największa radością był syn, który mógł objąć po nim tron, który mógł przysporzyć chwały rodowi zwycięskimi bitwami, pomóc w negocjacjach czy zasłynąć wielu innych dziedzinach. Córka natomiast nie znaczyła nic. Król mógł ją kochać, lecz nie podnosiło to jej wartości. Była kobietą, co więc mogła zrobić? Na pewno nie zasiąść na tronie, nie wsławić się w bitwie... nic. Jedyny pożytek z niej był wtedy, i tylko wtedy, kiedy wyszła dobrze za mąż, na przykład przypieczętowując swym małżeństwem ważny dla królestwa traktat. Wielu widziało, iż takie traktowanie i myślenie o kobietach jest jawną niesprawiedliwością, lecz nikomu nie spieszyło się, aby to zmieniać.
- A wiesz co jest najgorsze? - spytała po chwili milczenia, spoglądając mu w oczy z okrutną boleścią. Jej głos balansował na skraju załamania. - Że na koniec dopisali, iż nie mogą doczekać się mojego powrotu, bo dla mnie też mają niespodziankę. Pewnie domyślasz się, na czym ta niespodzianka ma polegać...
- Ciebie też chcą wydać - powiedział chłopak, czując, jak zalewa go fala współczucia dla niej. Aurore pozowała na silną i niezłomną, podobnie jak on pozował na niewzruszonego i obojętnego na wszystko, lecz tak naprawdę była krucha... nietrudno było ją zranić.
- Tak - potrząsnęła głową. - Próbowali zrobić to już wcześniej, dziesięć lat temu. Chcieli bym poślubiła jednego z przedstawicieli klanu Variassich, aby w ten sposób utrwalić więzy, łączące nasze rodziny. Nie chciałam tego zrobić, nie chciałam poślubić człowieka, którego nie tyle nie kocham, co po prostu nie znam. Więc uciekłam.
- Do Gór Jastrzębich. Dlatego tak dobrze znałaś te okolice - i nagle wampirowi wszystko zaczęło się okładać w logiczną całość.
- Tak. Zaszyłam się w jednej z jaskiń i ukrywałam się tam przez tydzień, lecz potem mnie znaleźli. Nie chciałam wracać, krzyczałam, żeby mnie zostawili, groziłam, że rzucę się ze skał, jeśli oddadzą mnie jak rzecz, żebym do końca życia męczyła się z jakimś starym dziadem. Przestraszyli się i obiecali mi wtedy, że już nigdy nie będą próbować mnie swatać. Dali mi słowo, że kiedy będę gotowa do małżeństwa, kiedy poznam kogoś, komu oddam swoje serce, będę mogła go poślubić. Do niczego mnie nie zmuszą. Głupia im uwierzyłam i wróciłam do pałacu. Myślałam, że mogę im zaufać, lecz ich słowo okazało się nic nie warte...
Po jej twarzy zaczęły spływać nowe łzy. Zaniosła się płaczem na samo wspomnienie. Christian wyjął z kamizelki jedwabną chusteczkę i otarł delikatnie jej policzek. Spojrzała na niego z podziękowaniem, siląc się na słaby uśmiech.
Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Aurore głos odmawiał posłuszeństwa, a Christian nie miał bladego pojęcia, co mógłby powiedzieć. "Nie martw się, wszystko będzie dobrze", "Spokojnie, wszystko się jakoś ułoży"... to były tylko puste i oklepane zwroty, które nie wnosiły zupełnie nic. Wtedy naszła go pewna myśl. Nie miał pewności, że go nie odtrąci, że nie potraktuje jego gestu za oznakę zbytniej śmiałości, ale... tylko to przychodziło mu teraz do głowy. Chłopak objął ją pokrzepiająco ramieniem i przytulił, marząc tylko o tym, by znaleźć sposób na ukojenie jej bólu.
Była zaskoczona tym gestem, lecz o dziwo nie protestowała. Była taka krucha w jego ramionach, teraz taka bezbronna...
- Christianie ja... ja nie chcę wychodzić za obcego mi elfa, nie chcę spędzić danych mi dni z kimś, kogo nie kocham. Nie dam wepchnąć się do łóżka jakiemuś staruchowi, tylko po ty, by ród umocnił swą pozycję. Ja... ja nie wrócę do stolicy. Pomogę wam znaleźć Berło, ale potem... - pokręciła głową - zrobię wszystko, by zginąć podczas ostatniej walki. Specjalnie się podłożę, by uniknąć tego przeklętego ślubu. A jeśli jakimś cudem przeżyje, przysięgam, że sama się zabiję. Zrobię to, nie wrócę do domu.
Christianem wstrząsnęły te słowa. Każdy z nas miał coś takiego, czego bał się najbadziej, czego najbardziej na świecie chciał uniknąć, ale mimo wszystko to instynkt przetrwania, chęć życia przeważnie były najsilniejsze. Przewyższały one lęk. Jak w wielkiej desperacji trzeba więc być, by targnąć się na własne życie? Jaki koszmar musi stać przed nami, abyśmy posunęli się do czegoś takiego?
- Nie pozwolę ci tego zrobić, Aurore - szepnął z pełną powagą, gładząc dłonią jej złotowłosą głowę. - Nie dam ci się zabić.
- Czyli wolisz, żebym cierpiała przez całą swą elfią wieczność, żyjąc z jakimś niewyżytym pijusem z tytułem szlacheckim? Spędzić ją na zadowalaniu jakiegoś lorda od siedmiu boleśni, tylko dlatego, bo tak chce rodzina, tak? Tylko dlatego, że kobiety nadają się tylko do jednego, czyż nie? - syknęła, nie panując już nad sobą. Oderwała się od niego gwałtownie, posyłając mu wrogie spojrzenie. Christian westchnął ciężko.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu jestem zdania, że istnieje lepsze wyjście.
- Ja już nie mam wyjścia. W tę albo we w tę. Innej drogi nie ma.
- Jest. Ucieczka. Zawsze możesz uciec daleko stąd, gdzieś, gdzie nigdy nikt by cię nie znalazł. Mógłbym ci pomóc, gdybyś tylko się zgodziła na ten plan - powiedział wampir, mrużąc czerwone jak krew oczy.
- Nie - Aurore pokręciła przetowłosą głową. - Nie znasz moich rodziców. Gdybym splamiła honor rodziny, uciekając sprzed ołtarza, mogłabym się nawet zapaść pod ziemię, ale i tak by mnie znaleźli i siłą zawlekli do ołtarza. Nie znasz ich. Jeśli natomiast zginę w walce, będą mogli winić tylko tego, który zadał mi śmiertelny cios. Do niczego mnie już nie zmuszą. Będę wolna.
- Będziesz martwa - sprostował brutalnie Christian, podnosząc się z ziemi. Był już cały przemoczony, podobnie jak ona. - Co ci po tej wolności, skoro nie będziesz mogla z niej skorzystać? Twe ciało złożą do trumny i zakopią, i tak właśnie skończy się twoja królewska baśń, twoja elfia wieczność. Naprawdę chcesz tego?
- Nie, oczywiście, że nie - sprostowała ostro, również się podnosząc. - Chciałabym żyć, jak każdy. Coś osiągnąć, znaleźć miłość życia, założyć kochającą rodzinę, ale to nie jest mi dane. Miłość dla królewskiej córki jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje. Są tylko układy między szlachtą i przypieczętowywane ślubami pakty, przez które księżniczka ma za zadanie zadowalać męża nawet jeśli przyprawia ją o obrzydzenie, byleby tylko nie chciał zrywać umowy z jej ojcem, i rodzić mu dzieci, żeby miał komu przekazać rodzinne dziedzictwo. Nie chce takiego życia. Nie chcę.
- I nie będziesz miała - powiedział, przyglądając jej się z nieodgadniętym wyrazem twarzy. - To jedno, co mogę ci obiecać.
- Dlaczego tak nagle zaczęło ci zależeć na tym, co ze mną będzie? - spytała Aurore z podejrzeniem, krzyżując ręce na piersi. - Przecież ty mnie nienawidzisz.
- Nawet nie wiesz, w jak wielkim tkwisz błędzie - odpowiedział niemal szeptem, czując, jak wszystko w środku w nim buzuje. Nie powinien może tego mówić. Może nie powinna wiedzieć. Może... nie. To zabrnęło już za daleko. Kiedyś musiał jej powiedzieć, niezależnie od tego czy go przyjmie, czy odrzuci.
- Co...? - zdumiała się, otwierając szerzej oczy. Dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a tym bardziej tego, co miała za chwilę usłyszeć.
Christian przez chwilę myślał, zastanawiając się, jak ubrać to w słowa, aż w końcu wyznał jej:
- Zależy mi na tobie, Aurore, i to bardzo.
Aurore wypuściła z siebie ze świstem powietrze, jej serce zabiło szybciej. Nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń.
- Od paru dni nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, jak o tobie. Od poranka aż do zmierzchu mam cię przed oczami, a w uszach tkwi mi twój dźwięczny śmiech, twój słodki głos. A potem słyszę go znów, tym razem we śnie. Nie mogę spojrzeć na żadną inną dziewczynę, tak żebym nie widział w niej ciebie. Ja... - zawahał się. - Po prostu kocham cię, Aurore. Kocham.
Christian czuł, że powinien zamilknąć, że to niezgodne z tym, co sobie obiecał, ale nie był w stanie przestać. Jego serce dorwało się do głosu i nie miało zamiaru odejść od mównicy.
Wampir roześmiał się krótko.
- To zabawne. Na początku cię nie znosiłem. Drażniłaś mnie jak mało kto, ale... potem to się zmieniło. Dlatego nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Nie wiem, co zrobię, ale mogę ci obiecać, że nie dopuszczę do tego, by oddali cię komuś bez twojej zgody, jak zwykłą rzecz. Nie pozwolę, byś znów przez to płakała - powiedział, przesuwając dłonią po jej bladym jak u porcelanowej lalki policzku. Nigdy tak bardzo nie miał ochoty złożyć pocałunku na jej ustach, jak teraz, ale wiedział, że to byłoby już za wiele.
- Christian, ja... nie wiem co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, że ty... cokolwiek do mnie... - wyznanie wampira wprawiło ją w taki szok, że tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
- Nic nie musisz mówić - odparł, odwracając wzrok. - Nie liczę nawet, że to odwzajemnisz. Chciałbym, żeby tak było, ale jestem realistą i wiem, że tak nie będzie. Przynajmniej nie dziś, nie jutro... Może pewnego dnia spojrzysz na mnie życzliwszym okiem, ale...
Książę nie zdążył dokończyć, bo właśnie stało się coś, czego spodziewał się najmniej. Coś, przez co zaczął wątpić w realność tej sceny. Zaczął się lękac, iż to nie dzieje się naprawdę, że to tylko sen... Lecz nawet jeśli to wszystko było snem, nie chciał się z niego budzić.
Aurore wspięła się na palce, by dosięgnąć do niego, i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.
- Dziękuję - szepnęła, spoglądając mu z najszczerszą powagą i rozczuleniem w oczy. Dłoń Christiana mimowolnie powędrowała ku policzkowi, który chwilę temu musnęły jej wargi. - To piękne co powiedziałeś. Jestem ci wdzięczna za twą ofiarność. Wątpię, by ktokolwiek był wstanie mi jeszcze pomóc, lecz doceniam chęci.
Po chwili wahania dodała jeszcze:
- Tylko proszę, nie mów o tym pozostałym. Nie chcę, by wiedzieli. Niepotrzebne mi ich współczujące spojrzenia i słowa otuchy. Na nic mi teraz one - powiedziała, na powrót posępniejąc.
- Jeśli nie chcesz, bym mówił, to nie powiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytała, spoglądając na niego badawczo, na co Christian uśmiechnął się trochę smutno w odpowiedzi.
- Odpowiesz mi.
- No co? - zmarszczyła zdumiona brwi.
- Powiedziałem, że nie potrzebuję wiedzieć, ale... Wątpię, byś odwzajemniała moje uczucia, lecz nie zmienia to faktu, że chciałbym usłyszeć z twych ust, jak jest.
Choć spodziewam się już odpowiedzi - pomyślał przybity wampir, wzdychając ciężko. Christian nie wiedział, co się z nim dzieje. To było zupełnie do niego niepodobne. Romantyczne wyznania, deklaracje pomocy, to nie jego bajka, a jednak to zrobił. Powiedział jej co do niej czuje. Choć wiedział, że może tego żałować, czuł, że kamień spadł mu z serca wraz z chwilą, w której w końcu to z siebie wyrzucił.
- Och, to oto chodzi... - zafrasowała się. Aurore spuściła głowę zmieszana. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Była wzruszona jego wyznaniem i wdzięczna za uczucie, którym ją obdarzył, lecz... sama niestety nie czuła nic specjalnego. Nie czuła miłości, nie... Może przyjdzie ona pewnego dnia, Christian by tego chciał, ale... tak jak sam się domyślił, jeszcze nie dziś. To wszystko na pewno zmieni sposób jej patrzenia na niego, ale nie wywoła uczucia na skinienie. Aurore nie chciała zachować się wobec niego nie w porządku, nie chciała mamić go słodkimi słowami i zapewnieniami miłości, której po prostu nie czuła. Ale nie chciał też go zranić. Ostatecznie jednak nic nie musiała mówić. Christian zauważył jej zmieszanie i już wiedział.
- Tak też myślałem - skwitował głosem wypranym z emocji, choć tak naprawdę w środku wszystko w nim runęło. Spodziewał się, że tak to się skończy, lecz nie był świadomy, że to będzie aż tak bolesne. - Spokojnie, nie mam zamiaru ci się narzucać... - odwrócił się na pięcie, by odejść, lecz ona go powstrzymała.
- Christian, przepraszam - szepnęła ze smutkiem, łapiąc go za rękę. - Przepraszam, że nie mogę powiedzieć ci tego samego, co ty mnie. Przykro mi, ale...
- Nie dziś. Rozumiem - rzucił z ironicznym uśmiechem, po czym odszedł w stronę obozowiska, nie obracając się ani razu.
______________________
* Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale w poprzednim rozdziale mówiłam, że Marina potrafi czytać emocje ludzi... Po prostu czuje to, co osoby w jej otoczeniu. Można nazwać to zdolnością, pojawiającą się co i raz u przedstawicieli jej rasy.
- Na to bym nie liczył. Tak łatwo tytułu mistrzowskiego nie dam sobie odebrać - odpowiedział, odpierając jej cios. Żelazo mieczy zazgrzytało okropnie, jednakże nie zbudziło ono reszty. Christian zadbał, aby ich mały trening odbył się w odpowiedniej odległości od zrzędliwego, jego zdaniem, Arthura i całej reszty. Jeszcze zobaczyliby, że robi coś miłego dla innych... po co mu to? Niech lepiej dalej żyją w przekonaniu, że jest antyspołecznym narcyzem, który nie robi nic bezinteresownie. Można by zacząć się zastanawiać, skąd to raczej ekscentryczne podejście u wampirzego księcia... Musicie jednak wiedzieć, że takiej postawy uczono większości Meridianczyków. Nie bez powodu wampiry uznawano za najbardziej egoistyczną i samolubną ze wszystkich ras. Chętnie czerpali oni korzyści od innych, ale nie lubili dawać niczego w zamian, niczego z siebie. Jakoś tak wygodniej było im pozować na chłodnych i nieprzystępnych niż narażać się na zyskanie opinii "pomocnego", któremu potem można zawracać głowę swoimi bezsensownymi prośbami. Tak, wiem, takie podejście może wydawać się niektórym dziwne, ale... dla krwiopijców było jak najbardziej normalne.
- Nie bądź taki pewny siebie, Christianie. Nikt nie jest niepokonany- odrzekła lekkim tonem, blokując prędko kolejny cios. Dziewczyna zachwiała się co prawda, gdyż jego cios był naprawdę mocny, ale, co najważniejsze, udało jej się go zatrzymać. Żelazo znów zazgrzytało. Marina chwilę siłowała się z nim. On napierał na własne ostrze, ona na swoje. Kiedy łajdacki błysk w jego oczach uświadomił syrenie, że daje jej fory, postanowiła pokazać mu, że potrafi wygrać i bez jego pomocy. Dziewczyna niespodziewanie zabrała ostrze i szybko odskoczyła w bok. Niespodziewający się niczego Christian poleciał do przodu, zachwiawszy się. Syrena postanowiła to wykorzystać. Zaszła go od tyłu i, tak jak wampir ją uczył, z całej siły kopnęła swojego przeciwnika w plecy. Książę poleciał do przodu i wylądował na kolanach. - Już nie żyjesz - szepnęła, przystawiając ostrze do gardła powalonego wampira. Na twarzy Christiana początkowo malowało się zdziwienie, zmieszane z dezorientacją. Po chwili jednak chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.
- Jestem pod wrażeniem - pochwalił, odgarniając ręką płowe włosy z czoła. Jego krwistoczerwone oczy pojaśniały.
- Dziękuję - rzuciła kokieteryjnie, opuszczając miecz. Christian pozbierał się z ziemi i otrzepał kolana. - Miałam dobrego nauczyciela - puściła do niego oczko.
- Najlepszego - poprawił ją.
- Już nie przesadzajmy. Zaraz ego ci skoczy.
- Wyższe i tak być nie może - machnął lekceważąco ręką, po czym oboje się zaśmiali. - To co, jeszcze jedna walka?
Marina z chęcią się zgodziła. Każda dodatkowa chwila ćwiczeń zbliżała ją do osiągnięcia poziomu, który sobie wymarzyła. Poza tym, każda dodatkowo spędzona chwila sam na sam z Christianem napełniała ją nadzieją, że chłopak w końcu zwróci na nią uwagę. Ale... ale tak naprawdę. Łudziła się, że w końcu i on się w niej zauroczy, zupełnie nieświadoma, iż serce jego należało już do innej.
Jakieś półgodziny później przebudziła się Lana Sophia, a niedługo potem Arthur i Aurore. Młodzi szybko zjedli skromne śniadanie, składające się z tego, co jeszcze im zostało, czyli bułek, sera i mleka (i oczywiście krwi Mariny dla Christiana). Szybko przygotowali się do drogi i wyruszyli, nie tracąc czasu. Po drodze, kiedy będą przejeżdżać nieopodal jakiegoś grodu, zamierzali uzupełnić zapasy żywności i krwi dla wampira, bo przecież nie mógł wiecznie pożywiać się swoją uczennicą. Jechali tak długie godziny, a żadnej osady jak nie było, tak nie ma. Arthura od rana dręczyło jakieś dziwne przeczucie... niepokój, dla którego czarownik nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Chłopak nie mówił o tm reszcie, ale... miał nieprzyjemne wrażenie, że niedługo coś się wydarzy. Coś bardzo złego. Czuł to w kościach i czuł to we krwi. Problem tkwił jedynie w tym, iż nie wiedział czego się spodziewać.
Do rana nad ich głowami ciążyły ciemne burzowe chmury. Marina miała tylko nadzieję, że deszcz nie zastanie ich w drodze. Przecież nie mogłaby jechać konno pod swoją prawdziwą syrenią postacią, którą woda by odkryła.
Po praktycznie całym dniu spędzonych w siodle zapadł wieczór. Do Norendfell było jeszcze bardzo daleko. Trzy, może cztery dni jazdy. A czas uciekał. Podczas kolacji, Lana dostrzegła na niebie lecącego ku nim ptaka o srebrnych skrzydłach i srebrnym dziobie. Jego czarne paciorkowate oczka świdrowały Aurore. W szponach zakleszczoną miał małą kopertę, na której widniała królewska pieczęć Arindell. Ptak wydarł z siebie dziki krzyk i upuścił przesyłkę na kolana Aurore, a następnie odleciał.
- Co to jest? - wilkołaczka zmarszczyła brwi zdziwiona.
- List - rzucił z przekąsem Arthur. - Taki coś, co się wysyła różnym osobom, jeśli ma się im coś to przekazania.
- Bardzo zabawne, Arthurze - Lana Sophia wywróciła teatralnie oczami, wymierzając mu przy tym delikatnego kuksańca między żebra. - Wiem, co to list. Byłam ciekawa jego treści.
- Nie jestem jasnowidzem. Jak przeczytam, to ci powiem - zaśmiała się księżniczka. Dziewczyna odłożyła drewniany talerzyk z niedojedzonym kawałkiem gęsi i zaintrygowana przełamała pieczęć. Szybko omiotła treść wzrokiem. Gdy tylko to zrobiła, jej twarz momentalnie spoważniała. Z jej oczu zniknęła wesołość, a zastąpiły ją niedowierzanie i strach. Pobladła. Usta, wcześniej układające się w piękny uśmiech... po tym uśmiechu już nic nie zostało.
- Aurore, co się stało? - zmartwiła się Marina. - Co jest w tym liście? - spytała troskliwie, kładąc jej dłoń na ramieniu. Jednakże elfica szybko ją strząsnął. Poderwała się gwałtownie z miejsca. Cała się trzęsła. Chyba jeszcze żadne z nich nie widziało jej w takim stanie.
- Nic. Ja... po prostu muszę się przejść - wymamrotała pierwsze, co przyszło jej na myśl i pobiegła w stronę ciągnącego się nieopodal strumienia, schowanego za linią drzew. Arthur już chciał biec za nią, lecz syrena go powstrzymała.
- Zostaw ją. Musi być teraz sama.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Nie czujesz, tego co ja. Nie czujesz, tego czego ona teraz czuje*. Jest roztrzęsiona, przerażona, bije się z myślami. Nie wiem, co było w tym liście, ale za to wiem, że doszczętnie ją rozbiło. Ona... Aurore nie chce o tym mówić. Przynajmniej nie teraz. Daj jej chwilę, by to przetrawić - powiedziała, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Arthur posłuchał, lecz Christian nie miał takiego zamiaru. Chciał chwilę odczekać, a potem, gdy nadarzy się dogodny moment, pójść jej szukać i sprawdzić, co tak nią wstrząsnęło. W zasadzie natura sama podała mu pretekst do dyskretnego ewakuowania się od ogniska. Z ciążących nad ich głowami od rana ciemnymi chmurami zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Kiedy Lana z Arthurem zaczęli zbierać rzeczy, by nie zamokły, a Marina prędko schowała się do namiotu, Christian wycofał się, a potem z wampirzą prędkością popędził w kierunku, w którym wcześniej pobiegła Aurore. Deszcz padał coraz mocniej. Słychać było pierwsze gromy.
- Aurore?! - zawołał Christian, rozglądając się wokoło. Był już spory kawałek od obozowiska, nieopodal strumienia, którego nazwy nawet nie znał. Tu i ówdzie pięło się ku niebu kilka drzew, po których gęstych koronach spływały ku ziemi krople deszczu. - Auro...
I wtedy ją zobaczył. Siedziała skulona, skryta między kilkoma z nich. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Łkała. Obok niej, wśród połamanych gałązek i zeschniętych liści, które wiatr pozrywał z drzew, leżała zmięty w kulkę kawałek pergaminu. List, który dostała chwilę wcześniej.
- Aurore... - podszedł do niej z ostrożnością, z jaką podchodzi się do łani, by jej nie spłoszyć. Elfica podniosła na niego wzrok. Jej piękne niebieskie oczy były teraz zaczerwienione, niemal całkowicie skryte za zasłoną łez. Łez, które spływały nieustannie po jej policzkach i które chciał zamaskować deszcz.
- Czego chcesz? - warknęła ściszonym, łamiącym się głosem. - Jeśli znów zamierzasz mnie dręczyć, wybrałeś niewłaściwy moment ku temu.
- Nie mam takiego zamiaru - odparł bezbarwnie Christian, kucając przy niej na mokrym runie leśnym.Ujął w uścisku jej dłoń. Spojrzała na niego zdumiona tym gestem, lecz nie cofnęła dłoni, co on z kolei przyjął z ulgą. - Powiedz, co się dzieje - poprosił, siląc się na łagodność, która była do niego zupełnie nie podobna. On... zdawał się nie mieć w sobie absolutnie żadnej delikatności, w przeciwieństwie do niej, Białej Róży, najdroższego klejnotu Arindell. Serce mu się krajało, gdy widział ją teraz w tak żałosnym stanie. Właściwie to takie momenty przypominały mu, że w ogóle ma serce, choć tak często w to wątpił.
- A co ci do tego? - prychnęła z goryczą, po czym spuściła wzrok i wymamrotała ledwie słyszalnie - I tak niczego byś nie zmienił, nawet gdybyś chciał.
- Skąd pomysł, że nie chcę?
- Skąd pomysł, że chcesz? Nie obchodzę cię. Nie obchodzę nikogo. Nawet własnych rodziców. Mają w nosie to, czego chcę, to czego pragnę, to kim chcę być. Bo mam chcieć tego, czego oni dla mnie chcą. Pragnąć, czego pragną i oni. Być tym, kim chcą bym była. Nic poza tym. Ale ty tego nie zrozumiesz.
- Więc mi wyjaśnij - poprosił, siadając przy niej. Bardzo blisko. Nie przeszkadzał mu deszcz, nie przeszkadzała mu nadchodząca burza. Teraz liczyła się ona i tylko ona.
Elfica przez chwilę milczała, zastanawiając się, czy powinna się przed nim otworzyć. Nie przepadała za nim, nigdy nie potrafili się dogadać, ale w tej chwili... czuła, że jeśli się komuś nie wyżali, emocje i żal rozsadza ją od wewnątrz. Oczywiście zakładając, że ona sam wcześniej się nie potnie z rozpaczy.
- Ten list... - zaczęła w końcu nieśmiało, niepewnie, nawet nie patrząc mu w oczy - to było zawiadomienie o ślubie mojej siostry Sienny...
- Co w tym złego, że wychodzi za mąż? - zdumiał się Christian. - Czyż nie powinno być to powodem twojej radości?
- Gdyby zrobiła to z miłości? Tak, wtedy cieszyłabym się razem z nią. Błogosławiłabym jej i jej wybrankowi, lecz to nie jest ślub z miłości. Nie... - pokręciła głową, zerkając na niego szklanymi oczyma. - Sienna... Ona jest jeszcze taka młoda... a rodzice już zdecydowali się ją oddać. Nijakiemu baronowi Haertinowi. Wiesz kim on jest, Christianie? Wiesz?
- Nie.
- Trzy razy starszym od niej mężczyzną, słynącym z rozwiązłego i hulaszczego trybu życia. Zwykły awanturnik i pijak. Ten elf nie reprezentuje sobą niczego dobrego, poza statusem. Ma tytuł. Jest wpływowy i bogaty. To wystarczyło rodzicom, aby postanowili związać z nim przyszłość Sienny, nie zważając na to, że prawdopodobnie będzie z nim nieszczęśliwa do końca życia.
- Tak mi przykro... - Christian nie wiedział, co powiedzieć. Jak ją pocieszyć, jak podnieść na duchu. Aranżowane małżeństwa były tu dosyć powszechne, zwłaszcza w rodzinach królewskich. Jego też wiele razy ojciec próbował swatać, lecz on, jako mężczyzna, miał większą dowolność. Dowolność, której niestety odmawiano kobietom. Dla króla każdego państwa największa radością był syn, który mógł objąć po nim tron, który mógł przysporzyć chwały rodowi zwycięskimi bitwami, pomóc w negocjacjach czy zasłynąć wielu innych dziedzinach. Córka natomiast nie znaczyła nic. Król mógł ją kochać, lecz nie podnosiło to jej wartości. Była kobietą, co więc mogła zrobić? Na pewno nie zasiąść na tronie, nie wsławić się w bitwie... nic. Jedyny pożytek z niej był wtedy, i tylko wtedy, kiedy wyszła dobrze za mąż, na przykład przypieczętowując swym małżeństwem ważny dla królestwa traktat. Wielu widziało, iż takie traktowanie i myślenie o kobietach jest jawną niesprawiedliwością, lecz nikomu nie spieszyło się, aby to zmieniać.
- A wiesz co jest najgorsze? - spytała po chwili milczenia, spoglądając mu w oczy z okrutną boleścią. Jej głos balansował na skraju załamania. - Że na koniec dopisali, iż nie mogą doczekać się mojego powrotu, bo dla mnie też mają niespodziankę. Pewnie domyślasz się, na czym ta niespodzianka ma polegać...
- Ciebie też chcą wydać - powiedział chłopak, czując, jak zalewa go fala współczucia dla niej. Aurore pozowała na silną i niezłomną, podobnie jak on pozował na niewzruszonego i obojętnego na wszystko, lecz tak naprawdę była krucha... nietrudno było ją zranić.
- Tak - potrząsnęła głową. - Próbowali zrobić to już wcześniej, dziesięć lat temu. Chcieli bym poślubiła jednego z przedstawicieli klanu Variassich, aby w ten sposób utrwalić więzy, łączące nasze rodziny. Nie chciałam tego zrobić, nie chciałam poślubić człowieka, którego nie tyle nie kocham, co po prostu nie znam. Więc uciekłam.
- Do Gór Jastrzębich. Dlatego tak dobrze znałaś te okolice - i nagle wampirowi wszystko zaczęło się okładać w logiczną całość.
- Tak. Zaszyłam się w jednej z jaskiń i ukrywałam się tam przez tydzień, lecz potem mnie znaleźli. Nie chciałam wracać, krzyczałam, żeby mnie zostawili, groziłam, że rzucę się ze skał, jeśli oddadzą mnie jak rzecz, żebym do końca życia męczyła się z jakimś starym dziadem. Przestraszyli się i obiecali mi wtedy, że już nigdy nie będą próbować mnie swatać. Dali mi słowo, że kiedy będę gotowa do małżeństwa, kiedy poznam kogoś, komu oddam swoje serce, będę mogła go poślubić. Do niczego mnie nie zmuszą. Głupia im uwierzyłam i wróciłam do pałacu. Myślałam, że mogę im zaufać, lecz ich słowo okazało się nic nie warte...
Po jej twarzy zaczęły spływać nowe łzy. Zaniosła się płaczem na samo wspomnienie. Christian wyjął z kamizelki jedwabną chusteczkę i otarł delikatnie jej policzek. Spojrzała na niego z podziękowaniem, siląc się na słaby uśmiech.
Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Aurore głos odmawiał posłuszeństwa, a Christian nie miał bladego pojęcia, co mógłby powiedzieć. "Nie martw się, wszystko będzie dobrze", "Spokojnie, wszystko się jakoś ułoży"... to były tylko puste i oklepane zwroty, które nie wnosiły zupełnie nic. Wtedy naszła go pewna myśl. Nie miał pewności, że go nie odtrąci, że nie potraktuje jego gestu za oznakę zbytniej śmiałości, ale... tylko to przychodziło mu teraz do głowy. Chłopak objął ją pokrzepiająco ramieniem i przytulił, marząc tylko o tym, by znaleźć sposób na ukojenie jej bólu.
Była zaskoczona tym gestem, lecz o dziwo nie protestowała. Była taka krucha w jego ramionach, teraz taka bezbronna...
- Christianie ja... ja nie chcę wychodzić za obcego mi elfa, nie chcę spędzić danych mi dni z kimś, kogo nie kocham. Nie dam wepchnąć się do łóżka jakiemuś staruchowi, tylko po ty, by ród umocnił swą pozycję. Ja... ja nie wrócę do stolicy. Pomogę wam znaleźć Berło, ale potem... - pokręciła głową - zrobię wszystko, by zginąć podczas ostatniej walki. Specjalnie się podłożę, by uniknąć tego przeklętego ślubu. A jeśli jakimś cudem przeżyje, przysięgam, że sama się zabiję. Zrobię to, nie wrócę do domu.
Christianem wstrząsnęły te słowa. Każdy z nas miał coś takiego, czego bał się najbadziej, czego najbardziej na świecie chciał uniknąć, ale mimo wszystko to instynkt przetrwania, chęć życia przeważnie były najsilniejsze. Przewyższały one lęk. Jak w wielkiej desperacji trzeba więc być, by targnąć się na własne życie? Jaki koszmar musi stać przed nami, abyśmy posunęli się do czegoś takiego?
- Nie pozwolę ci tego zrobić, Aurore - szepnął z pełną powagą, gładząc dłonią jej złotowłosą głowę. - Nie dam ci się zabić.
- Czyli wolisz, żebym cierpiała przez całą swą elfią wieczność, żyjąc z jakimś niewyżytym pijusem z tytułem szlacheckim? Spędzić ją na zadowalaniu jakiegoś lorda od siedmiu boleśni, tylko dlatego, bo tak chce rodzina, tak? Tylko dlatego, że kobiety nadają się tylko do jednego, czyż nie? - syknęła, nie panując już nad sobą. Oderwała się od niego gwałtownie, posyłając mu wrogie spojrzenie. Christian westchnął ciężko.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu jestem zdania, że istnieje lepsze wyjście.
- Ja już nie mam wyjścia. W tę albo we w tę. Innej drogi nie ma.
- Jest. Ucieczka. Zawsze możesz uciec daleko stąd, gdzieś, gdzie nigdy nikt by cię nie znalazł. Mógłbym ci pomóc, gdybyś tylko się zgodziła na ten plan - powiedział wampir, mrużąc czerwone jak krew oczy.
- Nie - Aurore pokręciła przetowłosą głową. - Nie znasz moich rodziców. Gdybym splamiła honor rodziny, uciekając sprzed ołtarza, mogłabym się nawet zapaść pod ziemię, ale i tak by mnie znaleźli i siłą zawlekli do ołtarza. Nie znasz ich. Jeśli natomiast zginę w walce, będą mogli winić tylko tego, który zadał mi śmiertelny cios. Do niczego mnie już nie zmuszą. Będę wolna.
- Będziesz martwa - sprostował brutalnie Christian, podnosząc się z ziemi. Był już cały przemoczony, podobnie jak ona. - Co ci po tej wolności, skoro nie będziesz mogla z niej skorzystać? Twe ciało złożą do trumny i zakopią, i tak właśnie skończy się twoja królewska baśń, twoja elfia wieczność. Naprawdę chcesz tego?
- Nie, oczywiście, że nie - sprostowała ostro, również się podnosząc. - Chciałabym żyć, jak każdy. Coś osiągnąć, znaleźć miłość życia, założyć kochającą rodzinę, ale to nie jest mi dane. Miłość dla królewskiej córki jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje. Są tylko układy między szlachtą i przypieczętowywane ślubami pakty, przez które księżniczka ma za zadanie zadowalać męża nawet jeśli przyprawia ją o obrzydzenie, byleby tylko nie chciał zrywać umowy z jej ojcem, i rodzić mu dzieci, żeby miał komu przekazać rodzinne dziedzictwo. Nie chce takiego życia. Nie chcę.
- I nie będziesz miała - powiedział, przyglądając jej się z nieodgadniętym wyrazem twarzy. - To jedno, co mogę ci obiecać.
- Dlaczego tak nagle zaczęło ci zależeć na tym, co ze mną będzie? - spytała Aurore z podejrzeniem, krzyżując ręce na piersi. - Przecież ty mnie nienawidzisz.
- Nawet nie wiesz, w jak wielkim tkwisz błędzie - odpowiedział niemal szeptem, czując, jak wszystko w środku w nim buzuje. Nie powinien może tego mówić. Może nie powinna wiedzieć. Może... nie. To zabrnęło już za daleko. Kiedyś musiał jej powiedzieć, niezależnie od tego czy go przyjmie, czy odrzuci.
- Co...? - zdumiała się, otwierając szerzej oczy. Dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a tym bardziej tego, co miała za chwilę usłyszeć.
Christian przez chwilę myślał, zastanawiając się, jak ubrać to w słowa, aż w końcu wyznał jej:
- Zależy mi na tobie, Aurore, i to bardzo.
Aurore wypuściła z siebie ze świstem powietrze, jej serce zabiło szybciej. Nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń.
- Od paru dni nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, jak o tobie. Od poranka aż do zmierzchu mam cię przed oczami, a w uszach tkwi mi twój dźwięczny śmiech, twój słodki głos. A potem słyszę go znów, tym razem we śnie. Nie mogę spojrzeć na żadną inną dziewczynę, tak żebym nie widział w niej ciebie. Ja... - zawahał się. - Po prostu kocham cię, Aurore. Kocham.
Christian czuł, że powinien zamilknąć, że to niezgodne z tym, co sobie obiecał, ale nie był w stanie przestać. Jego serce dorwało się do głosu i nie miało zamiaru odejść od mównicy.
Wampir roześmiał się krótko.
- To zabawne. Na początku cię nie znosiłem. Drażniłaś mnie jak mało kto, ale... potem to się zmieniło. Dlatego nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Nie wiem, co zrobię, ale mogę ci obiecać, że nie dopuszczę do tego, by oddali cię komuś bez twojej zgody, jak zwykłą rzecz. Nie pozwolę, byś znów przez to płakała - powiedział, przesuwając dłonią po jej bladym jak u porcelanowej lalki policzku. Nigdy tak bardzo nie miał ochoty złożyć pocałunku na jej ustach, jak teraz, ale wiedział, że to byłoby już za wiele.
- Christian, ja... nie wiem co powiedzieć. Nie miałam pojęcia, że ty... cokolwiek do mnie... - wyznanie wampira wprawiło ją w taki szok, że tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
- Nic nie musisz mówić - odparł, odwracając wzrok. - Nie liczę nawet, że to odwzajemnisz. Chciałbym, żeby tak było, ale jestem realistą i wiem, że tak nie będzie. Przynajmniej nie dziś, nie jutro... Może pewnego dnia spojrzysz na mnie życzliwszym okiem, ale...
Książę nie zdążył dokończyć, bo właśnie stało się coś, czego spodziewał się najmniej. Coś, przez co zaczął wątpić w realność tej sceny. Zaczął się lękac, iż to nie dzieje się naprawdę, że to tylko sen... Lecz nawet jeśli to wszystko było snem, nie chciał się z niego budzić.
Aurore wspięła się na palce, by dosięgnąć do niego, i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.
- Dziękuję - szepnęła, spoglądając mu z najszczerszą powagą i rozczuleniem w oczy. Dłoń Christiana mimowolnie powędrowała ku policzkowi, który chwilę temu musnęły jej wargi. - To piękne co powiedziałeś. Jestem ci wdzięczna za twą ofiarność. Wątpię, by ktokolwiek był wstanie mi jeszcze pomóc, lecz doceniam chęci.
Po chwili wahania dodała jeszcze:
- Tylko proszę, nie mów o tym pozostałym. Nie chcę, by wiedzieli. Niepotrzebne mi ich współczujące spojrzenia i słowa otuchy. Na nic mi teraz one - powiedziała, na powrót posępniejąc.
- Jeśli nie chcesz, bym mówił, to nie powiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytała, spoglądając na niego badawczo, na co Christian uśmiechnął się trochę smutno w odpowiedzi.
- Odpowiesz mi.
- No co? - zmarszczyła zdumiona brwi.
- Powiedziałem, że nie potrzebuję wiedzieć, ale... Wątpię, byś odwzajemniała moje uczucia, lecz nie zmienia to faktu, że chciałbym usłyszeć z twych ust, jak jest.
Choć spodziewam się już odpowiedzi - pomyślał przybity wampir, wzdychając ciężko. Christian nie wiedział, co się z nim dzieje. To było zupełnie do niego niepodobne. Romantyczne wyznania, deklaracje pomocy, to nie jego bajka, a jednak to zrobił. Powiedział jej co do niej czuje. Choć wiedział, że może tego żałować, czuł, że kamień spadł mu z serca wraz z chwilą, w której w końcu to z siebie wyrzucił.
- Och, to oto chodzi... - zafrasowała się. Aurore spuściła głowę zmieszana. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Była wzruszona jego wyznaniem i wdzięczna za uczucie, którym ją obdarzył, lecz... sama niestety nie czuła nic specjalnego. Nie czuła miłości, nie... Może przyjdzie ona pewnego dnia, Christian by tego chciał, ale... tak jak sam się domyślił, jeszcze nie dziś. To wszystko na pewno zmieni sposób jej patrzenia na niego, ale nie wywoła uczucia na skinienie. Aurore nie chciała zachować się wobec niego nie w porządku, nie chciała mamić go słodkimi słowami i zapewnieniami miłości, której po prostu nie czuła. Ale nie chciał też go zranić. Ostatecznie jednak nic nie musiała mówić. Christian zauważył jej zmieszanie i już wiedział.
- Tak też myślałem - skwitował głosem wypranym z emocji, choć tak naprawdę w środku wszystko w nim runęło. Spodziewał się, że tak to się skończy, lecz nie był świadomy, że to będzie aż tak bolesne. - Spokojnie, nie mam zamiaru ci się narzucać... - odwrócił się na pięcie, by odejść, lecz ona go powstrzymała.
- Christian, przepraszam - szepnęła ze smutkiem, łapiąc go za rękę. - Przepraszam, że nie mogę powiedzieć ci tego samego, co ty mnie. Przykro mi, ale...
- Nie dziś. Rozumiem - rzucił z ironicznym uśmiechem, po czym odszedł w stronę obozowiska, nie obracając się ani razu.
______________________
* Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale w poprzednim rozdziale mówiłam, że Marina potrafi czytać emocje ludzi... Po prostu czuje to, co osoby w jej otoczeniu. Można nazwać to zdolnością, pojawiającą się co i raz u przedstawicieli jej rasy.
MERIDIANE FALORI
________________________________________
Cześć, cześć, cześć :) Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale... cóż. Szkoła. :(
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że wam się spodobało. Mam nadzieję, że zechce wam się skomentować i powiedzieć, co myślicie o wyznaniu Christiana i o wszystkim innym, co w tym rozdziale było :* <3
Korzystając z okazji, zachęcam do lajkowania mojego fp :D :
zaklepuję <3
OdpowiedzUsuńłołołołooołoołłoooo !!! dziewczyno !
Usuńkocham wyznanie Christiana, ale powiem szczerze, że myślałam, że go pocałuje, a nie cmoknie w policzek xdxdxdxd
kocham definicją Arthura xd i Lane, choć za dużo jej tu nie było xd
no i ogólnie podoba mi się plan S&S - tak nazywam Sun i Shadow <3
rozdział GENIALNY <3 <3
Klep klep
OdpowiedzUsuńO nie!
UsuńTak nie moze byc!
Ty wiedzmo!
Grrrrr
Aurore miala mu odpowiedziec tym samym!
Ty ty ty... grrrr
ale nie ukatrupie cie tylko za to piekne wyznanie Christiana *-*
ale Aurore ma sie w nim takze zakochac! ;***
Czekam na cd i
pozdrawiam
buzka xD ^^
~ wiesz kto
Sama wiem kto? Lordzie Voldemorcie, to pan? xD
UsuńChlip chlip chlipu chlip... Łezka się w oku kręci... Jezu dość!
OdpowiedzUsuńTo było niesamowite! NIESAMOWITE! Epickie!
Cudowne! Brak słów...
Doskonale to ujęłaś. Aurore opamiętaj się!
CHRISORE 4EVER
Czekam na następny z niecierpliwością.
Coco Evans
SUPER SUPER SUPER !!!! ;)
OdpowiedzUsuńuhhh wreszcie Chris odważył jej się to powiedzieć! :D
ale czemu ona go nie kocha :'(
Niee, Aurore musi być z Chrisem !
kiedyś...
A Marina, no niech się uczy, fajnie że jej dobrze idzie, ale od Christiana ma się trzymać z daleka xd
Sun i Shadow, kurcze, co za bezduszność! JAK TAK MOŻNA??! takie niecne plany... no ale ok, to w końcu płatni zabójcy... No no będzie akcja z nimi xD
Ogólnie świetny rozdział, jak zawsze haha
Kurde, żeby tak pisać to trzeba mieć talent..
Pozdrawiam, czekam na następny :*
Zgadzam się całkowicie ,a co się tyczy Sun i Shadowa to są przecież w połowie smokami. Legendy głoszą,że smoki pojawiały się tam gdzie drogocenne klejnoty i złoto ponieważ w genach miały taką przypadłość , którą ludzie potocznie nazywali GORĄCZKĄ ZŁOTA. Polegała ona na tym ,że smok widząc lub nawet czując złoto wpadał w pewnego rodzaju trans ( taką jakby hipnozę ). Smoki zaczynały szaleć i bez opanowania kradły złoto , mówi się że zapominały spać i jeść i po pewnym czasie same sie wykańczały lub gdy spotkały sie dwa osobniki walczyły na śmierć i życie byle mieć złoto w swoich szponach.
UsuńHeeej! Jejku jak dawno Cię tu nie było! :) Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńNo ale przejdźmy do skomentowania rozdziału :)
Po pierwsze świetnie przedstawiłaś sytuację Shadowa i Sun - to, jak bardzo mają świra na punkcie błyskotek ;) Swoją drogą zupełnie jak prawdziwe smoki :D Poczułam ich wyniosłość i pewność siebie :) W ogóle w rozdziale było doskonale widać emocje wszystkich bohaterów. Ale dojdziemy do tego, spokojnie ;) No i świetne plany wymyślili, niby banalne, ale mają w sobie to coś, co im jest potrzebne, czyli skuteczność (a raczej to, że szybko i sprawnie można je wprowadzić w życie, bo o skuteczności będziemy mówili potem. Chociaż mam wielką nadzieję, że nie będzie żadnej skuteczności!!)
Marina.. Bardzo dobrze, że uczy się razem z Chrisem obrony. Lecz mimo tak fajnej postawy w tym rozdziale to jakoś nadal nie jestem do niej przekonana. Sama nie wiem, dlaczego. Ale po prostu tak już mam ;) Jak kogoś polubię to na całe opowiadanie a jak znienawidzę to nawet najbardziej szlachetne wyczyny tego nie zmienią. Ale Mariny nie nienawidzę, po prostu nie lubię i tyle ;)
Świetnie ukazałaś to takie chowanie się, niby Aurore i Chris budują swoją postawę jako ktoś inny a tak naprawdę są całkiem innymi osobami. Super to pokazałaś ;) I w momencie ich rozmowy ale i jak Chris ćwiczył z Mariną i był moment, gdzie pisałaś o tym, że nie chce, by reszta zobaczyła, że jej pomaga. I muszę tutaj zaznaczyć tą ponadczasowość - wielu ludzi tak robi. Masa! Kreują się na twardych, pewnych siebie, a tak naprawdę nie potrafią sobie poradzić ze swoimi problemami. Na przykład ;)
Aurore... Cóż... Jej problem i jej siostry nie jest jakiś... kurcze, uciekło mi słowo... -,- Chodzi mi o to, że już wiele razy gdzieś się tam pojawiał. Ale ty znowu mimo takiej oklepanej formuły znalazłaś swoją drogę i wyszło to tak, jakby to był Twój pomysł. To jest fajne, bo trudno jest wymyślić coś, co już nigdzie się nie pojawiło. A to, że potrafisz znaleźć swój sposób na to, dowodzi tylko tego, że świetnie piszesz i umiesz sobie ze wszystkim poradzić (jeżeli chodzi o pisanie, oczywiście ;)). Nie mniej jednak fantastycznie to przedstawiłaś, niemal czułam to samo co ona (prawie jakbym była Mariną... O.o). Jeszcze można dopowiedzieć, że pierworodne księżniczki mają przekichane - zwłaszcza w takich krajach, gdzie królowa sama nie może rządzić...
Chris... Jejku, całkowicie nie spodziewałam się, że tak szybo odważy się na powiedzenie księżniczce prawdy!! Normalnie masakra! Całkowicie mnie tym zaskoczyłaś dzisiaj! Ale wspaniale Ci to wyszło, jak wszystko! ;) Tak strasznie mi go było szkoda, gdy czytałam końcówkę i to, że Aurore nie czuje tego, co on! Ale ty jesteś okrutna! ;)
Swoją drogą mam nadzieję, że Marina pogodzi się z faktem, że Chris nie będzie jej. No i szczerze mam nadzieję, że Arthur zachowa resztki rozsądku, który podpowiadał mu, że niedługo się coś wydarzy, i nic im się finalnie nie stanie po spotkaniu z rodzeństwem draconisów ;)
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak stęskniłam się za czytaniem Twoich rozdziałów! Naprawdę! Nawet nie wiedziałam, że aż tak mi się będzie ten czas dłużył!
Chrisore? :D hahaha <3 uwielbiam :D
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza <3
Wyczekuję każdego komentarza, ale twojego zawsze w szczególnoaci :D podczas gdy inni piszą mi głównie "fajny rozdzial czekam na next" (jesli wgl piszą) u cieboe zawsze moge liczyc na sprawozdanie z calego rozdzialu , z kazdego elementu ktoru chcialam zeby zostal wychwycony ;) twoje komentarze w szczególności motywują mnie do dalszego pisania bo czytając je przekonuje sama siebie ze jednak nie pisze tak zle jak soe boje xD
UsuńCo?!?!?! Co to ma być?!?!?! Przykro ci? Tylko ci przykro?!?!?! Okey dużo za dużo emocji xD kocham Chrisa, jego wyznanie i wszystko co z nim związane (lol) Lana i Arthur są tacy słodcy *_* i jestem mega ciekawa jak potoczy się wątek Shadow & Sun :D ciesze się niezmiernie z nowego rozdziału i mam nadzieję że następny będzię już niedługo :) pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńświetny rozdział *.* wyznanie Christiana , po prostu cudo *.* <3 nie spodziewałam się że odważy się już teraz wyznać Aurore to co do niej czuje. oby ona to odwzajemnila, trzymam kciuki za ta parę :D co do planu Sun i Shadow... całkiem sprytny, ciekawe co z niego wyniknie ;) czekam na next i życzę dużo, dużo weny :* PS. co do mojego koma na tdh, teraz będę częstym gościem na twoich blogach , bo są po prostu BOSKIE <3
OdpowiedzUsuńhahah dziękuję <3 <3 <3
UsuńJa chcieć rozdział! :D
OdpowiedzUsuńI w końcu się doczekasz ;)
UsuńProponuję umilić sobie czekanie lekturą pozostałych blogów xD hahah
Kiedy bedzie next?! Błagam miec sie pojawi!!
OdpowiedzUsuńAurora czy jak to sie pisze niech bedzie z chrisem!! Niech ona poczuje sie zazdrosna :D
Niestety musicie jeszcze trohę poczekać, bo teraz zajmuję się Prophecy, a następne w kolejce są 4żywioły i tajemnica dark high :(
UsuńZostałaś nominowana do LBA! Już Twój drugi blog XDD
OdpowiedzUsuńhttp://destiny-of-feter.blogspot.com/2015/04/nominacja-do-liebster-blog-award-lba.html
Hej, zostałaś nominowana przezemnie do LBA! Po szczegóły zapraszam na : http://moj-swiat-do-gory-nogami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńGratuluję! :D
/Majalissa